środa, 25 stycznia 2017

Rozdział 26.

Mimo, że za czterdzieści minut zaczynał się pierwszy mecz w sezonie to na Wielkiej Sali trwała niezdrowa i przygnębiająca cisza. Każdy wciąż żył tym co wydarzyło się czternaście godzin temu. 
- Herbaty? - rzuciłam trzymając w ręce dzbanek z jasnobrązowym naparem. Georgie skinęła głową wpatrując się w stronę Proroka Codziennego. Nalałam jej trochę do kielicha. 
- Gdzie Emma? - spytała ziewając i przerzucając stronę gazety. Z pierwszej strony zerkała na mnie twarz naszej drogiej pani Minister. 
- Z Lucy poszły wysłać list do mamy żeby ta się nie denerwowała. Nie wiadomo jak zareaguje jeśli napisali o tym w Proroku ... proszę powiedz, że nie napisali o tym w Proroku - jęknęłam. 
- Nie napisali. Tylko ciekawe, czy w ogóle się nie dowiedzieli czy po prostu Minister nie chciała tego rozgłaszać - westchnęła smarując tosta dżemem. W tym samym momencie na przeciwko mnie, a koło rudowłosej usiadła blondynka ściągając z ramion kurtkę. Sięgnęła po dzbanek z sokiem dyniowym. 
- Mam nadzieję, że Puchoni się ogarną i skopią tyłki Ślizgonom - warknęłam ściskając w dłoni widelec. Moje spojrzenie wypalało dziury w sylwetkach siedmiu postaci ubranych w srebrno-szmaragdowe szaty siedzących dwa stoły dalej. Współczułam trochę Jasperowi. Blondyn uwielbia Quidditch ale przez to, że nie znosi swoich kolegów z domu, a oni nie znoszą jego to nie mógł dołączyć do drużyny. Ale przez to będzie kibicował swojemu przyjacielowi i jego partnerom. 
- A ja mam nadzieję, że Chelsea dograła się z nowymi Ścigającymi bo inaczej klops - burknęła Hunter wypijając naraz cały kielich soku. Te pół godziny bardzo szybko minęło, a cała szkoła ruszyła w stronę stadionu i trybun. Pogoda nie była zachęcająca bo deszcz padał nieprzestanie od kilku godzin, a do tego wiał dość mocny wiatr. Razem z dziewczynami trzymałyśmy w rękach flagi w barwach Hufflepuffu i śmiejąc się dość głośno wspięłyśmy się na trybuny. Nie tracąc czasu wyciągnęłam różdżkę i wyczarowałam niewidzialną barierę odpychającą deszcz nad głowami Krukonów, Puchonów i Gryfonów. Ślizgoni niech się martwią o siebie sami. Usiadłam ściągając z głowy kaptur. Dziewczyny zrobiły to samo. 
- Niech się pośpieszą bo nie mam ochoty odmrozić sobie tyłka - wymamrotała zielonooka poprawiając szalik. Zgadzałam się z nią w stu procentach. 
- Witam was wszystkich na pierwszym meczu w sezonie! - po sezonie rozniósł się głos Embry'ego Jordana pełniącego od dwóch lat rolę komentatora. Tak jak, Emma i Georgie jest Krukonem, ale rok niżej. Ma czekoladową skórę, czarne kręcone włosy i tego samego koloru oczy. Zakręcony chłopak - Wiem, że nikt z nas nie ma nastroju do cieszenia się z niesamowitego widowiska jakim jest mecz z powodu straty którą wczoraj ponieśliśmy, ale takie są koleje rzeczy. Wiem, że Camille jest tu z nami i wspiera obie drużyny. Na samym początku drużyna Puchonów! Kapitan oraz Obrońca, Finn Johnson! Dwójka niezawodnych Pałkarzy, czyli Levi Holmes oraz Patrick Alli! Przepiękna Szukająca Jessie Brendon! Oraz trzej Ścigający! Chelsea Owken oraz dwa nowe nabytki Puchonów, Linda Fields i Henry Puckert! A o to Ślizgoni! Kapitan i jeden z Pałkarzy, Evan Rosier! Drugi Pałkarz Omar Mannu! Ścigający, czyli Hugo Daniels, Michael Mason i Samuel Bittner! Obrońca Carl Goyle! Oraz Szukający Regulus Black! - na stadion wyleciało czternaścioro graczy, zatrzymali się kilka metrów nad murawą po której szedł pan Stanley. Zatrzymał się koło skrzyni trzymając w ręce swoją miotłę. 
- Mam nadzieję, że będziecie grać fair i bez żadnych fauli! DO wszystkich mówię! - powiedział podgłaszając swój głos magią. Wypuścił znicz i tłuczki, a po kilkunastu sekundach zabrzmiał gwizdek. Puchoni przejęli kafla rzuconego przez nauczyciela i rozpoczął się mecz. 
                                          *** 
- Faul! Chamski i bezpodstawny faul Rosiera na Ścigającej Puchonów! - wykrzyknął komentator o mało nie wypadając z rzędu w którym siedział. Wszyscy usłyszeli gwizdek nauczyciela Latania. Na swojej miotle podleciał do Ślizgona, który miał minę niewiniątka. Linda trzymała rękę przy nosie, z którego ciurkiem leciała krew. Czarnowłosa patrzyła na niego z mordem w oczach.
- Evan? Jeszcze jedno takie zdarzenie, a zejdziesz z boiska. Nie żartuje. Trochę przesadzacie - rzucił Stanley podając dziewczynie chusteczkę. Wytarła nią rękę, a za pomocą różdżki zatamowała krwotok. Rosier prychnął cicho, ale nie dyskutował. Mężczyzna wznowił grę. Minęło dopiero trzydzieści minut, był remis 60:60 a Ślizgoni dopuścili się już dziesięciu faulów na uczniach z Hufflepuffu. Przez to musieli zmienić Henry'ego ponieważ nie mógł grać z dwoma złamanymi nogami*. Jego miejsce zajął czternastoletni Ryan, który jak na razie dobrze sobie radził. Strzelił dwa gole. 
- Puchoni mają rzut wolny! Piłkę trzyma Chelsea! Jej skupiona mina jest inspirująca ... a te oczy ... 
- Jordan - mruknęła Mcgonagall chcąc zatrzymać wyznania czarnoskórego chłopaka. 
- No tak ... przygotowuje się do rzutu i ... gol! Kafel ląduje w lewej pętli! Goyle dał się zwieść wcześniejszemu ruchowi dziewczyny! Jest 70:60 dla Puchonów! - rzucił przez mikrofon. Owken i Linda przybiły sobie żółwika. 
                                          ***
- 100:100! Obie drużyny dają z siebie sto procent! No może prócz Szukających ... oni to chyba zapomnieli po co tutaj są ... Łapcie Znicza do cholery! - jęknął Embry. 
- Jordan**! - warknęła Minerwa starając się odsunąć od niego mikrofon. 
