wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 17.

Kiedy James pognał w stronę szkoły cała drużyna lekko się zaniepokoiła. Pierwszy z miotły zleciał Black i poprawiając szatę podleciał do naszej dwójki siedzącej na ławce. 
- Dziewczyny? Co się dzieje? 
- Pan Potter ... jest w szpitalu - szepnęłam nie chcąc patrzeć mu w oczy. Od kilku lat państwo Potter jest dla Łapy jak rodzina. Nie chciałam widzieć bólu, który widziałam na twarzy Jima chwilę temu. Chłopak zaklął głośno i zbladł, ale nie pognał za swoim przyjacielem. Zamiast tego usiadł między nami i objął nas ramionami. Pachniał deszczem, potem i swoją wodą kolońską. Wszystko tworzyło dziwną, ale ciekawą mieszankę. 
- Wszystko będzie w porządku. Charlus jest twardy. Wyjdzie z tego - powiedział ciepło. 
- Obyś miał rację - westchnęłam. 
Reszta drużyny stanęła przed nami i zaczęła zadawać pytania. Oni również denerwowali się o życie mężczyzny chociaż go nie poznali. Chwilę później cała nasza trójka szła w stronę szkoły. Spotkałyśmy Lils i Emmę stojące na dziedzińcu i rozmawiające ze sobą przyciszonymi głosami. Powiedziały, że James razem z mamą przeniósł się do św. Munga. Okazało się, że ojciec chłopaka razem z innymi Aurorami mieli złapać trójkę Śmierciożerców na ul. Pokątnej. Tamci byli tam by zebrać haracz u sklepikarzy. Robią to od paru miesięcy i jak do tej pory nie udało się ich złapać na gorącym uczynku. Niestety zasadzka się nie udała, a pan Potter ucierpiał najbardziej. Dostał Crucio i dwoma innymi paskudnymi zaklęciami. Podobno jeden ze Śmierciożerców strzelił w niego zaklęciem mordującym, ale w ostatniej chwili się uchylił. 
Łapa również chciał odwiedzić swojego przyszywanego ojca, ale dyrektor się nie zgodził. Nie mogłam się powstrzymać i kiedy zobaczyłam ból w jego czarnych oczach mocno go przytuliłam. Przez chwilę nic nie robił. Po prostu stał. W końcu również mnie objął i wtulił twarz w moją szyję. 
- Będzie dobrze. James i pani Elizabeth przy nim są. Nie jest sam ... po za tym w poniedziałek mam badania kontrolne, więc jak chcesz to możesz iść ze mną i Lily. Zobaczysz co z nim - zaproponowałam. Uśmiechnął się lekko i pokiwał głową. Resztę dnia spędziliśmy wszyscy razem przed kominkiem w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Mary, Remus i ja na kanapie, Lily i Em na fotelach, a Pete, Łapa i Geo na podłodze grając w szachy czarodziejów. Brakowało tylko Jima. Niby wiedzieliśmy, gdzie jest ale i tak odczuwało się jego brak. Z powodu iż współlokatorka Mary i Lily, Sylvie Feldman większość czasu przebywała w części mieszkalnej Puchonów mogłyśmy u nich przenocować. Przywołałyśmy swoje piżamy i szczoteczki do zębów i już. Kiedy panowie około godziny 23.00 poszli do siebie my jeszcze długo siedziałyśmy przed kominkiem grając w państwa-miasta. 
Rano przy śniadaniu, każda z nas wyglądała jak trup. Ja przez trzy minuty po prostu siedziałam z głową wspartą na dłoni i wpatrywałam się w zaczarowany sufit starając się nie zasnąć. Emma pomyliła miód z musztardą i teraz naprawiała swój błąd dużymi łykami herbaty, natomiast dwie rudzielce czytały Proroka od czasu do czasu jedząc śniadanie. Nie było z nami jedynie McDonald, która musiała na moment wpaść do biblioteki. 
- Piszą o tacie Jamesa - szepnęła Lil. 
- Pokaż - mruknęłam i zaczęłam czytać razem z nią. Em robiła to samo tylko w gazecie Geo. 


NIEUDANA ZASADZKA AURORÓW 
Od niedawno dochodzą nas słuchy iż Śmierciożercom znudziło się mordowanie i teraz zajmują się zbieraniem haraczy z biednych sklepikarzy pracujących na ul. Pokątnej.
- Jeden z nich, taki wysoki jak wieża ciśnień u mnie w Drixx z kręconymi siwymi włosami powiedział, że jeśli nie będę im oddawała 60% z mojego miesięcznego utargu to będzie ze mną kiepsko ... już i tak przetrzymują moją córkę ... co miałam zrobić? Nie zgodzić się? - wypowiedziała się właścicielka sklepu z miotłami, po czym wybuchnęła płaczem i zamknęła nam drzwi przed nosem. Coraz milsi ci ludzie ...
Ale wracając do sprawy. Nasi wspaniali Aurorzy, strażnicy bezpieczeństwa i cnót postanowili zorganizować zasadzkę. Charlus Potter, Edgar Bones, Kieren Hiltten i Oliver Fields udali się na ul. Pokątną by złapać popleczników Voldemorta. Jednak zasadzka się nie udała. Ktoś z pracowników ul. Pokątnej ze strachu wydał Aurorów Śmierciożercom i wywiązała się walka. Najbardziej ucierpiał pan Potter, który przebywa obecnie w szpitalu św. Munga, gdzie walczy o życie. Jest z nim jego żona i syn, ale odmówili nam odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie. 
Śmierciożercy uciekli kiedy pojawiło się więcej Aurorów i znów nie odpowiedzieli za swoje postępowanie. 
Mamy nadzieję, że wkrótce się to zmieni. I życzymy panu Potterowi powrotu do zdrowia. 

                                                        Rita Skeeter 


- To Edgar też tam był? - zdziwiona spojrzałam na Georgie, która wyglądała na zdenerwowaną. Nic nie powiedziała tylko wyleciała z Wielkiej Sali. 

- Oby się mu nic nie stało - westchnęła Emma. Edgar jest od nas o pięć lat starszy. Od ośmiu lat jest z Lią i ma z nią dwuletnie bliźniaki, Lenę i Trenta. Urocze dzieciaki.
Po zjedzeniu śniadania pognałam do dormitorium po kurtki dla mnie, Emmy i Geo ponieważ na dworze cały czas utrzymywała się pogoda z dnia wczorajszego. Deszcz i wiatr. Zarzuciłam na jeansową koszulę swój kochany bordową płaszczyk sięgający mi za pośladki, a na głowę czarne beanie i zbiegłam na parter, gdzie czekały dziewczyny. Ruda wyglądała na zdenerwowaną. 

- Gdzie Lils z Mary? - spytałam podając blondynce jej cienką ale dość ciepłą szarą kurtkę. 
- Też poleciały się cieplej ubrać. 
- Okej - objęłam Bones ramieniem. Po kilku minutach czekania w końcu doczekałyśmy się naszych Gryfońskich koleżanek. Całą drogę do wioski drżałam z nerwów. Czułam się jakbym miała zaraz strawić własny żołądek ze stresu.
- Nie denerwuj się kobieto. Wypadniecie genialnie. Mogę ci to zagwarantować - powiedziała Lily biorąc mnie pod rękę. Uroczo wyglądała w ciemnozielonym płaszczyku i białej czapce. 
- Wiesz, że jeśli zrobimy sobie wstyd to będę musiała cię zabić? - uniosłam brew. Zaśmiała się.
Po piętnastu minutach - ah te kałuże - udało się nam dotrzeć do celu. Przed pójściem do ,,Melindy'' gdzie miałam mieć z chłopakami jeszcze próbę dźwięku przed koncertem weszłyśmy na moment do Miodowego Królestwa. Potrzebowałam żelków.

