poniedziałek, 31 października 2016

Rozdział 23 cz 3.

Następnego dnia miałam ogromną ochotę pogadać z Renem. Chciałam to zrobić przed lekcjami, bo potem mam zebranie Klubu Książkowego. Przeszukałam cały zamek aż w końcu znalazłam go w Sowiarni wysyłającego gdzieś średniej wielkości szarą paczkę. Uniosłam brew. 
- Co to? - spytałam, na co podskoczył.
- Chcesz żebym padł na zawał? - wymamrotał. 
- Przepraszam braciszku. Po prostu dawno się nie widzieliśmy i chciałam to nadrobić. To co? Powiesz mi co wysyłasz? - lekko się uśmiechnęłam. Nastała cisza przerywana jedynie odgłosami wydawanymi przez sowy. Opatuliłam się szczelniej kurtką. Pogoda nas nie rozpieszczała. Piękny listopad. 
- Okej ... powiem ci ... ale masz obiecać, że nie wygadasz się rodzicom. Sam im o tym powiem, ale w swoim czasie. Jasne? - wyciągnął przed siebie dłoń chcąc zawrzeć ze mną ustną umową. To mi się nie podobało, ale w końcu uściskałam jego dłoń odzianą w rękawiczkę. Westchnął. 
- No mów - mruknęłam zniecierpliwiona. Otworzył wieczko pudełko, a ja uniosłam brew. 
- Pluszak? I .... cholera. Ren? Czy ty chcesz mi powiedzieć, że ... cholera ... - oparłam się o ścianę. 
- No .. też byłem w szoku - chrząknął. Mój piętnastoletni braciszek zostanie tatusiem. Super. 
- Tylko mi nie mów, że to Ofelia bo zwariuje. 
- Ofelia? Oszalałaś? - spojrzał na mnie z wyrzutem, a ja odetchnęłam. Ta dziewczyna to same kłopoty. 
- To kto? - przerwałam bo do Sowiarni weszła około jedenastoletnia dziewczynka z czarnymi włosami przykrytymi czapką. Lekko się zawstydziła widząc nas, ale dzielnie podeszła do jednej z sów i przywiązała do jej nóżki płócienny woreczek. Ptak odleciał, a dziewczynka opuściła pomieszczenie. 
- Hope Robertson. 
- Córka pastora? - wymamrotałam. No nieźle. Tego to się nie spodziewałam. 
- Spotykaliśmy się całe wakacje i tak jakoś wyszło. To dopiero trzeci miesiąc, ale martwię się o nią. Wiesz jaki jest jej ojciec. Chucha na nią i dmucha jakby była z porcelany ... - mruknął kopiąc w kamyk leżący na podłodze. Potoczył się po schodach.
- Jest chora Ren. Dobrze, że o nią dba. Tylko ciekawe jak zareaguje. Wiem, że będziesz dobrym tatą - przytuliłam go - Wysyłaj - dodałam. Uśmiechnął się. Po chwili sowa z pudełkiem zniknęła nam z oczu. Ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali rozmawiając. Tego mi właśnie brakowało. 
                                             ***
- Gdzie jest Max? - spytał James jedząc tosta z dżemem i wpatrując się w twarz rudowłosej dziewczyny siedzącej na przeciwko niego. Dzisiaj jego ukochana związała swoje włosy w niechlujnego koka na czubku głowy, co dodawało jej jeszcze większego uroku. 
- Poszła poszukać Rena - wtrąciła Emma ziewając i podając Lupinowi półmisek z jajecznicą. Podziękował jej uśmiechem.
- A Black? - rzuciła Geo. Gryfona również brakowało przy stole. Huncwoci wzruszyli ramionami. W Wielkiej Sali panowała niemal cisza. Nikt nie miał siły śmiać się czy rozmawiać. Uroki poniedziałku. Nagle do uszu Huncwotów i dziewczyn doleciał sztuczny i lekko piskliwy śmiech. Odwrócili głowy w prawą i zobaczyli Syriusza idącego za rękę ze swoją dziewczyną. Blondynka mówiła coś do niego podekscytowana, ale nie wyglądało na to żeby go to interesowało. 
- Idzie moja ulubiona para! - wykrzyknął Potter wstając i klaskając. Niektórzy z obecnych na sali się do niego przyłączyli, inni jedynie uśmiechali się, a reszta czyli Ślizgoni siedzieli nic nie robiąc. Łapa posłał przyjacielowi groźne spojrzenie, na co ten zareagował jeszcze większym uśmiechem. 
- Dziękuje Jimmy - wymamrotał przez zęby. Usiedli między Remusem, a jakąś czwartoklasistką. Blondynka sięgnęła po mus z awokado by posmarować nim grzanki. 
- Druga zguba też już idzie - rzuciła Mary próbując nie roześmiać się z miny Syriusza. Wszyscy spojrzeli na Maxine, która po klepnięciu brata w głowę ruszyła w ich stronę. Jej uśmiech trochę się zmienił na widok panny Feldman. Dziewczęta jakoś szczególnie za sobą nie przepadają. 
- Hej ludzie. I Sylvie - powiedziała siadając między Peterem, a Mary. James zachłysnął się sokiem dyniowym, a Georgie zaczęła go klepać po plecach powstrzymując uśmiech. 
- Ha ha, aleś ty zabawna - blondynka prychnęła.
- Dziękuje moja droga - Maxine mrugnęła do niej i sięgnęła po wazę z owsianką. 
- Na prawdę nie rozumiem czemu oni się z tobą przyjaźnią. Rzuciłaś na nich Imperiusa? - spytała na co panna Winslow uśmiechnęła się sztucznie. 


- Pomyślałam to samo, kiedy dowiedziałam się że zaczęłaś chodzić z Łapą - odgryzła się, a Lily zamaskowała śmiech kaszlem. Blondynka zmrużyła oczy zaciskając dłoń na brzegu stołu. Nic jednak nie powiedziała podnosząc tyłek z ławy i wychodząc z Wielkiej Sali. Black wyglądał jakby chciał za nią pójść, ale tego nie zrobił. 
- Co to było? - mruknął. 
- Miła rozmowa z twoją dziewczyną Łapciu. Nie musisz się denerwować - odpowiedziała zaczynając jeść owsiankę. Ich przyjaciele patrzyli na to z uśmiechami. Ta dwójka uwielbiała sobie dogryzać i dokuczać, ale każdy kto znał ich bliżej wiedział że jedno wskoczyłoby w ogień dla drugiego. 
- Co słychać u Rena? - Emma zmieniła temat. 
- A nic ciekawego. Nauka idzie mu nieźle, został rezerwowym Obrońcą Puchonów, a za parę miesięcy zostanie tatą - rzuciła z lekkim znudzeniem. 
- To fajnie, a ... - Remus przerwał robiąc zdziwioną minę. Reszta również wyglądała jakby przetwarzała sobie w głowach to co usłyszeli od przyjaciółki. 
- Moment ... czy ty powiedziałaś, że ... Ren będzie tatą? Nie żartujesz? - wymamrotała Hunter. 
- Nie żartuje. 
- Wow ... wasi rodzice wiedzą? - spytał Black.
- Na razie nie. Ma im powiedzieć jak pojedziemy na święta do domu - wytłumaczyła dolewając sobie i Peterowi soku żurawinowego. 
- Tylko nie mów, że to Ofelia - jęknęła Lils na co Krukonka uśmiechnęła się szeroko. 
- Nie, nie Ofelia. Córka pastora. 
- Oh ... ta blondynka chora na mukowiscydozę? 
- Co to mukowiscydoza? - wtrącił się Potter odkładając widelec na talerz. 
- Organizm człowieka wytwarza nadmierną ilość śluzu, która zalega w płucach i powoduje uciążliwy kaszel, a nawet i duszności. Mają miejsce też nawracające się zapalenia płuc i oskrzeli. Nie ma leku. Można tylko fundować takiej osobie inhalacje i antybiotykoterapię. Chorzy ludzie dożywają najczęściej do dwudziestu paru lat - wyjaśniła mu Maxine. James i Syriusz, którzy najmniej mieli styczności z mugolskim światem wyglądali na wstrząśniętych tymi informacjami. 
- Dobra, chodźcie na lekcje - rzucił Remus podnosząc się. Całą dziewiątką ruszyli w stronę klasy do Zaklęć. Profesor wpuścił ich do środka i zaczął omawianie dzisiejszego tematu. Po dwóch godzinach przyszła pora na zajęcia dodatkowe. 
                                             ***
Próby na Mugoloznastwie przybrały szybkości ponieważ już w sobotę odbywało się przedstawienie. Ja jakoś mocno się nie denerwowałam, ale to chyba przez to, że nie miałam występować. Chwała Bogu i Merlinowi. 
- Gdzie jest Camille? - spytała nauczycielka rozglądając się po pomieszczeniu i szukając wzrokiem naszej Ruby. 
- Poszła do łazienki - rzuciła Helsey, czyli najlepsza przyjaciółka Cam. Tak jak ja robi dekoracje. 
- No dobrze, to przećwiczmy najpierw scenę pobierania podatków przez Szeryfa. Gotowy, Jasper? - Efron spojrzała na blondyna, który miał przymiarkę stroju. Kiwnął głową, a Helsey poprawiła mu stylową odznakę przypiętą do czarnego płaszcza. Uśmiechnął się do mnie i poszedł na ,,zaplecze''. Nucąc pod nosem wszedł na scenę. Uśmiechnął się łobuzersko i strzelił palcami. 
- Jak ja kocham tą robotę - rzucił do siebie, po czym znów zniknął na zapleczu. W tym czasie na scenie pojawił się Oscar grający mieszkańca Nottingham. W lekko obdartych ciuchach, potarganych włosach i smudze sadzy na twarzy wyglądał jak biedak. I jego właśnie grał. Wzdychając usiadł na taborecie i zaczął obierać ziemniaki. Wtedy też usłyszeli pukanie do drzwi. Mężczyzna spiął się. 
- Otwarte! - krzyknął odkładając nóż. 
- Dzień dobry, dzień dobry Tytusie! - wykrzyknął radośnie Szeryf wkraczając na scenę. 
- Był dobry zanim się pojawiłeś ... o co chodzi Szeryfie? Płaciłem już swoje - mruknął mężczyzna. 
- No właśnie ja w tej sprawie. W królestwie nie dzieje się za dobrze. A żeby to zmienić Księżna potrzebuje większej liczby pieniędzy ... - powiedział i poklepał Tytusa po ramieniu. Dokończyli swoją scenę, a Cam nadal nie było. Hel poszła zobaczyć gdzie się podziała, ale po chwili wróciła zaniepokojona. 
- Nie ma jej w żadnej z łazienek ... - mruknęła. Pani Efron postanowiła przerwać próbę i za cel postawiła znalezienie brunetki. Rozdzieliliśmy się, ale to i tak nie pomogło. Nigdzie jej nie było. Podejrzane. Bardzo podejrzane. Dyrektor kazał zachować spokój bo możliwe, że dziewczyna po prostu chciała się gdzieś zaszyć i pomyśleć. 
- Znam ją. Powiedziałaby komuś bo nie chciałby żebyśmy się o nią martwili - powiedziała do nas Helsey. Poklepałam ją po ramieniu. 
- Znajdzie się - pocieszyłam ją. 
Po obiedzie przyszła pora na zebranie Klubu Książkowego. Najpierw wdałyśmy się w dyskusję na temat książki, którą wybrałyśmy ostatnio, a potem wymieniałyśmy się naszymi ulubionymi cytatami. Gdy zamykałam drzwi za ostatnią z dziewczyn dochodziła 18.30. Trochę się rozgadałyśmy. 
- Witam piękną panią - o ścianę opierał się Jasper. Uśmiechnęłam się lekko poprawiając torbę na ramieniu. Ruszył w moją stronę.
- Cześć .... - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo poczułam jego usta na moich. Przymknęłam oczy i zaczęłam oddawać te powolne pocałunki. Jego usta były miękkie, ale lekko szorstkie. Smakowały miętą. Nie chciałam by się odsuwał. 
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać ...
- Nic się nie stało - cmoknęłam czubek jego nosa. Milcząc ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. 
- Dziwna sprawa z Camille, co nie? - spytał. 
- Bardzo ... teraz kiedy tyle złego się dzieje każdy myśli o najgorszym ... - mruknęłam. Dziewczyna nadal się nie znalazła. Nie było jej na zebraniu Klubu. A jeśli ten psychol, który morduje zwierzaki dorwał i ją? Nie ... to niemożliwe. Po prostu wmawiam sobie jakieś niestworzone rzeczy. 
- Znajdzie się. 
- Mam nadzieję - szepnęłam. 
                                               ***
Wokół panowała ciemność. Mężczyzna stał przy drzewie i obracając w palcach bransoletkę z perełek wpatrywał się w zarys Hogwartu malujący się na tle granatowego nieba. 
- Już niedługo ... już niedługo ... - wymamrotał, po czym przymknął oczy i ruszył w stronę Zakazanego Lasu. Gdy przekroczył granicę zaczął się zmieniać. W miejscu mężczyzny pojawił się czarny jak noc wilk. Zawył głośno i pognał przed siebie. 