Większość ludzi na trybunach parsknęły śmiechem. Piłkę przejęli Puchoni, a właściwie Chelsea. Ruszyła w stronę pętli należących do jej przeciwników. Trzej Ścigający zaczęli szeptać coś do ciebie tak by nikt tego nie usłyszał. Uśmiechnęli się do siebie paskudnie i rozpoczęli atak. Okrążyli dziewczynę nie robiąc żadnego niepokojącego ruchu. Kiedy szatynka zorientowała się co robią chciała podać Kafel do nadlatującego Ryana, ale jej się nie udało. Trzech Ślizgonów wzięło ją w szczypce i kiedy dziewczyna była między nimi zakleszczona wypruli do przodu. Szarpała się, ale to nic nie dało. Pęd sprawił, że gdy ją puścili nie dała rady zatrzymać swojej miotły i zderzyła się ze ścianą trybun. Z jękiem osunęła się pięć metrów niżej na ziemię. W tym samym czasie Linda strzeliła jedenastego gola.
- Faul! Faul i jeszcze raz faul! Co za chamskie zagranie Slytherinu ... - dalszy ciąg wypowiedzi komentatora nie nadawały się na to by je wypisać. Mcgonagall nawet nie protestowała. Zarówno ona jak i całe grono pedagogiczne oraz uczniowie - prócz Ślizgonów którzy mieli zadowolone miny - wyglądali na zszokowanych i wkurzonych. Reszta drużyny Puchonów od razu ruszyła w stronę przeciwnych Ścigających z mordem w oczach. Zaczęła się przepychanka. Jessie zeszła z miotły i podbiegła do Owken, która lekko otumaniona nadal leżała na mokrej ziemi. Nauczyciel Latania, a zarazem sędzia podleciał do nich by uspokoić atmosferę, po czym kazał wszystkim wylądować na ziemi bo zobaczył dyrektora, Mcgonagall,Verdon, Slughorna i Sprout idących w ich stronę. Podszedł do nich. Przez kilka minut rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami, a obie drużyny patrzyły na siebie zmrużonymi oczyma. Niebieskooka już trochę lepiej się poczuła i podtrzymywana przez Finna szybko oddychała. Po chwili Stanley przyłożył różdżkę do swojej szyi by wzmocnić głos. 
- Razem z wychowawcami i dyrektorem stwierdziliśmy, że Ślizgoni na zbyt dużo sobie pozwalali i nie słuchali moich pouczeń i ostrzeżeń dlatego też zadecydowaliśmy iż Hufflepuff wygrywa walkowerem. Mamy nadzieję, że to coś was nauczy. Quidditch to zabawa, a nie żadna bijatyka - zwrócił się do postaci w srebrno-szmaragdowych szatach. Nastała cisza po której na stadionie wybuchł entuzjazm. Rosier klnąc pod nosem ruszył w stronę szatni, a reszta drużyny za nim. Puchoni przybili sobie piątki uradowani. 
- Hufflepuff! Hufflepuff! - skandowali kibice.                                                     ***
- Co za mendy - mruknęła Emma, gdy wracałyśmy już do szkoły. Na serio nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale najważniejsze iż Puchoni wygrali. Te padalce same sobie na to zasłużyły. Czułam się jak na walce bokserskiej. 
- Dobrze zrobili. Należała im się przegrana. Jeszcze chwila meczu i cała drużyna Finna leżałaby w Skrzydle - westchnęła rudowłosa naciągając na uszy swoją białą czapkę. Zatrzymałyśmy się na dziedzińcu by poczekać na Jaspera i Finna. Szliśmy razem do Hogsmeade na próbę zespołu. Za tydzień dajemy kolejny koncert. Ziewnęłam zakrywając usta dłonią odzianą w czarną rękawiczkę. 
- Idą - rzuciła blondynka pięć minut później odpychając się od ściany. Wstałam z ławki. Dwóch blondynów szło przed siebie śmiejąc się i popychając. Johnson był już przebrany w normalne ciuchy. Zauważyli nas i przyśpieszyli. 
- Co za emocje! 
- A no jak - Puchon strzelił palcami obu dłoni wywołując u nas radosny śmiech. 


- Idźmy bo Argent znowu nas zruga. Ten chłopak powinien zacząć pić melisę - westchnęłam biorąc moje dziewczyny pod ramię. Rozmawiając na temat przebiegu meczu udaliśmy się w stronę wioski. 
                                            ***
Czas leciał nieubłaganie i nadeszła już połowa grudnia. Dziesiąty tak dokładnie. Czwartek. Ja właśnie wchodziłam do biblioteki by odrobić pracę domową na Mugoloznastwo. Przedstawienie i próby do niego to już niestety przeszłość więc trzeba wrócić do nauki. Skinęłam głową w stronę bibliotekarki i ruszyłam przed siebie na poszukiwania wolnego stolika. A nie było to łatwe jak się okazało. Miałam się wycofać i wrócić jutro, gdy moje spojrzenie zatrzymało się na stoliku po lewo. A bardziej na osobie, która tam siedziała. Regulus. Pochylony nad blatem przeglądał zawartość jakieś księgi. Zagryzłam wargę. 
W mojej głowie usłyszałam głos Dumbledore'a mówiącego, że podejrzewa Ślizgonów o konszachty ze Śmierciożercami i Voldemortem. I dającego mi zadanie do wykonania. Nie byłam tym zachwycona, ale nie miałam wyjścia. Bez słowa zasiadłam na przeciwko niego i czekałam aż zareaguje. Przez minutę w ogóle nie widać było żeby zauważył moje pojawienie się. W końcu jednak uniósł wzrok i zmrużył oczy. Uśmiechnęłam się słodko. 
- Cześć ...
- Czego chcesz Winslow? - mruknął prostując się. 
- Czemu tak ostro Black? Hm? Przecież jesteśmy przyjaciółmi - mrugnęłam do niego. 
- Nie przyjaźnię się z ...
- Tak wiem. Ze zdrajcami krwi i ze szlamami. Nie znudziło ci się to? Udawanie palanta? - spytałam zakładając nogę na nogę. Zacisnął usta w linię. 
- Możesz przejść do sedna? Chyba, że chcesz mnie po prostu powkurzać. Już ci się udało ... - wstał. 
- Poczekaj ... słyszałam od Slughorna że nie radzisz sobie ostatnio z Eliksirami - złapałam się ostatniej deski ratunku. Zastygnął i spojrzał na mnie z uniesioną brwią. 
- I?
- Mogłabym ci pomóc - wzruszyłam ramionami. 
- Żartujesz? - parsknął - Sorry Winslow, ale ty też asem nie jesteś ... - uśmiechnął się głupio. 
- Może i nie, ale wątpię by najlepsza uczennica w szkole ci pomogła. I żebyś ty chciał jej pomocy - mruknęłam. Nie wyobrażałabym sobie żeby przyjął pomoc od Lily, która jest Mugolakiem - Zawsze możesz poprosić Snape'a - wstałam - W końcu jesteście znajomymi z jednego domu ... - ruszyłam w stronę wyjścia. 
- Poczekaj! - zatrzymałam się i nie odwracając lekko się uśmiechnęłam. Przynęta złowiona - Sorry Winslow. Po prostu ... nigdy bym się nie spodziewał, że będziesz chciała mi pomóc. I to bez żadnego haczyka - wyznał stając przede mną. Oj byś się zdziwił Black. Oj byś się zdziwił. 
- Wiem, że się nie lubimy. Że mną gardzisz bo nie mam poglądów podobnych do ciebie i przyjaźnię się z twoim ... z Syriuszem, ale pomyślałam iż to pierwszy krok do tego by stosunki między naszymi domami trochę się poprawiły - gładko skłamałam starając się tego nie okazać. Nastała cisza. Założył ręce na piersi. Cholera. Cholera. 
- Coś mi w tym wszystkim nie pasuje, ale niech będzie. Na serio nie chce powtarzać roku przez te głupie Eliksiry - burknął wkładając ręce do kieszeni spodni. Lekko się uśmiechnęłam. Nie mogłam zbyt pokazać jak bardzo mi na tym zależy bo mógłby zacząć coś podejrzewać. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Niepewnie ją uścisnął. Umówiliśmy się na jutrzejsze popołudnie, po czym on wrócił do nauki a ja opuściłam bibliotekę. Oby ten plan wypalił. Bo dzisiaj jest kolejne zebranie Zakonu, a ja nadal nic nie mam. Dyrektor pewnie nie będzie zadowolony a ja na serio nie chce go zawieść. W końcu sama zobowiązałam się do pomocy Zakonowi. 
                                             ***
- Znowu widzisz się z Jayem? - zdziwiła się Emma widząc jak wkładam na siebie kurtkę i czapkę. 
- Tym razem z Riley. Trudno było mi przekonać dyrektora żeby mnie puścił, ale w końcu się udało. 
- Z Riley? Nie możecie się zobaczyć w sobotę? 
- To coś poważnego Em i nie może zaczekać do soboty. Przepraszam, ale obiecałam, że nic nie powiem - skłamałam. Strasznie się z tym czułam, ale nie mogłam inaczej. Usiadła. 
- No dobrze. Tylko uważaj na siebie - poprosiła słabo się uśmiechając. Teraz po tym co stało się z Camille każdy się o każdego bał. 
- Verdon ma mnie odprowadzić i zaczekać te parę godzin w Trzech Miotłach. Nie będę sama - tym razem nie skłamałam. Nasza Opiekunka od niedawna również jest w Zakonie i tym razem przeniosę się z nią, a nie z dyrektorem bo ten ma jakieś ważne zadanie do wykonania w terenie. 
- W takim wypadku jestem spokojniejsza. Pozdrów ją ode mnie - odparła. Cmoknęłam ją w policzek i opuściłam wieżę. Nucąc pod nosem udałam się w stronę gabinetu dyrektora. 



* trochę zmieniłam zasady i u mnie można zmienić kontuzjowanego zawodnika
** Embry Jordan jest wujkiem Lee Jordana, którego znamy z całej serii 




No i mamy następny rozdział.
W nim nie ma aż tyle emocji ale to taki przystanek po ostatnim pełnym akcji.
Dziękuje za każde wyświetlenie i za każdy komentarz.
Pozdrawiam i do usłyszenia. 





sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 25 cz 3.

- Ja chce już stąd wyjść! - jęknął Gideon przymykając z bezsilności oczy. Razem ze swoim bratem leżeli na sali w św. Mungu. Fabian przeglądał Proroka Codziennego ze zmarszczką między oczyma - Przecież nic nam jest. Mamy tylko złamane żebra i kilkadziesiąt siniaków ... to nic! Pamiętasz jak na czwartym roku złamałem sobie lewą rękę? Kość wyszła na wierzch! - dodał. Jego bliźniak wywrócił oczyma. Gid zawsze jest tym spokojniejszym i trudniej jest wyprowadzić go z równowagi, ale jeśli się nudzi wychodzi z niego całkiem inna osoba. Nie cierpi siedzieć bez sensu na tyłku i nie móc nic zrobić. 
- Uspokój się. Uzdrowiciel powiedział, że za parę dni wyjdziemy. Leż i ciesz się paroma dniami wolności - rzucił Fabian przewracając stronę. 
- Prędzej osiwieję ... 
- Cześć panowie - do pomieszczenia wszedł Jason trzymając w ręce reklamówkę. Zdjął kaptur i przejechał ręką po swoich blond włosach. 
- No w końcu! Ktoś do nas przyszedł! Powiedz, że przyniosłeś coś dobrego ... - jęknął Gideon unosząc się na łokciach. Winslow tajemniczo się uśmiechnął i wyciągnął z reklamówki plastikowe pudełko. Podał je starszemu z bliźniaków. Ten zachłannie je otworzył, a oczy mu się zaświeciły - Ciasto migdałowe ... Kocham cię! - zabrał sie za jedzenie. Blondyn wywrócił oczyma i podał Fabowi czekoladowe żaby i sok dyniowy. Usiadł na stołku pomiędzy ich łóżkami i rozpiął kurtkę. 
- Wracam od Jensena. Powiedział, że śpiączka Philipa już się przedłuża i nie wiedzą czy w ogóle się wybudzi ... Totalna porażka - mruknął. Nastała cisza przerywana jedynie głosami z korytarza. 
- A co z tą uczennicą która zaginęła w Hogwarcie? Znaleźli ją w końcu? - zmienił temat młodszy Prewett. Jay pokiwał głową - I co z nią? - dopytał. 
- Nieprzytomna leży w Skrzydle Szpitalnym. Hagrid znalazł ją w Zakazanym Lesie na tej wysepce na Mętnym Stawie - wyjaśnił zakładając nogę na nogę - Też nie wiadomo co się stało, że nadal się nie budzi. Ma kilkanaście siniaków i złamaną rękę a tak to jest zdrowa. Jedynie, że się nie budzi. 
- Nic nie podejrzewają? - zdziwił się Fabian, na co blondyn pokręcił głową - Dziwne ... Na pewno sama nie wyszła ze szkoły i się nie pobiła. 
- Robi się dziwnie - mruknął Gideon, a pozostała dwójka się z nim zgodziła. Nadeszły złe czasy. 
                                            ***
- Witam wszystkich na corocznym jarmarku! - Demi wyszła na scenę rozkładając ramiona. Rozbrzmiały oklaski i piski. Dziewczyna ukłoniła się - Zanim jednak przyjemności związane ze wspaniałym jedzeniem i grami przejdźmy do czegoś specjalnego. Turniej Strzelania Z Łuku! - wykrzyknęła, a cała widownia znów pokazała swój entuzjazm. Jakiś chłopak z piątego roku omal nie przywalił swojemu kumplowi z tej całej radości. Uśmiechnęła się - Bardzo się cieszę, że ta inicjatywa aż tak wam się spodobała. Teraz Szeryf przedstawi uczestników, którzy się zgłosili - znów się ukłoniła i zniknęła ze sceny. W tej samej chwili jej miejsce zajął Jasper. Poprawiajac swoje nakrycie głowy uśmiechał się łobuzersko. Nagle mrugnął do pani Mcgonagall siedzącej w pierwszym rzędzie. O dziwo kobieta lekko się zawstydziła. Słychać było pojedyncze oklaski. Chłopak chrząknął.  
