poniedziałek, 31 października 2016

Rozdział 23 cz 3.

Następnego dnia miałam ogromną ochotę pogadać z Renem. Chciałam to zrobić przed lekcjami, bo potem mam zebranie Klubu Książkowego. Przeszukałam cały zamek aż w końcu znalazłam go w Sowiarni wysyłającego gdzieś średniej wielkości szarą paczkę. Uniosłam brew. 
- Co to? - spytałam, na co podskoczył.
- Chcesz żebym padł na zawał? - wymamrotał. 
- Przepraszam braciszku. Po prostu dawno się nie widzieliśmy i chciałam to nadrobić. To co? Powiesz mi co wysyłasz? - lekko się uśmiechnęłam. Nastała cisza przerywana jedynie odgłosami wydawanymi przez sowy. Opatuliłam się szczelniej kurtką. Pogoda nas nie rozpieszczała. Piękny listopad. 
- Okej ... powiem ci ... ale masz obiecać, że nie wygadasz się rodzicom. Sam im o tym powiem, ale w swoim czasie. Jasne? - wyciągnął przed siebie dłoń chcąc zawrzeć ze mną ustną umową. To mi się nie podobało, ale w końcu uściskałam jego dłoń odzianą w rękawiczkę. Westchnął. 
- No mów - mruknęłam zniecierpliwiona. Otworzył wieczko pudełko, a ja uniosłam brew. 
- Pluszak? I .... cholera. Ren? Czy ty chcesz mi powiedzieć, że ... cholera ... - oparłam się o ścianę. 
- No .. też byłem w szoku - chrząknął. Mój piętnastoletni braciszek zostanie tatusiem. Super. 
- Tylko mi nie mów, że to Ofelia bo zwariuje. 
- Ofelia? Oszalałaś? - spojrzał na mnie z wyrzutem, a ja odetchnęłam. Ta dziewczyna to same kłopoty. 
- To kto? - przerwałam bo do Sowiarni weszła około jedenastoletnia dziewczynka z czarnymi włosami przykrytymi czapką. Lekko się zawstydziła widząc nas, ale dzielnie podeszła do jednej z sów i przywiązała do jej nóżki płócienny woreczek. Ptak odleciał, a dziewczynka opuściła pomieszczenie. 
- Hope Robertson. 
- Córka pastora? - wymamrotałam. No nieźle. Tego to się nie spodziewałam. 
- Spotykaliśmy się całe wakacje i tak jakoś wyszło. To dopiero trzeci miesiąc, ale martwię się o nią. Wiesz jaki jest jej ojciec. Chucha na nią i dmucha jakby była z porcelany ... - mruknął kopiąc w kamyk leżący na podłodze. Potoczył się po schodach.
- Jest chora Ren. Dobrze, że o nią dba. Tylko ciekawe jak zareaguje. Wiem, że będziesz dobrym tatą - przytuliłam go - Wysyłaj - dodałam. Uśmiechnął się. Po chwili sowa z pudełkiem zniknęła nam z oczu. Ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali rozmawiając. Tego mi właśnie brakowało. 
                                             ***
- Gdzie jest Max? - spytał James jedząc tosta z dżemem i wpatrując się w twarz rudowłosej dziewczyny siedzącej na przeciwko niego. Dzisiaj jego ukochana związała swoje włosy w niechlujnego koka na czubku głowy, co dodawało jej jeszcze większego uroku. 
- Poszła poszukać Rena - wtrąciła Emma ziewając i podając Lupinowi półmisek z jajecznicą. Podziękował jej uśmiechem.
- A Black? - rzuciła Geo. Gryfona również brakowało przy stole. Huncwoci wzruszyli ramionami. W Wielkiej Sali panowała niemal cisza. Nikt nie miał siły śmiać się czy rozmawiać. Uroki poniedziałku. Nagle do uszu Huncwotów i dziewczyn doleciał sztuczny i lekko piskliwy śmiech. Odwrócili głowy w prawą i zobaczyli Syriusza idącego za rękę ze swoją dziewczyną. Blondynka mówiła coś do niego podekscytowana, ale nie wyglądało na to żeby go to interesowało. 
- Idzie moja ulubiona para! - wykrzyknął Potter wstając i klaskając. Niektórzy z obecnych na sali się do niego przyłączyli, inni jedynie uśmiechali się, a reszta czyli Ślizgoni siedzieli nic nie robiąc. Łapa posłał przyjacielowi groźne spojrzenie, na co ten zareagował jeszcze większym uśmiechem. 
- Dziękuje Jimmy - wymamrotał przez zęby. Usiedli między Remusem, a jakąś czwartoklasistką. Blondynka sięgnęła po mus z awokado by posmarować nim grzanki. 
- Druga zguba też już idzie - rzuciła Mary próbując nie roześmiać się z miny Syriusza. Wszyscy spojrzeli na Maxine, która po klepnięciu brata w głowę ruszyła w ich stronę. Jej uśmiech trochę się zmienił na widok panny Feldman. Dziewczęta jakoś szczególnie za sobą nie przepadają. 
- Hej ludzie. I Sylvie - powiedziała siadając między Peterem, a Mary. James zachłysnął się sokiem dyniowym, a Georgie zaczęła go klepać po plecach powstrzymując uśmiech. 
- Ha ha, aleś ty zabawna - blondynka prychnęła.
- Dziękuje moja droga - Maxine mrugnęła do niej i sięgnęła po wazę z owsianką. 
- Na prawdę nie rozumiem czemu oni się z tobą przyjaźnią. Rzuciłaś na nich Imperiusa? - spytała na co panna Winslow uśmiechnęła się sztucznie. 