Hej :)
Pisanie tym razem trochę dłużej mi zajęło ale to dlatego iż ostatnio nie mam w ogóle weny. Jednak mam nadzieję, że nie jest tak źle.
Napiszcie swoje ulubione cytaty z mojego opowiadania które utknęły wam w pamięci :)

Ps. chce zacząć tworzyć Miniaturki o bohaterach, piszcie jaki parring chcielibyście zobaczyć pierwszy. Piszcie więcej niż jeden, wtedy będziecie mieć większą niespodziankę.
Pozdrawiam  



czwartek, 13 października 2016

Rozdział 23 cz 2.

Znajdowały się tam dwie osoby. Henry i jego dziewczyna Mercy. To ona krzyczała. Stała kilka metrów od swojego chłopaka zakrywając usta dłonią. Blondyn przekrzywiał głowę w lewą stronę, a jego usta ozdabiał szatański uśmiech. Jego skóra była niemal przezroczysta, a uszu spiczaste. Ale najgorsze były jego oczy. Całe czarne bez widocznych białek i zielonych tęczówek. Złapałam rudowłosą za dłoń, a panowie stanęli przed nami zasłaniając nas przed zagrożeniem. 
- Stary ... spokojnie ... - mruknął Liam na co jego przyjaciel zarechotał złowieszczo i wyprostował głowę oblizując usta. Uniósł górną wargę, a naszym oczom ukazały się kły. Ostre i długie kły. 
- Jesteś Wampirem - wymamrotałam zszokowana. Mercy stojąca koło mnie zaczęła cicho płakać. 
- Spostrzegawcza jesteś - parsknął i włożył ręce do kieszeni spodni. Jego głos brzmiał całkowicie inaczej. Był zachrypnięty i jakby stłumiony. 
- Ale ... od kiedy? - spytał Liam. 
- Od paru miesięcy ... i jest mi z tym wspaniale. Nigdy nie czułem się tak świetnie. Jakbym zaczął nowe życie. Wszyscy się mnie boją ... widzę to w ich spojrzeniach i gestach - powiedział. Może i nie znam go tam samo mocno jak Liam, ale zdążyłam go poznać. To miły, nie lubiący być w centrum zainteresowania chłopak. Ta istota to nie Henry. 
- Kochanie ... ty chciałeś mnie ugryźć. To nie jest normalne ... - wymamrotała Warner. Parsknął. 
- Kretynka ... myślisz, że dlaczego do tej pory się nie domyśliłaś? Bo każdej nocy się tobą pożywiałem. Niestety ostatnio byłaś tydzień u rodziców i nie miałem jak ... osłabłem ... - wymamrotał pochylając głowę i ściskając w palcach swoje blond włosy. 
- Jak to się mną .... potwór! - wykrzyknęła ściśniętym z bólu głosem. Objęłam ją mocniej. 
- Masz dwie minuty by zniknąć. Inaczej wezwę Aurorów. Nie żartuje - warknął Colton przybliżając się do postaci, która kiedyś była jego przyjacielem. 
- Strzeżcie się. Voldemort widzi wszystko - syknął, po czym wykonał obrót i zamienił się w nietoperza. Po chwili zniknął w ciemnościach. Nastała cisza przerywana jedynie muzyką dochodzącą z budynku. Chwała Merlinowi, że nikt nie zainteresował się naszym brakiem. Liam wypuścił z siebie powietrze i ze złością kopnął w fontannę, Jasper stał z założonymi rękami na piersi, a Mercy wtulała się na mnie płacząc. Głaskałam ją po włosach. 
- Nie mogę w to uwierzyć. Henry Wampirem ... 
- Że ja tego nie zauważyłam! - Warner odsunęła się ode mnie i wytarła twarz z łez. Makijaż trochę się rozmazał, więc machnęła różdżką i po chwili wszystko było w porządku. 
- Sama słyszałaś. Pożywiał się tobą przez kilka miesięcy. Ich jad sprawia, że ofiara nie pamięta tego iż krwiopijca pił twoją krew - powiedziałam to co pamiętałam z zajęć. Jace kiwnął głową. 
- Nie przejmuj się Mer. On już cię nie skrzywdzi. Zadbam o to. Musimy poinformować Ministerstwo, ale teraz wracamy do zabawy - czarnowłosy wziął dziewczynę pod ramię i ruszył w stronę budynku. Jasper objął mnie ramieniem i cmoknął w czubek głowy, gdy położyłam mu głowę na owym ramieniu. W ciszy wróciliśmy na salę. 
                                          ***
- Jak to nie żyje? - szepnął Peter. Huncwoci doskonale wiedzieli, jak ważny był dla Syriusza jego wujek. Oprócz kuzynki Andromedy to jedyna osoba w jego rodzinie, która była normalna. Mężczyzna kochał swojego siostrzeńca jak własnego syna. Miał, gdzieś różnice w czystości krwi. 
- An pisze, że jego skrzatka Lucerna znalazła go nieżywego w łóżku. Wygląda na to, że po prostu poszedł spać i się nie obudził - wymamrotał brunet ściskając pergamin. Był w szoku. Przecież Alfard miał dopiero pięćdziesiąt lat.
- Może był na coś chory? I sam o tym nie wiedział. 
- Może ... we wtorek jest pogrzeb ... 
- Dyrektor i Mcgonagall na pewno pozwolą ci jechać - James poklepał go po ramieniu. Chwilę później Peter szedł już w stronę Bramy Głównej, a pozostała dwójka wróciła do pracy zapominając na moment o smutnych wieściach.
                                          ***
Wesele trwało do 4.00. Wszyscy świetnie się bawili. Niektórzy nawet za bardzo jeśli wiecie o co mi chodzi. Para Młoda musiała zostać do końca, ale my zebraliśmy się godzinę wcześniej. Byliśmy tak zmęczeni, że przebraliśmy się jedynie w piżamy i od razu poszliśmy spać. Rano, czyli 0 11.30 wstaliśmy i po wykąpaniu się i ogarnięciu w naszych tymczasowych pokojach zasiedliśmy do śniadania składającego się z zapiekanek z serem, pieczarkami i szynką. Wypiliśmy litry kawy. Nigdy więcej alkoholu. Zwłaszcza wódki mieszanej z whiskey. 
- To której macie być w szkole? - spytała mama Emilie wiążąc włosy w kucyk.
- O 18.00, więc mamy jeszcze trochę czasu. 