- Witam wszystkich - uśmiechnął się troszeczkę leniwie - A oto uczestnicy! - obok niego na scenie pojawiło się pięć osób w tym przebrana za zwykłą mieszkankę Ruby. Wszyscy pomachali do ludzi na widowni, a oni im odmachali. Nagle na scenie pojawiła się tarcza mająca służyć do wyłonienia zwycięzcy. Każda z osób po kolei stawała pięć metrów od niej i strzelała jak najlepiej. Na samym końcu była kolej Ruby. Na sali nastała kompletna cisza. Nikt nawet nie szeptał. Każdy wpatrywał się w postać dziewczyny trzymającej łuk. Przebrana Księżniczka Złodziei napięła cięciwę na której zahaczona była strzała. Nie miała pojęcia co zrobić. Serce kazało jej być jak najlepszą a rozum jej tego zabraniał. Mogli ją przecież zdemaskować. Była w końcu najlepszą łuczniczką w kraju, a może i na świecie. Jednak serce zwyciężyło. Zagryzła dolną wargę i puściła cięciwę. Wszyscy wstrzymali oddech, kiedy strzała przemknęła przez scenę i wbiła się w sam środek tarczy. Nadal trwała cisza, ale po chwili została przerwana oklaskami z widowni. Niektórzy nawet wstali w tym James i Syriusz, którzy chyba na serio wczuli się w fabułę. Chrząknęła pod nosem. 
- No proszę proszę. Chyba mamy zwycięzcę a właściwie zwyciężczynię! - obok niej pojawił się Szeryf. Od razu zrobiła się czujna - Jak się zwiesz? 
- Emelie Broin - rzuciła swoje fałszywe imię i nazwisko. Blondyn zmarszczył brwi, ale po chwili szeroko się uśmiechnął. 
- Wspaniale! Oto twoja nagroda - zza pasa wyciągnął mieszek z brzęczącymi monetami - Jak wiemy Ruby Hood i jej zgraja okradają każdego kogo się da nawet Księżną, ale udało się nam wyłuskać trochę na nagrodę dla zwycięzcy - odparł podając jej go. Jego wyraz twarzy wyglądał jakby mężczyzna nawąchał się czegoś brzydkiego. Dziewczynie szalenie zaczęło bić serce. Cholera.
- Bardzo dziękuję ...
- Moment! - na scenie pojawił się Książę Mario. Widać było, że Szeryf nie jest tym zadowolony. Zaciskał dłonie w pięści - Sam również chciałem nagrodzić naszą drogą zwyciężczynię - wyjaśnił chwytając ją za rękę. Maxine w środku krzyczała. To ten moment. To ten moment. No nie. Ona zaraz zemdleje. Na bank. Natomiast Ruby wyglądała na zdezorientowaną. Szeryf również. Na widowni znów nastała cisza. Brunet chwycił twarz dziewczyny w dłonie. Przełknęła ślinę. Regulus chciał przeciągnąć ten moment w nieskończoność, ale widział ponaglajacy wzrok pani Efron. Cholera. Spojrzał w ciemnobrązowe oczy Maxine/Ruby/Emelie i poczuł dziwne uczucie w dole brzucha. Westchnął, przybliżył się a jego usta wylądowały na jej. To było zaledwie muśnięcie, ale tragiczne w skutkach. Szeryf zapanował nad emocjami, ale Jasper gotował się ze złości i miał ochotę odsunąć ich od siebie. Na widowni słychać było jęki zdezorientowania i zaskoczenia. Niektórzy zakrywali usta dłońmi, a inni mieli je szeroko otwarte. Georgie przełykając ślinę spojrzała na Jamesa i Syriusza, którzy wyglądali jakby piorun w nich trafił. Siedzieli wbici w fotel wpatrując się w parę na scenie z szokiem pomieszanym z wkurwieniem co było dziwną mieszanką. Pete lepiej to przyjął. Po prostu szeroko otworzył oczy. Zarówno Bones jak i Emma miały oko na 2/4 Huncwotów w razie gdyby musiały zainterweniować.
- Chłopaki ...
- To są kurwa jakieś jaja ... - warknął Łapa chcąc wstać. Blondynka złapała go za nadgarstek i posyłając mu proszące spojrzenie. Niektórzy zaczęli się na nich oglądać, a ona nie chciała by nauczyciele wkroczyli do akcji. Chłopak nie wiadomo czemu gotował się ze złości. Nie chodziło nawet o to, że to był jego brat. Sama świadomość tego, że Max całowała się z kimkolwiek sprawiła iż zwariował i chciał wszystko rozwalić. Natomiast Potterowi chodziło o samego Regulusa. Nie lubił typa. 
- Chłopaki uspokójcie się - mruknął Peter wiedząc do czego byli zdolni jego przyjaciele. 
Na scenie jednak przedstawienie trwało dalej. Po około sześciu sekundach Regulus się odsunął i ucałował dłoń dziewczyny. 
- Jeszcze raz gratuluje zwycięstwa ...
- Dziękuje - wymamrotała będąc całkiem zszokowana. Ukłonił się i zszedł ze sceny. 
- No tego nawet ja się nie spodziewałam! - jego miejsce zajęła Janna - A jestem Księżną - sztucznie zachichotała. Nikt jej nie odpowiedział - No dobrze. Emelie? Możesz iść - rzuciła do dziewczyny, a ta niezgrabnie dygnęła i zeszła ze sceny. Kobieta chrząknęła i pomachała do widowni, po czym pochyliła się w stronę Szeryfa - Miej na nią oko. Mam co do niej dziwne przeczucie - szepnęła mu na ucho, ale wszyscy to usłyszeli. I nie byli zadowoleni. Mężczyzna kiwnął głową mrużąc oczy. 
                                             ***
Filch sztywnym krokiem przemierzał korytarze. Nie miał jakoś ochoty na oglądanie przedstawienia, więc dlatego też po prostu sprawdzał okolicę. Nagle jego spojrzenie zatrzymało się na uchylonych drzwiach prowadzących do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka zawsze krzyczała jeśli ktoś ich nie zamknął. Jakieś dziwne złe przeczucie kazało mu zobaczyć co się stało jeśli nawet wszystko było w porządku. Przełknął ślinę i zajrzał do środka. Najpierw szeroko otworzył oczy, a potem klnąc pod nosem podleciał do leżącej na podłodze nieprzytomnej kobiety. 
- Ruby? Ruby? - delikatnie klepał ją po twarzy. Sprawdził jej tętno. Było. Bardzo słabe, ale było. Z jękiem wysiłku wziął ją na ręce i przeniósł na pierwsze wolne łóżko. Rozejrzał się. Jedenastolatka z wysypką nadal smacznie spała, ale nigdzie nie było Camille co było dziwne bo od kilku dni leżała w śpiączce. Poleciał do kantorka w poszukiwaniu czegoś co mogło pomóc. Nagle jego spojrzenie zatrzymało się na dość sporym słoiku z karteczką z której wynikało, że były to sole trzeźwiące. Wrócił do Shey i podstawił jej otwarty słoik pod nosem. Po chwili jęknęła cicho, by zaraz potem skrzywić się i przekląć dorodnie. Mężczyzna odetchnął i opadł na łóżko obok. Chwała Merlinowi. 
- Co się ... Argus? Gdzie ja ... Co jest? - podniosła się do pozycji siedzącej i sycząc uniosła dłoń do tyłu głowy. Będzie miała tam ogromnego guza. 
- Przechodziłem i zobaczyłem uchylone drzwi. A wiem, że tego nie lubisz ... No i potem zauważyłem nieprzytomną ciebie - wyjaśnił. Zamrugała. 
- O żesz ... - nagle sobie coś przypomniała. Wstała i zaczęła ciągnąć sobie włosy - Camille. To była Camille. Podniosła się i chciała wyjść. Wołałam ją, a ona odwróciła się i ... a potem była ciemność. 
- Zostań tu, a ja polecę po dyrektora - wstał. 
- Ale jest przedstawienie i ...
- To jest o wiele ważniejsze niż jakieś tam przedstawienie Ruby. Zostań tu - wybiegł ze Skrzydła Szpitalnego i z lekkim trudem - w końcu miał już prawie sześćdziesiąt lat - pognał w stronę klasy, gdzie przebywała właśnie cała szkoła. Nie pukając popchnął drzwi i wszedł do środka. Wszyscy właśnie się z czegoś śmiali więc cichaczem przemknął do pierwszego rzędy, gdzie zasiadali nauczyciele. Trochę się zdziwili na jego widok, ale dyrektor po minie woźnego zorientował się że musiało się coś stać. Nadstawił ucho. Mężczyzna wyszeptał mu to co miał do przekazania. Dumbledore spiął się i powiedział to samo swojej zastępczyni, a ona dalej i dalej. Nagle wstał i głośno chrząkając wszedł na scenę. Jasper i Regulus przestali grać. Nastała cisza. 
- Jestem zawiedziony, ale niestety będę musiał przerwać przedstawienie. Na prawdę świetnie się bawiłem i żałuje, że nie obejrzymy tego do końca, ale taka jest konieczność ... - powiedział, dało się słychać jęki niezadowolenia i zszokowania. Uciszył je machnięciem ręki - Pan Filch przekazał mi iż wasza koleżanka Camille obudziła się, ale nie jest do końca sobą. Ogłuszyła pielęgniarkę i zniknęła. Musimy wezwać Aurorów by przeszukali okolicę. Dlatego przedstawienie uważam za zakończone. Możecie się rozejść - odparł i ruszył w stronę wyjścia. Reszta nauczycieli także. Zrobiło się spore zamieszanie. Nikt nie mógł w to uwierzyć.
                                            ***
- Tyle pracy, tyle pracy - wymamrotała nauczycielka opadając na krzesełko. Remus objął mnie opiekuńczo ramieniem. 
- Ktoś ją opętał? - szepnęła Mary łapiąc Evansównę za rękę. Sala zaczęła się wyludniać zostali nieliczni. 
- Możliwe - wyznałam. To straszne, że Camille mogła zostać zaczarowana, ale na to wyglądało. Przecież sama z siebie by tak się nie zachowywała. Może to trochę samolubne z mojej strony, ale w środku cieszyłam się z tego wszystkiego. Chociaż nie będę drugi raz całować młodszego Blacka. ,
- Straszne co nie? - podeszły do nas dziewczyny. Huncwotów gdzieś wcięło. Może i dobrze. Jakoś na razie nie miałam ochoty patrzeć im w oczy. Nie wiem czemu, ale trochę było mi wstyd. 
- I to jak. Mam nadzieję, że ją znajdą - rzuciła Lily zdejmując z głowy koronę. Pomogliśmy pani Efron posprzątać po spektaklu i również opuściliśmy salę. Wszędzie wyczuwało się strach i niepewność wywołaną owym wydarzeniem. Każdy się bał. 
Po jakimś czasie przybyli Aurorzy. Jedna grupa przeszukiwała szkołę i przepytywała ludzi, a druga większa szukała Gryfonki na zewnątrz. Na Błoniach, w lesie i nawet w Hogsmeade. Siedzieliśmy jak na szpilkach na podłodze przed Wielką Salą. Milczeliśmy. Remus opierał się o ścianę wyciągając przed siebie swoje długie nogi. Po jego obu stronach siedziały Georgie z Mary. Natomiast ja, Lily i Emma zajmowałyśmy miejsca na przeciwko nich siedząc po turecku. Niektórzy trochę dziwnie się na nas patrzyli, ale po jakimś czasie zaczęło przybywać osób które ściągnęły z nas pozycję do czekania. 
- Jest dziwna cisza, co nie? 
- Wszyscy się boją - powiedział Lupin drapiąc się po policzku. Jego twarz ukazywała totalne zmęczenie. Miał wory pod oczyma i przekrwione oczy. No tak. Za tydzień pełnia. Znów będzie przechodził przez to piekło. Tak bardzo chciałabym mu w tym pomóc. Pomóc mu przez to przejść, a mogę tylko siedzieć i się zamartwiać. Chciałam zostać Animagiem jak reszta Huncwotów, ale Remi mi nie pozwolił. 
- Nie ma mowy Max. Już i tak boję się o chłopaków. O ciebie nie chcę. I koniec tematu - powiedział gdy przedstawiłam mu swój plan. A jego zdanie jest dla mnie najważniejsze. 
- Idę siku - Emma wstała. 
- Ja też się przejdę - Mary do niej dołączyła, a po chwili również panna Bones. Rozmawiając ruszyły w stronę toalet. Nastała cisza. Usiadłam koło szatyna kładąc mu głowę na ramieniu. Cmoknął mnie w czoło. Evans zajęła się przeglądaniem Proroka Codziennego. Rano była zbyt zdenerwowana przedstawieniem. 
- Jak sie czujesz? - spytałam ziewając. 
- Dobrze nie musisz się martwić - objął mnie ramieniem. Pachniał tak uspokajająco. 
- Nie mogę się nie martwić Remi ... powinieneś powiedzieć dziewczynom - znów szepnęłam. Zacisnął usta w wąską linię. Po chwili wróciły dziewczyny. Miały jakieś nietęgie miny. 
- Co jest? - zainterweniowałam. 
- Helsey jest w kiepskim stanie. Ruby musiała dać jej coś na uspokojenie - wyjaśniła Georgie. 


- Biedna ... - przerwałam widząc biegnącego w naszą stronę Murtona. O mało nie potknął się o czyjąś torbę, ale pruł dalej przed siebie. 
- Co jest? - spytała Lily odkładając gazetę. 
- Znaleźli Camille ... w lesie ... - wysapał. Na ustach moich przyjaciół pojawiła się ulga, ale ja widząc wyraz twarzy blondyna czułam dziwny niepokój. 
- Jace ... co z nią? - szepnęłam. 
- Znaleźli ją na samym krańcu lasu. Tam, gdzie są te stare i suche połamane drzewa ... jej ciało było ... przeszło na wylot i .... Camille nie żyje. 
                                            ***
Śmierć Gryfonki wstrząsnęła każdym. Nawet ci ze Slytherinu chodzili jacyś spięci i markotni. 
Mimo, że minęło już kilka godzin nadal czuję łzy w oczach na wspomnienie Hel, która wpadła w prawdziwą histerię i mijając wszystkich rzuciła się na ciało swojej przyjaciółki owinięte w biały materiał. Nikt nie reagował. Wszyscy wiedzieli, że nie powinni jej przeszkadzać. Leżała tak z głową na brzuchu Cam płacząc głośno. Tylko nielicznym nauczyciele pozwolili wyjść na Błonia. Nie chcieli zbyt wielkiego zamieszania. Każdy z nauczycieli miał łzy w oczach. Nawet dyrektor. 
Dopiero po dwudziestu minutach dziewczyna obejmowana przeze mnie i Lily dała się zaprowadzić do Skrzydła, gdzie zasnęła. 
- Dziwnie będzie jutro na meczu, co nie? Jak się cieszyć ze zwycięstwa jeśli kilkanaście godzin wcześniej nasza koleżanka zginęła - powiedziała Emma siadając na swoim łóżku i wycierając umyte włosy ręcznikiem. Dochodziła godzina 23.00, a my jakoś nie specjalnie miałyśmy ochotę iść spać. Za dużo negatywnej energii. 
- Ale przekładanie nie ma sensu. Już i tak późno zaczął się sezon. Zazwyczaj pod koniec października był pierwszy mecz, a tu zaraz grudzień - rzuciła rudowłosa głaszcząc moją Blue. 
- Nie ma co roztrząsać. Stało się i trzeba żyć dalej. Niestety - westchnęłam. Zaczynało się robić na prawdę nieprzyjemnie. Teraz tym bardziej każdy będzie się bał. W końcu Hogwart zawsze był najbezpieczniejszym miejscem w świecie magii. A tu zginęły dwie osoby, a do tego kilka zwierzaków. Trzeba będzie mieć się na baczności. 





Hej :)
No i kolejny rozdział. Tym bardziej trochę dłuższy niż kilka poprzednich więc mam nadzieję, że będziecie usatysfakcjonowani.
Dużo się działo i nie było kiedy wziąć oddechu, ale następny rozdział będzie trochę luźniejszy.
Pozdrawiam
Ps dedykuję go Eskarynie dzięki której jeszcze nie skończyłam z pisaniem tej historii <3 



poniedziałek, 9 stycznia 2017

MINIATURKA 2 ,,Szlaban z Huncwotem''

Maxine szła w stronę Wielkiej Sali nucąc pod nosem ostatnio usłyszaną piosenkę i starała się zdążyć na kolację. Modliła się zarówno do Boga jak i do Merlina by inni uczniowie nie zjedli jej ukochanej zupy cebulowej bo będzie zła. Że akurat tak późno Hagrid chciał się z nią zobaczyć! Dochodziła właśnie do głównych wrót gdy jej uwagę przyciągnęło dziwne buczenie. Postanowiła to zignorować i pchnęła drewniane drzwi, ale one nie chciały ustąpić. Westchnęła i naparła na mnie ciężarem całego ciała. 
- Co jest? - mruknęła do siebie i z bezsilności w nie kopnęła. Miała już wyciągnąć różdżkę, ale w tym samym momencie wrota lekko się uchyliły. Nic nie podejrzewając odsunęła je mocniej i w tym samym momencie mury zatrzęsły się, a na nią i na cały główny hol poleciała śmierdząca ciecz. Dziewczyna zastygła i nie mogła się ruszyć. W tym samym momencie z Wielkiej Sali zaczęli wychodzić ludzie. Na samym początku profesor Mcgonagall. 
- Co tu ... panno Winslow! - opiekunka Gryffindoru dopiero teraz zobaczyła czternastolatkę stojącą wśród tego całego bałaganu. 
- Ja ... - skrzywiła się bo po otworzeniu ust ta dziwna śmierdząca ciesz wpłynęła do środka jej buzi. Splunęła i wytarła twarz chustką wyciągniętą z torby. Wszyscy pokazywali ją sobie palcami, wzdrygali się na widok ohydnej cieczy albo chichotali. Wicedyrektorka ruszyła w stronę Krukonki ze zmarszczonymi brwiami. 
- Nigdy bym się nie spodziewała, że taka sympatyczna i nie rzucająca się w oczy dziewczyna zrobi coś takiego! Co chciałaś osiągnąć? - syknęła, a Winslow zarumieniła się. 
- Ale ... to nie ja pani profesor ...
- Nie? Jakoś nie widzę tu nikogo innego! Bardzo mi przykro Maxine, ale czeka cię szlaban. Jeszcze nie wiem jaki, ale coś wymyślę. Zgłoś się do mnie po kolacji - rzuciła twardym głosem, po czym machnęła różdżką, a hol znów lśnił czystością. Kobieta pokręciła głową i ruszyła w stronę schodów, a czternastolatka zamrugała powiekami żeby się nie rozpłakać. Do dziewczyny podbiegła drobna blondynka z włosami zebranymi w kucyki. 
- Oszalałaś? Chcesz być piątym Huncwotem? - zachichotała. Szatynka zarumieniła sie. 
- Ty też mi nie wierzysz? To nie ja! Wracałam od Hagrida, a te cholerne wrota nie chciały się otworzyć! Popchnęłam się, a to śmierdzące coś poleciało na mnie i podłogi -  mruknęła ruszając w stronę Wielkiej Sali. Teraz to na pewno nie ma szans na dorwanie się do zupy cebulowej. Jej przyjaciółka ruszyła za nią. Usiadły przy stole Ravenclaw, a Winslow mimowolnie sięgnęła po pudding chlebowy. Z tego wszystkiego straciła apetyt. Emma sięgnęła jedynie po jabłko. Obracając w palcach nożyk zmrużyła oczy. 
- Czyli ktoś cię wrobił ... i chyba nawet mam pewne podejrzenia kto to był - mruknęła blondynka zerkając dyskretnie w stronę stołu należącego do uczniów Gryffindoru. Maxine zmrużyła oczy. 
- Myślisz o Huncwotach? - spytała szeptem, na co panna Hunter pokiwała głową i zabrała się za obieranie jabłka - Ale ... przecież ...
- Ale? Tylko oni w tej szkole robią takie spektakularne kawały. Nie pamiętasz jak przed wakacjami Yulen i Brett próbowali dostać się do ich paczki? Omal nie spalili Slughornowi gabinetu. Jasne, że to oni - prychnęła i włożyła do buzi kawałek owocu. Czekoladowooka przygryzła wnętrze policzka. Przez resztę pobytu w WS nie rozmawiały o tym. Po kolacji ruszyła w stronę gabinetu ich Wicedyrektorki. Zapukała czując w brzuchu ścisk. Po usłyszeniu pozwolenia weszła do środka. Kobieta siedziała przy swoim biurku i przeglądała jakieś papiery. Na widok swojej uczennicy przerwała pracę i usiadła wygodnie poprawiając okulary na swoim nosie. Dziewczyna ruszyła w jej stronę i zajęła miejsce na drewnianym krześle. Minerwa wpatrywała się w nią z trudnym do odgadnięcia wzrokiem. 
