wtorek, 22 listopada 2016

Rozdział 25 cz 1.

Widownia zaczęła się zapełniać uczniami. Syriusz z Jamesem przecisnęli się przez tłum rozchichotanych trzecioklasistek by zająć miejsca jak najbliżej się dało. Po chwili zobaczyli Georgie i Petra siedzących w czwartym rzędzie śmiejących się z czegoś. Ruszyli w ich stronę. 
- Hejka można się dosiąść? - Potter potargał sobie włosy z wesołym uśmiechem. Ruda kiwnęła głową. Usiedli między Glizdogonem, a wolnym miejscem. 
- Jestem ciekawa, jak się czuje Lilcia. Przed samym wejściem była blada jak ściana - zachichotała Krukonka. Panowie wyszczerzyli zęby. 
- Tutaj jesteście! - koło nich stanęła Emma mająca w rękach opakowanie żelków. Usiadła na wolnym siedzeniu obok Łapy i podsunęła mu pod nos opakowanie. Wziął jeden z misiów i zaczął żuć. Po paru minut obok nich przeszedł dyrektor wraz z Mcgonagall i panią Sprout. Rozmawiając zajęli miejsce w specjalnym pierwszym rzędzie, gdzie siedział już Slughorn. Po chwili dołączyła do nich Verdon jak zwykle w czerni. 
- Zaczyna się - szepnęła pięć minut później Em widząc, że na scenę wchodzi pani Efron poprawiając sobie kapelusz. Po chwili jej wzmocniony głos rozniósł się po pomieszczeniu. 
- Witam wszystkich uczniów i nauczycieli. Bardzo się cieszę, że w końcu możemy podzielić się owocami naszej ciężkiej pracy. Mam nadzieję, że będziecie się świetnie bawić. No dobrze. Do usłyszenia po spektaklu - ukłoniła się i żegnana oklaskami zniknęła na zapleczu. 
                                           ***
Królowa Richelle przechadzała się po swojej komnacie od czasu do czasu wzdychając. Miała właśnie usiąść na krześle, gdy usłyszała pukanie. 
- Proszę - odparła. 
- Witaj ma pani - do środka wszedł Szeryf. Ukłonił się i podszedł do kobiety.  
- Witaj Szeryfie. Bardzo się cieszę, że tak szybko się zjawiłeś bo widzisz to sprawa niecierpiąca zwłoki. 
- Wszystko dla mej Królowej - odparł. 
- Na pewno słyszałeś o tym iż na zachodzie zaczęły się zamieszki religijne. Obiecałam tamtemu Królowi, że mu pomogę. Dlatego podczas mojej nieobecności władać królestwem będzie Janna. A ty jej pomożesz - wyjaśniła podchodząc do okna. 
- Oczywiście. Ale Wasza Wysokość jest pewna, że Janna da sobie radę? Jest mało odpowiedzialna i ma małe pojęcie o ... - przerwał widząc wzrok kobiety - Przepraszam. 
- Wiem, że moja młodsza siostra nie ma doświadczenia w byciu władczynią, ale dlatego chce byś jej pomógł. Wiem, że da sobie radę - odparła klepiąc go po ramieniu. Skinął głową i wyszedł, a Królowa usiadła na swoim łóżku. 
                                           *** 
DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Księżna Janna siedziała w powozie, który jechał w stronę zamku. Siedziała pośród poduszek i zajadała się mini przekąskami. Obok niej siedział jej najlepszy przyjaciel Leroy. Wokół nich leżały sakwy z monetami będące podatkami od biedaków. 
- Uwielbiam być Księżną - wyszczerzyła łobuzersko zęby i wyciągnęła się wygodnie.  
- Słyszałaś, że Ruby Hood wróciła do kraju? - spytał zakładając po męsku nogę na nogę. Od razu się spięła zaciskając dłoń na widelcu. 
- To tylko plotki - szepnęła. 
- To ty tak uważasz. Ale z drugiej strony, to przecież najlepsza przyjaciółka Mario ... - wtrącił biorąc łyka wody. Zacisnęła wargi w wąską linię. W tej samej chwili powóz się zatrzymał. 
- Co jest? Już dojechaliśmy? - zdziwił się. 
- Niemożliwe - mruknęła brunetka. Drzwi powozu otworzyły się, a do środka wszedł ktoś z eskorty. 
- Wasza Wysokość? Dwie wróżbitki pytają się czy mogą państwu powróżyć. Za darmo - wyjaśnił. 
- Wróżby? To zabobony - prychnął chłopak jednak Janna wyglądała na zaintrygowaną. 
- Poproś je - odparła. Mężczyzna kiwnął głową, a po chwili w karecie pojawiły się dwie dziewczyny ubrane w kolorowe spódnice i koszule. Jedna miała sięgające obojczyków proste fioletowe włosy, a druga obcięte na chłopaka w kolorze szarym. Do tego masa kolczyków i bransoletek. 
- Witamy Waszą Wysokość! I pani przyjaciela również! To dla nas wielki zaszczyt. Jestem Melania, a to Gruzzelle - powiedziała ta wyższa z fioletowymi włosami. Obie ukłoniły się. Leroy patrzył na nie podejrzanym wzrokiem. 
- Wiem. No dalej. Nie mamy czasu - Księżna machnęła dłonią. Wróżbitki usiadły na przeciwko nich, a na stoliku ułożyły szklaną kulę. Ta wyższa złapała swoją prawą ręką lewą dłoń tej drugiej i przymknęły oczy. 
- Jest Księżna bardzo zabiegana ...
- Nie może pani liczyć na pomoc innych ...
- Czuła się pani niedoceniana ... 
- Rodzice woleli Richelle. To ją zawsze traktowali jak tą lepszą i ważniejszą ... - dodała szarowłosa. Janna zmrużyła oczy. 
- To wiem. Co dalej? - warknęła. 
- Przepraszam Jann, ale idę się przejść. To wszystko to tylko głupie zabobony - Leroy prychnął i wyszedł z powozu. Kobiety spojrzały na siebie zdziwione.
- Nie przejmujcie się nim. Dalej - rzuciła. 
- No dobrze Wasza Wysokość. Zamknij oczy i skoncentruj się na swoim najmilszym wspomnieniu. Myśl tylko o nim - odparła fioletowowłosa. Księżna po chwili wahania zrobiła to. Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie łobuzersko. Niższa powoli i najciszej jak potrafiła wychyliła się do tyłu i chwyciła dwie sakwy z monetami. Wsadziła je do kieszeni swojej obszernej spódnicy. Melania chrząknęła. 
- No dobrze ... widzę je ... widzę ... hm ... jest niejasne ... bardzo nie jasne ... - mruknęła, a Gruzelle po cichu wyszła z powozu biorąc jeszcze dwie sakwy - Hm ... czyżby Wasza Wysokość ... dała się orżnąć? - spytała chichotając.
- Słucham? - kobieta otworzyła oczy, ale zobaczyła tylko jak Melania znika na zewnątrz z czterema sakwami - Złodziejki! Łapać je! - krzyknęła. Pojawił się Leroy. Wywrócił oczyma i westchnął. 
- A nie mówiłem, że to zabobony? - prychnął za co oberwał poduszką w głowę. 
                                           ***
Dziewczyny śmiejąc się wpadły między drzewa i oparły dłonie na kolanach. 
- Widziałaś jej minę? - wymamrotała Melania. 
- Szok - parsknęła Gruzelle.
- Dobra. Ściągamy to - dziewczyny pozbyły się peruk i kolorowych ciuchów pod którymi miały te swoje. Przed państwem Ruby Hood i Mała Jocey. 
- Nadal nie rozumiem. Jesteśmy dobre czy jednak złe? W końcu jednak kradniemy - uniosła brew niższa wiążąc swoje włosy w kitkę. Ruby siedziała na kamieniu i przeglądała zawartość sakw. 
- My nie kradniemy Jocey. Tylko pożyczamy od tych którzy aż tyle nie potrzebują - wzruszyła ramionami. Zaśmiały się wesoło. 
- Powiedz mi jedno. Masz zamiar ... no wiesz. Iść zobaczyć się z Mario? - spytała po chwili blondynka. Księżniczka Złodziei od razu się spięła. 
- Po pierwsze, gdy tylko postawię nogę przed zamkiem to Szeryf i jego gogusie od razu mnie dorwą. A po drugie minęło tyle czasu. Pewnie nawet o mnie nie pamięta - wzruszyła ramionami i wstała - Chodź bo dziewczyny się niecierpliwią - uśmiechnęła się. Rozmawiając poszły dalej.
                                          ***
Tytus siedział w swojej chacie i mył podłogę, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę - krzyknął. 
- Witaj mój drogi! - do środka wszedł Braciszek Tuck uśmiechając się serdecznie. Dłonie miał złożone jak do modlitwy. 
- Dzień dobry. O co chodzi? 
- Mam coś dla ciebie. Od Ruby - zakonnik podał biedakowi jedną z sakw pełną monet. Tytusowi oczy się zaświeciły. Przytulił woreczek do piersi. 
- Tej dziewczynie należy się medal - westchnął. 
- Oj i to bardzo. Mam nadzieję, że Królowa Richelle szybko wróci z tej krucjaty bo jeszcze trochę i będzie po nas. Dobrze, że mamy przynajmniej naszą Księżniczkę Złodziei. No dobrze. Ja zmykam. Schowaj to mój drogi - Braciszek poklepał mężczyznę po ramieniu i wyszedł z chaty. Po paru minutach, gdy siedział na stołku i obierał ziemniaki, a sakwa schowana była pod obluzowaną deską w podłodze usłyszał ponowne pukanie do drzwi. Wyprostował się jak struna. Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo do środka wszedł Szeryf mający na ustach łobuzerski uśmiech. 
- Dzień dobry Tytusie - mrugnął do niego. 
- Dzień dobry Szeryfie. O co chodzi? Już oddałem swój podatek. Królowa osobiście się u mnie pojawiła - powiedział odkładając nóż. 
- Ale stało się tak iż ... wasze podatki dostały nóg i zniknęły - chrząknął, a Tytus wyszczerzył zęby.
- Znikły czy Ruby Hood im pomogła?
- Oh zamknij się i dawaj pieniądze! - warknął przybierając złowieszczy wyraz twarzy. Biedak przełknął ślinę i lekko się cofnął. 
- Nie mam już żadnych pieniędzy. Oddałem ostatnim razem wszystko - wyjaśnił. Szeryf rozejrzał się po pomieszczeniu i zaczął chodzić zaglądając w każdy kąt. Po chwili jednak zatrzymał się, a na jego twarz wkradł się ironiczny uśmiech. 
- Czyżby? - kucnął i spod deski wyciągnął sakwę. Tytus zacisnął rękę na swojej tunice. 
- Królowa pozdrawia - blondyn zaśmiał się złowieszczo i gwiżdżąc pod nosem wyszedł na zewnątrz. Biedak opadł na kolana. 
                                          




Hej :)
Notka krótka ale dlatego iż postanowiłam podzielić przedstawienie na części. Kolejna część pojawi się szybciej niż ta. Obiecuję. Pozdrawiam :) 

I mam nadzieję, że taka forma wam pasuje. 


piątek, 11 listopada 2016

Rozdział 24.

Sobota powitała Hogwart dość brzydką pogodą. Deszcz zacinał w okna sprawiając, że widoczność była zerowa. Nikt o zdrowych zmysłach nie wyszedł by w taką pogodę na dwór.
Niestety Hagrid miał taką pracę i nawet deszcz oraz zimny wiatr nie mogły mu przeszkodzić. 
Dopił herbatę z pokrzywy, po czym założył ciepłe futro z norek i z kuszą w dłoniach wyszedł ze swojej chaty. Spojrzał na ciemne niebo i przekroczył linię Zakazanego Lasu. Musiał znaleźć łoże jednorożców ponieważ profesorowi Slughornowi była potrzebna ich sierść, którą gubiły w połowie listopada.
Idąc za śladami kopyt dotarł do dość sporego jeziorka, po tafli którego pływały liście oraz dzikie kaczki. Miał przejść obok nie zwracając na to uwagi, gdy jego spojrzenie wyłapało coś leżącego na małej wysepce pośrodku jeziora. Przybliżył się rozglądając na boki żeby w razie czego móc się obronić. Gdy stanął przy samym brzegu wytrzeszczył szeroko oczy i przeklął potwornie. Brodząc w lodowatej wodzie sięgającej mu jedynie lekko przed kolana dotarł do wysepki, na której leżała dziewczyna. Jej jasne włosy były całkowicie mokre, pobrudzone ziemią i liśćmi. Blada już i tak skóra wydawała się być przezroczysta. Sine usta i cienie pod powiekami. Ciało dziewczyny okrywała mokra i granatowa sukienka na długi rękaw, a na stopach miała zwykłe baleriny. Mężczyzna od razu połączył ze sobą wszystkie fakty i zorientował się, że to ta cała Camille którą wszyscy szukają. Zarzucił kuszę na ramię i z dziewczyną na rękach ruszył w stronę szkoły modląc się by nie było za późno. 

Dochodziła dopiero 6.30, ale pani Shey już dawno była na nogach by doglądać swoich pacjentów. Hagrid pchnął drzwi swych biodrem i wszedł do środka rozglądając się w poszukiwaniu kobiety. 
- Kto do jasnej ciasnej mi tu ... - pielęgniarka wyszła z kantorka wytrzeszczając oczy. 
- Znalazłem Camille - wymamrotał i ułożył ją na jednym z wolnych łóżek. Ruby ustawiła wokół jej łóżka parawany i zabrała się do pracy, a Gajowemu kazała biec poinformować dyrektora. Mężczyzna wycofał się i chwilę później był już pod drzwiami gabinetu należącego do Dumbledore'a. Siwowłosy siedział przy swoim biurku i pisał list. 
- Panie Psorze! - Hagrid wszedł do środka nawet nie pukając. Dyrektor uniósł głowę. 
- Co się stało mój drogi? - poprawił swoje okulary. 
- Camille się znalazła - szepnął. 
                                           ***
Ziewając wiązałam sznurówki butów. Już i tak byłyśmy spóźnione na śniadanie, ale nie chciałyśmy tam biec tylko powoli i dokładnie się przyszykować. W końcu jak nie zdążymy to możemy wpaść do kuchni. Skrzaty na pewno dadzą nam po kanapce. A przypominam, że jest sobota a śniadanie zaczyna się o 10.00. Nieźle pospałyśmy, co nie?
- Ciekawe jak Lily się czuje siedem godzin przed przedstawieniem - Em wyszczerzyła zęby i włożyła na stanik szarą bluzkę w paski. 
- Jak znam życie pół nocy nie spała powtarzając tekst. Ma najmniej do mówienia, a najbardziej się boi. Typowa Lily - parsknęłam wstając. Blue przeciągnęła się i spała dalej. Georgie wyszła już pięć minut temu, bo musiała podobno zrobić coś ważnego. Nie wnikam. 
Rozmawiając o dzisiejszym przedstawieniu ruszyłyśmy w stronę Wielkiej Sali. Byłyśmy już blisko, gdy zobaczyłyśmy machającą do nas panią Efron. Wyglądała na poruszoną i zdenerwowaną. 
- Dziewczęta! - podleciała do nas.
- Co się stało pani profesor? - uniosłam brew. 
- Camille ... Hagrid znalazł ją nieprzytomną w Zakazanym Lesie ... - wymamrotała opierając dłonie na kolanach i wyrównując oddech. Spojrzałyśmy na siebie z Emmą.
- Co? - szepnęła 


- Co z nią? - spytałam. 
- Nie wiadomo. Nadal nie odzyskała świadomości. 
- A co z przedstawieniem? Skoro ona nadal jest nieprzytomna? Przekładamy? - uniosłam brew. 
- Nie ma mowy. Drugi raz? ... i za każdym razem z powodu pobytu aktora w Skrzydle Szpitalnym?
- Ale nie mamy zastępcy ...
- Mamy - uśmiechnęła się, a ja zmarszczyłam brwi by potem zrobić przerażoną minę. 
- O nie ... nie ....
- Daj spokój Max. Znasz kwestie Camille na pamięć. Dobrze o tym wiesz - rzuciła, a blondynka spojrzała na mnie nic nie rozumiejąc. No tak. Pora na wyjaśnienia. Podczas tych wszystkich prób zawsze siedziałam blisko sceny i tak jakoś wyszło, że kwestie Ruby oraz paru innych osób zaczepiły się w mojej głowie. Oczywiście nieświadomie. Super. 
- Super ... no dobra - jęknęłam ze zrezygnowaniem, na co kobieta pisnęła i klaszcząc w dłonie cmoknęła mnie w policzek. 
- Wspaniale. Będzie dobrze - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę, z której przed chwilą wraz z Hunter przyszłyśmy - A, jeszcze jedno - chrząknęła zatrzymując się - Nasz wspaniały Mario też się zmieni - dodała. Zmarszczyłam czoło. 
- Czemu? - spytałam zdezorientowana. 
- Seanowi zmarła babcia i wczoraj pojechał do Dublina. Wróci we wtorek i nie może wystąpić. Dyrektor i pan Slughorn musieli dać szlaban jednemu ze Ślizgonów i tak jakoś wyszło, że ... że zostanie Mario - chrząknęła po raz kolejny. Co? Mam się całować ze Ślizgonem? Boże ... jeśli to Rosier to się zabije. Przysięgam. 
- A ... co to za Ślizgon? - serce waliło mi jak oszalałe. Modliłam się o to by to nie był Rosier. 
- Black. Regulus Black - westchnęła, a ja otworzyłam szeroko usta. Czułam jak grunt znika mi spod nóg. Regulus?!?!? To chyba wolałabym ... Nie, Rosier gorszy. Rosier gorszy. Rosier gorszy. 
- Ale on jest z klasy niżej - wtrąciła Emma, na co nauczycielka wzruszyła ramionami - A jakim cudem on się nauczy tekstu? Przedstawienie za sześć godzin ... - mruknęła. No właśnie. 
- Podobno mają mu dać jakiś Eliksir poprawiający pamięć czy coś. Nie dopytywałam się szczegółów. No dobrze. Pamiętaj Max. Koncentracja. Widzimy się o 16.00 pod Wielką Salą - powiedziała i zniknęła za rogiem. Ja nadal stałam zamurowana. Hunter poklepała mnie po ramieniu. 
- Nie martw się Max. To tylko pocałunek ... 
- Mario i Ruby całują się dwa razy - warknęłam zdenerwowana. Chrząknęła. Nie rozmawiając już na ten temat dotarłyśmy na Wielką Salę. Zdążyłam przynajmniej zjeść miseczkę owsianki nim wszystko zniknęło. Starałam się nie myśleć o przedstawieniu by się nie dołować, ale słabo mi wychodziło. Wszyscy o tym gadali. Wszyscy. Raz o mało nie wybuchłam na jakąś jedenastolatkę z rudymi kucykami bo zaczęła zastanawiać się jak będą wyglądały miłosne sceny Mario i Ruby jeśli takie będą. Nie interesuj się dziecko! Masz dopiero jedenaście lat! Chciałam krzyknąć. 
- Co ty taka nerwowa? - James wyszczerzył zęby i objął mnie ramieniem. Warknęłam gardłowo. 
- To te dni - szepnął Syriusz uśmiechając się. 
- Nie mam okresu idioci. Po prostu ...
- Spóźnia się jej ... ała! - dodał Potter za co dostał łokciem w żebra od Mary. 
- A waszej dwójce spóźnia się dojrzewanie. 