                                           *** 
Syriusz siedział na podłodze przed gabinetem pana dyrektora i czekał. Dzięki informacjom zdobytym od pani Minerwy dowiedział się, że James ma niedługo pojawić się w szkole. A jego nie mogło tu nie być. Bał się, że widząc stan swojego przyjaciela również się rozklei, ale teraz najważniejsze było to by wesprzeć bruneta. 
Był zły na to, że nie pozwolono mu również przenieść się do Munga i zobaczyć co z Charlusem. W końcu od kilku lat jest dla niego jak ojciec. On i jego żona przyjęli go pod swój dach nie znając go za dobrze. Miał u nich dług nie do spłacenia. 
Zajęty był wpatrywaniem się bez celu w pająka chodzącego po ścianie obok niego, kiedy nagle chimera odsunęła się ukazując spiralne schody. Zeszła po nich pani Mcgonagall. Podniósł się. Spojrzała na niego i skinęła głową. Nic nie mówiąc zaczął wspinać się po schodach, po których przed chwilą zeszła nauczycielka. Pchnął drzwi prowadzące do gabinetu dyrektora i zajrzał do środka. Nigdzie nie było mężczyzny, ale na krześle stojącym przy biurku siedziała zgarbiona postać. Jego ramiona trzęsły się od powstrzymywanego płaczu. Black przełknął ślinę i zamrugał powiekami by odgonić łzy. Nie mógł płakać. Musiał być silny. 
- Rogaś? - szepnął. Orzechowooki spojrzał na niego opuchniętymi i zapłakanymi oczyma. 



Łapa nic nie mówiąc po prostu go przytulił, a chłopak nie panując nad emocjami wybuchnął płaczem. Siedzieli tak kilka albo kilkanaście minut. Czas nie miał dla nich znaczenia. Syriusz nie odsunął się dopóki jego przyjaciel nie przestał płakać. Wiedział, że tego potrzebował. Przy mamie musiał się powstrzymywać i być twardy. Teraz mógł sobie pozwolić na chwilę słabości. 
- Dzięki - wymamrotał, kiedy Łapa odsunął się od niego i usiadł na drugim krześle. 
- Co z nim? - spytał go. 
- W nocy było źle ... musieli go reanimować ... jego serce się zatrzymało na kilkadziesiąt sekund ... ale teraz jego stan jest stabilny i mam chciała żebym wrócił do szkoły i się przespał - mruknął i ziewnął. 
- No to chodź. Remus z Peterem poszli na chwilę do Hogsmeade, ale zaraz wrócą. Martwili się. Dziewczyny też - powiedział, kiedy szli już w stronę Wieży Gryffindoru. 
- A ... gdzie one są? - spytał. 
- W Hogsmeade. Mają coś ważnego do załatwienia, czy coś. Nie powiedziały o co dokładnie chodzi. Może mają grupową randkę? - zaśmiał się Syriusz, a Jim drgnął. Myśl, że Lily mogłaby zacząć spotykać się z jakimś kolesiem boleśnie zakuła go w serce. Dobrze pamiętał, jak umawiała się z Diggory'm kiedy chodził tu do szkoły. Było to już dwa lata temu i od tej pory z nikim się nie spotykała - a przynajmniej tak mu się wydawało - ale wiadomo przecież, że jest śliczna i mądra, więc to pewne że długo ten stan nie potrwa. I był z tego powodu cholernie zły. Bycie zakochanym w dziewczynie, która uważa cię za palanta nie jest łatwe. 
Po chwili dotarli do Wieży Gryffindoru. Gruba Dama widząc jego stan zaczęła współczuć mu z powodu taty i mówić, że wszystko będzie w porządku. Jeśli nawet obrazy wiedziały co się wydarzyło, to ludzie w szkole tym bardziej wiedzą. Po wejściu do Pokoju Wspólnego został przytulony przez Felyę Montgomery, piętnastolatkę, która pełni rolę Ścigającej w ich drużynie. Objął ją. 
- Dzięki Fel - powiedział, kiedy powiedziała że może zawsze liczyć na nią i całą drużynę. Uśmiechnęła się do niego, poklepała go po ramieniu i zajęła miejsce na kanapie obok swojej przyjaciółki. 
Huncwoci weszli do dormitorium. Było tam zaskakująco czysto. Jim uniósł brew. 
- Znasz Remusa. Sprząta, kiedy się denerwuje. My mu trochę pomogliśmy - wyjaśnił Łapa. James nie zdążył nic odpowiedzieć, bo drzwi dormitorium otworzyły się, a do środka weszło dwóch chłopaków. Widząc bruneta podlecieli do niego i po przyjacielsku przytulili. Łapa patrzący na nich z boku widział, że są dziwnie podekscytowani. 
- Co jest panowie? Wciągaliśmy jakieś podejrzane substancje? - zażartował, na co Rem prychnął. 
- Byliśmy w Hogsmeade i zauważyliśmy na tablicy ogłoszeń zaproszenie na koncert The Murphy Back. Tego zespołu o którym mówiła Emma. Czytamy skład i ... bum. Trzy dobrze nam znane osoby.
- Robert Milton ... - zaczął wyliczanie Pete. 
- Jasper Murton ... - dodał Lupin, a Black drgnął.
- Calum Argent ... - Pete dziwnie spojrzał na Syriusza i Jamesa, którzy zacisnęli dłonie w pięści. Ta dwójka nie przepadała za blondyna, kiedy ten chodził do szkoły. Mimo iż byli w jednym domu i grali wspólnie w drużynie. I z wzajemnością. Ta trójka po prostu się nie trawiła. 
- I ... Maxine Winslow - powiedział Remus siadając. Nastała cisza. Cisza, którą przerwało głośne : że co kurwa?!?!? , krzyknięte przez dwójkę Huncwotów. Łatwo się domyślić przez których. 
                                          ***
Trzy piosenki były już za nami. Ludziom obecnym w kawiarni chyba się podobało, bo z zainteresowaniem wpatrywali się w scenę. Pomieszczenie było pełne. Wszystkie stoliki zajęte. Gaya krążyła między nimi by odebrać kolejne zamówienia, wytrzeć stoliki czy zabrać talerzyki. Dziewczyny siedziały przy stoliku najbliżej sceny i najgłośniej nas dopingowały. 
- To pierwsza z naszych piosenek. Max stworzyła tekst, a my dołożyliśmy muzykę. Mamy nadzieję, że wam się spodoba. Jej tytuł, to ,,Tower''* - powiedział Jasper. Przymknęłam oczy by wsłuchać się w pierwsze takty piosenki. Zaczęłam śpiewać.
- Jesteś wysoko na wieży
Teraz nie patrz w dół,
Będę czuć się dobrze na ziemi
A ty zawsze możesz zadzwonić, by się przywitać od czasu do czasu
Gdy nie jesteś już mój...
Upiję się tanim piwem,
Jak wszyscy tutaj,
Masz świat u swych stóp,
Nie ma tam niczego dla mnie,
Nie musisz kłamać,
Mówiąc, że spróbujesz, aby to działało z odległości
Po prostu zostaw mnie tutaj bym umarła,
obserwując cię wspinającego się na szczyt swoich ambicji
Jesteś wysoko na wieży, teraz nie patrz w dół,
Będę czuć się dobrze na ziemi
A ty zawsze możesz zadzwonić, by się przywitać od czasu do czasu
Gdy nie jesteś już mój
Tu, w bladym zacienionym życiu
Pod światłami wozów kempingowych,
Nic nie pozostanie dla ciebie do zobaczenia,
Nawet mnie nie poznasz ..... 
Kiedy piosenka się skończyła wszyscy obecni w pomieszczeniu zaczęli bić nam brawo. 
Uśmiechając się spojrzałam w stronę drzwi i zastygłam. Widząc Huncwotów bijących mi brawo powinnam się ciszyć. Ale kamienne miny Blacka i Jamesa złamały mi serce. Znowu nie powiedziałam im prawdy. Ale ze mnie suka. 
Nie panując nad myślami powiedziałam przez mikrofon, że robimy chwilę przerwy, po czym zeszłam ze sceny i ruszyłam w stronę Huncwotów. 
- Hej James, jak się czujesz? - spytałam. 
- Dobrze - burknął, a ja zamrugałam powiekami by się nie rozpłakać. Gardło mi się ścisnęło. 
- James ... - Remus na niego warknął, ale tamten nie zareagował. 
- Jeśli jesteście na mnie obrażeni, to po co tu przyszliście? Żeby pokazać mi, że ...
- Dlaczego nam nie powiedziałaś? Dlaczego znowu nas okłamałaś? - spytał Syriusz. 
- Nie okłamałam was. Po prostu nic nie powiedziałam. Mam prawo mieć tajemnice. Wy też je macie. Przez rok nie powiedzieliście mi nic o waszych ... zdolnościach. Gdybym nie zobaczyła, jak Peter przemieniał się w klasie od Zaklęć to nadal pewnie bym o tym nie wiedziała - syknęłam. 
- I do tego wiedziałam, że nie przepadacie za Jasperem i Calem, więc ...
- Calem? Od kiedy to mówisz do niego skrótami?
- Odkąd się z nim zakumplowałam - skłamałam. Nie chciałam im mówić o tym co nas łączyło. Teraz coś wam powiem. Remus wie. Wie o mnie i Calumie. Kiedyś spotkał nas w Hogsmeade jak byliśmy na spacerze. Obiecał, że nie powie chłopakom i jak do tej pory dotrzymał słowa. 
- Zakumplowałaś? Super - prychnął Black. 
- O co ci znowu kurwa chodzi? 
- O to, że jest palantem ...
- Ty też nim jesteś a jakoś się z tobą przyjaźnię Black - warknęłam. Zamrugał oczyma zdziwiony. Ludzie zaczęli się nam przypatrywać - Lepiej będzie jak sobie pójdziecie - rzuciłam. 
- Masz rację. Idziemy - pierwszy wyszedł wkurzony Syriusz. Zaraz za nim James i Pete. Remus mnie przytulił i dopiero wtedy wyszedł. Cała rozdygotana wróciłam na scenę by dokończyć koncert. Kiedy zapowiadałam kolejną piosenkę mój wzrok spoczął na Evans. Pokrzepiająco się do mnie uśmiechała. I to sprawiło, że chociaż na chwilę zapomniałam o sytuacji, która przed chwilą miała miejsce. 
                                         ***
Następnego dnia miałam badania kontrolne w Mungu, dlatego też byłam zwolniona z dwugodzinnych Zaklęć z Gryfonami. Lils szła ze mną więc ją również zwolniono.
Obecnie siedziałyśmy przy stole w Wielkiej Sali i jadłyśmy śniadanie. Za dwadzieścia minut miałyśmy być w gabinecie dyrektora. 
I jako jedyne nie miałyśmy na sobie mundurków szkolnych. Ja ubrałam się w zwykłe jeansowe rurki, swoje ukochane czarne converse i bordową koszulę w czarne kropki. Włosy związałam w krótką kitkę. Natomiast Lils wybrała czarne rajstopy, ciemnobrązowe botki, jeansową spódniczkę do ud i ciemnozielony sweter. Włosy związała w warkocza.
- Ciekawe co z tatą Jamesa ...
- Jeśli spotkam jego mamę, a jego tam nie będzie to się zapytam - powiedziałam. W tym samym momencie zauważyłam Finna i przypomniało mi się zadanie, które mam do wykonania. 
Razem z rudą dokończyłyśmy śniadanie i ruszyłyśmy w stronę gabinetu pana Albusa. Wychodząc czułyśmy na sobie czyjeś spojrzenia. Chyba się domyślam kogo. 
Dotarłyśmy na miejsce. Dzięki proszkowi fiuu i kominkowi przedostałyśmy się do szpitala. Moja pani doktor przyjmuje na parterze ( Wpadki przedmiotowe ), więc usiadłyśmy na dość niewygodnych krzesełkach i czekałyśmy. 
Pani Mcmillan na moment wyszła z gabinetu i powiedziała, że muszę poczekać pół godziny, dlatego też postanowiłyśmy udać się na V piętro, gdzie Sklep i Herbaciarnia dla odwiedzających szpital. To dość spore pomieszczenie ze ścianami pomalowanymi na żółto, masą drewnianych okrągłych stolików z koronkowymi obrusami. Po prawo do wejścia znajduje się barek, gdzie zamawia się coś do zjedzenia i picia. Oprócz nas i pani sprzedawczyni była tam tylko jedna kobieta siedząca do nas tyłem. Podeszłyśmy do barku. 
- Dzień dobry dziewczęta. Co podać? - zapytała kobieta. Wyglądała na jakieś pięćdziesiąt lat. Miała kręcone i obcięte dość krótko brązowe włosy z pasmami siwizny i ciepłe szare oczy. 
- Ja poproszę tartę melasową i zieloną herbatę.
- Tarta z jogurtem czy bitą śmietaną? Zielona herbata zwykła, z pomarańczą, z pigwą czy wanilią? - uśmiechnęła się do Lily wesoło. 
- Z jogurtem ... a herbata z pomarańczą. 
- Okej, a ty? - spojrzała na mnie. Zamówiłam ciasto waniliowe z sosem migdałowym oraz herbatę czarną z cytryną. Usiadłyśmy przy stoliku. Czekając na nasze zamówienia rozmawiałyśmy o tym co miało miejsce wczoraj w ,,Melindzie''.
W pewnym momencie zerknęłam na tą kobietę siedzącą dwa stoliki dalej i uniosłam brew. 
- To mama Jamesa - szepnęłam do rudowłosej, po czym podniosłam się z krzesełka. Stanęłam po lewej stronie kobiety - Dzień dobry pani Potter ...
- Oh, witaj Maxine - słabo się uśmiechnęła i wskazała mi krzesełko. Usiadłam. Lily do niej pomachała. Kobieta jej odmachała.
- Jak się pani czuje? - zapytałam. 
- Zmęczona ... ale jakoś leci. 
- A co z panem Charlusem? Wybudził się? 
- Tak, ale teraz ma jakieś badania i Uzdrowiciel kazał mi iść na herbatę. A ty co tu robisz? - spytała.
- Mam badania kontrolne ...
- A no tak. Zapomniałam. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze - uśmiechnęła się. W tej samej chwili pani sprzedawczyni przyniosła do naszego stolika nasze zamówienia, więc przeprosiłam panią Potter i wróciłam do Lils. Chwilę później kobieta opuściła ,,kawiarnię''.
Kiedy zjadłyśmy i wypiłyśmy herbatę ponownie zjechałyśmy na parter. Pani Mcmillan otworzyła drzwi. To czterdziestoletnia kobieta z blond włosami sięgającymi ramion i zielonymi oczyma. Przesympatyczna osoba. Skinęła na nas głową i zaprosiła mnie do środka. Lily ścisnęła mi dłoń zanim weszłam i dzięki temu czułam się pewniej. 


* ,,Tower'' Skylar Grey 


Hejka hejka
Już po tygodniu kolejny rozdział
Mam nadzieję, że się wam podoba
Was też 1/2 Huncwotów wnerwia? :D
Pozdrawiam 


wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 16.

Nikt z nas nie spodziewał się takiego widoku, dlatego też byliśmy w takim szoku. Pierwszy otrząsnął się Hagrid i kazał komuś z nas wysłać Patronusa do dyrektora. Tylko Huncwotom udaje się ta sztuka, dlatego też stanęło na Jamesie. Po chwili srebrzysty jeleń pędził w stronę szkoły. 
- Nie zbliżajcie się do lasu - zastrzegł mężczyzna po czym chwycił kuszę i wraz z psem przy nodze ruszył w stronę lasu. Mądrze. Bardzo mądrze. Razem z dziewczynami chwyciłyśmy się za ręce. Emma, Lily, ja, Mary i Geo. Panowie stali po obu naszych stronach jakby chcieli nas ochronić. Urocze. 
Dziesięć minut później dołączył do nas dyrektor, a także Mcgonagall, Slughorn, Sprout i Marshall. Zaczęli nam zadawać pytania, ale zaraz zniknęli w ciemnych czeluściach lasu. Została z nami jedynie nauczycielka Zielarstwa. Dyrektor wezwał również Aurorów którzy zaraz powinni się tu pojawić. I tak też się stało. Kilka minut później na błoniach wylądowało osiem mioteł. Sześciu facetów w tym Moody oraz dwie kobiety minęli nas i nic nie mówiąc pobiegli w stronę miejsca, gdzie był Mroczny Znak. Mary zaczęła trząść się ze strachu, więc mocniej ścisnęłam jej dłoń. Będzie dobrze.
Czekaliśmy na znak od nauczycieli godzinę. Zrobiło się zimno i jeszcze ciemniej. O ile to możliwe. 
Pani Sprout przez dłuższy czas namawiała nas byśmy wrócili do szkoły, ale w końcu zrozumiała iż nic nie wskóra i odpuściła. Teraz siedziała tam gdzie niedawno Hagrid i lekko przysypiała. James z Łapą stali bardzo blisko lasu, ale nie odważyli się wejść do środka. Dziewczyny rozmawiały szeptem z Remusem i Glizdkiem, a ja wpatrywałam się w okna szkoły. W niektórych nadal paliło się światło. Ciekawe czy zauważyli Mroczny Znak który nadal był widoczny na niebie. 
Bałam się tego kto mógł dziś zginąć. Kto to będzie? Chłopak czy dziewczyna? Krukon, Puchon czy może Gryfon? Wątpię by mógł to być Ślizgon. 
Moje rozmyślenia przerwał szelest liści. Wszyscy poderwaliśmy się z miejsc. Z lasu wyszli nauczyciele i dyrektor w towarzystwie Moody'ego. Na nasz widok przerwali rozmowę. 
- I? - jęknęłam cicho w oczekiwaniu. 
- Brak ciała. Moi ludzie jeszcze raz przeszukają las, ale wątpię by coś znaleźli. To po prostu ... żart. Na szczęście - wyjaśnił Auror. 
Wszyscy odetchnęli z ulgą, ale ja tej ulgi nie czułam. Bo mimo wszystko to by znaczyło, że Śmierciożercy pupile Voldemorta byli na terenie szkoły. Tak blisko nas i Hagrida oraz reszty uczniów i nauczycieli. A widząc minę dyrektora tylko się w tym utwierdziłam. Nadeszły czasy strachu. 
                                           ***
Dyrektor i Moody mieli zaczekać na resztę Aurorów i Hagrida natomiast nauczyciele odprowadzili naszą piątkę do naszych Pokojów Wspólnych.
Mimo wszystko ja, Emma i Georgie nie mogłyśmy usnąć pobudzone tym co się wydarzyło. Do 4.00 rano siedziałyśmy na złączonych łóżkach rozmawiając o wszystkim i jedząc słodycze. To jasne, że na śniadanie nie damy rady wstać ale jakoś się tym nie przejmowałyśmy. 