- Pomyślałam to samo, kiedy dowiedziałam się że zaczęłaś chodzić z Łapą - odgryzła się, a Lily zamaskowała śmiech kaszlem. Blondynka zmrużyła oczy zaciskając dłoń na brzegu stołu. Nic jednak nie powiedziała podnosząc tyłek z ławy i wychodząc z Wielkiej Sali. Black wyglądał jakby chciał za nią pójść, ale tego nie zrobił. 
- Co to było? - mruknął. 
- Miła rozmowa z twoją dziewczyną Łapciu. Nie musisz się denerwować - odpowiedziała zaczynając jeść owsiankę. Ich przyjaciele patrzyli na to z uśmiechami. Ta dwójka uwielbiała sobie dogryzać i dokuczać, ale każdy kto znał ich bliżej wiedział że jedno wskoczyłoby w ogień dla drugiego. 
- Co słychać u Rena? - Emma zmieniła temat. 
- A nic ciekawego. Nauka idzie mu nieźle, został rezerwowym Obrońcą Puchonów, a za parę miesięcy zostanie tatą - rzuciła z lekkim znudzeniem. 
- To fajnie, a ... - Remus przerwał robiąc zdziwioną minę. Reszta również wyglądała jakby przetwarzała sobie w głowach to co usłyszeli od przyjaciółki. 
- Moment ... czy ty powiedziałaś, że ... Ren będzie tatą? Nie żartujesz? - wymamrotała Hunter. 
- Nie żartuje. 
- Wow ... wasi rodzice wiedzą? - spytał Black.
- Na razie nie. Ma im powiedzieć jak pojedziemy na święta do domu - wytłumaczyła dolewając sobie i Peterowi soku żurawinowego. 
- Tylko nie mów, że to Ofelia - jęknęła Lils na co Krukonka uśmiechnęła się szeroko. 
- Nie, nie Ofelia. Córka pastora. 
- Oh ... ta blondynka chora na mukowiscydozę? 
- Co to mukowiscydoza? - wtrącił się Potter odkładając widelec na talerz. 
- Organizm człowieka wytwarza nadmierną ilość śluzu, która zalega w płucach i powoduje uciążliwy kaszel, a nawet i duszności. Mają miejsce też nawracające się zapalenia płuc i oskrzeli. Nie ma leku. Można tylko fundować takiej osobie inhalacje i antybiotykoterapię. Chorzy ludzie dożywają najczęściej do dwudziestu paru lat - wyjaśniła mu Maxine. James i Syriusz, którzy najmniej mieli styczności z mugolskim światem wyglądali na wstrząśniętych tymi informacjami. 
- Dobra, chodźcie na lekcje - rzucił Remus podnosząc się. Całą dziewiątką ruszyli w stronę klasy do Zaklęć. Profesor wpuścił ich do środka i zaczął omawianie dzisiejszego tematu. Po dwóch godzinach przyszła pora na zajęcia dodatkowe. 
                                             ***
Próby na Mugoloznastwie przybrały szybkości ponieważ już w sobotę odbywało się przedstawienie. Ja jakoś mocno się nie denerwowałam, ale to chyba przez to, że nie miałam występować. Chwała Bogu i Merlinowi. 
- Gdzie jest Camille? - spytała nauczycielka rozglądając się po pomieszczeniu i szukając wzrokiem naszej Ruby. 
- Poszła do łazienki - rzuciła Helsey, czyli najlepsza przyjaciółka Cam. Tak jak ja robi dekoracje. 
- No dobrze, to przećwiczmy najpierw scenę pobierania podatków przez Szeryfa. Gotowy, Jasper? - Efron spojrzała na blondyna, który miał przymiarkę stroju. Kiwnął głową, a Helsey poprawiła mu stylową odznakę przypiętą do czarnego płaszcza. Uśmiechnął się do mnie i poszedł na ,,zaplecze''. Nucąc pod nosem wszedł na scenę. Uśmiechnął się łobuzersko i strzelił palcami. 
- Jak ja kocham tą robotę - rzucił do siebie, po czym znów zniknął na zapleczu. W tym czasie na scenie pojawił się Oscar grający mieszkańca Nottingham. W lekko obdartych ciuchach, potarganych włosach i smudze sadzy na twarzy wyglądał jak biedak. I jego właśnie grał. Wzdychając usiadł na taborecie i zaczął obierać ziemniaki. Wtedy też usłyszeli pukanie do drzwi. Mężczyzna spiął się. 
- Otwarte! - krzyknął odkładając nóż. 
- Dzień dobry, dzień dobry Tytusie! - wykrzyknął radośnie Szeryf wkraczając na scenę. 
- Był dobry zanim się pojawiłeś ... o co chodzi Szeryfie? Płaciłem już swoje - mruknął mężczyzna. 
- No właśnie ja w tej sprawie. W królestwie nie dzieje się za dobrze. A żeby to zmienić Księżna potrzebuje większej liczby pieniędzy ... - powiedział i poklepał Tytusa po ramieniu. Dokończyli swoją scenę, a Cam nadal nie było. Hel poszła zobaczyć gdzie się podziała, ale po chwili wróciła zaniepokojona. 
- Nie ma jej w żadnej z łazienek ... - mruknęła. Pani Efron postanowiła przerwać próbę i za cel postawiła znalezienie brunetki. Rozdzieliliśmy się, ale to i tak nie pomogło. Nigdzie jej nie było. Podejrzane. Bardzo podejrzane. Dyrektor kazał zachować spokój bo możliwe, że dziewczyna po prostu chciała się gdzieś zaszyć i pomyśleć. 
- Znam ją. Powiedziałaby komuś bo nie chciałby żebyśmy się o nią martwili - powiedziała do nas Helsey. Poklepałam ją po ramieniu. 
- Znajdzie się - pocieszyłam ją. 
Po obiedzie przyszła pora na zebranie Klubu Książkowego. Najpierw wdałyśmy się w dyskusję na temat książki, którą wybrałyśmy ostatnio, a potem wymieniałyśmy się naszymi ulubionymi cytatami. Gdy zamykałam drzwi za ostatnią z dziewczyn dochodziła 18.30. Trochę się rozgadałyśmy. 
- Witam piękną panią - o ścianę opierał się Jasper. Uśmiechnęłam się lekko poprawiając torbę na ramieniu. Ruszył w moją stronę.
- Cześć .... - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo poczułam jego usta na moich. Przymknęłam oczy i zaczęłam oddawać te powolne pocałunki. Jego usta były miękkie, ale lekko szorstkie. Smakowały miętą. Nie chciałam by się odsuwał. 
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać ...
- Nic się nie stało - cmoknęłam czubek jego nosa. Milcząc ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. 
- Dziwna sprawa z Camille, co nie? - spytał. 
- Bardzo ... teraz kiedy tyle złego się dzieje każdy myśli o najgorszym ... - mruknęłam. Dziewczyna nadal się nie znalazła. Nie było jej na zebraniu Klubu. A jeśli ten psychol, który morduje zwierzaki dorwał i ją? Nie ... to niemożliwe. Po prostu wmawiam sobie jakieś niestworzone rzeczy. 
- Znajdzie się. 
- Mam nadzieję - szepnęłam. 
                                               ***
Wokół panowała ciemność. Mężczyzna stał przy drzewie i obracając w palcach bransoletkę z perełek wpatrywał się w zarys Hogwartu malujący się na tle granatowego nieba. 
- Już niedługo ... już niedługo ... - wymamrotał, po czym przymknął oczy i ruszył w stronę Zakazanego Lasu. Gdy przekroczył granicę zaczął się zmieniać. W miejscu mężczyzny pojawił się czarny jak noc wilk. Zawył głośno i pognał przed siebie. 




Hej :)
Pisanie tym razem trochę dłużej mi zajęło ale to dlatego iż ostatnio nie mam w ogóle weny. Jednak mam nadzieję, że nie jest tak źle.
Napiszcie swoje ulubione cytaty z mojego opowiadania które utknęły wam w pamięci :)

Ps. chce zacząć tworzyć Miniaturki o bohaterach, piszcie jaki parring chcielibyście zobaczyć pierwszy. Piszcie więcej niż jeden, wtedy będziecie mieć większą niespodziankę.
Pozdrawiam  



1 komentarz:

  1. Cześć!
    No proszę, Hogwart Hogwartem, a problemy znajome i jakby dość prozaiczne :) Chociaż romans z córką pastora to niezły mezalians i mogą być z tego kłopoty... No, ale co się stało, to się nie odstanie, trzeba się z tym jakoś zmierzyć, prawda?
    Kurczę, Maxine błyskawicznie pozbyła się konkurencji. I dobrze! Chociaż uwielbiam Jaspera, to para Maxine/Syriusz też byłaby przeurocza :)
    Zdziwiłam się, że Max tak szybko podzieliła się sensacją brata, ale z drugiej strony to jej przyjaciele, nie było potrzeby tego ukrywać, chyba że ktoś podsłuchiwał i plotka rozniesie się po szkole. Przy okazji reszta magicznego świata podszkoliła się trochę z mugolskiej medycyny :)
    Kurczę, ja to mam rozdwojenie jaźni przez Ciebie. Kiedy jest scena z Syriuszem, shippuję Syriusza, kiedy tylko na horyzoncie pojawia się Jasper, uwielbiam jego i tylko jego... Nigdy nie byłam przesadnie stała w uczuciach, ale teraz to już przesada :D Niby chciałabym, żeby Maxine i Syriusz się zeszli, ale Jasper jest po prostu idealny i co tu zrobić?
    Tymczasem najbardziej podobała mi się końcówka, krótka, ale bardzo klimatyczna i intrygująca. Ciekawa jestem co to za dziwak-animag grasuje po Zakazanym Lesie? Czy to on stoi za zniknięciem Camille? Bo nie wydaje mi się, żeby taka groźna osoba bawiła się w napaści na domowe zwierzątka...
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń