piątek, 23 września 2016

ZAKON FENIKSA

GIDEON PREWETT

FABIAN PREWETT

MOLLY PREWETT - WEASLEY 

ARTUR WEASLEY

HESTIA AMIEE JONES

ALASTOR MOODY

DEDALUS DIGGLE

DORCAS MEADOWES

MARLENE MCKINNON

ELFIAS DOGE

FRANK LONGBOTTOM

ALICJA DUNCAN




















czwartek, 22 września 2016

ZAWIESZAM

Hej.
Ostatnio nie mam nastroju ani weny dlatego też zawieszam tą historię na nie wiadomo ile. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
Pa pa 

poniedziałek, 12 września 2016

Rozdział 22.

Peter szedł w stronę Wieży z naręczem książek wypożyczonych z biblioteki. Mieli zadane sporo prac domowych na przyszły tydzień, dlatego też chciał się za to zabrać już dzisiaj. Zwłaszcza, że Remusa nie będzie w szkole cały weekend, a on im zawsze trochę pomagał. 
Był już bardzo blisko obrazu Grubej Damy, kiedy nagle coś się z nim zderzyło i wylądowało na ziemi. On ledwo utrzymał równowagę, ale dwie z sześciu książek upadło na posadzkę. 
- Ała ... - do jego uszu dotarł lekki syk. Spojrzał w dół i zobaczył leżącą na plecach dziewczynę. 
- Tessa? - zdziwił się - Już ci pomagam - szybko odłożył książki na parapet i postawił ją na nogi. Krukonka otrzepała spodnie z niewidzialnego pyłu.
- Przepraszam, że na ciebie wpadłam Pete, ale śpieszę się do biblioteki i ... - wydusiła z siebie gestykulując rękoma. Uśmiechnął się. 


