poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział 4.

Pan Filch od razu zerwał się zza swojego biurka i ruszył za mną w stronę Izby Pamięci. Sam miał kota, więc śmierć jakiegoś sprawiała, że się smucił. Ja nic nie mam do naszego woźnego. Jeśli ktoś jest miły dla niego, to on się wtedy owej osoby nie czepia. Ze mną miał mały problem, bo zadaję się z Huncwotami ale kiedy okazało się, że najlepszy kontakt mam z Remusem - jego ulubionym Huncwotem - sprawa się wyjaśniła. 
Wszedł ze mną do środka i od razu podleciał do nieżywego kota. Westchnął. 
- Trzeba poinformować właściciela - powiedziałam trzymając się z tyłu. Nie chciałam znowu wymiotować. 
- Tylko długo to zajmie ...
- Niech da mi pan chwilę - odparłam i szybko wybiegłam z Izby. Zatrzymywałam się przy każdej widzianej osobie i pytałam się czy znają kogoś kto miał czarnego kota z rudą skarpetką na lewej tylnej łapie. Ale nikt nic nie wiedział. Już myślałam, że nie uda mi się znaleźć właściciela. W końcu podeszłam do grupki szóstoklasistek z Hufflepuffu siedzących na dziedzińcu. Wśród nich była Chelsea Owken. Ścigająca Puchonów z jasnobrązowymi pofalowanymi włosami i dużymi niebieskimi oczyma. 
- O hej Maxine - powiedziała. 
- Cześć dziewczyny. Przyszłam w dość nieprzyjemnej sprawie - chrząknęłam. Powiedziałam im o kocie. Owken szeroko otworzyła oczy i zakryła usta dłonią. Zauważyłam w jej błękitnych oczach łzy. O cholera. Chyba znalazłam właściciela naszego biednego kota.
- Gdzie on jest? - podniosła się. Jej przyjaciółki również. 
- On ...
- Gdzie jest Bruno?! - krzyknęła. Westchnęłam i kazałam jej iść za mną. Po chwili dotarłyśmy do Izby Pamięci. Obok Filcha stała pani Mcgonagall. Bruno leżał kawałek dalej zawinięty w foliowy worek. Puchonka wybuchnęła płaczem i kucnęła koło niego. Zaczęła go głaskać przez folie. Ścisnęło mi się serce. Wiem co ona przeżywa. Jak miałam dziewięć lat mojego psa przejechał samochód. I to na moich oczach. Już zawsze będę miała ten widok przed oczyma.  
Wicedyrektorka zdjęła okulary i przetarła szkiełka rękawem szaty, po czym chrząknęła. 
- Chelsea? Chciałabyś pochować swojego pupila na terenie Hogwartu? - spytała. Szatynka jedynie lekko kiwnęła głową i pociągnęła nosem - Powiem Hagridowi by przygotował odpowiednie miejsce - odparła i wyszła z Izby. Poklepałam dziewczynę po ramieniu i ruszyłam w stronę Wieży. Emma i Georgie były zniesmaczone. I wcale się im nie dziwię. Nie mówiłam o tym, że wymiotowałam bo Hunter zaczęła jeść naleśniki. 
Posiedziałyśmy trochę rozmawiając, po czym umyłyśmy się i poszłyśmy spać.
Trzeba było się wyspać przed poniedziałkiem. 

