niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział 25 cz 2.

Wszyscy na widowni ze skupieniem czasami wybuchając śmiechem wpatrywali się w scenę, na której odbywało się przedstawienie. Każdy nawet Ślizgoni zaintrygowani byli taką formą spędzania czasu. Natomiast trzy osoby nie były obecne na sali. Pani Shey nucąc pod nosem ostatnio usłyszaną piosenkę przeglądała zawartość szafek i szafeczek by sprawdzić, czy żadna maść albo eliksir nie potrzebuje uzupełnienia. W sali, gdzie znajdowały się łóżka pacjentów panował półmrok stworzony przez kilka świeczek lewitujących pod sufitem. Dwa łóżka były zajęte. Na jednym spała sobie smacznie jedenastoletnia dziewczynka z szopą czarnych włosów, które obecnie związane były w dwa kucyki. Jej dziecięcą jasną buzię pokrywały szarawe krosty pokryte meszkiem. Tak samo szyję jak i dłonie zaciśnięte na białej kołdrze. Kilka łóżek dalej za parawanem leżała wciąż nieprzytomna Camille. Jej funkcje życiowe były stabilne, ale nadal się nie obudziła. Jej klatka piersiowa unosiła się powoli co wskazywało na to, że żyła. Buzię pokrywały jasne i ledwo już widoczne siniaki, a na wardze widać było ślad po rozcięciu. Najgorsze rozcięcie widniało na jej prawym biodrze. Mimo kilkunastu dawek maści i eliksiru nadal był tam gruby strup. 
Pielęgniarka była zajęta swoimi sprawami, gdy nagle oczy Gryfonki otworzyły się ukazując jasne tęczówki. Powieki zamrugały, a język oblizał spierzchnięte wargi. Odrzuciła kołdrę na podłogę i usiadła ukazując ciało ubrane w prostą szarą koszulę. Sztywno zeszła z łóżka stając bosymi stopami na zimnej podłodze. Odsunęła kotarę parawanu i sztywno poruszając nogami ruszyła w stronę wyjścia ze Skrzydła Szpitalnego. 
Ruby zaintrygowana odgłosem stóp uderzających o podłogę oderwała wzrok od szafek i wyszła z kantorka. Na widok blondynki szeroko otworzyła.
- Camille? Co ty robisz? Nie możesz wyjść! Jesteś słaba, dużo przeszłaś i ... - ruszyła w jej stronę. Siedemnastolatka zatrzymała się i odwróciła w stronę pielęgniarki. Wyciągnęła przed siebie lewą rękę i po trzech sekundach kobieta wylądowała nieruchomo na podłodze. Jej oczy były szeroko otwarte, a usta otworzyły się w bezgłośnym krzyku. Blondynka nie ukazując emocji wyszła ze Skrzydła i witana ciszą oraz wiatrem bijącym o mury zamku udała się w stronę wyjścia ze szkoły. 
                                          ***
Książę Mario spacerował sobie po lesie nie przejmując się tym, że zaraz zaczyna się królewski jarmark i może się spóźnić. Młodszy z Blacków wyglądał na rozluźnionego, ale w myślach wyklinał dyrektora i całe ciało pedagogiczne, że kazali mu wziąć w tym udział. Już by wolał czyścić nocniki w Skrzydle Szpitalnym. Wszystko go wkurzało. A zwłaszcza myśl iż będzie musiał pocałować Winslow. Za jakie grzechy? Nie mógł powiedzieć, że była brzydka i odrażająca bo wtedy by skłamał. Jednak to iż zadawała się z jego pożal się Boże braciszkiem i jego paczką skutecznie mu ją obrzydzała. Do tego była półkrwi. Była w połowie szlamą. W połowie była skażona. A jemu zawsze wpajano, że tylko czarodzieje czystej krwi są czegoś warci, a on się tego trzymał. Nie miał pojęcia, że to tylko przyzwyczajenie. Że gdyby chciał mógłby zmienić swoje nastawienie. Podszedł do sztucznego drzewa i wspiął się na palce by zerwać duże dorodne czerwone jabłko. Uniósł wzrok i zobaczył Maxine/Ruby stojącą kilka metrów dalej z nieodgadnionym wzrokiem wpatrującą się w niego. Musiał wyglądać na zaskoczonego, ale w środku miał ochotę zwiać. Cholera cholera. Winslow zaciskała dłonie w pięści nie chcąc wybuchnąć. Wiedziała, że cała widownia się na nich gapi więc nie chciała zrobić z siebie pośmiewiska. 
- Co ten karaluch robi na scenie? I do tego z Max? To są chyba ... - Syriusz już miał się podnieść ze swojego miejsca, ale Emma przytrzymała go.
- Uspokój się Black - warknęła. Wiedziała jak jej przyjaciółka to wszystko przeżywa i nie chciała by się do tego wszystkiego wkurzyła na Łapę. Powinni zrobić sobie wolne od kłótni. Zastygł, ale jego oczy nadal ciskały błyskawicę w stronę swojego brata. 
- Witaj Mario - Księżniczka Złodziei lekko dygnęła przed swoim dawnym przyjacielem. 
- Witaj Ruby - ukłonił się, a jego głos drgnął. Spojrzeli na siebie przez chwilę się nie odzywając. Zarówno Max jak i Reg w swoich głowach mieli gonitwę myśli. Dziewczyna usiadła na sztucznym kamieniu opierając rękę o kolano. 
- Nie sądziłam, że jeszcze się spotkamy ... 
- A ja nie miałem pojęcia, że przyjaźniłem się ze złodziejką. Życie płata nam figle - prychnął zakładając ręce na piersi. 
- Kradnę bogatym i daję biednym. To moja dewiza księciuniu ... oskarżasz mnie, ale do tej waszej przeklętej Księżnej nie masz nic? Ona okrada każdego. Nawet jeśli ten ktoś ma tylko jedną monetę i umiera z głodu - warknęła wstając i dźgając go palcem wskazującym w klatkę piersiową. Ich twarze były od siebie oddalone o jakieś sześć centymetrów. Na widowni nastała cisza. Każdy wpatrywał się w ową dwójkę z oczekiwaniem. Ślizgoni, Black i James wyglądali jakby mieli zaraz wbiec na scenę i odsunąć ich od siebie. Remus, Pete, Emma i Geo spoglądali na 1/2 Huncwotów chcąc w razie czego zareagować. Odsunęła się i przeczesała palcami swoje kręcone sięgające ramion włosy. Mario pamiętał, że jeszcze sześć lat temu sięgały jej połowy pleców. Chrząknął. 
- Mimo, że jesteś poszukiwana przez całą straż i Księżna najchętniej zobaczyła by cię na szubienicy to nie powiem jej, że cię widziałem - oznajmił zaskakując zarówno siebie samego jak i Hood. 
- Czemu? Przecież jestem złodziejką ...
- Tak, ale byłaś moją przyjaciółką. A to jest dla mnie ważniejsze niż chęci Księżnej ... tylko proszę cię Ruby. Uważaj na siebie i bądź sprytniejsza od Szeryfa - odparł. Regulus po chwili wahania wykonał kilka kroków w jej stronę, chwycił ją za dłoń i złożył na wierzchu lekki pocałunek. Maxine ułożyła usta w dzióbek bo trochę ją to zszokowało. Nie było tego w scenariuszu. Odsunął się. 
- Do zobaczenia kiedyś. 
- Do zobaczenia - odparł i znów się ukłonił. Poszli w inne strony. Regulus usiadł na krześle klepany po ramieniu przez panią Efron. W środku zadawał sobie pytanie, czy aby nie zwariował. 
                                          ***
- Szeryfie? Mam nadzieję, że wykażesz się sprytem i w końcu złapiesz tą przeklętą dziewuchę - warknęła Księżna poprawiając swoją elegancką złotą suknię.
- Oczywiście - odparł Jasper opierając się o filar bogato zdobionego łoża. Chociaż myśl o wystąpieniu nie napawała go radością bo nigdy nie lubił być w centrum uwagi to teraz w ogóle się nie denerwował i robił wszystko by wypaść jak najlepiej umiał. Stresował się jednak czymś innym. A mianowicie tym iż Maxine miała się całować z młodszym Blackiem. Nie powinien być zazdrosny bo to tylko występ a ta dwójka się nie znosi i często to udowadniali, ale myśl iż jej usta dotkną ust innego sprawiała, że miał ochotę coś rozwalić. Było z nim źle - Nie chcę urazić Waszej Wysokości ale nie wydaje mi się by Hood i jej zgraja pojawiły sie na jarmarku ... - dodał chowając ręce do kieszeni. 
- A mnie się wydaje, że nie masz nic do gadania. Masz ją dorwać - warknęła rzucając w jego stronę szczotką do włosów. Zrobił unik. 
- Co tylko rozkażesz - ukłonił się. 
                                         ***
- Ty oszalałaś! - Jocey wyglądała na nieźle wkurzona. Grająca ją Heather zamotała rękoma. Cała szajka siedziała w środku lasu, gdzie znajdował się ich domek na drzewie. 
- Czemu? - Ruby westchnęła i zaczęła wiązać buty. Pozostała dwójka obierała ziemniaki na obiad. 
- Chcesz iść na jarmark? Przecież Szeryf i cała straż tylko na to czekają. Złapią nas i powieszą na szubienicy, gdy tylko postawimy tam nogę! Księżna sama chętnie obcięła bym nam głowy - wykrzyknęła szarpiąc swoje włosy. 
- Spokojnie Mała. Mam pomysł. W przebraniach na pewno nas nie rozpoznają. A ja wiem, że chętnie napiłabyś się pitnego miodu - Maxine objęła niższą od siebie dziewczynę i mrugnęła do niej. Ta zacisnęła usta w wąską linię. 
- No dobra! Ale jak coś to pamiętaj, że to był twój pomysł. Żeby nie było - usiadła na kawałku drewna służącym za stołek. Chwilę później w domku na drzewie stały cztery zupełnie inne dziewczyny. Jessie zamiast swoich naturalnych blond loków posiadała krótkie rude włosy sięgające brody. Do tego kremowa spódnica do ziemi i szara falbaniasta koszula. Eva dostała proste czarne włosy do połowy pleców oraz kolorową sukienkę przed kostkę i białe buty do łydek. Mała Jocey miała pofalowane brązowe włosy związane w luźnego warkocza, czarną spódnicę za kolana, skórzane buty do łydek i brązową bluzkę z odkrytym ramieniem. Natomiast ich Księżniczka nie miała już swoich ciemnobrązowych loków tylko blond fryzurę na chłopaka i dorysowany pieprzyk pod lewym okiem. Jej ciało okrywały workowate czarne spodnie oraz bawełniana szara koszula i czerwona kamizelka. 
- Na pewno nikt nas nie pozna? 
- Nie ma takiej opcji. Ale musimy też popracować nad swoimi głosami - rzuciła Ruby. Maxine kątem oka zerkała na widownię. Widziała swoich przyjaciół i coraz bardziej się stresowała. - Dobra chodźmy bo z tego stresu zaraz nigdzie nie pójdę - mruknęła Mała i wyleciała z domku, czyli po prostu zeszła ze sceny na ,,pobocze''. Pozostała trójka roześmiała się i dołączyła do niej.