- Nic się nie stało. Ja też mogłem uważać. Idę nawet nie widząc gdzie - zaśmiał się i podniósł lektury, które zderzyły się z chłodną posadzką. 
- Widzę, że ty też szykujesz się na weekendowe odrabianie zadań? - spytała zarzucając torbę na ramię. Kiwnął głową. Przyjrzał się jej. Jej długie lekko pofalowane ciemnobrązowe włosy spływały kaskadą na prawe ramię, a jej oczy miały kolor bursztynów. Do tego wąskie różowe usta i ładny nos. No i całkiem wysoka sylwetka. Była od niego tylko z siedem centymetrów niższa, a on sam nie był za wysoki - metr osiemdziesiąt. 
- No niestety rok Owutemów nas nie oszczędza. A tobie jak poszły Sumy? - spytał ciekawy. 
- Dobrze. Nie zaliczyłam jedynie Wróżbiarstwa, ale rozpaczać nie będę ... to zabrzmiało źle. Zwłaszcza teraz, kiedy pani Ruth nie żyje, co? - westchnęła.
- Szkoda jej. Mimo, że była trochę walnięta, to miała też sympatyczne podejście. Nie gapiła się na kogoś jak na debila bo nie widział nic w kuli. Ciekawe, jak będzie uczyć ta nowa - powiedział. Pogadali trochę, po czym ona poszła do biblioteki, a on do Wieży. A szkoda, bo gdyby postali tam dłużej to zobaczyliby rudego kota idącego korytarzem, który po chwili został wciągnięty do jednej z nieużywanych klas. Powietrze przeszył jego krzyk od którego robiła się na rękach gęsia skórka. Po chwili z owej sali wyszła postać. Rozejrzała się, po czym chowając do kieszeni bluzy ręce pomazane krwią udała się w stronę swojego PW.
                                          ***
Następnego dnia wstałam około 8.00. Dziewczyny nadal spały, więc postanowiłam iść zobaczyć co z chłopakami. Nadal ubrana w luźne bawełniane granatowe spodnie w serduszka i biały T-Shirt powoli otworzyłam drzwi od ich pokoju. Panował tam półmrok przez to iż zasłony zasłaniały okna. Do moich uszu dotarły ciężkie oddechy oraz ciche pochrapywanie. Cała trójka nadal była pogrążona we śnie. Uśmiechnęłam się na widok śmiesznej pozy Remusa, po czym wycofałam się i po cichu weszłam na parter. Nie tylko ja już nie spałam. Mama Emilie siedziała w kuchni przy stole i pijąc kawę przeglądała Proroka Codziennego. 
- Dzień dobry ... - powiedziałam.
- O, hej Maxine. Już wstałaś? A reszta? - odłożyła gazetę i zaczęła się podnosić. 
- Spokojnie. Wszyscy jeszcze śpią. I przed 10.00 nie wstaną. Może być pani pewna - rzuciłam znając zwyczaje Hogwartczyków. Po pięciu dniach wstawania o 7.00 weekend służy do odespania. 
- Skoro tak twierdzisz ... No, ale ty możesz coś zjeść. Nie będziesz czekała dwóch godzin. Jajecznica, czy naleśniki? - spytała uśmiechając się. 
- Jajecznica wystarczy - powiedziałam i usiadłam przy stole. Kobieta podawała mi właśnie duży kubek kawy z mlekiem, kiedy do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Wysoki i szczupły z krótkimi czarnymi włosami i wąskimi szarymi oczyma ukrytymi za okularami. Miał na sobie dwuczęściową szarą piżamę i szlafrok. Benjamin Green. Tata Emilie, którego zdążyliśmy poznać już wczoraj, gdy wrócił z pracy. 
- Witam drogie panie - poklepał mnie po ramieniu i ucałował swoją żonę w policzek - Reszta nadal śpi? 
- Uroki weekendu - wytłumaczyłam. Zaśmiał się. Kiedy państwo domu rozmawiali ja przeglądałam gazetę. Niemal od razu przerzuciłam na tył, gdzie znajdowała się rubryka z zaginionymi. Nikogo nie przybyło, ale też nikt nie został wykreślony od czasu, kiedy brałam udział w zebraniu Zakonu.
Od Jasona wiem tylko tyle iż trwają poszukiwania dziesięcioletniego Philipa Connora, który był widziany niedaleko Bristolu. Oby go znaleźli. Przecież to tylko dziecko do cholery. Czego mogą chcieć od niego Śmierciożercy?
- Straszne się dzieją rzeczy, prawda? - westchnął siadając na przeciwko mnie i popijając kawę. 