- Co tobą kierowało Maxine? 
- To nie ja! Na prawdę! Ktoś mnie ... - przerwała widząc minę nauczycielki. Ona i tak jej nie uwierzy. 
- Robisz coś takiego i do tego kłamiesz ... no dobrze. Przez dwanaście dni będziesz porządkowała książki w bibliotece. Zgłoś się jutro do pani Forbes. Ravenclaw traci też dwadzieścia punktów - westchnęła, a Maxine nie dyskutowała. I tak wiedziała, że nic nie wskóra - Możesz iść. I mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy - dodała. Krukonka wstała i ze łzami w oczach opuściła gabinet nauczycielki Transmutacji. Nie miała pojęcia, że po jej wyjściu kobieta również miała ochotę się rozpłakać.                                                                                                   ***
DZIEŃ 1 SZLABANU
Następnego dnia po zajęciach i zjedzeniu obiadu Max ruszyła w stronę biblioteki. Lubiła w niej przebywać, ale teraz myśl o tym iż będzie tam siedziała kilka godzin dziennie sprawiała, że było jej trochę niedobrze. Zawsze była szansa na to iż coś co kochamy może nam zbrzydnąć jeśli będzie tego za dużo. I miała wrażenie, że tak się stanie z nią i biblioteką. Westchnęła i pchnęła drzwi prowadzące do pomieszczenia służącego do nauki. Za dębowym biurkiem siedziała około czterdziestoletnia kobieta z włosami zebranymi w kucyk. Przeglądała jakąś książkę. Szatynka chrząknęła. 

- Jesteś już - uśmiechnęła się do dziewczyny i wstała. Miała na sobie luźną szarą sukienkę - Na prawdę byłam w szoku kiedy usłyszałam, że będziesz miała u mnie szlaban. Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewała - chrząknęła. Dziewczynka nie miała już siły się z nikim kłócić. Miała tylko nadzieję, że te dwanaście dni szybko minie. 
DZIEŃ 2 SZLABANU
Dziewczynka nucąc pod nosem bliżej nieokreśloną melodię ściągała książki z kolejnego regału kiedy usłyszała chrząknięcie. Odwróciła głowę w lewo zauważając profesor Mcgonagall. Wyglądała na trochę zawstydzoną. Krukonka uniosła brew. 
- Witaj Maxine ... będziesz miała pomocnika. 
- Słucham? - spytała, a koło wicedyrektorki stanął chudy i dość wysoki chłopiec z jasnobrązowymi włosami których grzywka opadała na miodowe oczy. Jego bladą twarz zdobiło parę blizn. Miał na sobie czarne spodnie i luźną koszulę w kratę. 
- Pan Lupin przyznał iż tak na prawdę to on zaplanował ten kawał i wciągnął cię w niego. Dlatego będziecie przez te kilka dni współpracować. Mam nadzieję, że się dogadacie - poklepała chłopca po ramieniu i wyszła z biblioteki. Nastała krępująca cisza. Nie patrzyli sobie w oczy. 
- Chyba nie mieliśmy jeszcze okazji poznać się osobiście. Remus Lupin - wyciągnął rękę. 
- Maxine Winslow - uścisnęła ją - Na serio to twoja sprawka? - zapytała zaintrygowana. 
- Po części tak. Moi najwspanialsi przyjaciele na to wpadli, ale trochę im pomogłem. Chciałem się przyznać od razu, gdy dowiedzieliśmy się, że Mcgonagall uważa za winną ciebie, ale tamte barany mi nie pozwoliły i cały czas mnie pilnowali żebym nie mógł się przyznać. Dopiero niedawno udało mi się zwiać spod ich czujnego oka. Na serio mi przykro - wymamrotał lekko się rumieniąc. 
- Daj spokój. Nic się nie stało. Ważne, że się przyznałeś i nie będę z tym sama. Szczerze? Chyba dostanę uczulenia na kurz - wyznała i w tym samym momencie kichnęła. Zaśmiał się. 
- Na zdrowie. No dobrze. Bierzmy się do roboty to może wyjdziemy stąd przed kolacją - zakasał rękawy. Rozmawiając wzięli się do dalszej pracy. 
DZIEŃ 4 SZLABANU 
- Na serio? - roześmiała się o mało nie upuszczając sobie na nogi księgi ważącej około trzech kilo. 
- Też byłem w szoku. No, ale po tych wariatach można się wszystkiego spodziewać. A ty masz jakieś szalone akcje ze swoją przyjaciółką? - spytał wycierając półkę regału z kurzu. Kichnęła. 
- No jasne. Emma jest strasznie zakręcona. Raz w drugiej klasie wyciągnęła mnie po ciszy nocnej z dormitorium pod pretekstem iż zapomniała bransoletki z klasy od Zaklęć, a tak na serio chciała obejrzeć pełnię z Wieży Astronomicznej - parsknęła nie widząc, że chłopak lekko drgnął - Był ubaw bo Filch nas o mało nie złapał. Na szczęście potknął się o coś a my mogłyśmy zwiać - dokończyła. W tym samym momencie podeszła do nich pani Forbes mówiąc, że mogą się zbierać na kolację. Odłożyli te książki których nie zdążyli ułożyć na bok i żegnając się z bibliotekarką ruszyli w stronę Wielkiej Sali.
Dzień 6 SZLABANU 
Remus czekał na nią pod Wielką Salą mając w dłoni coś zawinięte w czerwoną serwetkę. Podeszła do niego zaciekawiona. Uśmiechnął się. 
- Co tam masz Luniek? - spytała. 
- Wiedziałem, że przez trening  możesz się nie wyrobić na obiad więc odłożyłem ci tą mini zapiekankę z pieczarkami bo wszyscy się na nie rzucili - wyznał podając jej pakunek. Pochyliła się. Do jej nozdrzy doleciał cudowny zapach. 
- Jeju dziękuję - cmoknęła go w policzek, na co uroczo się zarumienił - Jesteś wspaniałym przyjacielem - rzuciła, a on zrobił dziwną minę - Bo jesteśmy przyjaciółmi prawda? - szepnęła robiąc spojrzenie zbitego szczeniaka. 
- No jasne! - zaśmiał się i potargał jej włosy. Pisnęła zachwycona - A teraz chodźmy bo znowu się spóźnimy - westchnął biorąc ją pod ramię. Szli w stronę biblioteki a dziewczyna zajadała się zapiekanką. Przez trening strasznie zgłodniała. 
Dzień 7 SZLABANU 
- Macie ją przeprosić! - warknął wskazując palcem swoją przyjaciółkę. Maxine lekko się spięła. Tak na serio nie zależało jej na przeprosinach do pozostałej trójki Huncwotów, ale Remusowi na tym zależało więc się zgodziła. Robiła to dla niego. Potter siedział na parapecie a jego twarz nie ukazywała żadnych emocji. Peter wyglądał na najbardziej zawstydzonego i wykrzywiał sobie palce ze stresu. Natomiast Black uśmiechał się zawadiacko z uniesioną do góry lewą brwią. Co za buc! Miała ogromną ochotę mu przywalić. 