- Ha ha - Black prychnął i założył po męsku nogę na nogę. Nasza czwórka siedziała w Pokoju Wspólnym Gryfonów i czekaliśmy na resztę przebywającą obecnie w bibliotece. Zaraz był obiad ale jakoś nikt z nas nie był głodny. Ja ze stresu, Lily ze stresu, Remus ze stresu, a reszta po prostu. 
- Camille w szpitalu, to ciekawe kto ją zastąpi. 
- Ja - mruknęłam cicho, a orzechowooki zakrztusił się sokiem dyniowym który pił. Syriusz wytrzeszczył oczy. 
- Co? Przecież ... robiłaś tylko dekoracje. 
- Ale jej kwestie wryły mi się w mózg przez siedzenie blisko sceny ... dlatego - podrapałam się po uchu. Nastała cisza przerywana jedynie rozmowami innych. Siedziałam z nogami na stoliku obracając w palcach mój tajemniczy pierścionek. Nie wiem o co chodzi, ale ostatnio gdy zdjęłam go na noc i wyszłam z dormitorium to i tak musiałam po niego wrócić, bo czułam się jakbym nie miała palca. Bardzo dziwne uczucie. I kilka dni temu, gdy położyłam go na stoliku i obudziłam się w nocy siku to jego oczy świeciły na zielono. Tak się przestraszyłam, że przykryłam go czapką i odkryłam dopiero rano. 
- Powinnaś iść z tym dziwnym czymś do dyrektora zanim coś się stanie - szepnęła do mnie Mary, kiedy panowie kłócili się o to który jest przystojniejszy. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo przybyła reszta naszej grupki. Lilka wyglądała strasznie blada natomiast Remus nie pokazywał swojego strachu. 
- Czuję się jakbym miała zwymiotować wszystko co jadłam w ciągu ostatnich paru dni - wymamrotała klepiąc się dłońmi w policzki. 
- Znam ten ból - mruknęłam. Jednak mnie nie brały wymioty z powodu samego występu tylko na myśl o całowaniu młodszego z Blacków ... Nie żebym chciała całować Syriusza, ale lepsze to niż dotykanie warg Regulusa. Fuj. 
- Ciekawe kto zmieni Seana - wtrącił Remus biorąc od Mary jedno z ciastek dyniowych, na co ja zrobiłam się blada a Hunter zatamowała śmiech kaszlem. Posłałam jej zbolałe spojrzenie. 
- Zobaczymy za dwie godziny - rudowłosa ziewnęła. Rozmawiając na trochę przyjemniejsze tematy dotrwaliśmy do obiadu.
                                          ***
Aurelia Hoops siedziała na swoim miejscu na recepcji piłując paznokcie. O tej porze nie działo się nigdy nic ciekawego i można było się zająć swoją urodą. Trzydziestolatka posiadała włosy w kolorze miedzi, które zazwyczaj zostawiała rozpuszczone oraz brązowe oczy. Nad jej górną wargą był pieprzyk, który dodawał jej uroku. Usłyszała piknięcie oznaczające przyjazd windy, ale jakoś się tym nie przejmowała i piłowała dalej. 
Z metalowego mini pomieszczenia wysiadła postać ubrana w czarne spodnie, czarne buty i czarną długą bluzę z kapturem. Nie widać było jej twarzy bo wpatrywała się w podłogę. Kątem oka spojrzała na siedzącą za recepcją Aurelię, po czym ruszyła szpitalnym korytarzem. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Po chwili postać zatrzymała się przed jednymi z drzwi i uniosła głowę ukazując męską twarz z cieniem zarostu i niebieskimi oczyma. 
Wszedł do sali, w której stało tylko jedno łóżko. Z wewnętrznej kieszeni bluzy wyciągnął różdżkę i machnął nią. Niby nic się nie zmieniło, ale tylko on wiedział iż teraz nikt nie będzie mu przeszkadzał. Zdjął kaptur z głowy ukazując brak włosów oraz tatuaż na karku przedstawiający pióro kruka. Podszedł do łóżka, na którym leżała kobieta w średnim wieku z jasnymi niemal białymi włosami do brody. Oczy miała zamknięte i oddychała spokojnie. Łysy machnął ręką, a jego paznokcie zmieniły się w długie i zakrzywione żółte pazury. 
- Śliczna jesteś, ale szef kazał się ciebie pozbyć, więc co ja mogę? - westchnął, a jego uszy wyostrzyły się tak samo jak kły. Oczy zrobiły się całe czarne, a skóra jeszcze bledsza. Minutę później wyszedł i wsiadł do windy. Kiedy zjeżdżał na dół personel szpitala stwierdził zgon Felicity Ross. Jej gardło zostało poderżnięte. Mężczyzna gwiżdżąc pod nosem zniknął w mroku. 
                                        ***
- Moi kochani. Pamiętajcie. Nie ważne jak nam wyjdzie ja i tak jestem z was dumna - pani Efron ubrana w elegancką czarną sukienkę i szpilki klepnęła każdego z nas w ramię. 
Wielka Sala był już gotowa na przedstawienie. Scena z kurtyną, a przed nią rzędy z wygodnymi krzesłami. Na samym przodzie te dla nauczycieli.
Ja już byłam przebrana w mój przepiękny strój Księżniczki Złodziei. Ciemnozielone wąskie materiałowe spodnie ze ściągaczami przy kostkach, czarne wiązane i skórzane buty do łydek, luźna, lniana biała koszula z rękawem 3/4 oraz brązowe wdzianko a'la peleryna. A na głowie czarna beanie z przyczepionym piórkiem. I lekki makijaż. Normalnie sam seks. Mhm. Na pewno. Jessie z Evą, czyli moje koleżanki z gangu był ubrane w luźne czarne spodnie, lniane ciemnozielone koszule i skórzane krótkie buty. Heather, czyli Mała Jocey wąskie ciemnobrązowe spodnie, również krótkie skórzane buty i czarną koszulę. Spod byka gapiłam się na młodego Blacka, który stał koło naszej nauczycielki i odbierał od niej ostatnie wskazówki. Wyglądał na niezwykle znudzonego, jak to on. Ubrany był w czarne dopasowane spodnie, tego samego koloru skórzane buty przed kolana, kremową koszulę i elegancką czarną marynarkę z czerwonymi elementami. Na szyi wisior. 
- Ale się porobiło, co? - zaśmiał się Remus podchodząc do mnie i dając mi butelkę z wodą. Wzięłam porządnego łyka. 
- Nawet mi nie mów. Cała się trzęsę - szepnęłam przygryzając wnętrze policzka. Objął mnie. Jako Braciszek Tuck miał na sobie brązowy worek sięgający ziemi z długimi nogawkami i kapturem. Do tego czarny sznur w talii i wisior z krzyżem na szyi. Prawdziwy mnich. 
- Będzie dobrze. To tylko dwa pocałunki. Nie umrzesz od tego ... - pocieszył mnie. Mary i Helsey stały koło Lils i pomagały jej z suknią Królowej Richelle. Szary-czerwony gorset z koronkowymi rękawami i pętelką do zaczepienia na kciuku oraz lekko bufiasty szary dół z koronką i koralikami. Do tego niskie czarne pantofle na obcasie. Jej rude i kręcone włosy zostały spięte w wysokiego koka ozdobionego perłami. Do tego dość lekki makijaż i masa pierścionków na palcach. Uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco, bo wyglądała strasznie blado. Odwzajemniła uśmiech. Podeszła do niej Demi grająca Księżną Jannę i objęła ją ramieniem. Ona natomiast miała na sobie trochę prostszą granatową suknię z szalem na ramionach. Czarne włosy spięte w dwa warkocze spływały na plecy. 
- Kochani! Za piętnaście minut zaczynamy! 





Hej :)
Mam nadzieję, że taka długość wam wystarczy.
W kolejnym 3/4 treści to będzie przedstawienie, więc ci którzy tak na niego czekali na pewno będą usatysfakcjonowani. 
Tak jak pod poprzednim rozdziałem proszę o to byście pisali o jakim parringu chcecie przeczytać miniaturkę. Napiszcie minimum dwie.
Pozdrawiam