- Niestety ... ja i Jasper poczuliśmy to na swojej skórze. Zwłaszcza Jasper - mruknęłam i opowiedziałam im o tym co wydarzyło się tydzień temu. Pan Green zamarł, a jego żona pisnęła i zasłoniła usta dłonią. 
- Boże święty ... i nikt was nie widział? Nikt nic nie słyszał? - zdziwiła się. 
- Też się nad tym zastanawiałam. Bo w końcu to było niedaleko szkoły i Hogsmeade ... ale teraz kiedy emocje już opadły, to myślę iż musieli rzucić zaklęcie wyciszające na okolice czy coś. 
- Bardzo możliwe - zgodził się ze mną pan Ben. O 10.30 już wszyscy siedzieli w kuchni. Niektórzy jak Remus czy Lily wyglądali na wyspanych jednak reszcie przydałoby się jeszcze trochę snu. 
Kiedy ubrani mieliśmy wybrać się na zwiedzanie okolicy przez kominek wróciła do domu młodsza siostra panny młodej. Dziesięcioletnia Bonnie. Jej kręcone czarne włosy spięte miała w dwa kucyki, a duże brązowe oczy ukryte miała za kwadratowymi okularami. Przez ramię miała przerzucony plecak. 
Na nasz widok lekko się zawstydziła, ale po chwili już swobodniej się przy nas czuła, dlatego też miała być naszym przewodnikiem w zwiedzaniu. 
                                           ***
- Ty sobie chyba żartujesz? - Black uniósł brew patrząc na Petera, który pod wpływem jego wzroku lekko się spiął i chrząknął. 
- A co to za różnica, z kim pojechały na wesele? Przecież powiedzieliście, że są duże i w ogóle i, że nie będziecie się wtrącać ... - mruknął Pettigrew. Siedzieli w Pokoju Wspólnym i czekali na Jamesa, który trochę zaspał i w tym czasie się ubierał. No i przed chwilą pan Łapa dowiedział się kto został wybrankami Lily i Max. I nie spodobało mu się to.
- No tak, ale ... - teraz zrobił się mniej pewny. 
- Przecież Jasper jest w porządku, kiedy wy to zrozumiecie? Finn tak samo. My też nie przepadamy za Sylvie, ale jakoś nie robimy z tego tragedii. Chodzisz z nią i już. To twoja sprawa. 
- Ale ... - brunet nie zdążył dokończyć bo dołączył do nich James zapinający guziki czerwono-szarej koszuli w kratę. Jak zwykle na jego głowie panował bałagan, którego nigdy nie próbował poprawić. Wyglądał na radosnego i szczęśliwego.
- Dostałem list od mamy. Tata czuje się już w porządku i jutro wychodzi ze szpitala - wyjaśnił. Pozostała dwójka zapomniała kompletnie o swojej wcześniejszej rozmowie i zaczęli wypytywać przyjaciela o szczegóły listu. Pogrążeni w tej zajmującej rozmowie dotarli do Wielkiej Sali. Zajęli miejsca przy swoim stole i zabrali się do jedzenia. 
- Nudno coś tu ostatnio - mruknął Potter rozglądając się po blacie w poszukiwaniach swojej ukochanej sałatki z kalafiora. 
- To samo pomyślałem - odparł Syriusz krojąc omlet na mniejsze kawałki i uśmiechając się łobuzersko. Jego wzrok zatrzymał się na Syl, która siedziała parę metrów dalej i zawzięcie rozmawiała ze swoją przyjaciółką Mindy. 
- To trzeba to zmienić. Co myślicie o tym żeby wcielić w życie plan numer 37? - Jim wyszczerzył zęby. Peter zachłysnął się sokiem dyniowym, więc Łapa zaczął klepać go po plecach. 
- Oszalałeś? Nauczyciele nas zabiją! 
- Oj tam bez przesady. To tylko niewinny kawał. 
- Niewinny? - spytał z sarkazmem Pete i oparł brodę na dłoni. Nie podobało mu się to. 
                                          ***
O 14.30 wróciliśmy do domu Greenów. Dublin jest przepiękny, ale ta pogoda woła o pomstę do nieba. Jest jeszcze gorzej niż w Wielkiej Brytanii. Po powrocie zostały nas talerze z kanapkami. Nie mogliśmy zjeść za dużo, bo potem na wesele nic nie zjemy, no ale na pusty żołądek to nie zdrowo. 
Bonnie już całkowicie pozbyła się nieśmiałości i dyskutowała z nami na różne tematy. Kazała opowiadać sobie o Hogwarcie, do którego wybiera się w przyszłym roku, rozmawiała ze mną i Lils o bajkach Disneya i ogólnie czuła się dobrze w naszym towarzystwie. 