Hej :)
Mamy kolejną część przedstawienia i na prośbę Eski popracowałam nad tym by przedstawić również myśli aktorów. Następny rozdział pojawi się nie wiem kiedy bo zaczęłam pracę i będę miała raczej mało czasu na pisanie.
Pozdrawiam
PS mamy fanów Regine ? :D 


środa, 7 grudnia 2016

MINIATURKA 1 ,,Nowy Przyjaciel''


Dwie dziewczynki siedziały na placu zabaw niedaleko osiedla i bujały się na huśtawkach. Wyższa z nich z blond warkoczem i piwnymi oczyma za pomocą wiatru i prawom fizyki wzbijała się o wiele wyżej niż jej młodsza siostra. Ta natomiast ledwo odpychała się nogami od kawałka ziemi wytartego wśród trawy. Jej szmaragdowe oczy w kształcie migdałów wpatrywały się w samotnie rosnącą stokrotkę. Rude włosy opadały kaskadą na szczupłe ramionka. Była dość ładna pogoda jak na połowę czerwca i brytyjski klimat. W oddali słychać był
- Coś się stało - spytała blondynka widząc, że jej siostra wygląda na smutną. 
- Po prostu ... myślę o tych rzeczach, które ostatnio mi się przytrafiają ... - wymamrotała szorując butami po ziemi. Starsza z dziewczynek spięła się. Nie lubiła rozmawiać o ,,tych wypadkach''. 
- Nie rozmawiajmy o tym - syknęła szybko, a dziewczynka nazwana Lily zarumieniła się. 
- Tunia ... - mruknęła, ale tamta szybko zeszła z huśtawki i ruszyła w stronę wzgórza. Rudowłosa zerwała samotną stokrotkę, której niedawno się przypatrywała i ruszyła za siostrą. 
- Zostaw mnie wariatko! 
- Ale ... to co potrafię jest niesamowite Tunia. Popatrz - otworzyła pięść, a stokrotka zaczęła lewitować kilka centymetrów nad wnętrzem dłoni. Jedenastolatka syknęła i trzepnęła siostrę w dłoń. 
- Przestań bo powiem mamie! - krzyknęła. Rudowłosa ze łzami w oczach ruszyła przed siebie, a Petunia za nią - Wariatka! Wariatka Lily! - śpiewała, ale przestała widząc po lewo chudego chłopca o bladej karnacji z czarnymi tłustymi włosami sięgającymi brody i oczyma w tym samym kolorze. Do tego ciemne lekko znoszone jeansy, trzewiki, lniana biała koszula i czarna marynarka. 
- Nie jesteś wariatką - zwrócił się do rudowłosej. Lily zabłyszczały oczy natomiast druga z dziewczynek swoje zmrużyła i złapała ją za rękę. 
- To dzieciak Snape'ów ... psychiczny ...
- Lily? Na prawdę pozwolisz tej Mugolce tak do siebie mówić? - uniósł brew. Nie wyglądał jakby obelga blondynki zrobiła za nim wrażenie. Dziewięciolatka spoglądała ze swojej siostry na chłopca z szokiem wypisanym na twarzy. 
- Mugolce? Czy ty mnie właśnie obraziłeś? - syknęła Petunia zaciskając swoje dłonie w pięści. Chłopak nic nie odpowiedział tylko machnął ręką, a blondynka runęła do tyłu i wylądowała z piskiem na trawie. Rudowłosa zasłoniła sobie usta dłońmi. 
- Szkoda mi słów na kogoś takiego jak ty. Obrażasz mnie, a sama jesteś gorsza - powiedział z powagą w głosie. Petunia szybko się podniosła. 
- Wariatka i Wariat! - pisnęła i biegiem ruszyła w dół wzgórza. Nastała cisza. 
- Jestem Severus - czarnowłosy wyciągnął dłoń w stronę dziewczynki. Ta przez chwilę się wahała, ale w końcu uściskała ją z lekkim uśmiechem. 
- To co zrobiłeś Tuni nie było miłe ...
- Obrażała cię od Wariatki, a nie jesteś nią. Jesteś kimś ważniejszym i lepszym - odparł siadając na trawie przy drzewie. Usiadła na przeciwko niego mrużąc oczy. Zerwał się wiatr, a gałęzie zaczęły tańczyć nad ich głowami. 
- Nie rozumiem ... ty potrafisz to samo co ja?
- Tak - kiwnął głową. 
- Kim jestem? - spytała zdezorientowana. 
- Czarownicą - odparł spokojnie uśmiechając się wesoło. Evans zamrugała powiekami. 
- Czarownicą? 
- Mhm. Ta twoja przyjaciółka ci nie powiedziała? Na serio? - zdziwił się. 
- Mówisz o Maxine? - szepnęła, na co kiwnął głową - To ona wiedziała? - szeroko otworzyła oczy. Nastała cisza przerywana jedynie śmiechami dzieci znajdujących się na placu zabaw w dole wzgórza. 
- Nie tylko wiedziała. Ona też to potrafi. I cała jej rodzina. No prócz jej mugolskiej matki - mruknął. 
- Kto to Mugol? - spytała. 
- Osoba nie potrafiąca tego co my. Są trzy rodzaje Czarodziejów. Czystokrwisty to taki którego cała rodzina jest Czarodziejami. Pół krwi jest wtedy, gdy jeden rodzic jest Czarodziejem, a drugi Mugolem. A ostatnim rodzajem jest Mugolak, czyli właśnie ty. Nikt w rodzinie wcześniej nie miał takich zdolności i jesteś jedyna - wyjaśnił. 
- Wow ... a ty? Którym rodzajem jesteś? - spytała i nie zauważyła grymasu na jego twarzy. 
- Półkrwi ... tata jest Mugolem - wyjaśnił. Przez kolejną godzinę siedzieli w tym samym miejscu, a chłopiec opowiadał Lily o magii, szkole dla Czarodziejów i wielu innych rzeczach. W końcu, kiedy trochę się ściemniło zaczęli się zbierać. Milcząc doszli do ulicy, na której mieszkał Severus. 
- Dziękuje, że mi to wszystko powiedziałeś Sev. Na serio. Jestem ci wdzięczna bo w końcu wiem, że nie jestem wariatką tak jak mówi Petunia - odparła biorąc go za rękę. Na jego bladych policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. 
- Nie ma za co - wymamrotał. 
- To co? Widzimy się jutro? - uśmiechnęła się. 
- Pewnie, a gdzie? - uniósł ciemną brew. 
- Tutaj? O 12? - zaproponowała poprawiając ramiączko od kolorowej sukienki. Skinął głową. 
- To do jutra. 
- Do jutra - odparła i ruszyła w stronę swojej ulicy nucąc pod nosem. Dziewięciolatek uśmiechając się wszedł do domu, w którym jego uśmiech zniknął. 
                                            ***
Rudowłosa z uśmiechem zbliżała się do swojego domu, kiedy zauważyła brązowowłosą dziewczynkę stojącą na chodniku. Miała w rękach swoją czarno-czerwoną deskorolkę. 
- Lily! - ruszyła w jej stronę - Nie masz pojęcia co się stało! Jedziemy z rodzicami do Norwegii! W końcu! - podskoczyła wesoło. Rudowłosa zamiast jednak jej odpowiedzieć minęła ją z miną wyrażającą znudzenie - Lily? Co jest? 
- Zaraz ci powiem co jest Max - prychnęła Evansówna, a posiadaczka czekoladowych oczu zastygła - Czemu nie powiedziałaś mi o tym, że jestem Czarownicą? Pozwalałaś mi myśleć, że zwariowałam - syknęła, a w jej szmaragdowych oczach zebrały się łzy. Szatynka zagryzła wargę. 
- Ja ... skąd wiesz? ... Ja ... przepraszam. Chciałam ci powiedzieć tyle razy. Ale tata wyjaśnił mi, że Mugolaki mogą się dowiedzieć dopiero w dzień swoich jedenastych urodzin. Wtedy dyrektor Hogwartu przyjeżdża i wszystko im wyjaśnia ... 
- Tak? Ale jakoś Severus mi powiedział. A on jest Półkrwi, jak ty - parsknęła zakładając ręce na piersi i pociągnęła nosem. Maxine zmrużyła oczy. 
- Severus? Severus Snape? Ty nie mówisz poważnie Lily. Nie chcesz chyba powiedzieć, że ... 
- Że co? Hm? Oszukiwałaś mnie przez tyle lat Max! Oszukiwałaś mnie! 
- Nie wiedziałam, że mogę ci powiedzieć - powiedziała głośno szatynka. 
- Daj mi spokój Max - mruknęła rudowłosa i zniknęła za drzwiami swojego domu. Panna Winslow krzyknęła i ze złości rzuciła deskorolką o chodnik. To wszystko wina ojca - pomyślała i zdenerwowana ruszyła w stronę swojego domu. 
                                        ***
Rudowłosa jedenastolatka siedziała na swoim łóżku przykrytym kolorową pościelą w kwiaty, kiedy coś zapukało w okno. Odłożyła na bok książkę i podeszła do parapetu. O mało nie krzyknęła widząc na zewnątrz dużą ciemnobrązową sowę mającą w dziobie list. Jej oczy rozbłysły. 
- Przyszedł - szepnęła i szybko otworzyła okno wpuszczając ptaka do środka. Od razu odebrała od niego kopertę. Na wierzchu było napisane całe jej imię i nazwisko oraz adres i dokładne miejsce, w którym przebywała, czyli pokój na poddaszu. Rozerwała pieczęć i wyciągnęła list z koperty. W środku znajdowały się informacje o tym, że jest Czarownicą oraz lista podręczników i przedmiotów potrzebnych jej do nauki w Szkole Magii. Strasznie szczęśliwa wybiegła z pokoju. 
- Mamo! Tato! - krzyknęła wpadając do kuchni, gdzie jej rodzice popijali kawę. 
- Co się stało kochanie? - spytała Mary Evans poprawiając swoje rude loki. 
- Dostałam list z Hogwartu! Mam dowód, że nie jestem Wariatką! - zaczęła radośnie podskakiwać. Małżeństwo spojrzało na siebie, a mężczyzna odebrał od córki otwarty już list. Małżonka spojrzała mu przez ramię. Uśmiechnęli się. 
- Czego się tak drzesz? - w kuchni pojawiła sie Petunia mająca na rękach szarego kota. Rudowłosa ze mściwym uśmiechem podeszła do niej z listem. 
- Patrz Tuńka. Nie jestem Wariatką - wytknęła jej język, a blondynka ze zmarszczonym czołem czytała treść wiadomości. Kiedy skończyła jedna z powiek zaczęła jej drżeć. Chrząknęła. 
- Gratuluje. Będziesz się uczyć jak być jeszcze większym dziwadłem niż jesteś ...
- Tunia - syknął Evans patrząc na córkę z nieukrywaną naganą w oczach. Ta prychnęła jedynie i wyszła z kuchni mówiąc do kota pieszczotliwie. W oczach jedenastolatki zalśniły łzy. Mary podniosła się i kucnęła przed córką. 
- Nie martw się kochanie. Kiedyś zrozumie i cię przeprosi. Zobaczysz - uśmiechnęła się do niej. 
                                          ***
- Sev! Sev! - Lily poprawiając wełnianą czapkę na głowie biegiem ruszyła w stronę chłopca turlającego ze śniegu wielką kulę. Otrzepał rękawiczki z puchu. 
- Co się stało? 
- Dostałam list! Dostałam list! I był u nas pan Dumbledore! - podskoczyła radośnie. Jej policzki były zaróżowione od mrozu panującego na zewnątrz. Wyszczerzył zęby.
- Wspaniale! Widzisz? Jednak nie jesteś nienormalna. Petunia powinna cię przeprosić - odparł biorąc się za lepienie trzeciej kuli potrzebnej do stworzenia bałwana. Zacisnęła usta i kucnęła biorąc do rąk szalik, który będzie należał do ich śnieżnego kolegi - Co jest? - uniósł brew. 
- Maxine się przeprowadza ... mama mi przed chwilą powiedziała - mruknęła. 
- Dokąd? - spytał. 
- Do Ipswich. Ciocia Helen dostała tam lepszą pracę czy coś ... - wsadziła ręce do kieszeni. 
- Przecież od dwóch lat się do niej nie odzywasz a obchodzi cię to, że się przeprowadza? - spytał ostro. Cieszył się, że Winslow już nie będzie mieszkała na tej ulicy i w tym mieście. W końcu będzie miał Lily tylko dla siebie. Uniosła brew. 
- Tak nie odzywam się do niej, ale przez pięć lat była dla mnie jak siostra i to dziwne, że już jej nie będę widywała ... - wyjaśniła. 
- Ona też idzie do Hogwartu. Tak jak jej straszy brat. Zobaczysz ją we wrześniu - rzucił układając drugą kulę na wcześniejszej. Nie poruszając już tego tematu wrócili do lepienia bałwana. 
                                       ***
W końcu nadszedł wyczekiwany przez Lily dzień. Pierwszy września. Nareszcie po dwóch latach czekania znajdzie się w szkole dla osób dla takich jak ona. Czarownic i Czarodziei. 
Podróż pociągiem minęła dość szybko prócz dość dziwnej wymiany zdań z dwójką chłopców w ich wieku. Obaj z czarnymi włosami. Jeden nosił okulary, a drugi miał włosy zebrane w kucyk. Mówili brzydkie rzeczy o Severusie i jednym z domów Hogwartu, a właściwie o osobach, które się tam dostały. Nie rozumiała tego. Jej przyjaciel mówił, że w Slytherinie są najfajniejsi. Pewnie po prostu tamta dwójka wiedziała, że się tam nie dostanie i byli zazdrośni. Za pieniądze wymienione na ulicy Pokątnej kupiła sobie Fasolki Wszystkich Smaków oraz dwie Czekoladowe Żaby. Mimo, że fasolki nie zawsze smakowały super to i tak było to świetne doświadczenie. Płazy z czekolady również były smaczne, a na kartach trafiła się jej Artemizja Lufkin oraz dyrektor Hogwartu Dumbledore. Potem przyszedł czas na podróż łódkami przez jezioro. To również było genialne doświadczenie. Następnie prowadzeni przez dość młodą kobietę która przedstawiła się jako Minerwa Mcgonagall dotarli pod potężne wrota. Zaraz miała nastąpić ceremonia przydziału. 
W parach weszli do Wielkiej Sali. Przy czterech stołach siedzieli uczniowie w mundurach swoich domów i kapeluszach, a na końcu sali był stół, za którym siedzieli nauczyciele. Na zwykłym drewnianym stołku leżała wyświechtana tiara. Zastępczyni dyrektora uniosła ją. 
- Kiedy kogoś wyczytam podchodzi tutaj. Nałożę mu na głowę Tiarę Przydziału, a ta wskażę wam wasze domy ... - wyjaśniła i wyczytała pierwszą osobę. Po chwili przyszła pora na nią. Z nogami jak z galarety opadła na stołek i poczuła Tiarę na swojej głowie. Do tego usłyszała głos. 
- ,,Hm ... hm ... mugolska krew ... inteligentna, bystra, ale i odważna. Wskoczyłabyś za bliskimi w ogień ... do tego przyjacielska ... oh niech będzie ...'' Gryffindor! - wykrzyknęła na całą salę, a przy stole po prawo zrobił się ruch. Witana brawami zasiadła na przeciwko owego chłopca w kucyku, którego znała z pociągu. Mrugnął do niej. 
- Syriusz Black. 
- Lily Evans - skinęli na siebie głowami. Po chwili dołączył do nich jego kolega, który przedstawił się jako James Potter. Dziewczynka zastygła słysząc imię swojego przyjaciela. Po paru sekundach został przydzielony do Slytherinu. Ze smutną miną spojrzał na nią, a potem podszedł do swoich nowych kolegów. Dziewczynce zrobiło się przykro, że nie są w tym samym domu, ale przypomniała sobie, że przecież mogą nadal się przyjaźnić. Bycie w innych domach tego nie przekreśla. Zrobiło się jej weselej. Ostatnią osobą była Maxine. Rudowłosa wstydziła się tego, ale kiedy jej była przyjaciółka zasiadła na stołku z Tiarą na głowie krzyczała głośno w myślach żeby nie dostała się tam, gdzie ona. I po paru chwilach panna Winslow została Krukonką. Usiadła obok szczupłej blondynki z wesołym uśmiechem. Evans nic nie poczuła. Skierowała spojrzenie na dyrektora, który miał wygłosić przemowę powitalną. 
To będzie wspaniałe sześć lat - pomyślała. 



Cześć :) dzisiaj pojawiam się z pierwszą miniaturką. Eskaryna prosiła mnie o trójkąt Syriusz-Max-Jasper ale nie zdecydowałam się na to by nie zrobić wam żadnych spoilerów ani nic takiego podobnego. 
Mam nadzieję jednak, że ta wam się spodoba. Zobaczyliście jak przyjaźń Maxine i Lily zakończyła się z perspektywy tej drugiej. 
Pozdrawiam i do usłyszenia 




wtorek, 22 listopada 2016

Rozdział 25 cz 1.

Widownia zaczęła się zapełniać uczniami. Syriusz z Jamesem przecisnęli się przez tłum rozchichotanych trzecioklasistek by zająć miejsca jak najbliżej się dało. Po chwili zobaczyli Georgie i Petra siedzących w czwartym rzędzie śmiejących się z czegoś. Ruszyli w ich stronę. 
- Hejka można się dosiąść? - Potter potargał sobie włosy z wesołym uśmiechem. Ruda kiwnęła głową. Usiedli między Glizdogonem, a wolnym miejscem. 
- Jestem ciekawa, jak się czuje Lilcia. Przed samym wejściem była blada jak ściana - zachichotała Krukonka. Panowie wyszczerzyli zęby. 
- Tutaj jesteście! - koło nich stanęła Emma mająca w rękach opakowanie żelków. Usiadła na wolnym siedzeniu obok Łapy i podsunęła mu pod nos opakowanie. Wziął jeden z misiów i zaczął żuć. Po paru minut obok nich przeszedł dyrektor wraz z Mcgonagall i panią Sprout. Rozmawiając zajęli miejsce w specjalnym pierwszym rzędzie, gdzie siedział już Slughorn. Po chwili dołączyła do nich Verdon jak zwykle w czerni. 
- Zaczyna się - szepnęła pięć minut później Em widząc, że na scenę wchodzi pani Efron poprawiając sobie kapelusz. Po chwili jej wzmocniony głos rozniósł się po pomieszczeniu. 
- Witam wszystkich uczniów i nauczycieli. Bardzo się cieszę, że w końcu możemy podzielić się owocami naszej ciężkiej pracy. Mam nadzieję, że będziecie się świetnie bawić. No dobrze. Do usłyszenia po spektaklu - ukłoniła się i żegnana oklaskami zniknęła na zapleczu. 
                                           ***
Królowa Richelle przechadzała się po swojej komnacie od czasu do czasu wzdychając. Miała właśnie usiąść na krześle, gdy usłyszała pukanie. 
- Proszę - odparła. 
- Witaj ma pani - do środka wszedł Szeryf. Ukłonił się i podszedł do kobiety.  
- Witaj Szeryfie. Bardzo się cieszę, że tak szybko się zjawiłeś bo widzisz to sprawa niecierpiąca zwłoki. 
- Wszystko dla mej Królowej - odparł. 
- Na pewno słyszałeś o tym iż na zachodzie zaczęły się zamieszki religijne. Obiecałam tamtemu Królowi, że mu pomogę. Dlatego podczas mojej nieobecności władać królestwem będzie Janna. A ty jej pomożesz - wyjaśniła podchodząc do okna. 
- Oczywiście. Ale Wasza Wysokość jest pewna, że Janna da sobie radę? Jest mało odpowiedzialna i ma małe pojęcie o ... - przerwał widząc wzrok kobiety - Przepraszam. 
- Wiem, że moja młodsza siostra nie ma doświadczenia w byciu władczynią, ale dlatego chce byś jej pomógł. Wiem, że da sobie radę - odparła klepiąc go po ramieniu. Skinął głową i wyszedł, a Królowa usiadła na swoim łóżku. 
                                           *** 
DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Księżna Janna siedziała w powozie, który jechał w stronę zamku. Siedziała pośród poduszek i zajadała się mini przekąskami. Obok niej siedział jej najlepszy przyjaciel Leroy. Wokół nich leżały sakwy z monetami będące podatkami od biedaków. 
- Uwielbiam być Księżną - wyszczerzyła łobuzersko zęby i wyciągnęła się wygodnie.  
- Słyszałaś, że Ruby Hood wróciła do kraju? - spytał zakładając po męsku nogę na nogę. Od razu się spięła zaciskając dłoń na widelcu. 
- To tylko plotki - szepnęła. 
- To ty tak uważasz. Ale z drugiej strony, to przecież najlepsza przyjaciółka Mario ... - wtrącił biorąc łyka wody. Zacisnęła wargi w wąską linię. W tej samej chwili powóz się zatrzymał. 
- Co jest? Już dojechaliśmy? - zdziwił się. 
- Niemożliwe - mruknęła brunetka. Drzwi powozu otworzyły się, a do środka wszedł ktoś z eskorty. 
- Wasza Wysokość? Dwie wróżbitki pytają się czy mogą państwu powróżyć. Za darmo - wyjaśnił. 
- Wróżby? To zabobony - prychnął chłopak jednak Janna wyglądała na zaintrygowaną. 
- Poproś je - odparła. Mężczyzna kiwnął głową, a po chwili w karecie pojawiły się dwie dziewczyny ubrane w kolorowe spódnice i koszule. Jedna miała sięgające obojczyków proste fioletowe włosy, a druga obcięte na chłopaka w kolorze szarym. Do tego masa kolczyków i bransoletek. 
- Witamy Waszą Wysokość! I pani przyjaciela również! To dla nas wielki zaszczyt. Jestem Melania, a to Gruzzelle - powiedziała ta wyższa z fioletowymi włosami. Obie ukłoniły się. Leroy patrzył na nie podejrzanym wzrokiem. 
- Wiem. No dalej. Nie mamy czasu - Księżna machnęła dłonią. Wróżbitki usiadły na przeciwko nich, a na stoliku ułożyły szklaną kulę. Ta wyższa złapała swoją prawą ręką lewą dłoń tej drugiej i przymknęły oczy. 
- Jest Księżna bardzo zabiegana ...
- Nie może pani liczyć na pomoc innych ...
- Czuła się pani niedoceniana ... 
- Rodzice woleli Richelle. To ją zawsze traktowali jak tą lepszą i ważniejszą ... - dodała szarowłosa. Janna zmrużyła oczy. 
- To wiem. Co dalej? - warknęła. 
- Przepraszam Jann, ale idę się przejść. To wszystko to tylko głupie zabobony - Leroy prychnął i wyszedł z powozu. Kobiety spojrzały na siebie zdziwione.
- Nie przejmujcie się nim. Dalej - rzuciła. 
- No dobrze Wasza Wysokość. Zamknij oczy i skoncentruj się na swoim najmilszym wspomnieniu. Myśl tylko o nim - odparła fioletowowłosa. Księżna po chwili wahania zrobiła to. Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie łobuzersko. Niższa powoli i najciszej jak potrafiła wychyliła się do tyłu i chwyciła dwie sakwy z monetami. Wsadziła je do kieszeni swojej obszernej spódnicy. Melania chrząknęła. 
- No dobrze ... widzę je ... widzę ... hm ... jest niejasne ... bardzo nie jasne ... - mruknęła, a Gruzelle po cichu wyszła z powozu biorąc jeszcze dwie sakwy - Hm ... czyżby Wasza Wysokość ... dała się orżnąć? - spytała chichotając.
- Słucham? - kobieta otworzyła oczy, ale zobaczyła tylko jak Melania znika na zewnątrz z czterema sakwami - Złodziejki! Łapać je! - krzyknęła. Pojawił się Leroy. Wywrócił oczyma i westchnął. 
- A nie mówiłem, że to zabobony? - prychnął za co oberwał poduszką w głowę. 
                                           ***
Dziewczyny śmiejąc się wpadły między drzewa i oparły dłonie na kolanach. 
- Widziałaś jej minę? - wymamrotała Melania. 
- Szok - parsknęła Gruzelle.
- Dobra. Ściągamy to - dziewczyny pozbyły się peruk i kolorowych ciuchów pod którymi miały te swoje. Przed państwem Ruby Hood i Mała Jocey. 
- Nadal nie rozumiem. Jesteśmy dobre czy jednak złe? W końcu jednak kradniemy - uniosła brew niższa wiążąc swoje włosy w kitkę. Ruby siedziała na kamieniu i przeglądała zawartość sakw. 
- My nie kradniemy Jocey. Tylko pożyczamy od tych którzy aż tyle nie potrzebują - wzruszyła ramionami. Zaśmiały się wesoło. 
- Powiedz mi jedno. Masz zamiar ... no wiesz. Iść zobaczyć się z Mario? - spytała po chwili blondynka. Księżniczka Złodziei od razu się spięła. 
- Po pierwsze, gdy tylko postawię nogę przed zamkiem to Szeryf i jego gogusie od razu mnie dorwą. A po drugie minęło tyle czasu. Pewnie nawet o mnie nie pamięta - wzruszyła ramionami i wstała - Chodź bo dziewczyny się niecierpliwią - uśmiechnęła się. Rozmawiając poszły dalej.
                                          ***
Tytus siedział w swojej chacie i mył podłogę, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę - krzyknął. 
- Witaj mój drogi! - do środka wszedł Braciszek Tuck uśmiechając się serdecznie. Dłonie miał złożone jak do modlitwy. 
- Dzień dobry. O co chodzi? 
- Mam coś dla ciebie. Od Ruby - zakonnik podał biedakowi jedną z sakw pełną monet. Tytusowi oczy się zaświeciły. Przytulił woreczek do piersi. 
- Tej dziewczynie należy się medal - westchnął. 
- Oj i to bardzo. Mam nadzieję, że Królowa Richelle szybko wróci z tej krucjaty bo jeszcze trochę i będzie po nas. Dobrze, że mamy przynajmniej naszą Księżniczkę Złodziei. No dobrze. Ja zmykam. Schowaj to mój drogi - Braciszek poklepał mężczyznę po ramieniu i wyszedł z chaty. Po paru minutach, gdy siedział na stołku i obierał ziemniaki, a sakwa schowana była pod obluzowaną deską w podłodze usłyszał ponowne pukanie do drzwi. Wyprostował się jak struna. Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo do środka wszedł Szeryf mający na ustach łobuzerski uśmiech. 
- Dzień dobry Tytusie - mrugnął do niego. 
- Dzień dobry Szeryfie. O co chodzi? Już oddałem swój podatek. Królowa osobiście się u mnie pojawiła - powiedział odkładając nóż. 
- Ale stało się tak iż ... wasze podatki dostały nóg i zniknęły - chrząknął, a Tytus wyszczerzył zęby.
- Znikły czy Ruby Hood im pomogła?
- Oh zamknij się i dawaj pieniądze! - warknął przybierając złowieszczy wyraz twarzy. Biedak przełknął ślinę i lekko się cofnął. 
- Nie mam już żadnych pieniędzy. Oddałem ostatnim razem wszystko - wyjaśnił. Szeryf rozejrzał się po pomieszczeniu i zaczął chodzić zaglądając w każdy kąt. Po chwili jednak zatrzymał się, a na jego twarz wkradł się ironiczny uśmiech. 
- Czyżby? - kucnął i spod deski wyciągnął sakwę. Tytus zacisnął rękę na swojej tunice. 
- Królowa pozdrawia - blondyn zaśmiał się złowieszczo i gwiżdżąc pod nosem wyszedł na zewnątrz. Biedak opadł na kolana. 
                                          