                                             ***
Ziewnęłam i nałożyłam sobie owsianki. Po raz pierwszy od dawna się nie wyspałam. Mój organizm funkcjonuje tak, że jeśli śpię tylko cztery godziny to i tak jestem wyspana. Tym razem spałam prawie dziewięć, a i tak czuje się jakbym miała zaraz usnąć. 
Do tego czekały nas dwie godziny Zaklęć z Gryfonami. A nie za bardzo sobie radzę z tym przedmiotem. Zawsze mam problem z wypowiedzeniem formułek. 
Spojrzałam na Emmę z nad mocnej kawy. Tym razem nie dodałam mleka. Jedynie ją posłodziłam. Musiałam się troszeczkę rozbudzić. 
Moja przyjaciółka ze smętną miną zajadała się parówkami w cieście. Geo już dawno zjadła pierwszy posiłek tego dnia i zapewne już czekała pod klasą. 
Widziałam, że Lils znowu kłóci się z Potterem, który mimo jej groźnej miny wyglądał na wniebowziętego, że w ogóle z nim rozmawia. Westchnęłam. Ten chłopak jest niesamowity. Na serio. Natomiast Mary i Black starali się nie wybuchnąć śmiechem. Chociaż brunetowi gorzej szło. Skąd wiem? Bo wypluł jajecznicę z powrotem na talerz. Mary posłała mu zdegustowane spojrzenie. 
Mimowolnie sama się zaśmiałam. 
- Co? - mruknęła Em. 
- Nic. Jim znowu kłóci się z Lily - powiedziałam biorąc łyka kawy. Ziewnęła. 
- Jestem pod wrażeniem, że jeszcze to wytrzymuje. Gdyby to za mną latał jakiś natrętny facet to strzeliłabym we niego drętwotą - odparła, na co się uśmiechnęłam. Chwilę później stałyśmy już przed klasą i czekałyśmy na pana Filiusa. Potter stał pod ścianą rozmasowując sobie czerwony policzek. Ha. Czyli Lils nie wytrzymała. Weszliśmy do klasy za nauczycielem. Usiedliśmy w ławkach. Na nie szczęście miałyśmy przed sobą Pottera i Blacka, którzy lubią się nabijać z mojego talentu do tego przedmiotu. Syriusz odwrócił się i wesoło uśmiechnął. 
- Ani słowa Black ...
- Bo? - przygryzł wargę. 
- Bo każdy dowie się, że ty i James po pijaku ... się ... całowaliście - szepnęłam ze mściwym uśmiechem. Potter zrobił przerażoną minę. Black też. 



- Ty wredna mała ... 
- Na pewno nie chciałbyś żeby twoje fanki się o tym dowiedziały. A, gdyby Lily o tym wiedziała, to ulala - gwizdnęłam. Kątem oka widziałam, że Hunter z trudem panuje nad wybuchem śmiechu. Nie dziwię się. Ten widok na zawsze pozostanie w mojej głowie. 
- Dobra, nic nie mówimy - jęknął Potter i wrócił na miejsce. Czarnooki po chwili również. Posłał mi tylko groźne spojrzenie, po czym już się nie odwrócił. No i znowu punkt dla Winslow. Tak jest. Blondynka przybiła ze mną żółwika pod ławką. Tak między nami to rudowłosa wie o tamtym czerwcowym incydencie, ale Huncwoci nie muszą o tym wiedzieć. Im mniej wiesz tym lepiej śpisz. Zawsze powinno się mieć haka na ludzi. Zwłaszcza na tą dwójkę. 
Mimo mojego strachu Zaklęcia bardzo szybko minęły. Profesor zrobił nam powtórkę z pierwszej klasy. Powtarzaliśmy zaklęcie Lumos i tym podobne. Łatwizna. Następnie miałam okienko, a Georgie i Emma szły na Wróżbiarstwo. Nienawidziłam tego przedmiotu tak mocno, że na SUMACH specjalnie je zawaliłam. Dzięki temu nie muszę wdychać zapachu kadzideł i wysłuchiwać, że moim przeznaczeniem jest bycie starą panną z kotami. Mówi laska, która na widok facetów dostaje ataku paniki i ma cztery persy. 
Odprowadziłam dziewczyny pod klasę, po czym usiadłam na parapecie i wyciągnęłam książkę. King jest super. Czytam ,,Carrie,, i jak na razie jest genialna. Dochodziłam do końca ósmego rozdziału, gdy przy samej twarzy huknęło. Odskoczyłam upuszczając książkę na ziemię. Co jest ?! Złapałam się za serce i wyjrzałam przez okno. Nic nie zauważyłam. No, ale przecież tego huku nie mogłam sobie wymyślić. Wstałam i otworzyłam okno. Wychyliłam się jak najmocniej i spojrzałam w dół. Nic nie było. Chyba głupieje. Zamknęłam okno i zaczęłam biec w stronę wyjścia głównego. Po drodze o mało nie potrąciłam pana Fishera, ale krzyknęłam przepraszam i pognałam dalej. Na dziedzińcu skręciłam w lewo i poszłam pod mury szkoły. Tam, gdzie niedawno jeszcze siedziałam. Rozejrzałam się i zakryłam usta dłonią. Na ziemi leżała sowa. Mała i brązowa. Leżała z rozłożonymi skrzydłami i zamkniętymi oczyma. Cholera. Kucnęłam i dotknęłam jej łebka. Łzy naszły mi do oczu. Nic mnie tak nie wzruszało jak śmierć zwierząt. Pociągnęłam nosem i wzięłam ją na ręce. Zobaczyłam Hagrida siedzącego przed swoją chatą, więc ruszyłam w tamtą stronę. Nasz szkolny Gajowy to fajny facet. Mimo, że jego wypieki często nie nadają się do jedzenia to lubię spędzać u niego czas. Siedział i obierał ziemniaki, a Baron jego owczarek niemiecki leżał u jego stóp. Kiedy mnie zauważył poderwał się i zaczął wesoło szczekać. 
- Maxine! - krzyknął Hagrid i wstał. Jego uśmiech zniknął, kiedy zobaczył co niosę w rękach - No nie. Znowu nie żywe zwierzę? Dopiero co pochowaliśmy kota tej Puchonki i dwie sowy - westchnął i wskazał trzy małe kopce niedaleko jego ogródka z dyniami - Pani Mcgonagall rzuciła specjalne zaklęcie dzięki któremu żadne zwierzęta ich nie rozkopią. A temu bidakowi co się stało, cholibka? - zapytał odbierają ode mnie sowę. Powiedziałam mu wszystko. Zmarszczył gęste brwi. Dla mnie to też było dziwne. Jak niby sowa mogła przywalić w szybę? Nawet taka mała? Dziwne. Położył ją przy innych kopcach i wszedł do chatki. Wrócił po chwili trzymając w ręce łopatę. Wykopał kolejny grób. Wsadziłam do niego ptaka. Zakopał go i utworzył kolejny kopczyk. Na progu zakazanego lasu zauważyłam rosnące tam ładne drobne niebieskie kwiatki. Zerwałam trochę i ułożyłam, na każdym kopczyku. Otarłam łzę, która wypłynęła z mojego lewego oka, po czym porozmawiałam chwilę z mężczyzną i ruszyłam w drogę powrotną. Kiedy znalazłam się na czwartym piętrze zabrzmiał dzwoń kończący lekcje. Super. Czyli pora na Eliksiry. Nucąc pod nosem jedną ze smutniejszych piosenek jakie znam udałam się w podziemia.
Pod klasą spotkałam jedynie paru Puchonów. Uśmiechnęłam się do Chelsea, po czym oparłam się o ścianę i czekałam na dziewczyny. 

Nadeszły głośno rozmawiając z Lily. Panna Evans do tego gestykulowała dłońmi od czasu do czasu kręcąc głową. Podeszły do mnie. 
- O czym rozmawiacie? - zapytałam.
- O Potterze. Nazwał Lily ognistą dziunią - zaśmiała się Bones, ale po chwili przestała kiedy zobaczyła groźne spojrzenie zielonookiej. Zacisnęłam usta by szeroko się nie uśmiechnąć. 
- Jeszcze trochę i nie wytrzymam! Kiedy powiedziałam, że mogę się z nim kumplować sądziłam, że zmądrzeje. Ale jak widać nadzieja matką głupich - parsknęła i pokręciła głową. 



- Musisz być cierpliwa Lils - rzuciła Emma poprawiając torbę na swoim ramieniu. 
- Cierpliwa? Dwa lata to wytrzymywałam. Dwa długie lata. I powoli tracę nadzieję, że ten bałwan się zmieni. 
                                            ***
James szedł przed siebie z rumieńcami wstydu na policzkach i ochotą przywalenia dwójce swoich przyjaciół. Może i przesadził nazywając Lily ognistą niunią, ale mogliby już odpuścić. Wystarczy, że już czuł się potwornie głupio. Remus szedł koło niego nic nie mówiąc. I był mu za to piekielnie wdzięczny. 
- Ognista dziunia no no no - gwizdnął Syriusz - Nawet ja nie wymyśliłbym równie uroczego przezwiska.
- Daj spokój Łapa - warknął okularnik tarmosząc sobie włosy - Wiem, że przesadziłem. 
- James ma rację. Dajcie spokój - wstawił się za nim Remus. Po chwili dotarli na odpowiednie piętro. Łapa i Peter odpuścili i zaczęli rozmawiać o Quidditchu. Orzechowooki poprawił torbę i spojrzał przed siebie. Zauważył Lily i Mary stojące niedaleko klasy od Transmutacji. Rozmawiały ze sobą o czymś przyciszonymi głosami. Jednak na pierwszy rzut oka widać było, że rudowłosa nie wygląda na zadowoloną. Przeszedł obok nich nie patrząc w bok. Zatrzymał się parę metrów dalej i przymknął oczy. Jaki ze mnie debil, pomyślał. Zachował się jakby kumplowanie się z Evans nie byłoby warte ugryzienia się w język. Znowu zachował się jak zakochany gówniarz. Westchnął. 
Syriusz mrugnął do jednej z dziewczyn, po czym oparł się o ścianę niedaleko Jamesa i rozejrzał się po korytarzu. Ostatnio przestał czerpać przyjemność z bycia adorowanym. Często, kiedy otaczały go dziewczyny wyłączał się i myślał o czymś innym. Na szczęście większość płci pięknej mówi o tym samym, dlatego zawsze mógł jakoś wybrnąć z tego, że został przyłapany na nie słuchaniu. Jeszcze przed wakacjami robił wszystko żeby być w centrum uwagi. Nigdy sam nie podrywał dziewczyn, ale kiedy jakaś dziewczyna sama go zaczepiała grzechem byłoby nie skorzystać. Wszyscy mówią, że pan Black zaliczył połowę Hogwartu, a to nie prawda. Nie był prawiczkiem, ale męską dziwką również nie. Dziewczyny, z którymi spał mógłby policzyć na dwóch dłoniach. No może na trzech. Całowanie się to co innego. To nie jego wina, że uwielbiał kobiety jako osoby. Każda jest inna choć często myślą i mówią o tym samym. Jego przemyślenia przerwała Mcgonagall wpuszczająca ich i Ślizgonów do klasy. Odepchnął się od ściany i wszedł do środka. 
                                            ***
Eliksiry nie należą do moich ulubionych przedmiotów, ale całkiem nieźle idzie mi w ich warzeniu. Po prostu mam to w genach. Nie jestem takim orłem, jak Lilka lyub Snape jednak całkowitym baranem, jak na Zaklęciach też nie jestem. Slughorn szeroko się do nas uśmiechnął i klasnął w dłonie. 