- Pójdziemy na długi spacer i te pięć godzin zleci bardzo szybko - rzuciłam dolewając do kawy mleka. Reszta pokiwała głowami. Nadal męczyła mnie ta sprawa z Henr'ym. Wiedziałam co Ministerstwo robiło z Wampirami. Bolało mnie to bo wiem, że blondyn jest dla Liama jak brat. 
Zjedliśmy śniadanie i odpowiednio ubrani wybraliśmy się na pożegnalny spacer po Dublinie. Jesień to przepiękna pora roku. Te kolorowe liście, szare niebo. Szkoda, że nie trwał dłużej niż tylko trzy miesiące. W połowie drogi powrotnej złapał nas deszcz, ale nie przejmowaliśmy się tym. Przecież nie jesteśmy z cukru. 
Po powrocie od razu poszliśmy na górę i spakowaliśmy walizki. Zeszliśmy na dół do salonu.
- Bardzo dziękujemy państwu za gościnę - powiedziałam w stronę gospodarzy. 
- Właśnie. Dziękujemy - dodał Remus. 
- Nie macie za co dziękować. Cieszymy się, że Liam ma takich przyjaciół. No dobrze, zbierajcie się - pan Benjamin uśmiechnął się. Pierwsza była Mary, potem Remus, Emma i ja. Rzuciłam proszkiem wypowiadając : gabinet profesora Dumbledore'a. Poczułam znajome uczucie, a po chwili stałam już na dywanie przed naszym dyrektorem. 
- Dzień dobry - powiedziałam otrzepując się z pyłu. Lekko się uśmiechnął, ale widziałam w jego oczach coś co mnie zaniepokoiło. Chrząknął. Po chwili pojawiła się reszta naszej grupy. 
- Mam nadzieję, że świetnie się bawiliście. I, że nie wydarzyło się nic nieprzyjemnego - powiedział siadając przy swoim biurku, a ja nie mogłam się powstrzymać i kątem oka spojrzałam na Jaspera. Zacisnął usta w linię.
- Było bardzo fajnie. Rodzice Panny Młodej kazali pana pozdrowić. Podobno uczyli się w Hogwarcie.
- Jen i Benjamin? Dziękuje. No dobrze. Możecie iść. Nie zatrzymuje was - odparł kładąc ręce na biurku. Byłam przy drzwiach, kiedy wymówił moje imię. Spojrzałam na niego - Moglibyśmy porozmawiać? 
- Oczywiście - odparłam zamykając drzwi i posyłając reszcie uspokajające spojrzenie. Usiadłam przy biurku. Czyli miałam rację. Coś się stało. Przymknął oczy i nie odzywał się przez kolejne kilka minut, a ja coraz bardziej się denerwowałam. 
- Ostatnio Zakon otrzymał powiadomienie o tym iż znalazł się jeden z zaginionych ... Jason oraz Elfias wybrali się wczoraj do pary, która go znalazła ... Philip ma dopiero dziesięć lat ... - stukał paznokciami w blat biurka co zazwyczaj mnie denerwuje, ale teraz nie chciałam mu przerywać. 
- Brzmi pan jakby coś się stało ... - szepnęłam.
- Kiedy przyszli spał, mieli go zobaczyć, nagle usłyszeli krzyk. Pobiegli do pokoju ... chłopiec wisiał w powietrzu z rozłożonymi ramionami i szeroko otwartą buzią, z której wydobywał się właśnie ten krzyk. Jego oczy świeciły. A potem opadł na łóżko i zemdlał. Od wczoraj leży w Mungu pogrążony w śpiączce - powiedział ze złością w głosie, a ja siedziałam z szeroko otwartymi oczyma. 
- Myśli pan, że to ... Voldemort? - spytałam. Nie odpowiedział, a to wystarczyło mi za odpowiedź.
- I do tego bliźniacy zostali zaatakowani. Śledzili Malfoya i nie wiedzieli, że oni też są śledzeni. Na szczęście odnieśli tylko lekkie obrażenia ... mam wątpliwości Maxine. Względem twojego udziału w zadaniach Zakonu. Do tej pory nie zerwałem swojego postanowienia i wszystko było dobrze ... 
- I tym razem tak będzie. Jestem pełnoletnia i wiem co robię. Proszę mi zaufać - złożyłam dłonie jak do modlitwy. Nie chciałam rezygnować. Chciałam im pomóc. Nawet jeśli miałoby coś mi się stać. 
- Nie drążmy tego dalej. Teraz ty powiedz co się wydarzyło na weselu - podniósł się i podszedł do okna. Przełknęłam ślinę. Skąd on wiedział?
- Skąd ... 
- Zauważyłem, że dziwnie spojrzałaś na pana Murtona, gdy wspominałem o dobrej zabawie. No dalej, mów - delikatnie się uśmiechnął. Przygryzłam wnętrze policzka i opowiedziałam to co wydarzyło się przy fontannie. 
- Poważna sprawa. Przemianę w nietoperze potrafią tylko potężne Wampiry. Mające kilkaset lat. A z tego co mówisz został zmieniony kilka miesięcy temu ... to dziwne - mruknął obracając w palcach swój sygnet - No dobrze. Pomyślę o tym. Możesz iść Max. Zaraz kolacja - poklepał mnie po ramieniu. Podniosłam się i mówiąc do widzenia wyszłam z gabinetu. Moi przyjaciele stali przy ścianie koło posągu chimery. 
- Co chciał? - zapytała Mary. 
- Pogadać o Quidditchu - skłamałam - Dopytywał się czy będę mogła jednak grać. 
- Chodźcie, zaraz kolacja - rzucił Jasper chwytając w dłoń swoją torbę. Rozmawiając dotarliśmy do Wielkiej Sali. Za pomocą magii wysłaliśmy bagaże do Dormitoriów, po czym zasiedliśmy do stołów. 
                                         ***
- Czy wyście oszaleli?!?! - wydarł się Remus zapominając o byciu miłym z powodu śmierci wujka Syriusza. Łapa i Rogacz stali przy drzwiach i wyglądali na lekko przestraszonych. Bardzo rzadko zdarzało się żeby Lupin tracił nad sobą kontrolę.
- Luniek ...
- Żaden Luniek! - usiadł po turecku na swoim łóżku i ukrył twarz w dłoniach - Wiecie, że jeśli ten wasz durny kawał by nie wypalił to moglibyście zostać wyrzuceni ze szkoły? Albo i nawet trafić do więzienia? Ile wy macie lat? Aaa! - zamotał swym ciałem i rzucił się plecami na łóżko. 