Hej :)
Notka krótka ale dlatego iż postanowiłam podzielić przedstawienie na części. Kolejna część pojawi się szybciej niż ta. Obiecuję. Pozdrawiam :) 

I mam nadzieję, że taka forma wam pasuje. 


piątek, 11 listopada 2016

Rozdział 24.

Sobota powitała Hogwart dość brzydką pogodą. Deszcz zacinał w okna sprawiając, że widoczność była zerowa. Nikt o zdrowych zmysłach nie wyszedł by w taką pogodę na dwór.
Niestety Hagrid miał taką pracę i nawet deszcz oraz zimny wiatr nie mogły mu przeszkodzić. 
Dopił herbatę z pokrzywy, po czym założył ciepłe futro z norek i z kuszą w dłoniach wyszedł ze swojej chaty. Spojrzał na ciemne niebo i przekroczył linię Zakazanego Lasu. Musiał znaleźć łoże jednorożców ponieważ profesorowi Slughornowi była potrzebna ich sierść, którą gubiły w połowie listopada.
Idąc za śladami kopyt dotarł do dość sporego jeziorka, po tafli którego pływały liście oraz dzikie kaczki. Miał przejść obok nie zwracając na to uwagi, gdy jego spojrzenie wyłapało coś leżącego na małej wysepce pośrodku jeziora. Przybliżył się rozglądając na boki żeby w razie czego móc się obronić. Gdy stanął przy samym brzegu wytrzeszczył szeroko oczy i przeklął potwornie. Brodząc w lodowatej wodzie sięgającej mu jedynie lekko przed kolana dotarł do wysepki, na której leżała dziewczyna. Jej jasne włosy były całkowicie mokre, pobrudzone ziemią i liśćmi. Blada już i tak skóra wydawała się być przezroczysta. Sine usta i cienie pod powiekami. Ciało dziewczyny okrywała mokra i granatowa sukienka na długi rękaw, a na stopach miała zwykłe baleriny. Mężczyzna od razu połączył ze sobą wszystkie fakty i zorientował się, że to ta cała Camille którą wszyscy szukają. Zarzucił kuszę na ramię i z dziewczyną na rękach ruszył w stronę szkoły modląc się by nie było za późno. 

Dochodziła dopiero 6.30, ale pani Shey już dawno była na nogach by doglądać swoich pacjentów. Hagrid pchnął drzwi swych biodrem i wszedł do środka rozglądając się w poszukiwaniu kobiety. 
- Kto do jasnej ciasnej mi tu ... - pielęgniarka wyszła z kantorka wytrzeszczając oczy. 
- Znalazłem Camille - wymamrotał i ułożył ją na jednym z wolnych łóżek. Ruby ustawiła wokół jej łóżka parawany i zabrała się do pracy, a Gajowemu kazała biec poinformować dyrektora. Mężczyzna wycofał się i chwilę później był już pod drzwiami gabinetu należącego do Dumbledore'a. Siwowłosy siedział przy swoim biurku i pisał list. 
- Panie Psorze! - Hagrid wszedł do środka nawet nie pukając. Dyrektor uniósł głowę. 
- Co się stało mój drogi? - poprawił swoje okulary. 
- Camille się znalazła - szepnął. 
                                           ***
Ziewając wiązałam sznurówki butów. Już i tak byłyśmy spóźnione na śniadanie, ale nie chciałyśmy tam biec tylko powoli i dokładnie się przyszykować. W końcu jak nie zdążymy to możemy wpaść do kuchni. Skrzaty na pewno dadzą nam po kanapce. A przypominam, że jest sobota a śniadanie zaczyna się o 10.00. Nieźle pospałyśmy, co nie?
- Ciekawe jak Lily się czuje siedem godzin przed przedstawieniem - Em wyszczerzyła zęby i włożyła na stanik szarą bluzkę w paski. 
- Jak znam życie pół nocy nie spała powtarzając tekst. Ma najmniej do mówienia, a najbardziej się boi. Typowa Lily - parsknęłam wstając. Blue przeciągnęła się i spała dalej. Georgie wyszła już pięć minut temu, bo musiała podobno zrobić coś ważnego. Nie wnikam. 
Rozmawiając o dzisiejszym przedstawieniu ruszyłyśmy w stronę Wielkiej Sali. Byłyśmy już blisko, gdy zobaczyłyśmy machającą do nas panią Efron. Wyglądała na poruszoną i zdenerwowaną. 
- Dziewczęta! - podleciała do nas.
- Co się stało pani profesor? - uniosłam brew. 
- Camille ... Hagrid znalazł ją nieprzytomną w Zakazanym Lesie ... - wymamrotała opierając dłonie na kolanach i wyrównując oddech. Spojrzałyśmy na siebie z Emmą.
- Co? - szepnęła 


- Co z nią? - spytałam. 
- Nie wiadomo. Nadal nie odzyskała świadomości. 
- A co z przedstawieniem? Skoro ona nadal jest nieprzytomna? Przekładamy? - uniosłam brew. 
- Nie ma mowy. Drugi raz? ... i za każdym razem z powodu pobytu aktora w Skrzydle Szpitalnym?
- Ale nie mamy zastępcy ...
- Mamy - uśmiechnęła się, a ja zmarszczyłam brwi by potem zrobić przerażoną minę. 
- O nie ... nie ....
- Daj spokój Max. Znasz kwestie Camille na pamięć. Dobrze o tym wiesz - rzuciła, a blondynka spojrzała na mnie nic nie rozumiejąc. No tak. Pora na wyjaśnienia. Podczas tych wszystkich prób zawsze siedziałam blisko sceny i tak jakoś wyszło, że kwestie Ruby oraz paru innych osób zaczepiły się w mojej głowie. Oczywiście nieświadomie. Super. 
- Super ... no dobra - jęknęłam ze zrezygnowaniem, na co kobieta pisnęła i klaszcząc w dłonie cmoknęła mnie w policzek. 
- Wspaniale. Będzie dobrze - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę, z której przed chwilą wraz z Hunter przyszłyśmy - A, jeszcze jedno - chrząknęła zatrzymując się - Nasz wspaniały Mario też się zmieni - dodała. Zmarszczyłam czoło. 
- Czemu? - spytałam zdezorientowana. 
- Seanowi zmarła babcia i wczoraj pojechał do Dublina. Wróci we wtorek i nie może wystąpić. Dyrektor i pan Slughorn musieli dać szlaban jednemu ze Ślizgonów i tak jakoś wyszło, że ... że zostanie Mario - chrząknęła po raz kolejny. Co? Mam się całować ze Ślizgonem? Boże ... jeśli to Rosier to się zabije. Przysięgam. 
- A ... co to za Ślizgon? - serce waliło mi jak oszalałe. Modliłam się o to by to nie był Rosier. 
- Black. Regulus Black - westchnęła, a ja otworzyłam szeroko usta. Czułam jak grunt znika mi spod nóg. Regulus?!?!? To chyba wolałabym ... Nie, Rosier gorszy. Rosier gorszy. Rosier gorszy. 
- Ale on jest z klasy niżej - wtrąciła Emma, na co nauczycielka wzruszyła ramionami - A jakim cudem on się nauczy tekstu? Przedstawienie za sześć godzin ... - mruknęła. No właśnie. 
- Podobno mają mu dać jakiś Eliksir poprawiający pamięć czy coś. Nie dopytywałam się szczegółów. No dobrze. Pamiętaj Max. Koncentracja. Widzimy się o 16.00 pod Wielką Salą - powiedziała i zniknęła za rogiem. Ja nadal stałam zamurowana. Hunter poklepała mnie po ramieniu. 
- Nie martw się Max. To tylko pocałunek ... 
- Mario i Ruby całują się dwa razy - warknęłam zdenerwowana. Chrząknęła. Nie rozmawiając już na ten temat dotarłyśmy na Wielką Salę. Zdążyłam przynajmniej zjeść miseczkę owsianki nim wszystko zniknęło. Starałam się nie myśleć o przedstawieniu by się nie dołować, ale słabo mi wychodziło. Wszyscy o tym gadali. Wszyscy. Raz o mało nie wybuchłam na jakąś jedenastolatkę z rudymi kucykami bo zaczęła zastanawiać się jak będą wyglądały miłosne sceny Mario i Ruby jeśli takie będą. Nie interesuj się dziecko! Masz dopiero jedenaście lat! Chciałam krzyknąć. 
- Co ty taka nerwowa? - James wyszczerzył zęby i objął mnie ramieniem. Warknęłam gardłowo. 
- To te dni - szepnął Syriusz uśmiechając się. 
- Nie mam okresu idioci. Po prostu ...
- Spóźnia się jej ... ała! - dodał Potter za co dostał łokciem w żebra od Mary. 
- A waszej dwójce spóźnia się dojrzewanie. 
- Ha ha - Black prychnął i założył po męsku nogę na nogę. Nasza czwórka siedziała w Pokoju Wspólnym Gryfonów i czekaliśmy na resztę przebywającą obecnie w bibliotece. Zaraz był obiad ale jakoś nikt z nas nie był głodny. Ja ze stresu, Lily ze stresu, Remus ze stresu, a reszta po prostu. 
- Camille w szpitalu, to ciekawe kto ją zastąpi. 
- Ja - mruknęłam cicho, a orzechowooki zakrztusił się sokiem dyniowym który pił. Syriusz wytrzeszczył oczy. 
- Co? Przecież ... robiłaś tylko dekoracje. 
- Ale jej kwestie wryły mi się w mózg przez siedzenie blisko sceny ... dlatego - podrapałam się po uchu. Nastała cisza przerywana jedynie rozmowami innych. Siedziałam z nogami na stoliku obracając w palcach mój tajemniczy pierścionek. Nie wiem o co chodzi, ale ostatnio gdy zdjęłam go na noc i wyszłam z dormitorium to i tak musiałam po niego wrócić, bo czułam się jakbym nie miała palca. Bardzo dziwne uczucie. I kilka dni temu, gdy położyłam go na stoliku i obudziłam się w nocy siku to jego oczy świeciły na zielono. Tak się przestraszyłam, że przykryłam go czapką i odkryłam dopiero rano. 
- Powinnaś iść z tym dziwnym czymś do dyrektora zanim coś się stanie - szepnęła do mnie Mary, kiedy panowie kłócili się o to który jest przystojniejszy. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo przybyła reszta naszej grupki. Lilka wyglądała strasznie blada natomiast Remus nie pokazywał swojego strachu. 
- Czuję się jakbym miała zwymiotować wszystko co jadłam w ciągu ostatnich paru dni - wymamrotała klepiąc się dłońmi w policzki. 
- Znam ten ból - mruknęłam. Jednak mnie nie brały wymioty z powodu samego występu tylko na myśl o całowaniu młodszego z Blacków ... Nie żebym chciała całować Syriusza, ale lepsze to niż dotykanie warg Regulusa. Fuj. 
- Ciekawe kto zmieni Seana - wtrącił Remus biorąc od Mary jedno z ciastek dyniowych, na co ja zrobiłam się blada a Hunter zatamowała śmiech kaszlem. Posłałam jej zbolałe spojrzenie. 
- Zobaczymy za dwie godziny - rudowłosa ziewnęła. Rozmawiając na trochę przyjemniejsze tematy dotrwaliśmy do obiadu.
                                          ***
Aurelia Hoops siedziała na swoim miejscu na recepcji piłując paznokcie. O tej porze nie działo się nigdy nic ciekawego i można było się zająć swoją urodą. Trzydziestolatka posiadała włosy w kolorze miedzi, które zazwyczaj zostawiała rozpuszczone oraz brązowe oczy. Nad jej górną wargą był pieprzyk, który dodawał jej uroku. Usłyszała piknięcie oznaczające przyjazd windy, ale jakoś się tym nie przejmowała i piłowała dalej. 
Z metalowego mini pomieszczenia wysiadła postać ubrana w czarne spodnie, czarne buty i czarną długą bluzę z kapturem. Nie widać było jej twarzy bo wpatrywała się w podłogę. Kątem oka spojrzała na siedzącą za recepcją Aurelię, po czym ruszyła szpitalnym korytarzem. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Po chwili postać zatrzymała się przed jednymi z drzwi i uniosła głowę ukazując męską twarz z cieniem zarostu i niebieskimi oczyma. 
Wszedł do sali, w której stało tylko jedno łóżko. Z wewnętrznej kieszeni bluzy wyciągnął różdżkę i machnął nią. Niby nic się nie zmieniło, ale tylko on wiedział iż teraz nikt nie będzie mu przeszkadzał. Zdjął kaptur z głowy ukazując brak włosów oraz tatuaż na karku przedstawiający pióro kruka. Podszedł do łóżka, na którym leżała kobieta w średnim wieku z jasnymi niemal białymi włosami do brody. Oczy miała zamknięte i oddychała spokojnie. Łysy machnął ręką, a jego paznokcie zmieniły się w długie i zakrzywione żółte pazury. 
- Śliczna jesteś, ale szef kazał się ciebie pozbyć, więc co ja mogę? - westchnął, a jego uszy wyostrzyły się tak samo jak kły. Oczy zrobiły się całe czarne, a skóra jeszcze bledsza. Minutę później wyszedł i wsiadł do windy. Kiedy zjeżdżał na dół personel szpitala stwierdził zgon Felicity Ross. Jej gardło zostało poderżnięte. Mężczyzna gwiżdżąc pod nosem zniknął w mroku. 
                                        ***
- Moi kochani. Pamiętajcie. Nie ważne jak nam wyjdzie ja i tak jestem z was dumna - pani Efron ubrana w elegancką czarną sukienkę i szpilki klepnęła każdego z nas w ramię. 
Wielka Sala był już gotowa na przedstawienie. Scena z kurtyną, a przed nią rzędy z wygodnymi krzesłami. Na samym przodzie te dla nauczycieli.
Ja już byłam przebrana w mój przepiękny strój Księżniczki Złodziei. Ciemnozielone wąskie materiałowe spodnie ze ściągaczami przy kostkach, czarne wiązane i skórzane buty do łydek, luźna, lniana biała koszula z rękawem 3/4 oraz brązowe wdzianko a'la peleryna. A na głowie czarna beanie z przyczepionym piórkiem. I lekki makijaż. Normalnie sam seks. Mhm. Na pewno. Jessie z Evą, czyli moje koleżanki z gangu był ubrane w luźne czarne spodnie, lniane ciemnozielone koszule i skórzane krótkie buty. Heather, czyli Mała Jocey wąskie ciemnobrązowe spodnie, również krótkie skórzane buty i czarną koszulę. Spod byka gapiłam się na młodego Blacka, który stał koło naszej nauczycielki i odbierał od niej ostatnie wskazówki. Wyglądał na niezwykle znudzonego, jak to on. Ubrany był w czarne dopasowane spodnie, tego samego koloru skórzane buty przed kolana, kremową koszulę i elegancką czarną marynarkę z czerwonymi elementami. Na szyi wisior. 
- Ale się porobiło, co? - zaśmiał się Remus podchodząc do mnie i dając mi butelkę z wodą. Wzięłam porządnego łyka. 
- Nawet mi nie mów. Cała się trzęsę - szepnęłam przygryzając wnętrze policzka. Objął mnie. Jako Braciszek Tuck miał na sobie brązowy worek sięgający ziemi z długimi nogawkami i kapturem. Do tego czarny sznur w talii i wisior z krzyżem na szyi. Prawdziwy mnich. 
- Będzie dobrze. To tylko dwa pocałunki. Nie umrzesz od tego ... - pocieszył mnie. Mary i Helsey stały koło Lils i pomagały jej z suknią Królowej Richelle. Szary-czerwony gorset z koronkowymi rękawami i pętelką do zaczepienia na kciuku oraz lekko bufiasty szary dół z koronką i koralikami. Do tego niskie czarne pantofle na obcasie. Jej rude i kręcone włosy zostały spięte w wysokiego koka ozdobionego perłami. Do tego dość lekki makijaż i masa pierścionków na palcach. Uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco, bo wyglądała strasznie blado. Odwzajemniła uśmiech. Podeszła do niej Demi grająca Księżną Jannę i objęła ją ramieniem. Ona natomiast miała na sobie trochę prostszą granatową suknię z szalem na ramionach. Czarne włosy spięte w dwa warkocze spływały na plecy. 
- Kochani! Za piętnaście minut zaczynamy! 





Hej :)
Mam nadzieję, że taka długość wam wystarczy.
W kolejnym 3/4 treści to będzie przedstawienie, więc ci którzy tak na niego czekali na pewno będą usatysfakcjonowani. 
Tak jak pod poprzednim rozdziałem proszę o to byście pisali o jakim parringu chcecie przeczytać miniaturkę. Napiszcie minimum dwie.
Pozdrawiam 




poniedziałek, 31 października 2016

Rozdział 23 cz 3.

Następnego dnia miałam ogromną ochotę pogadać z Renem. Chciałam to zrobić przed lekcjami, bo potem mam zebranie Klubu Książkowego. Przeszukałam cały zamek aż w końcu znalazłam go w Sowiarni wysyłającego gdzieś średniej wielkości szarą paczkę. Uniosłam brew. 
- Co to? - spytałam, na co podskoczył.
- Chcesz żebym padł na zawał? - wymamrotał. 
- Przepraszam braciszku. Po prostu dawno się nie widzieliśmy i chciałam to nadrobić. To co? Powiesz mi co wysyłasz? - lekko się uśmiechnęłam. Nastała cisza przerywana jedynie odgłosami wydawanymi przez sowy. Opatuliłam się szczelniej kurtką. Pogoda nas nie rozpieszczała. Piękny listopad. 
- Okej ... powiem ci ... ale masz obiecać, że nie wygadasz się rodzicom. Sam im o tym powiem, ale w swoim czasie. Jasne? - wyciągnął przed siebie dłoń chcąc zawrzeć ze mną ustną umową. To mi się nie podobało, ale w końcu uściskałam jego dłoń odzianą w rękawiczkę. Westchnął. 
- No mów - mruknęłam zniecierpliwiona. Otworzył wieczko pudełko, a ja uniosłam brew. 
- Pluszak? I .... cholera. Ren? Czy ty chcesz mi powiedzieć, że ... cholera ... - oparłam się o ścianę. 
- No .. też byłem w szoku - chrząknął. Mój piętnastoletni braciszek zostanie tatusiem. Super. 
- Tylko mi nie mów, że to Ofelia bo zwariuje. 
- Ofelia? Oszalałaś? - spojrzał na mnie z wyrzutem, a ja odetchnęłam. Ta dziewczyna to same kłopoty. 
- To kto? - przerwałam bo do Sowiarni weszła około jedenastoletnia dziewczynka z czarnymi włosami przykrytymi czapką. Lekko się zawstydziła widząc nas, ale dzielnie podeszła do jednej z sów i przywiązała do jej nóżki płócienny woreczek. Ptak odleciał, a dziewczynka opuściła pomieszczenie. 
- Hope Robertson. 
- Córka pastora? - wymamrotałam. No nieźle. Tego to się nie spodziewałam. 
- Spotykaliśmy się całe wakacje i tak jakoś wyszło. To dopiero trzeci miesiąc, ale martwię się o nią. Wiesz jaki jest jej ojciec. Chucha na nią i dmucha jakby była z porcelany ... - mruknął kopiąc w kamyk leżący na podłodze. Potoczył się po schodach.
- Jest chora Ren. Dobrze, że o nią dba. Tylko ciekawe jak zareaguje. Wiem, że będziesz dobrym tatą - przytuliłam go - Wysyłaj - dodałam. Uśmiechnął się. Po chwili sowa z pudełkiem zniknęła nam z oczu. Ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali rozmawiając. Tego mi właśnie brakowało. 
                                             ***
- Gdzie jest Max? - spytał James jedząc tosta z dżemem i wpatrując się w twarz rudowłosej dziewczyny siedzącej na przeciwko niego. Dzisiaj jego ukochana związała swoje włosy w niechlujnego koka na czubku głowy, co dodawało jej jeszcze większego uroku. 
- Poszła poszukać Rena - wtrąciła Emma ziewając i podając Lupinowi półmisek z jajecznicą. Podziękował jej uśmiechem.
- A Black? - rzuciła Geo. Gryfona również brakowało przy stole. Huncwoci wzruszyli ramionami. W Wielkiej Sali panowała niemal cisza. Nikt nie miał siły śmiać się czy rozmawiać. Uroki poniedziałku. Nagle do uszu Huncwotów i dziewczyn doleciał sztuczny i lekko piskliwy śmiech. Odwrócili głowy w prawą i zobaczyli Syriusza idącego za rękę ze swoją dziewczyną. Blondynka mówiła coś do niego podekscytowana, ale nie wyglądało na to żeby go to interesowało. 
- Idzie moja ulubiona para! - wykrzyknął Potter wstając i klaskając. Niektórzy z obecnych na sali się do niego przyłączyli, inni jedynie uśmiechali się, a reszta czyli Ślizgoni siedzieli nic nie robiąc. Łapa posłał przyjacielowi groźne spojrzenie, na co ten zareagował jeszcze większym uśmiechem. 
- Dziękuje Jimmy - wymamrotał przez zęby. Usiedli między Remusem, a jakąś czwartoklasistką. Blondynka sięgnęła po mus z awokado by posmarować nim grzanki. 
- Druga zguba też już idzie - rzuciła Mary próbując nie roześmiać się z miny Syriusza. Wszyscy spojrzeli na Maxine, która po klepnięciu brata w głowę ruszyła w ich stronę. Jej uśmiech trochę się zmienił na widok panny Feldman. Dziewczęta jakoś szczególnie za sobą nie przepadają. 
- Hej ludzie. I Sylvie - powiedziała siadając między Peterem, a Mary. James zachłysnął się sokiem dyniowym, a Georgie zaczęła go klepać po plecach powstrzymując uśmiech. 
- Ha ha, aleś ty zabawna - blondynka prychnęła.
- Dziękuje moja droga - Maxine mrugnęła do niej i sięgnęła po wazę z owsianką. 
- Na prawdę nie rozumiem czemu oni się z tobą przyjaźnią. Rzuciłaś na nich Imperiusa? - spytała na co panna Winslow uśmiechnęła się sztucznie. 