- Dziś zajmiemy się miksturą powodującą senność. Sam zapach powoduje, że zaczynamy czuć zmęczenie. Dużo osób używa ich jako proszka nasennego - odparł - Tutaj macie potrzebne składniki i instrukcję jak ją wykonać - machnął różdżką, a na tablicy ukazały się potrzebne wiadomości. Odpaliłam ogień po kociołkiem pełnym wody, po czym zaczęłam kroić na równe kawałki korzeń imbiru. Dodałam go do wody, po czym zmieszałam sproszkowane algi z kardamone. Dodałam do wody i zamieszałam. Po dwudziestu pięciu minutach dorzuciłam 5 dg much siatkoskrzydłych i odczekałam chwilę. Mikstura miała ładny jasnoróżowy kolor. Powąchałam ją i od razu ziewnęłam. 
- Oho. Panna Winslow skończyła. Zobaczmy - podszedł do mojej ławki. Em i Geo siedziały za mną. Zamieszał chochlą, po czym wesoło się uśmiechnął - Doskonale. 10 punktów dla Krukonów. Gratuluje Maxine - odparł i poszedł dalej. Również się uśmiechnęłam i wyczyściłam kociołek. Po dośc przyjemnych Eliksirach nadszedł czas na ostatnią tego dnia lekcję, czyli Mugoloznastwo ze Ślizgonami. Dziewczyny miały Numerologię. Pod klasą był tylko Snape. Na mój widok chrząknął i wbił wzrok w posadzkę. Przycupnęłam na parapecie i wyjęłam z plecaka opakowanie czekoladowych żab. Zjadłam gada i spojrzałam na kartę. Merlin. Po kilku minutach siedziałam już w ławce. Pani Efron szeroko się do nas uśmiechnęła. Tym razem miała na sobie bordową luźną sukienkę do kolan, czarne rajstopy i kozaki do łydek, a włosy związała w kitkę. 
- Zanim rozpoczniemy zajęcia chciałabym was poinformować o czymś wow. Rozmawiałam z dyrektorem i ochoczo zgodziło się na mój pomysł. Wystawimy przedstawienie - powiedziała. Nastała cisza. Przedstawienie? To może być ciekawe - Co sądzicie? 
- A, kto będzie brał udział? - spytał Jeremy Danvers. Jest Krukonem, jak ja. Ma krótkie kręcone brązowe włosy. 
- Cała siódma oraz szósta klasa. Musimy tylko wymyślić, co to będzie za przedstawienie. Mam nadzieję, że świetnie się będziemy bawić. No dobrze - klasnęła w dłonie - Wróćmy do teatru. Ostatnio rozmawialiśmy o antycznym. Dziś opowiem wam w skrócie o greckim - uśmiechnęła się - Teatr grecki wywodzi się z tradycji obrzędów religijnych, zwłaszcza związanych z obchodami ku czci Dionizosa. Widowiska te musiały być łatwo dostępne dla ludności, pierwsze sztuki wystawiano więc na wytyczonym u stóp wzgórza placu zwanym orchestra, a na jego środku ustawiano ołtarz. Początkowo orchestra miała kształt zbliżony do prostokąta, koła albo elipsy, ostatecznie przyjął się kształt koła. Na placu występował chór i odbywały się popisy taneczne. Widzowie zasiadali na zboczu góry, początkowo bezpośrednio na ziemi, później na drewnianych ławkach. Tak powstała widownia w kształcie dużego wycinka koła, czyli theatron - mówiąc chodziła między ławkami. Lubią ją słuchać. Mimo tego, że w połowie jestem mugolem słuchanie o takich sprawach jest i tak ciekawe - W Atenach sztuki teatralne były wystawiane także na agorze, na prowizorycznie wzniesionych konstrukcjach drewnianych. Jednak w roku 490 p.n.e. doszło do katastrofy – drewniana konstrukcja trybun załamała się i śmierć poniosło wiele osób. Najprawdopodobniej to wydarzenie zdecydowało o przeniesieniu widowisk w stałe miejsce, w okolice świątyni Dionizosa na południowym stoku akropolis. Wraz ze wzrostem liczby aktorów występujących na scenie i wzbogacaniem akcji przedstawień, niezbędne stało się pomieszczenie, w którym aktorzy mogli zmieniać stroje. Problem rozwiązano poprzez wybudowanie około roku 465 p.n.e. przy orchestrze, naprzeciw theatronu, budynku zwanego skene ... - dodała. Miała tak miły dla ucha głos, że nie wiadomo kiedy lekcja się skończyła. Pożegnaliśmy się z nią i ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. 