- Za co? To nie nasza wina, że tamtędy przechodziła i że na nią spadła fala nienawiści - parsknął posiadacz czarnych oczu. Mrużąc oczy ruszyła w jego stronę, ale Remi przytrzymał ją za nadgarstek. 
- To nasza czwórka powinna mieć ten szlaban. Ona nie miała z tym nic wspólnego. Po za tym mogę wam obiecać, że jesli grzecznie jej nie przeprosicie to pójdę do Mcgonagall i powiem jej całą prawdę. A uwierzcie, że jestem do tego zdolny - odparł machając im palcem przed oczyma. Nastała cisza. Pettigrew jęknął i cały czerwony podszedł do Krukonki. Wyciągnął rękę w jej stronę. 
- Przepraszam ... też się chciałem przyznać, ale jestem strasznie tchórzliwy - wymamrotał. Nastała cisza, po której dziewczyna wesoło się uśmiechnęła i uścisnęła jego dłoń. 
- Wybaczam ci. I jestem Maxine tak przy okazji. 
- Peter - mruknął i też się uśmiechnął. Stanął pomiędzy nimi z założonymi rękoma. Całą trójką wpatrywali się w Blacka i Pottera którzy wyglądali na podejrzliwych. Lupin mlasnął. 
- A skąd mamy pewność, że nie poleci do Mcgonagall i tak nas nie wyda? - spytał Potter zeskakując z parapetu i poprawiając swoje okulary. 
- A stąd iż wiedziała od pierwszego dnia szlabanu a i tak tego nie zrobiła - powiedziała o sobie w pierwszej osobie - Po za tym nie jestem wami. Nie mszczę się - prychnęła. Nastała cisza przerywana jedynie deszczem uderzającym o okna. 
- Okej ... Sorry Winslow. Na serio mieliśmy nadzieję, że trafi na Filcha albo na jakiegoś Ślizgona - pierwszy odezwał się James. Miodowooki zatamował śmiech kaszlem. 
- Wow. Najwylewniejsze przeprosiny jakie kiedykolwiek dostałam ... Już się nie gniewam. Na serio. W końcu dzięki wam mam nowego przyjaciela - potargała Remusowi włosy. 
- Sorry Winslow. Następnym razem ostrzeżemy cię kiedy będziemy chcieli się wmieszać w nasze sprawy. A teraz sorki, ale musimy spadać - Black ukłonił się i ruszył przed siebie z rękoma w kieszeniach. James ruszył za nim, a Pete po chwili wahania również. Wcześniej jednak uśmiechnął się do niej. Zostali we dwójkę. 
- Czasami na serio się zastanawiam czemu się z nimi przyjaźnię - westchnął wywracając oczyma. Poklepała go po ramieniu. - Ale przeprosili a to się liczy. No dobra ja zmykam bo Emma ma podobno jakiś wielki problem. Do jutra - puknęła go w ramię i pognała w stronę schodów. 
DZIEŃ 9 SZLABANU 
Kurz zniósł się w górę lawirując między cząsteczkami powietrza. Maxine dmuchnęła w niego, a on poleciał dalej rozpadając się. Kichnęła. Na serio chyba dostała na niego uczulenie. Wcześniej nigdy nie kichała czując kurz. Odłożyła szmatkę do wiaderka z wodą i nucąc pod nosem zabrała się za układanie książek. Remus siedział przy stoliku i za pomocą magicznej taśmy sklejał te woluminy, które trochę ucierpiały od poprzedniego porządkowania. Dziewczyna chwyciła w dłonie dość grubą księgę obitą czymś a'la bordowy filc i miała ją odłożyć, ale okładka ją zaintrygowała. Nie było na niej żadnych napisów ani obrazków. Zwykła najzwyklejsza gładka okładka. Zaintrygowana otworzyła ją i zobaczyła zdjęcia. Uśmiechnęła się. To był szkolny album pamięci. Zaczynał się od rocznika 1947. Zmarszczyła brwi. Jej tata powinien tu być. Zaczęła z koncentracją przyglądać się twarzom dziewczyn i chłopaków którzy wtedy kończyli Hogwart. W końcu go znalazła. JOHN WILHELM WINSLOW. A pod spodem ruszające się zdjęcie osiemnastoletniego chłopaka z modnie przyciętymi blond włosami i brązowymi włosami puszczającego oczko do kogoś stojącego za aparatem. Niby było to już trzydzieści lat temu, ale on w ogóle się nie zmienił. Tylko metryka mu się zmieniła. Wiedziała, że w czasach szkolnych dziewczyny za nim szalały. Był casanovą. Dopiero gdy poznał mamę trochę się zmienił. 
- Co tam masz? - Remus zajrzał jej przez ramię. Zacisnęła usta w linię - Album pamięci? 
- Mhm. To mój tata - wskazała zdjęcie. 
- Macie te same oczy - odparł przyglądając mu się. - A twój tata? W którym roku skończył Hogwart? Znajdziemy go - zmieniła temat. 
- W 1956 - rzucił. Przerzuciła kilkanaście kartek i w końcu znalazła. Po paru sekundach zauważyli rodzica Gryfona. JOHN HENRY LUPIN. Zdjęcie przedstawiało sympatycznie wyglądającego chłopaka z krótkimi brązowymi włosami i ogromnymi zielonymi oczyma uśmiechającego się niepewnie - Trochę się zmienił ... ej ... nasi ojcowie mają tak samo na imię - zaśmiał się. 
- Kolejny dowód na to iż nasza przyjaźń jest zapisana w gwiazdach - również się zaśmiała. Odłożyli księgę na miejsce i wrócili do pracy. 
DZIEŃ 10 SZLABANU 
Wychodzili właśnie z biblioteki śmiejąc się z kawału opowiedzianego przez Huncwota gdy zauważyli Minerwę Mcgonagall idącą w ich stronę. Spięli się. 
- Pani profesor? 
- Dobrze, że was złapałam. Chciałam ogłosić, że wasz szlaban się skończył. Od jutra już nie musicie tutaj przychodzić - wyznała klaskając w dłonie. Spojrzeli na siebie zaintrygowani. 
- Ale zostały jeszcze dwa dni ...
- Oj tam oj tam. Dziesięć dni szlabanu to i tak dużo jak na taki ... drobny wyskok - uśmiechnęła się. Mrugnęła do nich i weszła do biblioteki. Nastała cisza podczas której spojrzeli na siebie rozbawieni. 
- Co się właśnie stało? - wymamrotał. 
- Nie mam pojęcia - zaśmiali się. Wesoło rozmawiając i przekomarzając się ruszyli w stronę schodów. Nie mieli pojęcia, że ten szlaban był początkiem wspaniałej, ale niestety nie za długiej przyjaźni. Ale może i dobrze.





I kolejna miniaturka. Pomysł pojawił się w mojej głowie już dawno i jestem szczęśliwa że udało mi się to napisać. Chciałam pokazać jak przyjaźń Remiego i Max się rozpoczęła. Mam nadzieję że jesteście usatysfakcjonowani.
Piszcie o czym chcecie następną miniaturkę a może wezmę pod uwagę wasze pomysły.
Pozdrawiam