- Pomyślałam to samo, kiedy dowiedziałam się że zaczęłaś chodzić z Łapą - odgryzła się, a Lily zamaskowała śmiech kaszlem. Blondynka zmrużyła oczy zaciskając dłoń na brzegu stołu. Nic jednak nie powiedziała podnosząc tyłek z ławy i wychodząc z Wielkiej Sali. Black wyglądał jakby chciał za nią pójść, ale tego nie zrobił. 
- Co to było? - mruknął. 
- Miła rozmowa z twoją dziewczyną Łapciu. Nie musisz się denerwować - odpowiedziała zaczynając jeść owsiankę. Ich przyjaciele patrzyli na to z uśmiechami. Ta dwójka uwielbiała sobie dogryzać i dokuczać, ale każdy kto znał ich bliżej wiedział że jedno wskoczyłoby w ogień dla drugiego. 
- Co słychać u Rena? - Emma zmieniła temat. 
- A nic ciekawego. Nauka idzie mu nieźle, został rezerwowym Obrońcą Puchonów, a za parę miesięcy zostanie tatą - rzuciła z lekkim znudzeniem. 
- To fajnie, a ... - Remus przerwał robiąc zdziwioną minę. Reszta również wyglądała jakby przetwarzała sobie w głowach to co usłyszeli od przyjaciółki. 
- Moment ... czy ty powiedziałaś, że ... Ren będzie tatą? Nie żartujesz? - wymamrotała Hunter. 
- Nie żartuje. 
- Wow ... wasi rodzice wiedzą? - spytał Black.
- Na razie nie. Ma im powiedzieć jak pojedziemy na święta do domu - wytłumaczyła dolewając sobie i Peterowi soku żurawinowego. 
- Tylko nie mów, że to Ofelia - jęknęła Lils na co Krukonka uśmiechnęła się szeroko. 
- Nie, nie Ofelia. Córka pastora. 
- Oh ... ta blondynka chora na mukowiscydozę? 
- Co to mukowiscydoza? - wtrącił się Potter odkładając widelec na talerz. 
- Organizm człowieka wytwarza nadmierną ilość śluzu, która zalega w płucach i powoduje uciążliwy kaszel, a nawet i duszności. Mają miejsce też nawracające się zapalenia płuc i oskrzeli. Nie ma leku. Można tylko fundować takiej osobie inhalacje i antybiotykoterapię. Chorzy ludzie dożywają najczęściej do dwudziestu paru lat - wyjaśniła mu Maxine. James i Syriusz, którzy najmniej mieli styczności z mugolskim światem wyglądali na wstrząśniętych tymi informacjami. 
- Dobra, chodźcie na lekcje - rzucił Remus podnosząc się. Całą dziewiątką ruszyli w stronę klasy do Zaklęć. Profesor wpuścił ich do środka i zaczął omawianie dzisiejszego tematu. Po dwóch godzinach przyszła pora na zajęcia dodatkowe. 
                                             ***
Próby na Mugoloznastwie przybrały szybkości ponieważ już w sobotę odbywało się przedstawienie. Ja jakoś mocno się nie denerwowałam, ale to chyba przez to, że nie miałam występować. Chwała Bogu i Merlinowi. 
- Gdzie jest Camille? - spytała nauczycielka rozglądając się po pomieszczeniu i szukając wzrokiem naszej Ruby. 
- Poszła do łazienki - rzuciła Helsey, czyli najlepsza przyjaciółka Cam. Tak jak ja robi dekoracje. 
- No dobrze, to przećwiczmy najpierw scenę pobierania podatków przez Szeryfa. Gotowy, Jasper? - Efron spojrzała na blondyna, który miał przymiarkę stroju. Kiwnął głową, a Helsey poprawiła mu stylową odznakę przypiętą do czarnego płaszcza. Uśmiechnął się do mnie i poszedł na ,,zaplecze''. Nucąc pod nosem wszedł na scenę. Uśmiechnął się łobuzersko i strzelił palcami. 
- Jak ja kocham tą robotę - rzucił do siebie, po czym znów zniknął na zapleczu. W tym czasie na scenie pojawił się Oscar grający mieszkańca Nottingham. W lekko obdartych ciuchach, potarganych włosach i smudze sadzy na twarzy wyglądał jak biedak. I jego właśnie grał. Wzdychając usiadł na taborecie i zaczął obierać ziemniaki. Wtedy też usłyszeli pukanie do drzwi. Mężczyzna spiął się. 
- Otwarte! - krzyknął odkładając nóż. 
- Dzień dobry, dzień dobry Tytusie! - wykrzyknął radośnie Szeryf wkraczając na scenę. 
- Był dobry zanim się pojawiłeś ... o co chodzi Szeryfie? Płaciłem już swoje - mruknął mężczyzna. 
- No właśnie ja w tej sprawie. W królestwie nie dzieje się za dobrze. A żeby to zmienić Księżna potrzebuje większej liczby pieniędzy ... - powiedział i poklepał Tytusa po ramieniu. Dokończyli swoją scenę, a Cam nadal nie było. Hel poszła zobaczyć gdzie się podziała, ale po chwili wróciła zaniepokojona. 
- Nie ma jej w żadnej z łazienek ... - mruknęła. Pani Efron postanowiła przerwać próbę i za cel postawiła znalezienie brunetki. Rozdzieliliśmy się, ale to i tak nie pomogło. Nigdzie jej nie było. Podejrzane. Bardzo podejrzane. Dyrektor kazał zachować spokój bo możliwe, że dziewczyna po prostu chciała się gdzieś zaszyć i pomyśleć. 
- Znam ją. Powiedziałaby komuś bo nie chciałby żebyśmy się o nią martwili - powiedziała do nas Helsey. Poklepałam ją po ramieniu. 
- Znajdzie się - pocieszyłam ją. 
Po obiedzie przyszła pora na zebranie Klubu Książkowego. Najpierw wdałyśmy się w dyskusję na temat książki, którą wybrałyśmy ostatnio, a potem wymieniałyśmy się naszymi ulubionymi cytatami. Gdy zamykałam drzwi za ostatnią z dziewczyn dochodziła 18.30. Trochę się rozgadałyśmy. 
- Witam piękną panią - o ścianę opierał się Jasper. Uśmiechnęłam się lekko poprawiając torbę na ramieniu. Ruszył w moją stronę.
- Cześć .... - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo poczułam jego usta na moich. Przymknęłam oczy i zaczęłam oddawać te powolne pocałunki. Jego usta były miękkie, ale lekko szorstkie. Smakowały miętą. Nie chciałam by się odsuwał. 
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać ...
- Nic się nie stało - cmoknęłam czubek jego nosa. Milcząc ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. 
- Dziwna sprawa z Camille, co nie? - spytał. 
- Bardzo ... teraz kiedy tyle złego się dzieje każdy myśli o najgorszym ... - mruknęłam. Dziewczyna nadal się nie znalazła. Nie było jej na zebraniu Klubu. A jeśli ten psychol, który morduje zwierzaki dorwał i ją? Nie ... to niemożliwe. Po prostu wmawiam sobie jakieś niestworzone rzeczy. 
- Znajdzie się. 
- Mam nadzieję - szepnęłam. 
                                               ***
Wokół panowała ciemność. Mężczyzna stał przy drzewie i obracając w palcach bransoletkę z perełek wpatrywał się w zarys Hogwartu malujący się na tle granatowego nieba. 
- Już niedługo ... już niedługo ... - wymamrotał, po czym przymknął oczy i ruszył w stronę Zakazanego Lasu. Gdy przekroczył granicę zaczął się zmieniać. W miejscu mężczyzny pojawił się czarny jak noc wilk. Zawył głośno i pognał przed siebie. 




Hej :)
Pisanie tym razem trochę dłużej mi zajęło ale to dlatego iż ostatnio nie mam w ogóle weny. Jednak mam nadzieję, że nie jest tak źle.
Napiszcie swoje ulubione cytaty z mojego opowiadania które utknęły wam w pamięci :)

Ps. chce zacząć tworzyć Miniaturki o bohaterach, piszcie jaki parring chcielibyście zobaczyć pierwszy. Piszcie więcej niż jeden, wtedy będziecie mieć większą niespodziankę.
Pozdrawiam