- Czyli ... odradzasz? - wymamrotał James targając sobie włosy na głowie. Miodowooki zamarł i posłał mu sarkastyczne spojrzenie. 
- Jednak jesteś inteligentny Jim - westchnął i zakrył twarz poduszką - Jeśli zrobicie ten cholerny kawał to możecie być pewni, że sam was wydam. Przefarbujcie Ślizgonom włosy, zróbcie wybuchające kanapki, ale nie coś takiego - jęknął. 
- Okej ... z drugiej strony ten Eliksir jest za trudny nawet na takich dobrych uczniów jak my. Nie wyrobilibyśmy się ... opowiadaj jak było - zmienił temat Black wyciągając z kufra.



Hejka hejka!
Mamy drugą część 23 rozdziału. 

Jak wam się podobało? Dzisiaj trochę więcej się działo. Co nie? Biedny Remus w końcu wybuchł. 
Pozdrawiam i do usłyszenia 

poniedziałek, 3 października 2016

Rozdział 23 cz 1.

- A teraz możecie się pocałować - powiedział ksiądz. Liam uśmiechnął się i złożył delikatny pocałunek na ustach swojej żony. Wszyscy obecni w kościele zaczęli klaskać. Widziałam, że zarówno mama Emilie jak i ciocia Kira ocierają łzy wzruszenia. 
Para ruszyła w stronę wyjścia, gdzie zostali obrzuceni ryżem. Przyszła pora na życzenia. 
Nasza ósemka była niemal na samym końcu ogromnej kolejki. Super. Miałam trochę czasu by się ogarnąć i wymyślić jakieś nietuzinkowe życzenia. Nie mogły być nudne. 
- Liaś? Em? Poznajcie Remusa, Finna, Jaspera i Georgie - powiedziałam, kiedy doszliśmy do nowożeńców. Podali sobie ręce z uśmiechem. 
- Super, że jesteście - powiedział mój przyjaciel. 
- My też się cieszymy. Pora na życzenia. Życzę wam tego by wasza przewspaniała miłość nie zgasła. Żebyście mieli tuzin dzieciaczków i żebym była chrzestną chociaż jednego z nich ... - skończyłam po dwóch minutach. Liam wywrócił oczyma natomiast blondynka cicho się zaśmiała. 
- Jesteś nienormalna - powiedział i mocno mnie objął. Po mnie życzenia złożyła im reszta mojego stada. Potem podeszłam do Yuki'ego stojącego niedaleko. Chłopak na serio wyrósł. Ostatnio widziałam go rok temu. Teraz dorównywał mi wzrostem i robił się coraz przystojniejszy. 
- Kogo moje oczy widzą? Mój przyszły mąż! Chodźże tu do mnie misiaczku! - wykrzyknęłam radośnie. Chłopak się zaśmiał i mnie przytulił.
- Przepraszam Max, ale jesteś dla mnie troszeczkę za stara - mruknął, na co dostał kuksańca w żebra. 
- Rok temu mówiłeś coś innego - dodała Lily i również go przytuliła. Reszta też się z nim przywitała. Potem podeszli do nas rodzice chłopaków. Mama Yuki'ego i Liama pochodzi z Hawajów, więc urodę ma typową dla tego stanu USA. Jej czarne włosy sięgają lekko za brodę. Dziś ubrała się w lekko rozkloszowaną i sięgającą przed kolana szarą sukienkę oraz pasujące kolorystycznie szpilki. Natomiast pan Nicholas jest wysokim blondynem z szarymi oczyma. Strój? Czarny garnitur, biała koszula, szary krawat i lakierki. 
- Na pewno nie było problemu z tym, że nie będzie was w szkole? Jak coś mogę porozmawiać z dyrektorem - rzucił pan Colton.
- Nie było żadnego problemu Nicholas! Przecież dzieci w weekendy nie mają zajęć - jego małżonka lekko klepnęła go w ramię. Uśmiechnęłam się. 
- No tak, racja - chrząknął. 
Chwilę później znajdowaliśmy się już na sali weselnej. Kolorem przewodnim prócz bieli była szarość, a do tego parę elementów bordowych. Główny stół dla Pary Młodej, druhen i drużb stał po lewo na samym końcu. Goście natomiast mieli siedzieć przy stołach okrągłych. Nasza ósemka miała jeden dla siebie. Super. Siedzieliśmy w takiej kolejności : Lily, Finn, Mary, Remus, Georgie, Emma, Finn, ja. Na samym początku zaśpiewaliśmy Liamowi i Emilie ,,Sto lat'' i wypiliśmy szampana. Potem na stoły wjechało pierwsze danie, czyli aromatyczna zupa z kurczaka z drobnym makaronem i warzywami. Na drugie były dwie wersje do wyboru. Puree ziemniaczane lub ryż oraz piersi kurczaka w sobie grzybowym lub zrazy wieprzowe z koperkiem. No i zestawy surówek i sałatek. Aż ślinka ciekła. Wyszło tak, że panowie wybrali zrazy, a my dziewczyny kurczaka. Remus, Mary i Geo wzięli ryż, a reszta puree.
Po jedzeniu przyszła pora na pierwszy taniec. Ja i Jasper mieliśmy dla nich małą niespodziankę, którą uzgodniliśmy z zespołem. Weszliśmy na podium, gdzie było miejsce zespołu. Stanęłam przy mikrofonie, a Jace pożyczył od gitarzysty gitarę. 

- Dzień dobry? Nazywam się Maxine i jestem przyjaciółką Pana Młodego. Ja i mój towarzysz - wskazałam na blondyna - mamy małą niespodziankę dla Pary Młodej. Piosenkę, do której mogą zaprezentować swój pierwszy taniec. Nosi nazwę ,,Razem zestarzejmy się'' i jest naszego autorstwa. To zaczynamy - powiedziałam. Widziałam, że Liam uśmiecha się rozczulony. Ślizgon zaczął grać. Przymknęłam na moment i zaczęłam śpiewać. 
- Zawsze chciałam mieć swój kąt
taki, w którym mogłabym 
zwolnić bieg, kiedy chcę
Teraz mam swój własny dom 
i choć z tobą mieszkam w nim 
zmieniać dziś nie chcę nic
Możesz zostać ile chcesz 
obmyśliłam dla nas dobry plan
razem zestarzejmy się 
wciąż tak mało jest dobranych par 
Nie ma sensu szukać już 
z nikim wcześniej nam nie było tak 
szansę mógł nam dać sam Bóg
ostatni raz ... * 
Goście nawet nie drgnęli tylko wpatrywali się w Parę Młodą sunącą po parkiecie. Jednak, kiedy piosenka się skończyła zaczęli głośno bić brawo. Natomiast Emi i Liaś łapiąc się za ręce wdrapali się na podium i mocno uściskali mnie i Murtona.
- Dziękujemy - szepnęła blondynka ocierając łzę wzruszenia, a ja objęłam ją ramieniem. 
- Cieszymy, że się wam podobało - rzucił Jasper oddając gitarę zespołowemu gitarzyście. Chwilę pogadaliśmy, po czym zaczęły się typowe tańce, więc ja zabrałam się za Coltona, a jego żona została wzięta w obroty przez Ślizgona. Lils natomiast tańczyła z Remusem, a Finn z Mary. Emmę porwał do tańca Yuki, a Georgie tata Panny Młodej. To będzie udana noc. Czuję to. 
                                          ***
Kobieta stała na werandzie swojego domu głaszcząc się po lekko zaokrąglonym brzuszku ukrytym pod tuniką i grubym swetrem. Czekała na gości. 
Budynek znajdował się na totalnym odludziu. Wokół był las, a parę metrów dalej było jezioro z wysepką na środku. Coś przewspaniałego dla osób kochających przyrodę. 
- Dzień dobry! - w jej stronę szła dwójka mężczyzn. Skinęła na nich głową i zeszła po schodkach. 
- Dzień dobry - odparła z uśmiechem. 
- Pani Murtagh? - spytał wyższy z nich posiadający blond włosy i duże ciepłe brązowe oczy. 
- Tak, miło mi. 
- Jason Winslow, a to Elfias Dodge ... jak się czuje chłopiec? - zapytał z nutą współczucia w głosie. 
- Lepiej. Cały czas śpi. Jest strasznie wyczerpany. W ogóle cud, że udało mu się uciec - wyjaśniła otwierając drzwi prowadzące do wnętrza domu. Weszli do środka, a do ich nozdrzy doleciał zapach skórki pomarańczowej i tymianku. 
- Nic dziwnego, że tyle śpi. Dużo przeszedł. Dużo więcej niż ktokolwiek z nas - panowie zdjęli buty. 
- Mój narzeczony pojechał do sklepu i zaraz powinien już być. Napijecie się czegoś? - spytała. 
- Dziękujemy ... - ich rozmowę przerwał dziecięcy krzyk. Spojrzeli na siebie, po czym biegiem ruszyli za Lauren. Wpadli do pokoju i zamarli. 
                                          ***
- Panie Pettigrew? - Minerwa uniosła brew i spojrzała na Gryfona stojącego w progu klasy. 
- Ja ... chciałem zapytać czy mógłbym pojechać na parę dni do domu? - szepnął wyłamując sobie ze stresu palce. Kobieta podniosła się. 
- Do domu? Stało się coś? - zaniepokoiła się.
- Moja mama ostatnio źle się czuje, a teraz kiedy nie ma już taty to ja powinienem się nią zająć. Tylko parę dni - poprosił. 
- Oczywiście. Jak się spakujesz idź do głównej bramy. Wezwiemy ci Błędnego Rycerza - położyła mu rękę na ramieniu. 
Słabo się uśmiechnął i ruszył w stronę Wieży. Był już niedaleko, gdy poczuł się obserwowany. Stanął i zaczął się rozglądać, ale niczego nie zauważył. Zaczął iść, a uczucie powróciło. Szybko, ale po cichu wszedł do składziku na miotły i przymknął drzwi. Po chwili usłyszał kroki, a potem zobaczył postać niosącą naręcze map. Odetchnął z ulgą widząc Fishera. Poczekał aż profesor przejdzie korytarzem, po czym poleciał do Wieży. 
James z Syriuszem siedzieli na łóżku tego pierwszego i pochylali się nad pergaminem. Na dźwięk otwieranych drzwi unieśli głowi. 
- I co? - spytał Black. 
- Zgodziła się. 
- To dobrze - James poprawił okulary zsuwające mu się co jakiś czas z nosa. 
- Tylko błagam chłopaki. Bądźcie ostrożni. Ten kawał ... nie podoba mi się to - mruknął niebieskooki wyciągając spod swojego łóżka torbę. 
- Daj spokój nikt nie ucierpi, to tylko kawał - Black oparł głowę na dłoni i cicho ziewnął. 
- Nie możecie zaczekać aż Remus wróci? On najlepiej radzi sobie z Eliksirami. Jak coś wam nie pójdzie, to ... nawet nie chce o tym myśleć - Peter westchnął i zaczął się pakować, a pozostała dwójka wróciła do planowania. 
Dwadzieścia minut później miał już wychodzić, kiedy usłyszeli stukot. Na parapecie zewnętrznym siedziała ładna biała sowa. James wpuścił ją do środka i chwycił kopertę, którą przyniosła. Dał ptaku krakersa i przeczytał dane adresata. 
- Łapa? Do ciebie - powiedział i podał list przyjacielowi. Brunet zmarszczył brwi. 
- Od Andromedy - szepnął i zaczął czytać. Z każdą linijką jego serce pękało na coraz więcej kawałków. 
- Co jest? - zaniepokoił się Pettigrew. 
- Wujek Alfard nie żyje - szepnął, po czym opadł na łóżko i ukrył twarz w dłoniach. 
                                          ***
Wesele trwało w najlepsze. Byłam tak zajęta tańcami i śmiechem, że nawet nie czułam zmęczenia. Teraz akurat tańczyliśmy w wielkim kółku. Trzymałam za ręce Mary i Remusa. 
- Siku mi się chce! - wykrzyknęła radośnie Mar. 
- To idź do łazienki - powiedziałam.
- Nie chce mi się! - wyznała, na co się roześmiałyśmy. Remus jedynie wywrócił oczyma.
Kiedy piosenka się skończyła dziewczyna miała w końcu czas by skorzystać z toalety natomiast ja z Gryfonem wróciliśmy do stolika, przy którym Finn rozmawiał z Emmą. Dziewczyna od czasu do czasu posilała się winogronem, natomiast Puchon popijał oranżadę. Usiedliśmy. 
- A reszta, gdzie? - spytałam ściągając na moment buty i rozmasowując bolące stopy. 
- Jasper tańczy z Lily, a Georgie poszła się przewietrzyć. Super atmosfera, co nie? - Hunter uśmiechnęła się radośnie. Dyskutowaliśmy właśnie na temat Quidditcha, kiedy mój towarzysz powrócił do stołu. Usiadł cmokając mnie w czubek głowy. Poczułam rozlewające się po moim ciele ciepło. Postanowiliśmy trochę się przejść. Wstaliśmy i wyszliśmy z budynku. Wokół sali nie było niczego ciekawe prócz paru stolików i fontanny, dlatego ruszyliśmy chodnikiem na podróż po za teren restauracji. Całą drogę milczeliśmy, ale w pewnym momencie chłopak splótł ze sobą nasze dłonie. Spuściłam wzrok czując rumieńce wpływające na moje blade policzki. Cholera, cholera. Po chwili doszliśmy do mostu wznoszącego się nad rzeką Liffey. Oparliśmy się o barierki. 
- Max? Przepraszam, ale nie wytrzymam już dłużej. Jeśli coś, to ... eh ... walić to - warknął, po czym poczułam jego usta na swoich. Zamrugałam powiekami, po czym przymknęłam je i oddałam pocałunek. Dłonią objęłam jego policzek, a jego dłoń wylądowała na mojej szyi. Nasze usta współgrały ze sobą idealnie.  


Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy chrząknęłam i przygryzłam dolną wargę. Nie spodziewałam się, że coś takiego będzie miało miejsce. On wyglądał na speszonego.
- No ... było ... fajnie? - wymamrotał. 
- Bardzo fajnie - zaśmiałam się i złapałam go za rękę. Uśmiechnął się. Parę minut później szliśmy z powrotem do sali weselnej. Przed budynkiem natknęliśmy się na Pana Młodego palącego papierosa. Biedny nie może skończyć z nałogiem. 
- Przestań się truć - mruknęłam. 
- Ty też palisz - wytknął mi gasząc niedopałek. 
- Ale nie tyle co ty wariacie - objęłam go ramieniem w talii. Cmoknął mnie w czoło - Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwa z tego powodu, że ty jesteś szczęśliwy. Normalnie jakbym to ja brała ślub.
- Przestań, bo się poryczę. A mężczyźni nie ryczą. 
- Prawdziwy mężczyzna nie boi się swoich emocji mój najdroższy przyjacielu - mrugnęłam do niego. Zmrużył oczy, a Ślizgon parsknął radośnie. 
W tej samej chwili usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk dochodzący zza budynku. Spojrzeliśmy na siebie i pognaliśmy w tamtą stronę. 



* ,,Razem zestarzejmy się'' Karoliny Kozak


Hej po trzech tygodniach przerwy.
Miałam ostatnio wenę, więc postanowiłam coś z tym zrobić. Notka jest krótka, ponieważ to część rozdziału. Druga pojawi się za jakiś czas. Mam nadzieję, że już nie będę miała takiego zastoju. 

Pozdrawiam
PS> kto się cieszy w związku z Jaxem? :)