Powoli trzeba się było też szykować, bo przed ślubem mieliśmy zajechać jeszcze na moment do domu pary młodej po prezenty dla gości. 
Panowie oczywiście mieli mniej do roboty, dlatego też zasiedli w salonie z panem Benjaminem by pooglądać żużel. Szczerze? Ja też wolałam żużel od strojenia się przez dwie godziny. Mi wystarczy dwadzieścia minut i już, a Emma wzięła pięć sukienek - tak, pięć sukienek - nie mogąc się zdecydować na jedną. Potem dowiedziałam się, że Lily, Mary i Geo wzięły po dwie. Tylko ja jestem normalna. Albo to po prostu przez to iż mam tylko jedną sukienkę nadającą się na taką okazję. 
- Życie dziewczyny jest ciężkie - powiedział Remus zanim Emma nie wciągnęła mnie do naszego pokoju. Krzyknęłam głośno żeby mnie ratowali, ale oni mieli to gdzieś. Zdrajcy. Usiadłam na łóżku, które dzieliłam w nocy z Hunter i przyglądałam się wysiłkom dziewczyn. Sukienek Em nie będę opisywać, bo to by zajęło za dużo czasu, więc powiem po prostu jaką wybrała na końcu.
Lily musiała wybierać między czarną, a taką w kolorze butelkowej zieleni. Ta pierwsza miała dłuższy tył sięgający łydek i przód do ud. Do tego brak ramiączek i dekolt w kształcie serca. Natomiast druga była na krótki rękaw i sięgała kolan. Kiedy ją przymierzyła okazało się, że jest dość dopasowana, ale nie obcisła. Do tego koronkowe rękawy i lekkie wycięcie na plecach. I ją w końcu wybrała. Do tego miała czarne szpilki na pięciocentymetrowym obcasie. Paznokcie u rąk pomalowała na jasnoróżowo. Mary za pomocą magii jej pofalowane rude włosy upięła w koka i wpięła w niego spinkę w kształcie lilii. Prócz tego rudowłosa zrobiła sobie lekki makijaż, a w uszy wpięła ciemnozielone kolczyki w kształcie kryształków. Pięknie wyglądała. Na serio. 
Teraz pora na drugą z Gryfonek. Obie jej sukienki miały kremowy kolor. Pierwsza posiadała rękaw 3/4 i sięgała lekko przed kolana. Góra była gładka natomiast dół falował i pokryty był brokatem. Druga zrobiona została z koronki i sięgała do ud. Był na grubych ramiączkach. Pod biustem miała czarną kokardkę. I na nią się zdecydowała. Z włosami za wiele zrobić nie mogła jednak założyła przepaskę z kryształkami, w której wyglądała prześlicznie. Do tego kremowe sandałki na siedmiocentymetrowym obcasie. 
Jeśli chodzi o Geo to wybierała między czarną, a bordową. Ta pierwsza miała krótki rękaw, koronkową górę i tiulowy dół oraz sięgała kolan i miała dość spory dekolt. Dziewczyna jednak zdecydowała się na tą drugą, która sięgała jej trochę przed kolana, u góry miała gorset, a dół był lekko rozkloszowany. I nie miała ramiączek. Włosy zaplotła w koszyczek i wczepiła w niego spinki z doczepionymi kwiatkami. Z biżuterii wybrała srebrny wisiorek z małym diamentowym serduszkiem. Na nogi założyła czarne baleriny. 
Emma po godzinie zdecydowała się na długą granatową sukienkę z dopasowaną górą i lekko luźnym dołem. Góra była koronkowa i bez rękawów z małym dekoltem. Natomiast dół nie miał żadnych ozdobników. Zrobiła sobie kłosa, a na nogi założyła czarne szpilki na dość niskim jak na nią obcasie. 
No i przyszła pora na mnie. Moja sukienka ma kolor czarny - nie spodziewaliście się co? - trochę za uda z rozkloszowanym dołem na grubych ramiączkach. Dół jest trochę a'la baletnica. Do tego zwykłe czarne baleriny, bo nie umiem chodzić na obcasach i nie chce się zabić. Z włosami też nie miałam za bardzo co zrobić, więc jedynie spięłam za uchem grzywkę. Paznokcie miałam pomalowane na szaro by pasowały mi do lekkiego makijażu. 
