środa, 6 lipca 2016

Rozdział 15.

Na prawdę uwielbiam Jamesa. Są momenty że to serio inteligentny facet. Można z nim porozmawiać otwarcie o wielu sprawach. Jednak przez większość czasu zachowuje się jak kretyn. Nie myśli nad tym co mówi. To, że niby mi nie wierzy wcale mnie nie zabolało. Oni również mają parę tajemnic o których nie chcą mi powiedzieć, a ja nie naciskam. Najbardziej zabolało mnie to co powiedział Lily która w tym momencie leżała na moim łóżku na brzuchu i wyrzucała z siebie kolejne piękne przymiotniki opisujące bruneta.  
- Nawet nie wiem czemu obchodzi mnie to co powiedział ... może dlatego, że ma rację? - szepnęła wtulając się w moją poduszkę. 
- Daj spokój Lils. Różnie między nami bywało ale jesteś dla mnie jak siostra. Nie masz przede mną tajemnic. Mówisz mi o wszystkim a oni? Cały czas coś przed nami ukrywają. I to mają być przyjaciele? Uwielbiam cię idiotko i jeśli będziesz się za cokolwiek obwiniać to ci dokopię - rzuciłam. Zaśmiałyśmy się radośnie. 
Blue która do tej pory zajmowała miejsce na parapecie przeciągnęła się, miauknęła po czym zeskoczyła na podłogę i wdrapała się na łóżko ocierając się o moje kolana. Pieszczoch domagał się pieszczot. Moja ręka wylądowała za jej uchem. Zamruczała zadowolona. 
- Prawdziwy z niej kot - zauważyła rudowłosa głaszcząc ją za drugim uchem. 
- To co zbieramy się? Za minutę zaczyna się lekcja. 
- Super. Marshall będzie wniebowziety. Chodźmy.
- Chodźmy - wstałam. Rozmawiając o pierdołach dotarłyśmy pod odpowiednia klasę. Zapukałam do drzwi. Usłyszałyśmy głos nauczyciela pozwalający nam wejść więc weszłyśmy. Cała klasa na nas spojrzała. W tym James który szybko odwrócił wzrok i udawał zainteresowanie marynarką Blacka. 
- Dzień dobry ...
- O, czyli panie postanowiły się jednak pojawić. A już bałem się, że was nie zobaczę - rzucił z wesołym uśmiechem. My też się uśmiechnęłyśmy i zajęłyśmy ostatnią ławkę pod ścianą. Jak najdalej od tamtej dwójki. Em siedząca za nimi zrobiła niecenzuralny gest w ich stronę ale na szczęście tego nie zauważyli. Zagryzłam wargę by się nie zaśmiać. 
- To o czym ja mówiłem zanim drogie panie mi nie przeszkodziły? Ah tak. Zaklęcia Niewybaczalne. Od pana dyrektora wiem, że jeszcze się o nich nie uczyliście, prawda? - spytał podciągając do góry rękawy bordowej koszuli. Pokiwaliśmy głowami. Nauczyciele jakby bali się rozpoczynać ten temat. No i od Ruby wiem, że podobno Ministerstwo nie chciało byśmy się o tym uczyli - Jestem pewny, że każdy zna wszystkie trzy. Imperius, Cruciatus i Avada Kedavra. Użycie jakiegokolwiek  z nich karane jest pobytem w Azkabanie ... - całą lekcję opowiadał nam o historiach z nimi związanymi. Wychodząc z klasy miałam gęsią skórkę. 
Teraz jeszcze czekały nas Eliksiry z Puchonami i na dzisiaj koniec. Na szczęście. Chce spać. 
Pan Slughorn wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego ale starał się poprowadzić lekcje jak zwykle. Czasami jedynie zerkał na drzwi jakby na coś czekał. Ciekawe. Dziś robiliśmy Wywar Rdzenny w trójkach - byłam z Finnem i jego kolegą Tony'm, też Puchonem. W czasie czekania na kolejny ruch graliśmy w wisielca. Każdy z nas był w połowie mugolem dlatego bez problemu zgadywaliśmy filmy i piosenkarzy. Wyszło nam całkiem okej bo dostaliśmy Powyżej Oczekiwań. Wyszłam z klasy rozmawiając z Johnsonem i Emmą. Georgie dzisiejszego dnia zwolniła się z Eliksirów z powodu bolącego brzucha. 
Byliśmy koło biblioteki kiedy ze środka wyszedł Remus. Mamrocząc pod nosem szukał czegoś w torbie. Włosy miał w nieładzie, a krawat wepchnął do kieszeni szaty. Uniosłam do góry brew. 
- Randka w bibliotece? Jak romantycznie ...
- Oh, hej - lekko się uśmiechnął i poprawił włosy. 
- Gdzie masz pozostałą część grupy? - spytałam zaciskając dłoń tej należącej do blondynki. 
- Pete u Mcgonagall a pozostała dwójka? Nie mam pojęcia. Nie rozmawiam z nimi. 
- Uuu, czemu? - zainteresował się Puchon. 
- Po to dwaj kretyni nie myślący o tym co mówią. Zwłaszcza Potter. Czasami zastanawiam się czemu nadal się z nimi przyjaźnię ...
- Ja też się nad tym zastanawiam - mrugnęłam do niego. Roześmialiśmy się wesoło. Odprowadziliśmy z Finnem i Emmą Gryfona do jego wieży po czym on odprowadził mnie i blondynkę do naszej.  
- Max? - spytał kiedy miałam już wchodzić do środka a Emmy już nie było na polu widzenia. 
- Tak? - spojrzałam na niego. Chrząknął. 
- Bo mam do ciebie sprawę i ... 
- Nie będę się śmiała jeśli o to ci chodzi. Mów. 
- No ... bo ... tak jakby ... podoba mi się ktoś i nie wiem jak do tej osoby zagadać ... no i pomyślałem, że mogłabyś mi pomóc - na jego policzkach wykwitły lekkie rumieńce co wyglądało uroczo.
- No jasne, a co to za dziewczyna? - uśmiechnęłam się a on wymamrotał coś pod nosem. Jeszcze mocniej się zawstydził. Przygryzając wargę zaczął targać sobie włosy - Finn? 
- Lily - szepnął a ja szeroko otworzyłam oczy. 
- Lily?
- Tak ... ale proszę, nie mów jej! 
- Nie no okej, spokojnie. Nic jej nie powiem ale pomogę ci. Będziecie świetną parą - mrugnęłam do niego i weszłam do Pokoju Wspólnego w głowie układając plan zeswatania tej dwójki.
Na jednym z foteli zauważyłam Masona. Postanowiłam się do niego dosiąść bo dawno się gadaliśmy ale był zajęty pisaniem eseju na Transmutację dlatego też potargałam mu włosy i weszłam do dormitorium. 
Emma w samych majtkach i staniku stała przed szafą i szukała czegoś na przebranie a Geo leżała na łóżku przykryta kocem w kwiaty. Chciały wiedzieć czego chciał Finn ale postanowiłam na razie nic im nie mówić. Dlatego też powiedziałam, że pytał się o coś na temat zajęć. Chyba uwierzyły. 
                                             ***
Z dwóch stron docierały do mnie rozmowy i śmiechy. Na moim talerzu leżały tosty z kremem orzechowym a w kielichu miałam herbatę z cytryną. Jakoś nie miałam ochoty na kawę.
Lily i Mary zajmowały miejsca przy naszym stole bo ,,nie chcemy zarazić się głupotą od tych dwóch pacanów''. Cytat rudowłosej. Natomiast Remi i Pete zajmowali miejsce przy swoim ale z parę metrów dalej od dwójki brunetów. 
Evans patrzyła się w nieokreślony punkt gryząc marchewkę pokrojoną w paski. 


Pozostała trójka dyskutowała na temat tego jaka praca jest lepsza. W Ministerstwie czy w Banku Gringotta. Ciekawe. Ziewnęłam i napiłam się herbaty. Po śniadaniu mnie, Mary i Lils czekały dwie godziny prób, a Geo i Em miały Starożytne Runy a potem Wróżbiarstwo. Mimo wszystko wolałam szyć kiecki i sklejać drzewa z kartonów. 
Kilkanaście minut później szłyśmy w stronę wyjścia. Rozdzieliłyśmy się na drugim piętrze. 
Pod klasą od Mugoloznastwa stała już spora część grupa. W tym Remus oraz Jasper którzy stali razem i gadali. A to miła niespodzianka. Dobrze wiedzieć, że chociaż on nic nie ma do Ślizgona. 
- Witam królową - blondyn ukłonił się przed Lils. 
- Siema stary - rzuciła. Wybuchnęliśmy śmiechem. Przyszła nauczycielka, zajęliśmy miejsca i rozpoczęła się próba. Najpierw scena spotkania po latach Mario i Ruby. Camille miała na sobie strój przejściowy czyli zielone rurki i zieloną koszulę. Nad tym prawdziwym strojem jeszcze pracujemy. Natomiast Mario czyli Nicholas Duncan ( Puchon ) miał na sobie czarne materiałowe spodnie i zdobioną szarą koszulę. 
- No proszę proszę. Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy - rzuciła Ruby siedząc na kamieniu i przewracając w dłoniach jabłko. Mario stał kilka metrów od niej z założonymi rękoma na piersi. 
- No cóż. A ja nie sądziłem, że przyjaźniłem się z przyszłą kryminalistką ... 
- Proszę cię. Nie jestem kryminalistką. 
- Nie? A kto okrada ludzi? - pyta.
- Pożyczam od bogatych i rozdaje biednym. Taka jest moja dewiza Wasza Wysokość - ukłoniła się. Mrugnęła do niego i zniknęła ze sceny. W tym czasie Mario miał usiąść tam gdzie jeszcze przed chwilą siedziała dziewczyna po czym oparł głowę na dłoni, a kurtyna zasłoniła scenę. 
Przez te dwie godziny przećwiczyli trzy sceny po pięć razy, a my dokończyliśmy dekoracje dla dwóch scen i sukienkę dla Królowej Richelle. 
Wyszliśmy z sali by udać się na naszą pierwszą lekcję tego dnia. No w końcu próba to nie lekcja. Razem z Lils i Remusem udaliśmy się na błonia gdzie miały się odbyć zajęcia z ONMS. Emma i Geo stały koło chatki Hagrida i o czymś rozmawiały. Podeszliśmy do nich. Kiedy Pete nas zauważył przerwał rozmowę z Hagridem i ruszył w naszą stronę. Pozostała część Huncwotów nie zwracała na nas szczególnej uwagi, ale widziałam że czasami zerkają w naszą stronę. I bardzo dobrze. Gdyby Jim nie zachowywał się jak palant to byłoby inaczej. 
Chwilę później pojawiła się Verdon ubrana w czarną koronkową sukienkę sięgającą kolan i mającą rękaw 3/4 oraz skórzane brązowe botki. Dziś mieliśmy się zająć się Trzminorekami. Hagrid poinformował ją, że rój tych owadów ma swoje legowisko w jednym z najstarszych drzew w naszym Zakazanym Lesie, dlatego też postanowiła wziąć je na tapetę. Że tak się wyrażę. To szare włochate owady latające które wytwarzają syrop do wytworzenia Melancholii. Substancja ta jest używana jako antidotum na histerię spowodowaną spożyciem liści raptuśnika. Zdarza się, że Trzminorek zagnieżdża się w ulach, ze zgubnym dla miodu skutkiem. Gnieździ się w ciemnych, zacisznych miejscach, takich jak dziuple drzew i jaskinie. Żywi się głównie pokrzywami. Występuje w północnej Europie, ale czasami spotykane są w Ameryce. Stanęliśmy wokół grubego drzewa, którego kora była pokryta mchem. Korona liści miała z pięć metrów szerokości i z trzy długości, więc wow. Kobieta podeszła do dość sporej dziupli której brzegi pokryte były czymś w rodzaju karmelowego żelu. To ten ich sławny syrop, którym zalepiają dziuplę by nikt się do nich nie przedostał. Po ilości owego syropu można było wnioskować, że od niedawna tutaj mieszkają. 
- Nie są niebezpieczne dla ludzi jednak kiedy ktoś chce im zrobić krzywdę bronią się. Spróbuje złapać parę byście mogli się im przyjrzeć - powiedziała i z torby wyciągnęła słoik z podziurawioną przykrywką by owady się nie podusiły. Prócz słoika wyjęła pęk pokrzywy. Przystawiła ją do dziupli. Po chwili ze środka wyleciało parę grubiutkich i szarych stworzonek. Kobieta schwyciła dwa do słoika po czym dała go stojącej najbliżej osobie. Każdy mógł się im przyjrzeć, po czym je wypuściła. Zadała nam pracę domową którą był esej na temat tych o to stworzeń po czym puściła nas na następną lekcję. My miałyśmy teraz Zielarstwo z Puchonami natomiast Gryfoni szli na Eliksiry. Nasi lekcyjni znajomi już czekali przed szklarnią numer 6. Pomachałam do Finna, na co się uśmiechnął. Od wczoraj starałam się wymyślić sposób na to by rudowłosa umówiła się z blondynem. Wiem, że dziewczyna go lubi i nie ma nic przeciwko niemu jednak pójście z nim na randkę to coś innego. Po prostu z nią pogadam. Pani Sprout wpuściła nas do środka z radością na twarzy. Stanęliśmy po dwóch stronach stołu. Pustego stołu. 
- Dzisiaj trochę inna lekcja niż zazwyczaj. Roślina którą się dziś zajmiemy zajmie jedynie w pewnym regionie Afryki i bardzo trudno ją znaleźć. Jednak mam liście więc jest dobrze. Tą rośliną jest Raptuśnik inaczej nazywany Drzewem Hyena. Krukoni przed chwilą mieli zajęcia o Trzminorkach, więc dobrze się składa ponieważ owe owady produkują syrop, z którego robi się antidotum na skutki spożycia liści Raptuśnika zwane Melancholią. Załóżcie rękawice - powiedziała i klasnęła w ręce. Na stole pojawiły się skórzane rękawiczki. Każdy założył parę. Liście owego drzewa miały piętnaście centymetrów długości i sześć szerokości. Miały kolor jak oliwki a na ich powierzchni widać było meszek. Uczyliśmy się o ich budowie i zastosowaniu, po czym z pracą domową mogliśmy iść na obiad. Weekend moi drodzy. 
Nie byłam jakoś specjalnie głodna dlatego też nalałam sobie jedynie zupy marchewkowej. 
- Ej dopiero teraz to do mnie dotarło ... nie dostałam rano Proroka - rzuciła Georgie. 
- Ja też nie - Lils zmarszczyła brwi. 
- Nikt go nie dostał - wtrącił blondwłosy chłopak siedzący niedaleko nas. Spojrzałyśmy na niego. Miał kolczyk w lewym uchu. 
- Jak to? 
- Żadna sowa dziś nie przyniosła Proroka Codziennego. Nawet dla nauczyciela ... co jest dziwne, ale jednak - wyjaśnił. 
- Jasne, dzięki - uśmiechnęłam się. Skinął głową i wrócił do rozmowy ze swoimi kolegami. Spojrzałam na dziewczyny. To było dziwne i niepokojące. 