Poranek, a właściwie południe powitało nas dość słabą pogodą. Padało, a do tego było ciemno jakby nadal trwała noc. Aż się nie chciało wychodzić z łóżka. Ale trzeba było, bo muszę iść z Jasperem do Hogsmeade na próbę. Tak. Dołączyłam do ich zespołu. Dość długo mnie namawiali, ale w końcu się zgodziłam. Grać w Quidditcha już prawdopodobnie nie będę więc chociaż moje drugie hobby nie umrze. 
Wiążąc trampki słuchałam Emmy mówiącej o tym co się stało wczoraj. Mnie zastanawiało to czy ta informacja dotrze do Proroka. Oby nie, bo jeśli to się rozniesie to dyrektor może mieć nieprzyjemności. 
Georgie już nie było w pokoju, ponieważ zaraz po pobudce poszła do biblioteki. 
- Idziemy prosto do wioski, czy zahaczamy o kuchnię by coś zjeść? - spytała zakładając kurtkę. 
- Kuchnia. Kiszki mi marsza grają - rzuciłam. Milcząc doszłyśmy do kuchni. Skrzaty powitały nas z wielką radością. Dały nam bułki zapiekane z jajkiem, pomidorem i szynką oraz herbatę, po czym zabrały się za przygotowywanie obiadu. 
Dwadzieścia minut później po zjedzeniu i szczerym podziękowaniu skrzatom szłyśmy już w stronę wioski. Dołączył do nas Jasper, który dopiero od nas dowiedział się o Mrocznym Znaku nad lasem. 
- Cholera. Dobrze, że nic się wam nie stało. Kiedy pomyślę, że byliście tak blisko i ... 
- Dobrze, że nikt nie zginął. 
- No tak. Ale z drugiej strony Śmierciożercy musieli w jakiś sposób dostać się na teren szkoły - rzuciła blondynka szczelniej zapinając kurtkę.
- Nie wiem, jak wy dziewczyny ale ja postawiłbym całe swoje oszczędności na to, że ktoś ze Slytherinu maczał w tym palce. Nawet jeśli sam nie wyczarował Mrocznego Znaku, to mógł pomóc temu komuś się tu dostać - powiedział chłopak, a ja musiałam się z nim zgodzić. Była taka możliwość. I to duża. Stawiałabym na Rosiera ... ale nie można czegoś zakładać nie mając dowodów co nie?
Kiedy doszliśmy na miejsce rozpadało się jeszcze mocniej. Ledwo było widać przez kurtynę lecącego deszczu. Do tego dochodził mocny wiatr walący w nas bez ostrzeżenia. Raz o mało Em nie wywiało w stronę rowu, ale na szczęście Murton zareagował i chwycił ją za nadgarstek. 
- Dzięki - wymamrotała, kiedy byliśmy już bezpieczni we wnętrzu ,,Melindy''.
- Nie ma za co - odparł. Odwiesiliśmy kurtki na wieszak. Bart i Cal siedzieli przy jednym ze stolików i zajadali się ciastem. Podeszliśmy do nich. Miałam obiekcje właśnie ze względu na Argenta. Bałam się, że zrobi sobie nadzieję. A nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Rozmawialiśmy chyba z dwie godziny aż wyrzuciliśmy z siebie to co leżało nam na sercu. Powiedział, że chce być moim przyjacielem co mnie bardzo ucieszyło. Mimo wszystko coś między nami było i nie chciałabym by zerwał się nam kontakt czy coś. 
- Smacznego - rzuciłam targając Bartowi włosy. Przywitaliśmy się z właścicielami i zabraliśmy się za próbę. Emma zakupiła ciasto malinowe i zasiadła przy stoliku by nas obserwować. 
Kiedy panowie kończyli podpinanie sprzętów ja zerknęłam w stronę okna. Nadal padało, a krople deszczu spływały po szybie. Drzewa widoczne zza okna łopotały na wietrze. Mi osobiście taka pogoda nie przeszkadzała. Nienawidzę upałów i najchętniej przeprowadziłabym się na Syberię. Na szczęście w Wielkiej Brytanii rzadko bywa ładna pogoda. 



W końcu rozpoczęliśmy próbę. Musieliśmy prześpiewać wszystkie piosenki, które zagramy na jutrzejszym koncercie a jest ich dziesięć. Trzy covery naszych ulubionych zespołów, a także siedem naszych własnych piosenek. Moje teksty i muzyka stworzona przez chłopaków. 
Trochę się stresuje bo to będzie mój pierwszy występ na scenie od skończenia nauki w podstawówce. Calum chyba zauważył, że lekko się stresuje bo posłał mi pokrzepiające spojrzenie. Lekko się uśmiechnęłam. 
,,Melinda'' jest otwarta od 11.00 do 20.00 jednak na rzecz naszych prób jest zamykana. Według mnie niepotrzebnie, bo ludzie mogliby usiąść i posłuchać, ale mój były kapitan powiedział, że przynajmniej zrobią sobie dwugodzinną przerwę. 
- Pisali w Proroku o czymś ciekawym? - spytałam, kiedy godzinę później mieliśmy krótką przerwę. 
- Jeśli ciekawym nazwiemy to iż Aurorzy dostali ochrzan od pani Minister za to, że nie umieją złapać żadnego Śmierciożercy, to tak - powiedział Cal biorąc łyka wody z cytryną. 
- Albo, że jakaś babka jest największą fanką Aarona Dennisa, Szukającego Nietoperzy ... 
- Czyli nie było nic o nowych atakach czy zaginionych osobach? - Em uniosła brew. 
- Na szczęście nie - westchnął Gawin. Ja, Emma i Jasper na siebie spojrzeliśmy, po czym powiedzieliśmy im o tym co wydarzyło się wczoraj na terenie Hogwartu. Gaya pisnęła i zakryła usta dłonią natomiast panowie zastygli. I się nie dziwię. Jakby mnie tam nie było też bym tak zareagowała. 
- Co się dzieje z tym światem? Strach wyjść na ulicę, co nie? Straszne - rzucił Robert. 
                                          ***
Lily i Mary szły przez ulice Hogsmeade od czasu do czasu wchodząc je jakiegoś sklepu. W końcu po dwóch godzinach dotarły do Trzech Mioteł, gdzie miały zaczekać na Emmę i Max, które były teraz w ,,Melindzie'' na próbie zespołu. 
W pubie był niesamowity ruch. Ludzie chowali się tutaj przed deszczem. Gryfonki zdjęły kurtki i ruszyły w stronę baru za którym stała około trzydziestoletnia kobieta z kręconymi blond włosami zebranymi w kok i dużymi niebieskimi oczyma. Miała na sobie bordową sukienkę i szarą puchatą kamizelkę. Na ich widok uśmiechnęła się. 
- Hej dziewczyny 
- Cześć Rosmerto - powiedziała Mary. 
- Co wam podać? - zapytała. 
- Piwo Kremowe z cynamonem. 
- I lemoniadę malinową - dodała blondynka. Czekając na swoje zamówienia rozglądały się po pomieszczeniu. Nagle spojrzenie rudowłosej zatrzymały się na oknie, a raczej na dwóch osobach które za nim stały. W jednym rozpoznała Rosiera. Jego nie da się z nikim pomylić. Rozmawiał, a raczej kłócił się z wyższym od siebie o kilka centymetrów facetem z blond włosami schowanymi pod czapką. Dziewczyna zmarszczyła oczy. Dziwne. Po chwili ten koleś zniknął, a Rosier wszedł do Trzech Mioteł. Odwróciła wzrok by nie pomyślał, że była świadkiem jego rozmowy. 
Widząc, że blondynka jest zajęta ich zamówieniem stanął kilka metrów dalej opierając się o ścianę. Widząc wzrok Lily uśmiechnął się do niej ironicznie. Prychnęła. 
Chwilę później siedziały już przy stoliku wciśniętym w daleki róg pubu. Rosier usiadł przy barze.
Czekając na pojawienie się dziewczyn rozpoczęły rozmowę o pracy domowej z Transmutacji.