- Niezłe z nas laski - powiedziała Emma, kiedy schodziłyśmy po schodach na parter. Tam byli już rodzice panny młodej. Pani Jen miała na sobie dopasowaną sukienkę w kolorze jasnoniebieskim na krótki rękaw i z plisowanym dołem oraz czarne szpilki. Włosy uczesała w koka. Natomiast jej małżonek wybrał ciemnoszary garnitur, białą koszulę, jasnoniebieski krawat oraz czarne lakierki. Zaraz po nas na dół zbiegła Bonnie z rozpuszczonymi włosami przytrzymanymi różową spinką. Ubrana była w białą sukienkę z bordowym paskiem w talii oraz w bordowe baleriny. 
- Jesteście śliczne - powiedziała łapiąc moją rękę, przez co uśmiechnęłam się. 
- Ale nie tak jak ty - Mary do niej mrugnęła. W tej samej chwili dołączyli do nas Trzej Muszkieterowie. Dlaczego tak ich nazwałam? Bo cała trójka założyła czarne trampki, a nie lakierki i to było takie urocze. Remus założył czarny garnitur, jasnoniebieską koszulę i czarny krawat. Finn granatowy garnitur, białą koszulę i granatowy krawat. Natomiast Jace czarny garnitur, białą koszulę i czarną muszkę. 
- No i mówię jej, że nie założę tego i ... - Remus przerwał, kiedy jego spojrzenie zatrzymało się na naszych sylwetkach. Pozostała dwójka również na nas spojrzała. I trochę jakby wryło ich w podłogę. 
- Wow ... - mruknął Johnson.
- I vice versa - powiedziałam uśmiechając się do Ślizgona, który skanował wzrokiem moją sylwetkę. 
Dzięki magii skoda państwa Greenów bez problemów mogła pomieścić te jedenaście osób. Z przodu usiedli najstarsi, a z tyłu reszta w takiej o to kolejności: Remus, Mary, Lily, Finn, Emma, Georgia, Jasper, ja i Bonnie. Po piętnastu minutach dojechaliśmy do kamienicy, w której mieszka Liam z Emilie. Pani Jen szybko wybiegła z auta i poleciała na trzecie piętro, gdzie w ich mieszkaniu znajdowały się prezenty dla gości. Wróciła po kilku minutach trzymając w dłoniach trzy dość spore zamknięte pudełka. Wsadziła je do bagażnika, po czym mogliśmy jechać do kościoła. To jeden z tych mniejszych kościołów mieszczący nie za wiele ludzi przez co tak mi się spodobał. Zbudowany z czerwonej cegły mający witraże w oknach co zawsze strasznie mi się podoba w tych szczególnych budowlach. Kiedy zajechaliśmy na miejsce było dopiero piętnaście po 17.00, więc zbyt dużo ludzi nie było, ale para młoda już tak. Jeszcze w aucie wyczarowaliśmy kwiaty, które mieliśmy im dać prócz innych prezentów. Ja i Finn mieliśmy bukiet składający się z białych i bordowych tulipanów, Lily z Finnem z różowych róż, Mary z Remusem z kremowych róż i lilii, a Geo z Emmą z eustom i róż. 
Najpierw do kościoła weszli rodzice Em i Bonnie, a my chwilę musieliśmy poczekać bo fryzura Bones lekko się rozwaliła i trzeba ją było naprawić. 
Po wejściu do kościoła od razu rzucił mi się w oczy Liam stojący już przy ołtarzu z dwójką swoich świadków, którymi byli jego młodszy brat Yuki oraz jego najlepszy przyjaciel Henry. Mój wariat jest w połowie Brytyjczykiem, a w połowie Hawajczykiem, więc ma dość ciekawą urodę. Czarne lekko kręcone włosy do uszu i tego samego koloru oczy. A w prawym uchu czarny kolczyk. Miał na sobie czarny elegancki garnitur, białą koszulę i bordową muszkę, która podobno pasowała do bukietu ślubnego, który będzie trzymać blondynka. Oderwał wzrok od swoich butów i spojrzał w stronę wejścia. Szeroko się uśmiechnął na nasz widok. Energicznie do niego pomachałam i z trudem udało mi się ustać w miejscu i nie podlecieć do niego. 
Zajęliśmy wspólnie jedną ze środkowych ławek po prawej stronie. Siedzieliśmy tak samo jak w aucie pomijając jednak Bonnie po mojej prawej. 
- Yuki wyrósł co nie? - szepnęła do mnie Emma lekko się wychylając. 
- No - wyszczerzyłam zęby. Młodszy brat Liama ma czternaście lat. Uroczy chłopak. Strasznie nieśmiały. Tak jak mój przyjaciel uczęszcza do amerykańskiego Salem. Jest na piątym roku - tam naukę zaczyna się rok wcześniej niż u nas.