Hej
I kolejny rozdział który napisałam w niecałe dwa dni. Szok i niedowierzanie.
Pamiętajcie o zadawaniu pytań. 

Pozdrawiam




2 komentarze:

  1. Cześć!
    Ooo, świetny pomysł z drugim obliczem Filcha. Wszyscy nie lubią go całkiem bezinteresowanie i zawsze dzieje mu się coś przykrego, a Ty odważyłaś się odwrócić ten stereotyp. Brawo!
    Zazdroszczę Max, że zwykle nie potrzebuje wiele snu, żeby się wyspać - ja chyba nigdy nie jestem wyspana, bez względu na to, czy śpię 5 czy 10 godzin... Taki los.
    Oho, Maxine zna takie tajemnice Huncwotów, o których strach myśleć. Nawet nie chcę wiedzieć, co działo się w ich głowach, że się całowali. Nie i już.
    Biorąc pod uwagę, że w Twoim opowiadaniu powinny być lata osiemdziesiąte, Max nie miałaby szansy, aby przeczytać "Joyland" Kinga - powinnaś zwracać uwagę na takie szczegóły ;)
    Dobrze, że James zaczyna powoli kojarzyć jak się NIE zachowywać, chociaż jeszcze nie wprowadza tych mądrości w życie.
    Widzę, że i w tym opowiadaniu dzieje się artystycznie, więc może być ciekawie ;)
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  2. James i Syriusz się pocałowali?! Fuuuj! Wolę wyrzucić ten obraz z mojej głowy. Oby Max nigdy nie wykorzystała tej informacji przeciwko nim, bo z pewnością zniszczyłaby ich reputację.
    Rozdział bardzo ciekawy. Współczuję dziewczynie utraty zwierzątka. Wiem również, co czuła Max, gdy widziała śmierć swojego psa, bo ja przeszłam dokładnie przez to samo - ciężko się z tym pogodzić.
    Rogacz zachował się jak totalny prostak, ale czegóż więcej można się po nim spodziewać? Lily powinna go po prostu olać i nie przybierać sobie do głowy tego, co mówi. Cieszę się, że pomimo swojego głupiego zachowania, robi również jakieś postępy, skoro sam zdał sobie sprawę z tego, że źle się zachował. Może jednak jest dla niego nadzieja? Oby, bo w końcu Harry musi jakoś pojawić się na tym świecie, prawda? :D

    OdpowiedzUsuń