                                      ***
Próba zakończyła się pół godziny po 15.00. Razem z blondynką pożegnałyśmy się ze wszystkimi, po czym wyszłyśmy na zewnątrz. Już nie padało, ale nadal wiał mocny wiatr. Przed pójściem do Trzech Mioteł, gdzie byłyśmy umówione z dwoma Gryfonkami udałyśmy się do piekarni, gdzie kupiłyśmy sobie drożdżowe poduszki z grzybowym nadzieniem. Nie jadłyśmy obiadu. Jedząc ten smakołyk dotarłyśmy pod budynek pubu. 
Weszłyśmy do środka rozglądając się za dziewczynami. Po chwili zauważyłam Mary machającą do nas z odległego miejsca pubu. Nigdzie nie było Lils. Zamówiłam lemoniadę kaktusową dla siebie oraz piwo kremowe dla Em, po czym ruszyłyśmy w stronę blondynki. 
- Gdzie Lils? - spytałam. 
- Poszła do łazienki. Za dużo płynów. Jak próba? Jutro na pewno dacie czadu ...
- Ani razu nas nie słyszałaś - parsknęłam, na co wyszczerzyła zęby. 
- Słyszałam chłopaków, a wierząc Lily bardzo ładnie śpiewasz, więc wiem że dacie czadu. Proste.
- Proste - roześmiałyśmy się. Po chwili dołączyła do nich rudowłosa niosąc w rękach wielki pojemnik z cebulowymi prażynkami. Usiadła. Opowiedziały nam o tajemniczej rozmowie Rosiera. Była podejrzana, ale nie róbmy afery. Mógł to być jego wujek albo .. no dobra. To nie brzmi przekonująco. 
Dwadzieścia pięć minut później po czasie spędzonym w Trzech Miotłach udałyśmy się na mały spacer po wiosce. Tak się zagadałyśmy, że nawet nie zauważyłyśmy kiedy wyrosła przed nami Wrzeszcząca Chata. Przeszedł mnie dreszcz wiedząc co Remus przeżywa tam co miesiąc. Dziewczyny zaczęły rozmawiać o strasznych historiach, które wiążą się z tym miejscem a ja rozmyślałam. One nie miały pojęcia kim jest chłopak. Ani o tym, że pozostali Huncwoci zostali Animagami. Wiele razy próbowałam namówić Lupina na to by się im przyznał, ale za każdym razem zaczyna na mnie krzyczeć. Boi się. Boi się, że go odrzucą. Jako ostatecznego argumentu używam zawsze tego, że jeśli nawet Snape wie to one tym bardziej powinny się dowiedzieć. Pół roku temu Black okazał się największym debilem na ziemi. Ślizgon zaczął się interesować tym, gdzie Remi znika co miesiąc. Mój przyjaciel myśląc, że będzie śmiesznie powiedział mu jak bezpiecznie przedostać się do tunelu pod Bijącą Wierzbą. Ten nie wiedząc jakie niebezpieczeństwo go czeka pewnej pełni postanowił tam sprawdzić. Wszedł do środka i ledwo uszedł z życiem dzięki Jamesowi, który słysząc co wymyślił Black postanowił uratować byłego przyjaciela Lily. Niestety przed opuszczeniem tunelu zobaczył przemienionego Gryfona. Dowiedział się o jego sekrecie. Dyrektor kazał mu przysiąc, że nikomu nie wygada bo inaczej zostanie wydalony z Hogwartu. I jak do tej pory się nie wygadał. Przynajmniej mam taką nadzieję. 
- Podejdziemy bliżej? 
- Co? - przerwałam swoje rozmyślenia. 
- Zawsze chciałam podejść bliżej, ale samemu trochę strach. Idziemy? - Em uniosła brew. Kurde. Pełnia była dwa tygodnie temu, więc teoretycznie nic nie powinno się stać. 
- No okej - powiedziałam. Widziałam, że Mary nie jest do tego przekonana. Źrenice jej się powiększyły. Lils widząc to złapała ją za dłoń. Przeszłyśmy przez podniszczony płot i uważając by nie poślizgnąć się na błocie ruszyłyśmy w stronę Wrzeszczącej Chaty. Czułam, że to zły pomysł ale moja podświadomość wyparła strach bym poczuła lekką ekscytację. Zdrajczyni. 
- To chyba nie był dobry pomysł ...
- Nie pękaj McDonald. Będzie fajnie. 
- Ta - szepnęła. Po dotarciu ma miejsce blondynka zaczęła się przypatrywać budowli, a my tak jakby stałyśmy na czatach. Cisza która była dookoła jeszcze bardziej podsycała nasze głupie myśli. W pewnym momencie nawet wydawało mi się, że słyszałam głosy w środku, ale to tylko wiatr. 
- Ej ... ktoś tam jest ...
- Co? 
- Ktoś jest w środku i ... - rudowłosa nie dała rady dokończyć zdania, bo w tym samym momencie drzwi prowadzące do środka otworzyły się. Z szybko bijącym sercem pociągnęłam je w stronę dość gęstych krzaków, za którymi się ukryłyśmy padając na kolana. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Każda z nas wyglądała jakby miała zaraz dostać zawału. Mary siedziała skulona głęboko oddychając, a Lily i Emma zamknęły aż oczy. Nadal zdenerwowana, ale zaciekawiona odchyliłam po cichu gałęzie krzewu by lepiej widzieć. Przy budowli stała dwójka ludzi. Obie z osób miały na sobie peleryny z kapturami, więc nie widać było twarzy, ale można się było domyślić, że jest to facet i kobieta. 
- Ten szczeniak o mało nas nie wydał. Trzeba coś z nim zrobić ... 
- Czarny Pan sam chce się z nim rozmówić. My mamy nic nie robić. Rozumiesz? - syknęła kobieta.
- Rozumiem ... ale mógł uważać. Ledwo zdążył się schować przed tym durnym pół-olbrzymem.
- To świeżak ... ma prawo popełniać błędy choć Pan na pewno nie zostawi tego bez kary ... i mam nadzieję, że przestanie mordować te zwierzęta. Nie zaimponuje mu odcinaniem głów kotom i sowom. Chodźmy bo zamarzam. Przydałoby się jakieś ogrzewanie w tej ruderze - rzuciła z sarkazmem. Śmiejąc się ruszyli w stronę lasu za budynkiem. Dopiero, kiedy minęło pięć minut miałyśmy odwagę wykonać jakiś ruch. Wypuściłem z siebie powietrze i opadłam tyłkiem na trawę mając gdzieś, to że będę miała mokre spodnie. One też to olały. 
- Super pomysł z tą wycieczką Em. 
- Skąd miałam wiedzieć? - jęknęła. 
- Dałabym sobie rękę uciąć, że już słyszałam ten głos - szepnęłam marszcząc brwi. 
- Jaki głos?
- Tej kobiety ... tylko gdzie ...
- To teraz nie jest ważne Max. Zbierajmy się bo jeszcze tu wrócą - Emma wstała. My również i biegnąc jakby goniło nas piekło dotarłyśmy do szkoły. Ludzie których mijałyśmy trochę dziwnie na nas patrzyli, ale miałyśmy to gdzieś. 
Dochodziłyśmy do gabinetu dyrektora, kiedy nagle chimera odsunęła się ukazując kręte schody. Po chwili zszedł po nich dyrektor oraz zapłakana około pięćdziesięcioletnia kobieta z kręconymi ciemnobrązowymi włosami w których widać było już oznaki siwizny sięgającymi ramion oraz orzechowymi oczyma. Ubrana była w materiałowe kremowe spodnie, szpilki i sweter w paski. Siwowłosy trzymał rękę na jej ramieniu. Zmarszczyłam brwi. 
- Pani Potter? - zdziwiłam się. 
- O ... dziewczynki - Dumbledore niepewnie się uśmiechnął. Kobieta wytarła łzy. 
- Hej Maxine ...
- Coś się stało? - zaniepokoiłam się. Dyrektor wyręczył kobietę w powiedzeniu nam tej wiadomości i kazał znaleźć Jamesa. Emma i Lils zostały z jego mamą i dyrektorem, a ja i Mar pognałyśmy w stronę stadionu Quidditcha, gdzie Gryfoni mieli sprawdziany do drużyny. Brakowało im Obrońcy po odejściu Miltona ze szkoły. 
Już z daleka widziałyśmy bruneta stojącego na murawie i obserwującego potencjalnych zawodników w akcji. Bolało mnie serce na myśl o tym co się zaraz stanie. Zatrzymałyśmy się metr od niego oddychając ciężko po szaleńczym biegu. Na nasz widok uniósł do góry swą brew. 
- Ej coś się stało? Wyglądacie jakbyście zobaczyły ducha dziewczęta - zaśmiał się, ale jego uśmiech zniknął kiedy zobaczył nasze miny - Dziewczyny?
- Jim ... twoja mama ... jest ... w szkole i ... kurde .... i ... ten ... - wysapałam łapiąc się za bok. 
- Mama jest w szkole? Po co? Coś przeskrobałem?
- Twojego tatę zaatakowali Śmierciożercy. 
- Jest w św. Mungu ... źle z nim - dodałam. Chłopak najpierw zastygł, a potem zaczął się trząść. Nie czekając na nic ruszył biegiem w stronę szkoły. Opadłam na ławkę koło szatni i ukryłam twarz w dłoniach. Boże błagam. Niech pan Potter żyje. Błagam. Mary położyła głowę na moim ramieniu.


Hej
I mamy kolejny rozdział. W nim dzieje się dość sporo więc mam nadzieję, że jesteście zadowoleni.
Pozdrawiam i zapraszam na mojego drugiego bloga : pannazeslytherinu.blogspot.com 



środa, 6 lipca 2016

Rozdział 15.

Na prawdę uwielbiam Jamesa. Są momenty że to serio inteligentny facet. Można z nim porozmawiać otwarcie o wielu sprawach. Jednak przez większość czasu zachowuje się jak kretyn. Nie myśli nad tym co mówi. To, że niby mi nie wierzy wcale mnie nie zabolało. Oni również mają parę tajemnic o których nie chcą mi powiedzieć, a ja nie naciskam. Najbardziej zabolało mnie to co powiedział Lily która w tym momencie leżała na moim łóżku na brzuchu i wyrzucała z siebie kolejne piękne przymiotniki opisujące bruneta.  
- Nawet nie wiem czemu obchodzi mnie to co powiedział ... może dlatego, że ma rację? - szepnęła wtulając się w moją poduszkę. 
- Daj spokój Lils. Różnie między nami bywało ale jesteś dla mnie jak siostra. Nie masz przede mną tajemnic. Mówisz mi o wszystkim a oni? Cały czas coś przed nami ukrywają. I to mają być przyjaciele? Uwielbiam cię idiotko i jeśli będziesz się za cokolwiek obwiniać to ci dokopię - rzuciłam. Zaśmiałyśmy się radośnie. 
Blue która do tej pory zajmowała miejsce na parapecie przeciągnęła się, miauknęła po czym zeskoczyła na podłogę i wdrapała się na łóżko ocierając się o moje kolana. Pieszczoch domagał się pieszczot. Moja ręka wylądowała za jej uchem. Zamruczała zadowolona. 
- Prawdziwy z niej kot - zauważyła rudowłosa głaszcząc ją za drugim uchem. 
- To co zbieramy się? Za minutę zaczyna się lekcja. 
- Super. Marshall będzie wniebowziety. Chodźmy.
- Chodźmy - wstałam. Rozmawiając o pierdołach dotarłyśmy pod odpowiednia klasę. Zapukałam do drzwi. Usłyszałyśmy głos nauczyciela pozwalający nam wejść więc weszłyśmy. Cała klasa na nas spojrzała. W tym James który szybko odwrócił wzrok i udawał zainteresowanie marynarką Blacka. 
- Dzień dobry ...
- O, czyli panie postanowiły się jednak pojawić. A już bałem się, że was nie zobaczę - rzucił z wesołym uśmiechem. My też się uśmiechnęłyśmy i zajęłyśmy ostatnią ławkę pod ścianą. Jak najdalej od tamtej dwójki. Em siedząca za nimi zrobiła niecenzuralny gest w ich stronę ale na szczęście tego nie zauważyli. Zagryzłam wargę by się nie zaśmiać. 
- To o czym ja mówiłem zanim drogie panie mi nie przeszkodziły? Ah tak. Zaklęcia Niewybaczalne. Od pana dyrektora wiem, że jeszcze się o nich nie uczyliście, prawda? - spytał podciągając do góry rękawy bordowej koszuli. Pokiwaliśmy głowami. Nauczyciele jakby bali się rozpoczynać ten temat. No i od Ruby wiem, że podobno Ministerstwo nie chciało byśmy się o tym uczyli - Jestem pewny, że każdy zna wszystkie trzy. Imperius, Cruciatus i Avada Kedavra. Użycie jakiegokolwiek  z nich karane jest pobytem w Azkabanie ... - całą lekcję opowiadał nam o historiach z nimi związanymi. Wychodząc z klasy miałam gęsią skórkę. 
Teraz jeszcze czekały nas Eliksiry z Puchonami i na dzisiaj koniec. Na szczęście. Chce spać. 
Pan Slughorn wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego ale starał się poprowadzić lekcje jak zwykle. Czasami jedynie zerkał na drzwi jakby na coś czekał. Ciekawe. Dziś robiliśmy Wywar Rdzenny w trójkach - byłam z Finnem i jego kolegą Tony'm, też Puchonem. W czasie czekania na kolejny ruch graliśmy w wisielca. Każdy z nas był w połowie mugolem dlatego bez problemu zgadywaliśmy filmy i piosenkarzy. Wyszło nam całkiem okej bo dostaliśmy Powyżej Oczekiwań. Wyszłam z klasy rozmawiając z Johnsonem i Emmą. Georgie dzisiejszego dnia zwolniła się z Eliksirów z powodu bolącego brzucha. 
Byliśmy koło biblioteki kiedy ze środka wyszedł Remus. Mamrocząc pod nosem szukał czegoś w torbie. Włosy miał w nieładzie, a krawat wepchnął do kieszeni szaty. Uniosłam do góry brew. 
- Randka w bibliotece? Jak romantycznie ...
- Oh, hej - lekko się uśmiechnął i poprawił włosy. 
- Gdzie masz pozostałą część grupy? - spytałam zaciskając dłoń tej należącej do blondynki. 
- Pete u Mcgonagall a pozostała dwójka? Nie mam pojęcia. Nie rozmawiam z nimi. 
- Uuu, czemu? - zainteresował się Puchon. 
- Po to dwaj kretyni nie myślący o tym co mówią. Zwłaszcza Potter. Czasami zastanawiam się czemu nadal się z nimi przyjaźnię ...
- Ja też się nad tym zastanawiam - mrugnęłam do niego. Roześmialiśmy się wesoło. Odprowadziliśmy z Finnem i Emmą Gryfona do jego wieży po czym on odprowadził mnie i blondynkę do naszej.  
- Max? - spytał kiedy miałam już wchodzić do środka a Emmy już nie było na polu widzenia. 
- Tak? - spojrzałam na niego. Chrząknął. 
- Bo mam do ciebie sprawę i ... 
- Nie będę się śmiała jeśli o to ci chodzi. Mów. 
- No ... bo ... tak jakby ... podoba mi się ktoś i nie wiem jak do tej osoby zagadać ... no i pomyślałem, że mogłabyś mi pomóc - na jego policzkach wykwitły lekkie rumieńce co wyglądało uroczo.
- No jasne, a co to za dziewczyna? - uśmiechnęłam się a on wymamrotał coś pod nosem. Jeszcze mocniej się zawstydził. Przygryzając wargę zaczął targać sobie włosy - Finn? 
- Lily - szepnął a ja szeroko otworzyłam oczy. 
- Lily?
- Tak ... ale proszę, nie mów jej! 
- Nie no okej, spokojnie. Nic jej nie powiem ale pomogę ci. Będziecie świetną parą - mrugnęłam do niego i weszłam do Pokoju Wspólnego w głowie układając plan zeswatania tej dwójki.
Na jednym z foteli zauważyłam Masona. Postanowiłam się do niego dosiąść bo dawno się gadaliśmy ale był zajęty pisaniem eseju na Transmutację dlatego też potargałam mu włosy i weszłam do dormitorium. 
Emma w samych majtkach i staniku stała przed szafą i szukała czegoś na przebranie a Geo leżała na łóżku przykryta kocem w kwiaty. Chciały wiedzieć czego chciał Finn ale postanowiłam na razie nic im nie mówić. Dlatego też powiedziałam, że pytał się o coś na temat zajęć. Chyba uwierzyły. 
                                             ***
Z dwóch stron docierały do mnie rozmowy i śmiechy. Na moim talerzu leżały tosty z kremem orzechowym a w kielichu miałam herbatę z cytryną. Jakoś nie miałam ochoty na kawę.
Lily i Mary zajmowały miejsca przy naszym stole bo ,,nie chcemy zarazić się głupotą od tych dwóch pacanów''. Cytat rudowłosej. Natomiast Remi i Pete zajmowali miejsce przy swoim ale z parę metrów dalej od dwójki brunetów. 
Evans patrzyła się w nieokreślony punkt gryząc marchewkę pokrojoną w paski. 


Pozostała trójka dyskutowała na temat tego jaka praca jest lepsza. W Ministerstwie czy w Banku Gringotta. Ciekawe. Ziewnęłam i napiłam się herbaty. Po śniadaniu mnie, Mary i Lils czekały dwie godziny prób, a Geo i Em miały Starożytne Runy a potem Wróżbiarstwo. Mimo wszystko wolałam szyć kiecki i sklejać drzewa z kartonów. 
Kilkanaście minut później szłyśmy w stronę wyjścia. Rozdzieliłyśmy się na drugim piętrze. 
Pod klasą od Mugoloznastwa stała już spora część grupa. W tym Remus oraz Jasper którzy stali razem i gadali. A to miła niespodzianka. Dobrze wiedzieć, że chociaż on nic nie ma do Ślizgona. 
- Witam królową - blondyn ukłonił się przed Lils. 
- Siema stary - rzuciła. Wybuchnęliśmy śmiechem. Przyszła nauczycielka, zajęliśmy miejsca i rozpoczęła się próba. Najpierw scena spotkania po latach Mario i Ruby. Camille miała na sobie strój przejściowy czyli zielone rurki i zieloną koszulę. Nad tym prawdziwym strojem jeszcze pracujemy. Natomiast Mario czyli Nicholas Duncan ( Puchon ) miał na sobie czarne materiałowe spodnie i zdobioną szarą koszulę. 
- No proszę proszę. Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy - rzuciła Ruby siedząc na kamieniu i przewracając w dłoniach jabłko. Mario stał kilka metrów od niej z założonymi rękoma na piersi. 
- No cóż. A ja nie sądziłem, że przyjaźniłem się z przyszłą kryminalistką ... 
- Proszę cię. Nie jestem kryminalistką. 
- Nie? A kto okrada ludzi? - pyta.
- Pożyczam od bogatych i rozdaje biednym. Taka jest moja dewiza Wasza Wysokość - ukłoniła się. Mrugnęła do niego i zniknęła ze sceny. W tym czasie Mario miał usiąść tam gdzie jeszcze przed chwilą siedziała dziewczyna po czym oparł głowę na dłoni, a kurtyna zasłoniła scenę. 
Przez te dwie godziny przećwiczyli trzy sceny po pięć razy, a my dokończyliśmy dekoracje dla dwóch scen i sukienkę dla Królowej Richelle. 
Wyszliśmy z sali by udać się na naszą pierwszą lekcję tego dnia. No w końcu próba to nie lekcja. Razem z Lils i Remusem udaliśmy się na błonia gdzie miały się odbyć zajęcia z ONMS. Emma i Geo stały koło chatki Hagrida i o czymś rozmawiały. Podeszliśmy do nich. Kiedy Pete nas zauważył przerwał rozmowę z Hagridem i ruszył w naszą stronę. Pozostała część Huncwotów nie zwracała na nas szczególnej uwagi, ale widziałam że czasami zerkają w naszą stronę. I bardzo dobrze. Gdyby Jim nie zachowywał się jak palant to byłoby inaczej. 
Chwilę później pojawiła się Verdon ubrana w czarną koronkową sukienkę sięgającą kolan i mającą rękaw 3/4 oraz skórzane brązowe botki. Dziś mieliśmy się zająć się Trzminorekami. Hagrid poinformował ją, że rój tych owadów ma swoje legowisko w jednym z najstarszych drzew w naszym Zakazanym Lesie, dlatego też postanowiła wziąć je na tapetę. Że tak się wyrażę. To szare włochate owady latające które wytwarzają syrop do wytworzenia Melancholii. Substancja ta jest używana jako antidotum na histerię spowodowaną spożyciem liści raptuśnika. Zdarza się, że Trzminorek zagnieżdża się w ulach, ze zgubnym dla miodu skutkiem. Gnieździ się w ciemnych, zacisznych miejscach, takich jak dziuple drzew i jaskinie. Żywi się głównie pokrzywami. Występuje w północnej Europie, ale czasami spotykane są w Ameryce. Stanęliśmy wokół grubego drzewa, którego kora była pokryta mchem. Korona liści miała z pięć metrów szerokości i z trzy długości, więc wow. Kobieta podeszła do dość sporej dziupli której brzegi pokryte były czymś w rodzaju karmelowego żelu. To ten ich sławny syrop, którym zalepiają dziuplę by nikt się do nich nie przedostał. Po ilości owego syropu można było wnioskować, że od niedawna tutaj mieszkają. 
- Nie są niebezpieczne dla ludzi jednak kiedy ktoś chce im zrobić krzywdę bronią się. Spróbuje złapać parę byście mogli się im przyjrzeć - powiedziała i z torby wyciągnęła słoik z podziurawioną przykrywką by owady się nie podusiły. Prócz słoika wyjęła pęk pokrzywy. Przystawiła ją do dziupli. Po chwili ze środka wyleciało parę grubiutkich i szarych stworzonek. Kobieta schwyciła dwa do słoika po czym dała go stojącej najbliżej osobie. Każdy mógł się im przyjrzeć, po czym je wypuściła. Zadała nam pracę domową którą był esej na temat tych o to stworzeń po czym puściła nas na następną lekcję. My miałyśmy teraz Zielarstwo z Puchonami natomiast Gryfoni szli na Eliksiry. Nasi lekcyjni znajomi już czekali przed szklarnią numer 6. Pomachałam do Finna, na co się uśmiechnął. Od wczoraj starałam się wymyślić sposób na to by rudowłosa umówiła się z blondynem. Wiem, że dziewczyna go lubi i nie ma nic przeciwko niemu jednak pójście z nim na randkę to coś innego. Po prostu z nią pogadam. Pani Sprout wpuściła nas do środka z radością na twarzy. Stanęliśmy po dwóch stronach stołu. Pustego stołu. 
- Dzisiaj trochę inna lekcja niż zazwyczaj. Roślina którą się dziś zajmiemy zajmie jedynie w pewnym regionie Afryki i bardzo trudno ją znaleźć. Jednak mam liście więc jest dobrze. Tą rośliną jest Raptuśnik inaczej nazywany Drzewem Hyena. Krukoni przed chwilą mieli zajęcia o Trzminorkach, więc dobrze się składa ponieważ owe owady produkują syrop, z którego robi się antidotum na skutki spożycia liści Raptuśnika zwane Melancholią. Załóżcie rękawice - powiedziała i klasnęła w ręce. Na stole pojawiły się skórzane rękawiczki. Każdy założył parę. Liście owego drzewa miały piętnaście centymetrów długości i sześć szerokości. Miały kolor jak oliwki a na ich powierzchni widać było meszek. Uczyliśmy się o ich budowie i zastosowaniu, po czym z pracą domową mogliśmy iść na obiad. Weekend moi drodzy. 
Nie byłam jakoś specjalnie głodna dlatego też nalałam sobie jedynie zupy marchewkowej. 
- Ej dopiero teraz to do mnie dotarło ... nie dostałam rano Proroka - rzuciła Georgie. 
- Ja też nie - Lils zmarszczyła brwi. 
- Nikt go nie dostał - wtrącił blondwłosy chłopak siedzący niedaleko nas. Spojrzałyśmy na niego. Miał kolczyk w lewym uchu. 
- Jak to? 
- Żadna sowa dziś nie przyniosła Proroka Codziennego. Nawet dla nauczyciela ... co jest dziwne, ale jednak - wyjaśnił. 
- Jasne, dzięki - uśmiechnęłam się. Skinął głową i wrócił do rozmowy ze swoimi kolegami. Spojrzałam na dziewczyny. To było dziwne i niepokojące. 
Po obiedzie napisałam krótki list do Jasona mając nadzieję, że będzie wiedział coś więcej na ten temat. Hagrid robił dziś ognisko i nas zaprosił. Pani Mcgonagall nie była zadowolona, że po zmroku dziewiątka uczniów będzie po za murami szkoły jednak pozwoliła nam posiedzieć parę godzin jeśli Gajowy nas odprowadzi. Na początku nie byłam przekonana ze względu na Jamesa i Syriusza. Jednak zadecydowałam, że trzeba mieć jaja. Zapowiadał się fajny wieczór, więc trzeba było schować dumę do kieszeni. Lily denerwowała się jeszcze bardziej niż ja, ale obiecałam że będzie fajnie, a w razie czego obronię ją przed szponami Pottera. O 19.00 razem z dziewczynami szłyśmy po błoniach w stronę domu mężczyzny. Już z daleka widać było płonące ognisko. I Remusa z Peterem którzy pomagali Hagridowi rozkładać pnie drzewa mające służyć za ławki. Poprawiłam czapkę smerfetkę na swojej głowie i wzięłam Lils pod ramię. Pozostała trójka szła za nami. 
- O, dziewczynki! - krzyknął Gajowy. 
- Dobry wieczór Hagridzie. 
- A reszta ekipy, gdzie? - spytała Georgie. 
- Poszli do lasu po drewno do ogniska - wyjaśnił Remus kładąc na pniach koce w różne wzory. Po jego głosie wnioskowałam, że chyba się pogodzili. Razem z Lily i Emmą usiadłyśmy na jednym z trzech pni, Remus i Mary na przeciwko nas, a Pete i Geo obok. Hagrid siedział na dość sporym pieńku. Gadaliśmy właśnie o Quidditchu kiedy z lasu wynurzyła się 1/2 Huncwotów ze stosem drewna lewitującym w powietrzu. Spojrzałam na Blacka. Miał na sobie wąskie czarne spodnie, koszulę w kratę i czarną czapkę na głowie. Natomiast Jim zdecydował się na szare dresy i granatową bluzę wkładaną przez głowę. Obaj mieli trampki. Okularnik spojrzał na mnie i rudowłosą i lekko się spiął. Syriusz klepnął go w ramię i usiadł obok Mary. Tamten chrząknął i zajął miejsce między Peterem, a rudowłosą. Przez chwilę panowała cisza. Każdy bał się odezwać. Westchnęłam, po czym wstałam i wyciągnęłam dłoń w stronę orzechowookiego. Złapał ją patrząc mi w oczy. Odeszliśmy kawałek. Znów cisza. 
- James ... cholera ... nie umiem się na ciebie gniewać ... było mi smutno, kiedy wybudziłam się ze śpiączki i dowiedziałam się, że ani razu ty ani Syriusz mnie nie odwiedziliście, ale ...
- To nie tak, że nie chcieliśmy. Za każdym razem kiedy Lily i Emma czy nawet Remus jechali do ciebie chcieliśmy jechać z nimi ... po prostu nie mieliśmy odwagi - szepnął przejeżdżając sobie dłonią po twarzy. Westchnęłam i go przytuliłam. Zastygł, ale po chwili objął mnie ramionami. 
- Mimo, że mamy przed sobą wiele tajemnic to traktuję waszą czwórkę jak kolejnych braci. Jesteście dla mnie ważni, ale często mam ochotę dać wam w ryj. Tobie i Syriuszowi. 
- Wiem. I się nie dziwię ...
- Nie jestem na ciebie zła. Nic takiego mi nie powiedziałeś ... jednak najbardziej zdenerwowało mnie to co wydarzyło się między tobą a Lily ... wiesz jak ważna jest dla mnie i ...
- Wiem. I przepraszam. Bardzo. 
- To ją masz przeprosić Rogacz. Bo jak nie to się dopiero zdenerwuje. A wtedy nie będzie miło. Mogę ci obiecać - powiedziałam i potargałam mu włosy. Wróciliśmy do ogniska. Chłopak kucnął przed Lily. 
- Przepraszam Lily za to co powiedziałem. Czasami na serio zachowuje się jak niedorozwinięty umysłowo ... wybaczysz mi? - spytał lekko się uśmiechając. Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w jego twarz po czym westchnęła. 
- Niech będzie. Przyjmuje przeprosiny ... 
- Super, to co? Kumple? - spytał wystawiając dłoń w jej stronę. Spojrzała na mnie. Kiwnęłam głową. Uścisnęła ją swoją mniejszą.  
- Kumple - odparła. Chłopak zajął swoje miejsce i rozpoczął się ogniskowy wieczór. Iskry wylatujące z ogniska genialnie wyglądały na tle czarnego nieba. 


Peter zaproponował byśmy zaśpiewali jakąś fajną piosenkę. Stanęło na ,,Ogniska już dogasa blask''*.

Ogniska już dogasa blask,
braterski splećmy krąg,
w wieczornej ciszy, w świetle gwiazd
ostatni uścisk rąk.
Kto raz przyjaźni poznał moc,
nie będzie trwonić słów.
Przy innym ogniu, w inną noc
do zobaczenia znów.
Nie zgaśnie tej przyjaźni żar,
co połączyła nas.
Nie pozwolimy by ją starł
nieubłagany czas.
Kto raz przyjaźni poznał moc,
nie będzie trwonić słów.
Przy innym ogniu, w inną noc
do zobaczenia znów. 2x

Po zaśpiewaniu ich dwa razy zaczęliśmy jeść kiełbaski z kijków oraz ciastka z herbatników i pianek. Pycha. Opowiadaliśmy również śmieszne historie z naszych ciekawych przeżyć. Mary opowiadała właśnie o swoich wakacjach w Grecji dwa lata temu, kiedy ku niebu zleciała do nas sowa. Usiadła na pieńku obok Emmy. Trzymała w dziobie list. Em wzięła go. 
- Dla ciebie - rzuciła dając go mi. Pewnie od Jaya. Podekscytowana otworzyłam go i zaczęłam czytać. 

Hej, siostra.
Nic o tym nie wiedziałem, ale podpytałem się znajomych w ,,pracy,, i już co nie co wiem. Okazało się, że redaktor naczelna Proroka opisała w nim bardzo dokładnie wszystkie zaginięcia i morderstwa w przeciągu ostatniego roku. A Bagnold lekko się tym zdenerwowała i wstrzymała wydanie prasy. Od Moody'ego wiem, że pani Redaktor już nie jest panią Redaktor. Jutro Prorok już normalnie dostanie się w ręce czytelników.
PS. dlaczego zrezygnowałaś z propozycji pana dyrektora? To bardzo niegrzeczne ... kocham cię 


Wywróciłam oczyma i powiedziałam wszystkim o tym co napisał Jason. No pomijając informację o Zakonie. Pan dyrektor nie byłby zadowolony. 
- Odważna ta cała Spring - gwizdnął Hagrid. 
- I to jak - zgodziłam się. 
                                           ***
Dwie godziny później nadal siedzieliśmy u Hagrida. Zabrakło kiełbasy i składników na ciastka ogniskowe, dlatego też zajadaliśmy się potrawką z indyka którą przyniósł nam jeden ze skrzatów. 
We pewnym momencie zachciało mi się siku po wypicu trzech butelek oranżady, więc wstałam by pójść w ustronne miejsce i załatwić potrzebę. 
Lily chciała iść ze mną w razie czego, ale zaprzeczyłam. Co mi się może stać? 
Kiedy zrobiłam to co zrobiłam szłam już w stronę wyjścia z lasu kiedy moją uwagę przykuło dziwne światło w oddali. Nie miałam zbytniej uwagi by iść tam sama, dlatego też wyszłam z lasu i ruszyłam w stronę ogniska. Wszyscy stali i szeroko otwartymi oczyma wpatrywali się w coś za moimi plecami. Odwróciłam się i zrobiłam to samo. O cholera. Cholera. Nad linią drzew widniał Mroczny Znak. 


* jest to polska piosenka ale co tam ;)


Hejka hejka
I po dwóch tygodniach mamy następny rozdział. Działo się chyba trochę więcej niż w ostatnim więc mam nadzieję, że mnie nie zbijecie hehe.
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia
No i zapraszam na drugi blog ;)