Kilkanaście minut później zaczął się ślub. Emilie prowadzona przez swojego tatę dotarła do ołtarza. Jej kręcone blond włosy zostały modnie upięte. Koronkowy welon sięgał lekko za łopatki. Sukienka a'la syrenka miała kolor ecru. Bez ramiączek z ozdobnym gorsetem mającym dekolt w kształcie litery v z naszytą koronką. Dół natomiast prosty bez zbędnych ozdobników jedynie z kilkoma naszytymi koronkowymi kwiatami. W dłoniach trzymała wiązankę stworzoną z bordowych tulipanów związanych białą wstążką.  
Kiedy zobaczyłam zachwyt w oczach bruneta i jak składa całusa na jej dłoni zachciało mi się płakać. Nienawidzę ślubów, bo zawsze się na nich wzruszam. Nienawidzę. 
                                           ***
- Głodny jestem - szepnął Fabian gasząc niedopałek papierosa podeszwą buta. 
- Ty zawsze jesteś głodny - wtrącił jego brat wychylając się lekko zza budynku, za którym stali. 
Było około 19.00, a oni obserwowali bar ,,Móżdżek'' i zajmowali się zadaniem, które powierzył im Dumbledore. Edgara jeszcze nie było. 
- No i co z tego? To moja wina? Pretensje do tego u góry - powiedział wskazując palcem w niebo, na co Gideon wywrócił oczyma. Prewettowie mieli na sobie długie płaszcze z kapturami by nie zostać przez nikogo rozpoznanym. Ci którzy przechodzili koło ich kryjówki trochę dziwnie na nich patrzyli, ale odchodzili nic nie mówiąc. 
- Masz i bądź cicho - starszy z bliźniaków wyciągnął z kieszeni płaszcza baton czekoladowy. Fab przejął go i odgryzł połowę opierając się o ścianę. 
Przez kolejne dwadzieścia minut nic się nie działo, a bracia nie rozmawiali ze sobą chcąc się skupić. Jednak po upływie tych minut ich uwagę przyciągnęło poruszenie po drugiej stronie ulicy. Powoli wychylili się i zmrużyli oczy. Na chodniku wywiązała się kłótnia między dwójką facetów. Pierwszy z nich miał około czterdziestki i posiadał typowo meksykańską urodę natomiast drugi ...
- O kurwa ... to Malfoy - szepnął Fabian uwieszony na ramieniu brata - Co robimy? - spytał widząc, że były uczeń Hogwartu podejrzewany przez Zakon o bycie Śmierciożercą jest tak blisko nich. 
- Nie wiem ... przecież nic takiego nie robi ...
- Nic? I niby przypadkiem znalazł się tak blisko miejsca, w którym mogą mieć zebranie Śmierciożercy? Jesteś inteligentny Gid. Pomyśl trochę - warknął poddenerwowany Fabian. Gideon popchnął go na ścianę i położył dłonie na jego ramionach. Na chwilę przymknął oczy. 
- Posłuchaj mnie uważnie ... wiem, że jesteś zły i zdenerwowany i władają tobą emocje ... ale musimy się uspokoić i zacząć trzeźwo myśleć. 
- Mam trzeźwo myśleć? Kiedy ... Nina ... - Fabian ukrył twarz w dłoniach. 
- Na razie jest tylko zaginiona. I zrobimy wszystko żeby ją znaleźć. A teraz weź się w garść. Pójdziemy za nim to może czegoś się dowiemy ...
- A Edgar? - młodszy Prewett uniósł brew.
- Wyślemy mu wiadomość - Gideon wyciągnął różdżkę, a po wypowiedzianym zaklęciu wydobyła się z niej srebrzysta poświata. Po chwili owa poświata nabrała kształtu. Tym kształtem był borsuk - ,,Spotkaliśmy jednego. Idziemy za nim''. Leć do Edgara - poinstruował swojego Patronusa rudowłosy. Borsuk okrążył swojego właściciela i pognał w ciemność. Bliźniacy odczekali chwilę aż Malfoy odpowiednio daleko się oddali i zaczęli iść za nim. Nie mieli pojęcia, że ich też ktoś śledzi. 



Witajcie!
No nie za wiele się tutaj dzieje, ale to przez te gorączki. Człowiek myśli, że skoro wrzesień to pogoda się zmieni, ale nie. Eh.
Mam pytanko. Chcecie bym wykonała post z gifami postaci z Zakonu? Tak jak ja ich sobie wyobrażam? Czy wolicie mieć ich własne wyobrażenia?
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia :)