sobota, 18 lutego 2017

ALBUM WSPOMNIEŃ 1

ROGACZ Z UKRYCIA

ŚPIĄCA BLUE

REMUS I MARY
1972
1977

MAXINE I REN SIĘ NUDZĄ
W TLE ICH WUJEK

HOGSMEADE ZIMĄ

CZTERNASTOLETNIA LILY

SZKOLNE JEZIORO





* wszystkie zdjęcia brałam z tumblr





wtorek, 7 lutego 2017

Rozdział 27.

- Jeśli tą mniej przyjemną część spotkania mamy za sobą to teraz przyszła pora na sprawozdania. Maxine? Ty zacznij pierwsza - odparł Moody. Nastała cisza, a ja poczułam się jak w podstawówce podczas odpowiadania przy tablicy. Przypływ gorąca i totalna pustka w głowie. 
- Więc ... od zeszłego zebrania niezbyt wiele się zmieniło. Ja ... nie miałam pomysłu jak do tego podejść i ... ale dziś nastąpił znaczący krok. Będę dawała korepetycję - powiedziałam dość poważnym głosem. Ciszę przerwało parsknięcie Dedalusa. 
- Jak niby korepetycje mają ustalić czy Ślizgoni dołączyli do Voldemorta? - parsknął. Dorcas dała mu kuksańca w żebra na co się spiął. 
- A tak iż te korepetycje będę udzielała Regulusowi Blackowi. A on jest jednym z podejrzanych przez pana Dumbledore'a ... - chrząknęłam. Nastąpiły dwie reakcje. Niektórzy się uśmiechali, a inni wyglądali na zszokowanych. Siedząca koło mnie Alicja poklepała mnie po ramieniu. 
- A jeśli mogę spytać ... te korepetycje załatwił mu któryś z nauczycieli? - spytał Frank. 
- Nie. Sama to załatwiłam - lekko się uśmiechnęłam. Gwizdnął i klasnął parę razy w dłonie. Jason i Elfias dołączyli do oklasków. 
- Jak ty to zrobiłaś? 
- Dosiadłam się do niego i po wymianie zdań powiedziałam, że wiem od Slughorna iż ma lekkie problemy z Eliksirami. No i że mogę mu pomóc bo to może być początek ,,współpracy'' między Slytherinem, a resztą domów ... - wyznałam. 
- A ten idiota uwierzył? - parsknęła Dorcas. Pokiwałam głową z łobuzerskim uśmiechem.Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. 
- No dobrze. Liczę, że na następnym zebraniu dowiemy się już czegoś konkretniejszego moja droga - Moody się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam to i założyłam nogę na nogę. Po mnie swoje sprawozdanie zdawała reszta Zakonu. Na początku Jason opowiadał o tym co dzieje się z bliźniakami oraz z nieprzytomnym wciąż Philipem. 
- Panowie już zaczynają się nudzić. Gideon z tego wszystkiego rozwiązuje krzyżówki w mugolskich gazetach - parsknął. Uśmiechnęliśmy się - A jeśli chodzi o Philipa. Jego Uzdrowiciel powiedział, że jest pięćdziesiąt procent szans na to iż w ogóle się wybudzi. Nie mają pojęcia co mu się stało i jak go obudzić. Nic nie działa - powiedział głosem osoby totalnie załamanej. Przełknęłam ślinę. Biedny chłopiec. Jego rodzice musieli przechodzić prawdziwe piekło nie wiedząc co będzie z ich synem. Coś strasznego. Gdybym mogła to cofnęłabym czas i sprawiła żeby Voldemort nigdy się nie urodził. Albo żeby przynajmniej stał się lepszym człowiekiem. Wtedy nie byłoby tyle zła na tym świecie. Nikt by się nie bał wyjść na ulicę. 
- A właśnie. Bym zapomniał - przykrą i załamującą ciszę przerwał Moody - Maxine? Dyrektor opowiadał mi o tym incydencie na weselu Twojego przyjaciela - powiedział, a ja od razu usiadłam prosto z wyczekiwaniem na twarzy. Inni byli zdezorientowani nie wiedząc o co chodzi Auror0wi. 
- I? Dowiedziałeś się czegoś? - spytałam lekko poddenerwowana. 
- W pewnym sensie ...
- Moment. O co chodzi? - Jason nam przerwał. No tak. Jemu też nic nie powiedziałam. Opowiedziałam im o tym co wydarzyło się tamtego wieczoru. 
- Kilkumiesięczny Wampir potrafiący zmieniać się w nietoperza? - upewnił się Elfias. Skinęłam głową zaciskając usta w wąską linię - To niemożliwe. Często kilkuset letnie pijawki tego nie potrafią ...
- Dlatego to takie dziwne - rzucił Alastor i wyciągnął z kieszeni marynarki kartkę złożoną na pół - Podpytałem tu i ówdzie i dowiedziałem się iż to nie pierwszy raz. W ciągu ostatnich paru miesięcy kilka razy zgłoszony został taki przypadek. Kilkumiesięczny albo nawet kilkutygodniowy Wampir umiejący to co jego tysiącletni bracia. 
- Ale ... co to znaczy? - szepnęła Ali. 
- A to droga panno Duncan iż ktoś eksperymentuje na Wampirach. I miejmy nadzieję, że tylko na Wampirach - powiedział poważnym głosem czterdziestolatek. Nastała cisza. No pięknie. Jeszcze tego nam brakowało. Voldemort oraz psychol który zabawia się w doktora Frankensteina. 
                                         ***
- To nie tak! - burknął Billy zabierając Jasonowi kartkę i stając koło mnie. Mój najdroższy braciszek zmarszczył brwi, a ja parsknęłam w swój napój. Zebranie zakończyło się jakieś pół godziny później, a nasza dwójka nadal siedziała u Weasleyów. No co? Powiedziałam dziewczynom, że nie wrócę przed 21.00, a nie ma nawet 19.30. 
- Czemu? - blondyn uniósł brew. 
- Żyrafa nie jest cała brązowa - wyznał patrząc na rysunek malowany przez Jaya z uroczym dąsem. 
- Nie moja wina, że nie masz żółtej kredki ...
- Jay? - chrząknęłam unosząc do góry pisak w kolorze cytryny. Nastała cisza, a mój brat zarumienił się - Chyba komuś przydałyby się okulary - zaśmiałam się. Billy zgniótł obrazek zepsuty przez dwudziestolatka, po czym wyrzucił go i z teczki wziął kolejny obrazek. Przedstawiał dzieci bawiące się na placu zabaw. Blondyn wstał i ruszył w stronę wyjścia na dwór, gdzie znajdował się Artur. Ja chwyciłam w rękę ciemnoniebieską kredkę i zaczęłam malować huśtawkę. Siedmiolatek wziął się za ubrania jednego z dzieci. W tym samym czasie po schodach zeszła Molly mająca na rękach śpiącego Percy'ego. Chłopiec miał na sobie białe śpioszki w auta, a w ustach smoczka. Usiadła przy stole układając go sobie wygodniej na rękach. Wtulił się w nią i zacmokał rozkosznie. 
- Chciałabym mieć kiedyś taką uroczą rodzinkę jak wy, wiesz? To jedno z moich marzeń - wyznałam zmieniając kredkę na zieloną, a Molly uśmiechnęła się ciepło w moją stronę. 


- I się spełni. Masz moje słowo Max - ścisnęła moją rękę. Teraz to ja się uśmiechnęłam. Dwadzieścia minut później po zjedzeniu przepysznej jajecznicy zaczęłam się zbierać. Założyłam buty i kurtkę, po czym pożegnałam się z Weasleyami i swoim bratem, po czym z podwórka teleportowałam się w jedną z uliczek Hogsmeade. Musiałam coś kupić żeby nie wzbudzić podejrzeń wśród swoich przyjaciół. Zdecydowałam się na ogromną tabliczkę białej czekolady z migdałami oraz na cztery czekoladowe żaby. Zapłaciłam i ruszyłam w stronę szkoły. Było już ciemno, dlatego też całą drogę niespokojnie się rozglądałam i cały czas trzymałam rękę zaciśniętą na różdżce. Jednak nic się nie wydarzyło i spokojnie dotarłam do szkoły. Nucąc pod nosem dostałam się do wieży. Złapałam za kołatkę, a ona przemówiła zadając zagadkę. 
- Dziewczynka uważnie przypatrywała się pewnemu przedmiotowi. Początkowo prawa część przedmiotu jej zainteresowania jest gruba, z czasem robi się coraz cieńsza. Odwrotnie lewa strona - najpierw cienka, później staje się grubsza. Co robi dziewczynka? - spytała. Zmrużyłam lekko oczy by po parunastu sekundach uśmiechnąć się szeroko. 
- Czyta książkę - odpowiedziałam. 
- Brawo. Prawdziwy Krukon z ciebie - przejście do Pokoju Wspólnego otworzyło się. W pomieszczeniu były tylko dwie dziewczyny. Chyba z czwartego roku. Wspięłam się po schodach i weszłam do dormitorium. Dziewczyn nie było co znaczy, że wciąż trwała kolacja. Natomiast Blue smacznie przysypiała sobie na moim łóżku. Na dźwięk otwieranych drzwi otworzyła jedno oko, ale zaraz ponownie je zamknęła. Po zdjęciu butów i kurtki od razu udałam się do łazienki. Jutro o 6.00 jest wydarzenie. Trening Quidditcha przed sobotnim meczem z Gryfonami. Jutro po raz pierwszy od półtora roku wsiądę na miotłę. Cieszę się, a z drugiej strony martwię czy sobie poradzę. Nie chce zawieść drużyny. I nie chce zawieść siebie. 
                                          ***
- Cześć - ziewnęłam podchodząc do reszty drużyny stojącej już na murawie. Słońce dopiero za jakieś pół godziny miało wzejść zza horyzontu, ale nam to nie przeszkadzało. Już piąty raz będziemy tak trenować. Nasza drużyna składa się z pięciu chłopaków i dwóch dziewczyn. Kapitanem i jednym z Pałkarzy jak już wspominałam wcześniej jest Troy Miller. Przesympatyczny i lekko nieśmiały brunet z zielonymi oczyma. Drugim Pałkarzem jest Roland Greyson nazywany przez wszystkich Stone*. To przez to iż wygląda jakby przesadził z siłownią i jego postura wskazuje jakby był dawno po dwudziestce, a on ma dopiero osiemnaście lat. Obrońcą jest Casper Lahey. Piętnastoletni blondyn z przerwą między jedynkami. A Ścigający to Lea Hernandez, Jordan Brown i Eric Wood. Ona jest na piątym roku, a oni na szóstym. No, a ja jestem nową Szukającą. Na początku nie byłam do tego przekonana ponieważ przez ponad trzy lata grałam na pozycji Ścigającej, no ale nie było już miejsca dlatego też zostałam przydzielona do łapania Znicza. Według Troya jestem całkiem dobra. Zobaczymy na jutrzejszym meczu. Zwłaszcza, że pierwszy mecz gramy z Gryfonami a oni dawno nie przegrali. Trzeba wierzyć bo wiara czyni cuda. 
- Hejka Maxie - Jordan objął mnie ramieniem i wyszczerzył zęby zawadiacko na co wywróciłam oczyma. Zaczyna się. Wspaniale. 
- Brown przestań podrywać naszą wspaniałą Szukającą bo będę zazdrosna - Lea odepchnęła go i przytuliła się do mnie zamiast niego. 
- O mnie? - zamruczał. 
- O nią deklu - prychnęła, a wszyscy się roześmialiśmy. Atmosfera w naszej drużynie była przewspaniała. Jest bardzo szczęśliwa, że znowu będę czuła się tak jak kiedyś. Wiatr we włosach, adrenalina we krwi. Coś wspaniałego.
- No dobra do roboty - Miller klasnął w dłonie. Rozpoczął się trening. Przez to iż byłam Szukającą moje trenowanie wyglądało inaczej. Oni odgrywali coś a'la mecz a ja wypuszczałam Znicz i po trzydziestu sekundach próbowałam jak najszybciej go złapać. Wcześniej jednak musieliśmy przebiec cztery razy wokół boiska, a potem zrobić kilkadziesiąt brzuszków i przysiadów. Troy starał się zawsze podciągnąć naszą kondycję i wytrzymałość nie tylko lataniem na miotle, ale także normalnymi ,,mugolskimi'' ćwiczeniami. Z czułością pogładziłam swoją miotłę. Nimbus 1001. Wyszła na rynek dopiero trzy miesiące temu, ale obecnie jest jedną z tych najlepszych. Wydałam na nią swoje półroczne kieszonkowe, ale było warto. Lata się na niej wspaniale. Mknie przed siebie bez żadnego hałasu i wysiłku. Odbiłam się od murawy i wzniosłam w powietrze. Znicz gdzieś tam był i czekał na złapanie. Przez panujący półmrok trudniej będzie go złapać, ale to nie od nas zależy jaka będzie pogoda jutro dlatego nie można narzekać. Zabrałam się do pracy. 
                                         ***
Lily czytała Proroka Codziennego od czasu do czasu przerywając by zająć się swoją owsianką. Kiedyś trzeba było jej zapłacić by zjadła tą bezkształtną papkę, ale półtora roku temu za sprawą Maxine przekonała się do niej.
                              

- Już nie mogę się doczekać jutra - parsknęła Mary dolewając jej i sobie herbaty z cytryną. Rudowłosa oderwała wzrok od gazety i uśmiechnęła się szeroko - Black z Rogaczem dostaną zawału - dodała. 
- Wiem, że jestem Gryfonką ale chciałabym żeby Krukoni wygrali. Chodzi mi zwłaszcza o Max. Uwierzyłaby w siebie i w ogóle - powiedziała Lily pakując sobie do buzi porcję owsianki z suszoną i teraz trochę rozmokłą już żurawiną. 
- Tylko nie mów tego Tej dwójce - blondynka specjalnie podkreśliła przedostatni wyraz. W tym samym momencie minęli je Huncwoci. Byli tak zafrasowani swoją rozmową, że nie zwrócili na nie uwagi. Spojrzały na siebie z uniesionymi brwiami. 
- Coś knują - szepnęła rudowłosa podążając za nimi spojrzeniem swoich szmaragdowych oczu. 
- Po prostu rozmawiają - parsknęła Mary - Ty zawsze przewidujesz najgorsze ...
- Hej - na przeciwko nich zasiadła Maxine. Przebrana już w mundurek szkolny. Jej policzki były lekko zarumienione. Jej kręcone sięgające lekko za ramiona brązowe włosy zebrane były w niechlujnego koczka. Sięgnęła po jajecznicę. 
- Jak tam sama wiesz co? - szepnęła Mary. Nie chciały żeby ktoś podsłuchał i doniósł Gryfonom. Oni nadal nie wiedzieli kto jest nowym Szukającym. - Dziwnie to brzmi - mruknęła Evans. 
- Dobrze. Jakoś sobie radzimy. Rezultaty zobaczymy na jutrzejszym meczu - ziewnęła. Dwadzieścia minut później dołączyły do nich Emma i Georgie, które przed śniadaniem musiały jeszcze lecieć do biblioteki. 
- Mam już dość. Ja chce święta - jęknęła blondynka biorąc do ręki tosta posmarowanego dżemem ananasowym. Lil podała jej dzban z sokiem. 
- A jak wrócimy to będziesz narzekała, że zaraz czerwiec i koniec szkoły - zaśmiała się Georgie nakładając sobie na talerz kawałek zapiekanki. 
- Pewnie tak - westchnęła. Dziewczęta zjadły i ruszyły na pierwszą lekcję dzisiejszego dnia. Maxine szła na Mugoloznastwo, a reszta na Starożytne Runy. Po zajęciach wszystkie spotkały się na dziedzińcu żeby nacieszyć się tym iż nie padało. No i chciały odetchnąć świeżym powietrzem. Rozmawiały właśnie o zbliżającym się sylwestrze kiedy Lily i Georgie przestały się śmiać patrząc coś za plecami brązowowłosej. Ta uniosła brew i powoli się odwróciła. W tym samym momencie poczuła czyjąś pięść na swoim policzku, a do jej uszu dotarł wysoki pisk oraz krzyk. Jej przyjaciółki miały szok wypisany na twarzach. Potem lekko uchyliła powieki i zobaczyła Sylvie. No i się zaczęła. Cała szóstka się ze sobą starła. Do walki używane były ręce ale także takie przedmioty jak szkolne torby czy parasol. Krzyki przygnały trzech chłopaków z Hufflepuffu. Jeden blondyn w okularach odciągnął najbardziej szamoczącą się Feldman. Jego kolega z czarnymi dredami trzymał Emmę, która wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć i zatłuc blondynkę na śmierć. Natomiast trzeci z chłopaków zasłaniał widok pozostałym dziewczynom i robił wszystko by się obok niego nie przemknęły. 
- Dziwka! - warknęła Feldman i ocierając wargę z krwi ruszyła w stronę zamku jak rozjuszony dzik. Winslow opadła na ławkę i rozmasowała policzek który pulsował jej bólem. Z nosa leciała jej cienka strużka krwi, ale w ogóle się tym nie przejmowała. 
- O co chodziło tej idiotce? - burknęła Hunter wciąż ciężko oddychając. Ona miała jedynie zarys paznokci na czole. Tak to jedynie potargana fryzura i rozwiązany szalik były wspomnieniami tego co się przed chwilą wydarzyło. 
- Black z nią zerwał - podeszła do nich Samantha, koleżanka Sylvie. Brunetka obcięta na pazia z szarymi oczyma. Max zmarszczyła brwi. 
- I co ja mam z tym wspólnego? 
- No właśnie? - dopytała Lily. 
- Powiedział jej, że jest inna. A Sylvie od razu pomyślała o tobie. Tyle czasu spędzacie razem i w ogóle ... - przerwało jej parsknięcie całej piątki. 
- To przyjaźń. Syriusz jest dla mnie jak brat. Często mnie denerwuje i mam ochotę mu dokopać, ale traktuje go jak rodzinę. Powiedz to swojej psychopatycznej koleżance. To, że nie skradła jego serca nie upoważnia jej do bicia ludzi - Krukonka wstała i masując się po policzku weszła do szkoły. Ona i Łapa? Nigdy w życiu. 



* po angielsku ładniej brzmi 



No i po dwóch tygodniach mamy kolejny rozdział. Niewiele się tu dzieje, więc obiecuje że w następnym to się zmieni.
Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia

PS na górze po prawej stronie pojawiła się punktacja meczów. Mam nadzieję że to będzie dla was pomocne.