Po obiedzie napisałam krótki list do Jasona mając nadzieję, że będzie wiedział coś więcej na ten temat. Hagrid robił dziś ognisko i nas zaprosił. Pani Mcgonagall nie była zadowolona, że po zmroku dziewiątka uczniów będzie po za murami szkoły jednak pozwoliła nam posiedzieć parę godzin jeśli Gajowy nas odprowadzi. Na początku nie byłam przekonana ze względu na Jamesa i Syriusza. Jednak zadecydowałam, że trzeba mieć jaja. Zapowiadał się fajny wieczór, więc trzeba było schować dumę do kieszeni. Lily denerwowała się jeszcze bardziej niż ja, ale obiecałam że będzie fajnie, a w razie czego obronię ją przed szponami Pottera. O 19.00 razem z dziewczynami szłyśmy po błoniach w stronę domu mężczyzny. Już z daleka widać było płonące ognisko. I Remusa z Peterem którzy pomagali Hagridowi rozkładać pnie drzewa mające służyć za ławki. Poprawiłam czapkę smerfetkę na swojej głowie i wzięłam Lils pod ramię. Pozostała trójka szła za nami. 
- O, dziewczynki! - krzyknął Gajowy. 
- Dobry wieczór Hagridzie. 
- A reszta ekipy, gdzie? - spytała Georgie. 
- Poszli do lasu po drewno do ogniska - wyjaśnił Remus kładąc na pniach koce w różne wzory. Po jego głosie wnioskowałam, że chyba się pogodzili. Razem z Lily i Emmą usiadłyśmy na jednym z trzech pni, Remus i Mary na przeciwko nas, a Pete i Geo obok. Hagrid siedział na dość sporym pieńku. Gadaliśmy właśnie o Quidditchu kiedy z lasu wynurzyła się 1/2 Huncwotów ze stosem drewna lewitującym w powietrzu. Spojrzałam na Blacka. Miał na sobie wąskie czarne spodnie, koszulę w kratę i czarną czapkę na głowie. Natomiast Jim zdecydował się na szare dresy i granatową bluzę wkładaną przez głowę. Obaj mieli trampki. Okularnik spojrzał na mnie i rudowłosą i lekko się spiął. Syriusz klepnął go w ramię i usiadł obok Mary. Tamten chrząknął i zajął miejsce między Peterem, a rudowłosą. Przez chwilę panowała cisza. Każdy bał się odezwać. Westchnęłam, po czym wstałam i wyciągnęłam dłoń w stronę orzechowookiego. Złapał ją patrząc mi w oczy. Odeszliśmy kawałek. Znów cisza. 
- James ... cholera ... nie umiem się na ciebie gniewać ... było mi smutno, kiedy wybudziłam się ze śpiączki i dowiedziałam się, że ani razu ty ani Syriusz mnie nie odwiedziliście, ale ...
- To nie tak, że nie chcieliśmy. Za każdym razem kiedy Lily i Emma czy nawet Remus jechali do ciebie chcieliśmy jechać z nimi ... po prostu nie mieliśmy odwagi - szepnął przejeżdżając sobie dłonią po twarzy. Westchnęłam i go przytuliłam. Zastygł, ale po chwili objął mnie ramionami. 
- Mimo, że mamy przed sobą wiele tajemnic to traktuję waszą czwórkę jak kolejnych braci. Jesteście dla mnie ważni, ale często mam ochotę dać wam w ryj. Tobie i Syriuszowi. 
- Wiem. I się nie dziwię ...
- Nie jestem na ciebie zła. Nic takiego mi nie powiedziałeś ... jednak najbardziej zdenerwowało mnie to co wydarzyło się między tobą a Lily ... wiesz jak ważna jest dla mnie i ...
- Wiem. I przepraszam. Bardzo. 
- To ją masz przeprosić Rogacz. Bo jak nie to się dopiero zdenerwuje. A wtedy nie będzie miło. Mogę ci obiecać - powiedziałam i potargałam mu włosy. Wróciliśmy do ogniska. Chłopak kucnął przed Lily. 
- Przepraszam Lily za to co powiedziałem. Czasami na serio zachowuje się jak niedorozwinięty umysłowo ... wybaczysz mi? - spytał lekko się uśmiechając. Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w jego twarz po czym westchnęła. 
- Niech będzie. Przyjmuje przeprosiny ... 
- Super, to co? Kumple? - spytał wystawiając dłoń w jej stronę. Spojrzała na mnie. Kiwnęłam głową. Uścisnęła ją swoją mniejszą.  
- Kumple - odparła. Chłopak zajął swoje miejsce i rozpoczął się ogniskowy wieczór. Iskry wylatujące z ogniska genialnie wyglądały na tle czarnego nieba. 


Peter zaproponował byśmy zaśpiewali jakąś fajną piosenkę. Stanęło na ,,Ogniska już dogasa blask''*.

Ogniska już dogasa blask,
braterski splećmy krąg,
w wieczornej ciszy, w świetle gwiazd
ostatni uścisk rąk.
Kto raz przyjaźni poznał moc,
nie będzie trwonić słów.
Przy innym ogniu, w inną noc
do zobaczenia znów.
Nie zgaśnie tej przyjaźni żar,
co połączyła nas.
Nie pozwolimy by ją starł
nieubłagany czas.
Kto raz przyjaźni poznał moc,
nie będzie trwonić słów.
Przy innym ogniu, w inną noc
do zobaczenia znów. 2x

Po zaśpiewaniu ich dwa razy zaczęliśmy jeść kiełbaski z kijków oraz ciastka z herbatników i pianek. Pycha. Opowiadaliśmy również śmieszne historie z naszych ciekawych przeżyć. Mary opowiadała właśnie o swoich wakacjach w Grecji dwa lata temu, kiedy ku niebu zleciała do nas sowa. Usiadła na pieńku obok Emmy. Trzymała w dziobie list. Em wzięła go. 
- Dla ciebie - rzuciła dając go mi. Pewnie od Jaya. Podekscytowana otworzyłam go i zaczęłam czytać. 

Hej, siostra.
Nic o tym nie wiedziałem, ale podpytałem się znajomych w ,,pracy,, i już co nie co wiem. Okazało się, że redaktor naczelna Proroka opisała w nim bardzo dokładnie wszystkie zaginięcia i morderstwa w przeciągu ostatniego roku. A Bagnold lekko się tym zdenerwowała i wstrzymała wydanie prasy. Od Moody'ego wiem, że pani Redaktor już nie jest panią Redaktor. Jutro Prorok już normalnie dostanie się w ręce czytelników.
PS. dlaczego zrezygnowałaś z propozycji pana dyrektora? To bardzo niegrzeczne ... kocham cię 


Wywróciłam oczyma i powiedziałam wszystkim o tym co napisał Jason. No pomijając informację o Zakonie. Pan dyrektor nie byłby zadowolony. 
- Odważna ta cała Spring - gwizdnął Hagrid. 
- I to jak - zgodziłam się. 
                                           ***
Dwie godziny później nadal siedzieliśmy u Hagrida. Zabrakło kiełbasy i składników na ciastka ogniskowe, dlatego też zajadaliśmy się potrawką z indyka którą przyniósł nam jeden ze skrzatów. 
We pewnym momencie zachciało mi się siku po wypicu trzech butelek oranżady, więc wstałam by pójść w ustronne miejsce i załatwić potrzebę. 
Lily chciała iść ze mną w razie czego, ale zaprzeczyłam. Co mi się może stać? 
Kiedy zrobiłam to co zrobiłam szłam już w stronę wyjścia z lasu kiedy moją uwagę przykuło dziwne światło w oddali. Nie miałam zbytniej uwagi by iść tam sama, dlatego też wyszłam z lasu i ruszyłam w stronę ogniska. Wszyscy stali i szeroko otwartymi oczyma wpatrywali się w coś za moimi plecami. Odwróciłam się i zrobiłam to samo. O cholera. Cholera. Nad linią drzew widniał Mroczny Znak. 


* jest to polska piosenka ale co tam ;)


Hejka hejka
I po dwóch tygodniach mamy następny rozdział. Działo się chyba trochę więcej niż w ostatnim więc mam nadzieję, że mnie nie zbijecie hehe.
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia
No i zapraszam na drugi blog ;) 




1 komentarz:

  1. Hej, rybka!
    Oj, widzę, że w tym rozdziale trochę poszalałaś z interpunkcją :p No i w piwrwszym zdaniu w oczy rzuca się "na prawdę". Pomijając jednak kwestie techniczne, trudno nie zgodzić się z Maxie - trzeba uwielbiać Jamesa! Mimo jego durnowatości i idiotycznych zachować, zdarzają mu się chwile triumfu.
    Nie tym razem jednak - dobrze, że Max potrafiła z taką prostotą wszystko wyjaśnić.
    Szkoda, że lekcja Obrony była tak krótka! Tyle inspiracji można było z niej wynieść, w końcu omawiane były Zaklęcia Niewybaczalne i Maxie miała gęsią skórkę, ale niewiele dowiedzieliśmy się o jej przemyśleniach na ten temat, a szkoda.
    Ciekawe, czemu Slughorn był taki zdenerwowany? Na pewno warto się temu przyjrzeć.
    Cooooooooo, Lily i Finn? No sory-resory, ale jedyny układ, jaki uznaję to Jily. Ja wiem, że jakieś urozmaicenie jest mile widziane, ale nie jestem w stanie obiektywnie myśleć w takiej sytuacji :p Zwłaszcza, że w pierwszej chwili pomyślałam, że to Remus chce randkować z Lily i już totalnie się przeraziłam... Tak czy inaczej wsparcie Maxie jest nie na miejscu! Lily jest tylko dla Jamesa i koniec.
    Fajnie, że próby nabierają tempa. Niby są jeszcze jakieś strojowe zamienniki, ale widać, że wszystko powoli przyspiesza.
    Bardzo podoba mi się pomysł dotyczący Trzminorków, bardzo ciekawy i inspirujący.
    Cieszę się, że James i Maxie doszli do porozumienia. To na pewno ważne dla dalszej fabuły, więc niech Potter weźmie się wreszcie do konkretnej roboty!
    Piosenka bardzo pasowała, więc no problemo :)
    Tylko skąd ten Mroczny Znak na terenie Hogwartu?! Tak było miło i beztrosko! Co to ma znaczyć i co ma wspólnego z naszymi bohaterami? Kolejna zagadka :D
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń