poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział 4.

Pan Filch od razu zerwał się zza swojego biurka i ruszył za mną w stronę Izby Pamięci. Sam miał kota, więc śmierć jakiegoś sprawiała, że się smucił. Ja nic nie mam do naszego woźnego. Jeśli ktoś jest miły dla niego, to on się wtedy owej osoby nie czepia. Ze mną miał mały problem, bo zadaję się z Huncwotami ale kiedy okazało się, że najlepszy kontakt mam z Remusem - jego ulubionym Huncwotem - sprawa się wyjaśniła. 
Wszedł ze mną do środka i od razu podleciał do nieżywego kota. Westchnął. 
- Trzeba poinformować właściciela - powiedziałam trzymając się z tyłu. Nie chciałam znowu wymiotować. 
- Tylko długo to zajmie ...
- Niech da mi pan chwilę - odparłam i szybko wybiegłam z Izby. Zatrzymywałam się przy każdej widzianej osobie i pytałam się czy znają kogoś kto miał czarnego kota z rudą skarpetką na lewej tylnej łapie. Ale nikt nic nie wiedział. Już myślałam, że nie uda mi się znaleźć właściciela. W końcu podeszłam do grupki szóstoklasistek z Hufflepuffu siedzących na dziedzińcu. Wśród nich była Chelsea Owken. Ścigająca Puchonów z jasnobrązowymi pofalowanymi włosami i dużymi niebieskimi oczyma. 
- O hej Maxine - powiedziała. 
- Cześć dziewczyny. Przyszłam w dość nieprzyjemnej sprawie - chrząknęłam. Powiedziałam im o kocie. Owken szeroko otworzyła oczy i zakryła usta dłonią. Zauważyłam w jej błękitnych oczach łzy. O cholera. Chyba znalazłam właściciela naszego biednego kota.
- Gdzie on jest? - podniosła się. Jej przyjaciółki również. 
- On ...
- Gdzie jest Bruno?! - krzyknęła. Westchnęłam i kazałam jej iść za mną. Po chwili dotarłyśmy do Izby Pamięci. Obok Filcha stała pani Mcgonagall. Bruno leżał kawałek dalej zawinięty w foliowy worek. Puchonka wybuchnęła płaczem i kucnęła koło niego. Zaczęła go głaskać przez folie. Ścisnęło mi się serce. Wiem co ona przeżywa. Jak miałam dziewięć lat mojego psa przejechał samochód. I to na moich oczach. Już zawsze będę miała ten widok przed oczyma.  
Wicedyrektorka zdjęła okulary i przetarła szkiełka rękawem szaty, po czym chrząknęła. 
- Chelsea? Chciałabyś pochować swojego pupila na terenie Hogwartu? - spytała. Szatynka jedynie lekko kiwnęła głową i pociągnęła nosem - Powiem Hagridowi by przygotował odpowiednie miejsce - odparła i wyszła z Izby. Poklepałam dziewczynę po ramieniu i ruszyłam w stronę Wieży. Emma i Georgie były zniesmaczone. I wcale się im nie dziwię. Nie mówiłam o tym, że wymiotowałam bo Hunter zaczęła jeść naleśniki. 
Posiedziałyśmy trochę rozmawiając, po czym umyłyśmy się i poszłyśmy spać.
Trzeba było się wyspać przed poniedziałkiem. 

                                             ***
Ziewnęłam i nałożyłam sobie owsianki. Po raz pierwszy od dawna się nie wyspałam. Mój organizm funkcjonuje tak, że jeśli śpię tylko cztery godziny to i tak jestem wyspana. Tym razem spałam prawie dziewięć, a i tak czuje się jakbym miała zaraz usnąć. 
Do tego czekały nas dwie godziny Zaklęć z Gryfonami. A nie za bardzo sobie radzę z tym przedmiotem. Zawsze mam problem z wypowiedzeniem formułek. 
Spojrzałam na Emmę z nad mocnej kawy. Tym razem nie dodałam mleka. Jedynie ją posłodziłam. Musiałam się troszeczkę rozbudzić. 
Moja przyjaciółka ze smętną miną zajadała się parówkami w cieście. Geo już dawno zjadła pierwszy posiłek tego dnia i zapewne już czekała pod klasą. 
Widziałam, że Lils znowu kłóci się z Potterem, który mimo jej groźnej miny wyglądał na wniebowziętego, że w ogóle z nim rozmawia. Westchnęłam. Ten chłopak jest niesamowity. Na serio. Natomiast Mary i Black starali się nie wybuchnąć śmiechem. Chociaż brunetowi gorzej szło. Skąd wiem? Bo wypluł jajecznicę z powrotem na talerz. Mary posłała mu zdegustowane spojrzenie. 
Mimowolnie sama się zaśmiałam. 
- Co? - mruknęła Em. 
- Nic. Jim znowu kłóci się z Lily - powiedziałam biorąc łyka kawy. Ziewnęła. 
- Jestem pod wrażeniem, że jeszcze to wytrzymuje. Gdyby to za mną latał jakiś natrętny facet to strzeliłabym we niego drętwotą - odparła, na co się uśmiechnęłam. Chwilę później stałyśmy już przed klasą i czekałyśmy na pana Filiusa. Potter stał pod ścianą rozmasowując sobie czerwony policzek. Ha. Czyli Lils nie wytrzymała. Weszliśmy do klasy za nauczycielem. Usiedliśmy w ławkach. Na nie szczęście miałyśmy przed sobą Pottera i Blacka, którzy lubią się nabijać z mojego talentu do tego przedmiotu. Syriusz odwrócił się i wesoło uśmiechnął. 
- Ani słowa Black ...
- Bo? - przygryzł wargę. 
- Bo każdy dowie się, że ty i James po pijaku ... się ... całowaliście - szepnęłam ze mściwym uśmiechem. Potter zrobił przerażoną minę. Black też. 



- Ty wredna mała ... 
- Na pewno nie chciałbyś żeby twoje fanki się o tym dowiedziały. A, gdyby Lily o tym wiedziała, to ulala - gwizdnęłam. Kątem oka widziałam, że Hunter z trudem panuje nad wybuchem śmiechu. Nie dziwię się. Ten widok na zawsze pozostanie w mojej głowie. 
- Dobra, nic nie mówimy - jęknął Potter i wrócił na miejsce. Czarnooki po chwili również. Posłał mi tylko groźne spojrzenie, po czym już się nie odwrócił. No i znowu punkt dla Winslow. Tak jest. Blondynka przybiła ze mną żółwika pod ławką. Tak między nami to rudowłosa wie o tamtym czerwcowym incydencie, ale Huncwoci nie muszą o tym wiedzieć. Im mniej wiesz tym lepiej śpisz. Zawsze powinno się mieć haka na ludzi. Zwłaszcza na tą dwójkę. 
Mimo mojego strachu Zaklęcia bardzo szybko minęły. Profesor zrobił nam powtórkę z pierwszej klasy. Powtarzaliśmy zaklęcie Lumos i tym podobne. Łatwizna. Następnie miałam okienko, a Georgie i Emma szły na Wróżbiarstwo. Nienawidziłam tego przedmiotu tak mocno, że na SUMACH specjalnie je zawaliłam. Dzięki temu nie muszę wdychać zapachu kadzideł i wysłuchiwać, że moim przeznaczeniem jest bycie starą panną z kotami. Mówi laska, która na widok facetów dostaje ataku paniki i ma cztery persy. 
Odprowadziłam dziewczyny pod klasę, po czym usiadłam na parapecie i wyciągnęłam książkę. King jest super. Czytam ,,Carrie,, i jak na razie jest genialna. Dochodziłam do końca ósmego rozdziału, gdy przy samej twarzy huknęło. Odskoczyłam upuszczając książkę na ziemię. Co jest ?! Złapałam się za serce i wyjrzałam przez okno. Nic nie zauważyłam. No, ale przecież tego huku nie mogłam sobie wymyślić. Wstałam i otworzyłam okno. Wychyliłam się jak najmocniej i spojrzałam w dół. Nic nie było. Chyba głupieje. Zamknęłam okno i zaczęłam biec w stronę wyjścia głównego. Po drodze o mało nie potrąciłam pana Fishera, ale krzyknęłam przepraszam i pognałam dalej. Na dziedzińcu skręciłam w lewo i poszłam pod mury szkoły. Tam, gdzie niedawno jeszcze siedziałam. Rozejrzałam się i zakryłam usta dłonią. Na ziemi leżała sowa. Mała i brązowa. Leżała z rozłożonymi skrzydłami i zamkniętymi oczyma. Cholera. Kucnęłam i dotknęłam jej łebka. Łzy naszły mi do oczu. Nic mnie tak nie wzruszało jak śmierć zwierząt. Pociągnęłam nosem i wzięłam ją na ręce. Zobaczyłam Hagrida siedzącego przed swoją chatą, więc ruszyłam w tamtą stronę. Nasz szkolny Gajowy to fajny facet. Mimo, że jego wypieki często nie nadają się do jedzenia to lubię spędzać u niego czas. Siedział i obierał ziemniaki, a Baron jego owczarek niemiecki leżał u jego stóp. Kiedy mnie zauważył poderwał się i zaczął wesoło szczekać. 
- Maxine! - krzyknął Hagrid i wstał. Jego uśmiech zniknął, kiedy zobaczył co niosę w rękach - No nie. Znowu nie żywe zwierzę? Dopiero co pochowaliśmy kota tej Puchonki i dwie sowy - westchnął i wskazał trzy małe kopce niedaleko jego ogródka z dyniami - Pani Mcgonagall rzuciła specjalne zaklęcie dzięki któremu żadne zwierzęta ich nie rozkopią. A temu bidakowi co się stało, cholibka? - zapytał odbierają ode mnie sowę. Powiedziałam mu wszystko. Zmarszczył gęste brwi. Dla mnie to też było dziwne. Jak niby sowa mogła przywalić w szybę? Nawet taka mała? Dziwne. Położył ją przy innych kopcach i wszedł do chatki. Wrócił po chwili trzymając w ręce łopatę. Wykopał kolejny grób. Wsadziłam do niego ptaka. Zakopał go i utworzył kolejny kopczyk. Na progu zakazanego lasu zauważyłam rosnące tam ładne drobne niebieskie kwiatki. Zerwałam trochę i ułożyłam, na każdym kopczyku. Otarłam łzę, która wypłynęła z mojego lewego oka, po czym porozmawiałam chwilę z mężczyzną i ruszyłam w drogę powrotną. Kiedy znalazłam się na czwartym piętrze zabrzmiał dzwoń kończący lekcje. Super. Czyli pora na Eliksiry. Nucąc pod nosem jedną ze smutniejszych piosenek jakie znam udałam się w podziemia.
Pod klasą spotkałam jedynie paru Puchonów. Uśmiechnęłam się do Chelsea, po czym oparłam się o ścianę i czekałam na dziewczyny. 

Nadeszły głośno rozmawiając z Lily. Panna Evans do tego gestykulowała dłońmi od czasu do czasu kręcąc głową. Podeszły do mnie. 
- O czym rozmawiacie? - zapytałam.
- O Potterze. Nazwał Lily ognistą dziunią - zaśmiała się Bones, ale po chwili przestała kiedy zobaczyła groźne spojrzenie zielonookiej. Zacisnęłam usta by szeroko się nie uśmiechnąć. 
- Jeszcze trochę i nie wytrzymam! Kiedy powiedziałam, że mogę się z nim kumplować sądziłam, że zmądrzeje. Ale jak widać nadzieja matką głupich - parsknęła i pokręciła głową. 



- Musisz być cierpliwa Lils - rzuciła Emma poprawiając torbę na swoim ramieniu. 
- Cierpliwa? Dwa lata to wytrzymywałam. Dwa długie lata. I powoli tracę nadzieję, że ten bałwan się zmieni. 
                                            ***
James szedł przed siebie z rumieńcami wstydu na policzkach i ochotą przywalenia dwójce swoich przyjaciół. Może i przesadził nazywając Lily ognistą niunią, ale mogliby już odpuścić. Wystarczy, że już czuł się potwornie głupio. Remus szedł koło niego nic nie mówiąc. I był mu za to piekielnie wdzięczny. 
- Ognista dziunia no no no - gwizdnął Syriusz - Nawet ja nie wymyśliłbym równie uroczego przezwiska.
- Daj spokój Łapa - warknął okularnik tarmosząc sobie włosy - Wiem, że przesadziłem. 
- James ma rację. Dajcie spokój - wstawił się za nim Remus. Po chwili dotarli na odpowiednie piętro. Łapa i Peter odpuścili i zaczęli rozmawiać o Quidditchu. Orzechowooki poprawił torbę i spojrzał przed siebie. Zauważył Lily i Mary stojące niedaleko klasy od Transmutacji. Rozmawiały ze sobą o czymś przyciszonymi głosami. Jednak na pierwszy rzut oka widać było, że rudowłosa nie wygląda na zadowoloną. Przeszedł obok nich nie patrząc w bok. Zatrzymał się parę metrów dalej i przymknął oczy. Jaki ze mnie debil, pomyślał. Zachował się jakby kumplowanie się z Evans nie byłoby warte ugryzienia się w język. Znowu zachował się jak zakochany gówniarz. Westchnął. 
Syriusz mrugnął do jednej z dziewczyn, po czym oparł się o ścianę niedaleko Jamesa i rozejrzał się po korytarzu. Ostatnio przestał czerpać przyjemność z bycia adorowanym. Często, kiedy otaczały go dziewczyny wyłączał się i myślał o czymś innym. Na szczęście większość płci pięknej mówi o tym samym, dlatego zawsze mógł jakoś wybrnąć z tego, że został przyłapany na nie słuchaniu. Jeszcze przed wakacjami robił wszystko żeby być w centrum uwagi. Nigdy sam nie podrywał dziewczyn, ale kiedy jakaś dziewczyna sama go zaczepiała grzechem byłoby nie skorzystać. Wszyscy mówią, że pan Black zaliczył połowę Hogwartu, a to nie prawda. Nie był prawiczkiem, ale męską dziwką również nie. Dziewczyny, z którymi spał mógłby policzyć na dwóch dłoniach. No może na trzech. Całowanie się to co innego. To nie jego wina, że uwielbiał kobiety jako osoby. Każda jest inna choć często myślą i mówią o tym samym. Jego przemyślenia przerwała Mcgonagall wpuszczająca ich i Ślizgonów do klasy. Odepchnął się od ściany i wszedł do środka. 
                                            ***
Eliksiry nie należą do moich ulubionych przedmiotów, ale całkiem nieźle idzie mi w ich warzeniu. Po prostu mam to w genach. Nie jestem takim orłem, jak Lilka lyub Snape jednak całkowitym baranem, jak na Zaklęciach też nie jestem. Slughorn szeroko się do nas uśmiechnął i klasnął w dłonie. 
- Dziś zajmiemy się miksturą powodującą senność. Sam zapach powoduje, że zaczynamy czuć zmęczenie. Dużo osób używa ich jako proszka nasennego - odparł - Tutaj macie potrzebne składniki i instrukcję jak ją wykonać - machnął różdżką, a na tablicy ukazały się potrzebne wiadomości. Odpaliłam ogień po kociołkiem pełnym wody, po czym zaczęłam kroić na równe kawałki korzeń imbiru. Dodałam go do wody, po czym zmieszałam sproszkowane algi z kardamone. Dodałam do wody i zamieszałam. Po dwudziestu pięciu minutach dorzuciłam 5 dg much siatkoskrzydłych i odczekałam chwilę. Mikstura miała ładny jasnoróżowy kolor. Powąchałam ją i od razu ziewnęłam. 
- Oho. Panna Winslow skończyła. Zobaczmy - podszedł do mojej ławki. Em i Geo siedziały za mną. Zamieszał chochlą, po czym wesoło się uśmiechnął - Doskonale. 10 punktów dla Krukonów. Gratuluje Maxine - odparł i poszedł dalej. Również się uśmiechnęłam i wyczyściłam kociołek. Po dośc przyjemnych Eliksirach nadszedł czas na ostatnią tego dnia lekcję, czyli Mugoloznastwo ze Ślizgonami. Dziewczyny miały Numerologię. Pod klasą był tylko Snape. Na mój widok chrząknął i wbił wzrok w posadzkę. Przycupnęłam na parapecie i wyjęłam z plecaka opakowanie czekoladowych żab. Zjadłam gada i spojrzałam na kartę. Merlin. Po kilku minutach siedziałam już w ławce. Pani Efron szeroko się do nas uśmiechnęła. Tym razem miała na sobie bordową luźną sukienkę do kolan, czarne rajstopy i kozaki do łydek, a włosy związała w kitkę. 
- Zanim rozpoczniemy zajęcia chciałabym was poinformować o czymś wow. Rozmawiałam z dyrektorem i ochoczo zgodziło się na mój pomysł. Wystawimy przedstawienie - powiedziała. Nastała cisza. Przedstawienie? To może być ciekawe - Co sądzicie? 
- A, kto będzie brał udział? - spytał Jeremy Danvers. Jest Krukonem, jak ja. Ma krótkie kręcone brązowe włosy. 
- Cała siódma oraz szósta klasa. Musimy tylko wymyślić, co to będzie za przedstawienie. Mam nadzieję, że świetnie się będziemy bawić. No dobrze - klasnęła w dłonie - Wróćmy do teatru. Ostatnio rozmawialiśmy o antycznym. Dziś opowiem wam w skrócie o greckim - uśmiechnęła się - Teatr grecki wywodzi się z tradycji obrzędów religijnych, zwłaszcza związanych z obchodami ku czci Dionizosa. Widowiska te musiały być łatwo dostępne dla ludności, pierwsze sztuki wystawiano więc na wytyczonym u stóp wzgórza placu zwanym orchestra, a na jego środku ustawiano ołtarz. Początkowo orchestra miała kształt zbliżony do prostokąta, koła albo elipsy, ostatecznie przyjął się kształt koła. Na placu występował chór i odbywały się popisy taneczne. Widzowie zasiadali na zboczu góry, początkowo bezpośrednio na ziemi, później na drewnianych ławkach. Tak powstała widownia w kształcie dużego wycinka koła, czyli theatron - mówiąc chodziła między ławkami. Lubią ją słuchać. Mimo tego, że w połowie jestem mugolem słuchanie o takich sprawach jest i tak ciekawe - W Atenach sztuki teatralne były wystawiane także na agorze, na prowizorycznie wzniesionych konstrukcjach drewnianych. Jednak w roku 490 p.n.e. doszło do katastrofy – drewniana konstrukcja trybun załamała się i śmierć poniosło wiele osób. Najprawdopodobniej to wydarzenie zdecydowało o przeniesieniu widowisk w stałe miejsce, w okolice świątyni Dionizosa na południowym stoku akropolis. Wraz ze wzrostem liczby aktorów występujących na scenie i wzbogacaniem akcji przedstawień, niezbędne stało się pomieszczenie, w którym aktorzy mogli zmieniać stroje. Problem rozwiązano poprzez wybudowanie około roku 465 p.n.e. przy orchestrze, naprzeciw theatronu, budynku zwanego skene ... - dodała. Miała tak miły dla ucha głos, że nie wiadomo kiedy lekcja się skończyła. Pożegnaliśmy się z nią i ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. 



Hej
I kolejny rozdział który napisałam w niecałe dwa dni. Szok i niedowierzanie.
Pamiętajcie o zadawaniu pytań. 

Pozdrawiam




poniedziałek, 22 lutego 2016

Rozdział 3.

Ziewnęłam i posłodziłam sobie kawę. Uwielbiam kawę najbardziej pod słońcem, ale musi być posłodzona i z mlekiem. Zwykłej gorzkiej nie ruszę. 
Impreza trwała do 4.00 rano i po raz pierwszy odkąd się tu uczę byłam na niej do końca. Emma odpadła o 2.00 będąc już lekko podpita i ulokowałam ją w pokoju Lily i Mary, a Geo wyszła przed północą, ponieważ głowa ją bolała. Dlatego imprezowałam z Lily i panna Mcdonald od czasu do czasu tańcząc z Remusem i Peterem. Do Blacka i Pottera nawet się nie zbliżałam. Po alkoholu lekko im odbija. 
Em jeszcze spała, a rudowłosa dawno była już po śniadaniu, dlatego też dosiadłam się do Remusa czytającego właśnie Proroka Codziennego. 
- Piszą coś ciekawego? - spytałam dolewając sobie do kawy mleka półtłustego. 
- Jeśli to, że córka ministra okazała się być lesbijką, a ktoś zaczarował miotły Niezrównanych ze Stonewall przez co przegrali z Młotami 260:20 to tak - odparł mieszając swoją herbatę. Lupin jest jedynym znanym mi facetem, który nie cierpi kawy. Uważa ją za pomiot szatana. Najczęściej popija czarną herbatę z cytryną. Ewentualnie zieloną z rabarbarem. 
- Nie rozumiem, dlaczego czytacie tego szmatławca - prychnęłam nakładając sobie na talerz parówkę w cieście - 97% tych wiadomości jest nie prawdziwe. 
- Może i tak, ale czasami człowiek chce poczytać coś innego niż sama prawda - uśmiechnął się, a ja nie mogłam tego nie odwzajemnić. Rozmawialiśmy właśnie o Transmutacji, kiedy na przeciwko nas zasiadła Mary z Peterem. Ten drugi wyglądał na mega zmęczonego, gdy sięgał po jajecznicę. Powiedział, że pozostała część Huncwotów śpi i nie ma zamiaru zwlec się na śniadanie. 
- A Lilka chciała przyjść, bo była głodna, ale zrezygnowała po tym, jak opowiedziałam jej co wyprawiała na imprezie - parsknęła blondynka odbierając od Remiego dżem jagodowy do swoich tostów. Zaśmiałam się.
Posiedziałam z nimi trochę, po czym udałam się na spacer po Błoniach. Trzeba czerpać przyjemność z ostatnich tygodni lata. Trzymając ręce w kieszeniach swetra szłam przed siebie. Nie wierzę, że to już mój ostatni rok tutaj. Za dziesięć miesięcy będę już opuszczać to wspaniałe miejsce i możliwe, że już nigdy tu nie wrócę. A pamiętam, jak dopiero tutaj przyjechałam. 


Z dziwną miną rozglądałam się po peronie. Denerwowałam się mimo tego, że była ze mną mama i starszy brat. Poprawiłam materiał koszulki w biedronki i w tym samym momencie minęła nas dziewczyna z jasną cerą, którą podkreślały szmaragdowe oczy oraz rude włosy związane w dobieranego warkocza. Szła pchając przed sobą wózek z bagażami i szaro-brązową sową w klatce. Uśmiechnęłam się i już chciałam za nią iść, ale podleciała do chudego chłopca z prostymi przetłuszczonymi włosami i ziemistą cerą. Cmoknęła jego policzek, po czym rozmawiając weszli do pociągu. Przełknęłam ślinę i wbiłam wzrok w tenisówki. Zabolało. I to mocno. 
- Jay, proszę. Wiem, że jesteś duży i w ogóle, ale masz się zająć siostrą, rozumiesz? - mama posłała czternastolatkowi ostre spojrzenie. Mój brat objął mnie ramieniem i potargał moje sięgające brody włosy, na co posłałam mu piorunujące spojrzenie. Może i moje włosy są krótkie, ale nikt nie może ich dotykać. 
- Za kogo ty mnie masz mamo? - prychnął - Nie jestem aż taką łajzą. No jasne, że zajmę się Max. Nie masz się o co martwić. 
- No ja myślę - uśmiechnęła się, po czym kucnęła i mocno mnie przytuliła. Chwilę później wraz z Jasonem byliśmy w pociągu. Chłopak znalazł wolny przedział i chwilę później siedzieliśmy wygodnie na przeciwko siebie grając w warcaby. Nigdy nie umiałam się nauczyć gry w szachy, więc blondyn grał ze mną w ich łatwiejszą wersję. Po jakimś kwadransie do naszego przedziału wpadł Andre, przyjaciel Jasona. Przybił mu piątkę, a mi potargał włosy. Spędziliśmy następną godzinę grając w warcaby i szachy - ja im dopingowałam. Kiedy panowie kończyli kolejną rundę zachciało mi się siku. Nieśmiało wyszłam na korytarz i ruszyłam w stronę toalet. 
Po załatwianiu potrzeby wracałam do chłopaków. kiedy z innego przedziału wyleciała zapłakana dziewczyna z blond włosami związanymi w dwie kitki. Minęła mnie i wpadła do łazienki. Przystanęłam na moment i zerknęłam przez szybę do owego przedziału. W środku siedziała dwójka blondwłosych chłopaków. Mieli z trzynaście lat. Po wyglądzie ich twarzy stawiałam, że nie są za mili. 
Po kilkusekundowej walce samej z sobą postanowiłam iść za ową dziewczynkę. Powoli weszłam do łazienki. Siedziała pod ścianą obok kabin i płakała chowając twarz w kolanach okrytych jeansami. Przygryzłam język, po czym usiadłam obok niej nic nie mówiąc. 
- Stało się coś? Jak chcesz, to mogę nasłać na tamtą dwójkę swojego brata ... 
- Nie, nie trzeba - szepnęła ocierając policzki. 
- Jestem Maxine. W skrócie Max - odparłam i wystawiłam rękę w jej stronę.Uśmiechnęła się i uścisnęła ją. 
- A ja Emma. Też jedziesz do Hogwartu pierwszy raz? - spytała. Pokiwałam głową. Siedziałyśmy tak dość długo rozmawiając, po czym ruszyłyśmy w stronę mojego przedziału. Panowie nie mieli nic przeciwko temu by dosiadła się do nas, dlatego resztę podróży spędziliśmy w czwórkę. 
                                            ***
- Evans, Lily! - wyczytała wicedyrektorka, a moja była najlepsza przyjaciółka zajęła miejsce na taborecie. Ułożyła dłonie na kolanach unosząc wysoko głowę, na której po chwili pojawiła się tiara przydziału. Odezwała się po nie całej minucie. 
- Gryffindor! - dziewczyna uśmiechnęła się i podeszła do po lewo. Usiadła na przeciwko chłopca z czarnymi włosami związanymi w kitkę. Dałabym wszystko żeby również dostać się do domu Godryka. Może wtedy nasza przyjaźń odrodziłaby się na nowo.
                                             ***
- Hunter, Emma! - przyszła pora na moją nową przyjaciółkę. Blondynka ścisnęła moją dłoń i zajęła miejsce na stołku. Tiara ledwo dotknęła jej głowy, a już wykrzyknęła : Ravenclaw. Em uśmiechnęła się i doleciała do stołu po prawo. 
                                             ***
- Snape, Severus! - odparła Mcgonagall. Chłopak sztywnym krokiem ruszył w stronę stołka, a ja musiałam mocno się postarać by nie kopnąć go w tyłek. Kątem oka widziałam, że Lily zaciska dłonie w pięści. W duchu prychnęłam. Ona na serio sądzi, że on dostanie się do Gryffindoru? To już prędzej ja zostanę Ślizgonką. Wywróciłam oczyma. 
Tiara przydziału bardzo długo zastanawiała się nad odpowiedzią. Stałam tak i stałam, a nogi coraz bardziej mnie bolały. Aż w końcu zdecydowała. 
- Slytherin! - krzyknęła, a brunet powłócząc nogami ruszył w stronę drugiego stołu po prawo. Wyglądał na niezadowolonego. Po raz ostatni spojrzałam na Evans. Ona natomiast wyglądała na strasznie smutną. 
                                             ***
- Winslow, Maxine! - w końcu przyszła pora na mnie. Ze ściśniętym ze stresu żołądkiem zajęłam miejsce na stołku, a wicedyrektorka ułożyła mi na głowie tiarę. Usłyszałam wolny i lekko zachrypnięty głos tiary wewnątrz swojej głowy. 
,,No proszę. Siostra naszego ulubionego rozrabiaki. I, gdzie mam cię przydzielić? Jesteś odważna, ale i bystra. Na pewno pomogłabyś każdemu w potrzebie. Hm ... no niech będzie ...''
- Ravenclaw! - wykrzyknęła. Ze szczerym uśmiechem na ustach wstałam i ruszyłam w stronę stołu Krukonów. Siadając zerknęłam na stół należący do państwa Gryfonów. Lily się na mnie patrzyła, ale kiedy nasze oczy się spotkały odwróciła wzrok. Zabolało, ale w tej samej chwili Emma mocno mnie przytuliła, więc zaraz o tym zapomniałam.

Otrząsnęłam się ze wspomnień, kiedy o mało nie wylądowałam na trawie. Cholerna dziura. Poprawiłam sweter i ruszyłam dalej. Przycupnęłam na brzegu jeziora i wpatrywałam się w horyzont widoczny nad koronami drzew. Nad jeziorem w domu umiem tak siedzieć ładne parę godzin. Uwielbiam przyrodę i chciałabym w przyszłości mieć mały domek na wsi. Albo przynajmniej na przedmieściach. Nie czuję się za dobrze w mieście. 
Po jakimś czasie poczułam krople deszczu na sobie. Szybko wstałam i ruszyłam w drogę powrotną. 
Zastukałam kołatką by usłyszeć zagadkę. 
- Nazwali mnie mężczyzną, ale nigdy nie miałem żony. Dali mi ciało, ale nie dali życia. Stworzyli mi usta, ale nie dali mi możliwości oddechu. Woda daje mi życie, a słońce przynosi śmierć. Kim jestem? 
- Hm .. - mruknęłam przygryzając wnętrze policzka. Nagle mnie olśniło - Czy, to bałwan? - spytałam. 
- Bardzo dobrze - odpowiedziała i wpuściła mnie do środka. W Pokoju Wspólnym siedziało jedynie parę osób. Wśród nich zauważyłam Masona grającego w szachy z jakimś blondwłosym chłopcem. Podeszłam do nich. Jedenastolatek przedstawił mi swojego współlokatora, Doriana. Chłopiec kogoś mi przypominał, ale długo się nad tym nie rozwodziłam. Potargałam włosy bratu, po czym weszłam do dormitorium by sprawdzić, jak się czuje moje przyjaciółka. 
                                          ***
Zagryzałam wargę żeby nie zacząć się śmiać. Lilka wyglądała przekomicznie. Przycupnęłam na łóżku Mary i wyjęłam z kieszeni gumy cynamonowe. Rudowłosa na ich widok zmarszczyła nos. 
- Jak się czujesz? - spytałam żując cynamonowe cudo. 
- Masakryczni. Nigdy stąd nie wyjdę - jęknęła rzucając się plackiem na swoje łóżko. 
- Po drodze spotkałam Pottera. I chciał wiedzieć, czy to co powiedziałaś o gitarze to była groźba czy obietnica - odparłam z trudem hamując wybuch śmiechu. Zmrużyła oczy ściskając w rękach bordową poduszkę. 
- Dzięki Max, ja też cię kocham. A jak się czuje Emma? 
- Cały czas śpi. Zjadła jedynie kanapkę z indykiem i ponownie uderzyła w kimono. Obawiam się, że do jutra się nie obudzi. A Mary, gdzie? 
- Z Remusem w bibliotece. Fisher dowalił im niesamowitą pracę domową. On na serio ma nieźle nawalone po kopułą - westchnęła. 
                                          ***
Lupin ze skupieniem chodził między rzędami książek i szukał jakieś, która pomogłaby mu i blondynce w odrobieniu zadania. Mieli do napisania wypracowanie pt,,Jak Starożytne Runy pomogły czarodziejom na przestrzeni wieków''. Wspaniale. 
Westchnął i wspiął się na palce, by obczaić księgi na wyższych półkach. W końcu zauważył taką, która mogła pomóc. Wziął ją i ruszył w stronę stolika przy którym siedziała nie za wysoka drobna blondynka obcięta na chłopaka której nie było widać zza góry książek. Pojawiła się dłoń, która dołożyła kolejką książkę do owej wieży. 



- Mam - odparł i położył książkę na blacie stolika. 
- Ty mój bohaterze - zaśmiała się dźwięcznie i zaczęła wertować strony w poszukiwaniu odpowiedzi. Chłopak w tym samym momencie zajął miejsce na przeciwko niej i po kryjomu tak żeby pani Forbes go nie przyłapała zjadł połowę batona miodowego.
Siedzieli tak przez następną godzinę pisząc wypracowanie. W pewnym momencie ciszę przerwał huk. Wszyscy będący w bibliotece poderwali się na swoich krzesłach. 
Remus zacisnął usta i wstał wygładzając materiał granatowej koszuli. Wywracając oczyma otworzył drzwi od biblioteki i spojrzał w lewo. Tak jak myślał sprawcami zamieszania byli jego przyjaciele. A przynajmniej dwójka z nich, ponieważ nie było z nimi Blacka. 
- Czy wy jesteście normalni? - westchnął patrząc na Petera, który starał się odkleić od ściany. Oprócz niego z biblioteki wyszło parę innych osób. 
- Chcieliśmy wypróbować ten klej, ale Pete oczywiście musiał się wywalić - warknął Potter starając się odkleić tyłek od podłogi. Jego włosy były w niesamowitym nieładzie. 
- Przecież on nie jest jeszcze skończony ... co ja z wami mam - westchnął ponownie i machnął różdżką wypowiadając niewerbalne zaklęcie. W tej samej chwili 1/2 Huncwotów uwolniła się. James potargał sobie włosy, a Pettigrew mocno się rumieniąc podniósł z podłogi resztki słoika - A, gdzie nasz ukochany Syriusz? - spytał Lupin opierając się o ścianę. 
- Ostatnio widzieliśmy go, jak obmacywał Sarę Grimm. Tą blondyneczkę z piątego roku. Był tak zajęty, że nawet nie zauważył, jak zwędziłem mu papierosy - zaśmiał się okularnik i pomachał paczką Marlboro. 
- No dobra lećcie stąd zanim jakiś nauczyciel zainteresuje się tym wybuchem. Ja muszę skończyć to durne wypracowanie. 
- Jasne, pozdrów Mary - uśmiechnęli się i ruszyli przed siebie rozmawiając o ulepszeniu formuły ich autorskiego kleju. Kiedy dotarli do Pokoju Wspólnego zauważyli swojego przyjaciela siedzącego na kanapie i czytającego jakieś czasopismo. Usiedli po obu jego stronach. 
- Co tam u Sary? 
- Musiała iść na pogaduchy z przyjaciółkami - Black wyszczerzył zęby - Ale jesteśmy umówieni na spacer. A wy, gdzie byliście? - spytał zakładając po męsku nogę na nogę. Potter z Peterem przywalili sobie dłońmi w twarze. Czasami nie ogarniali tego człowieka. 
                                           ***
Posiedziałam chwilę z rudą gadając o zbliżającym się powoli sezonie Quidditcha - Lils lubi ten sport, ale woli się nim zachwycać na trybunach niż na boisku. Kiedy udała się pod prysznic ja postanowiłam się zbierać. Nucąc pod nosem zeszłam do gryfońskiego Pokoju Wspólnego i zauważyłam 3/4 Huncwotów siedzących na kanapie. Siedzieli tyłem do mnie, więc chciałam po cichu się ulotnić, ale Jim mnie zauważył. 
- Maxinka! - zawołał, a ja zacisnęłam ręce w pięści. 
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz to cię zabiję - warknęłam i usiadłam na przeciwko nich w fotelu. Zmarszczyłam czoło i ze zdziwieniem spojrzałam na okulary Pottera, w których brakowało jednego szkiełka - Eeee ... Jim? 
- Tak? - uśmiechnął się. 
- Co się stało z twoimi okularami? - parsknęłam, na co zmarszczył brwi i zdjął swoje gogle. Przeklął i wyciągnął różdżkę. Po chwili były całe i zdrowe. Peter opowiedział co sie stało, a ja nie mogłam sie nie roześmiać. Cali Huncwoci. Jeśli chodzi o moje stosunki z tą czwórką to są zróżnicowane. Jak już wspominałam Remus jest moim przyjacielem. Wiem, że mogę mu powiedzieć wszystko. No może nie wszystko. Jeśli wiecie o co mi chodzi. Natomiast z pozostałą trójką nigdy nie umiałam złapać podobnego kontaktu. Są moimi dobrymi kumplami, ale nie ... mogę nazwać ich przyjaciółmi. Przed przyjaciółmi nie ma się tajemnic. A jest parę rzeczy, o których ta trójka o mnie nie wie. No i do pewnego czasu Potter był dla mnie istotą której mój umysł nie ogarniał. Natomiast Black ... eh ten facet jest niesamowity. I nie chodzi mi o nic dobrego. To, jak potrafi rozkochać w sobie dziewczynę jest piękne. Mogłabym o tym napisać licencjat gdybym była na mugolskim studiach. 
- Co z Lily? - spytał właściciel czarnych oczu. Na jego ustach widniał szarmancki uśmiech. 
- Posłuchaj Black.Ty upijasz się na każdej imprezie i nikt nie robi z tego problemu ...
- Ale ja nie odwalam takich akcji - mrugnął do mnie, a ja po chwili szeroko się uśmiechnęłam. 
- Tak? A pamiętasz imprezę w Puchonów w tamtym semestrze? Kiedy, to upiłeś się mugolską wódką i latałeś z gołym penisem po Pokoju Wspólnym? - wyszczerzyłam zęby. Nastała cisza, po której James z Peterem zaczęli rżeć ze śmiechu, a Black spłonął rumieńcem. 
- Mieliśmy o tym nigdy nie wspominać - warknął. Wzruszyłam ramionami. 
- Moje oczy ucierpiały równie mocno co twoja duma, więc jesteśmy kwita - westchnęłam - Tylko powiedz mi jedno ... ta blizna na prawym pośladku ...
- Max! - jęknął, na co się zaśmiałam i skończyłam temat. Po jakimś czasie zaczęłam się zbierać. Pożegnałam się z chłopakami i nucąc pod nosem szłam w stronę naszej wieży. Odpowiedziałam na zagadkę i weszłam do środka. Tak, jak myślałam Emma nadal spała, więc ulokowałam się w Pokoju Wspólnym z książką. Uwielbiam czytać, a od pół roku należę do szkolnego klubu książki. Co jakiś czas zmienia się przewodnicząca ( jak do tej pory nie było w klubie żadnego chłopaka ) i w tym roku musimy wybrać nową ponieważ poprzednia skończyła naukę w czerwcu. Pierwsze spotkanie mamy już w poniedziałek i strasznie się z tego powodu cieszę. Uwielbiam rozmawiać o książkach z innymi. Kończyłam kolejny rozdział, gdy do Pokoju Wspólnego weszła Georgie. Kiedy mnie zauważyła usiadła na przeciwko mnie. Odłożyłam książkę. 
- Wiesz co się stało? Woźny znalazł w sowiarni dwie zdechłe sowy. Coś je zagryzło - odparła. Syknęłam.
- Szkolne, czy ...
- Jedna była szkolna, a druga należała do jakieś Puchonki z czwartego roku. Dyrektor rozmawiał z nią przed gabinetem. Podobno widok był potworny - rudowłosa się wzdrygnęła. 
- Przestań. Nienawidzę krwi - jęknęłam głaszcząc się po ramionach. Zawsze się jej bałam, a jak ktoś mówi o tej czerwonej cieczy to od razu robi mi się niedobrze. Mam tak odkąd mój kuzyn miał złamanie otwarte ramienia po tym, jak spadł z drzewa. Ohyda. Miałam wtedy siedem lat i był to najgorsza rzecz jaką widziałam. A widziałam nagie pośladki Blacka, więc wiem co mówię. 
Zmieniłyśmy temat na nieco przyjemniejszy. A mianowicie na koncert Męskich Mioteł, który jest już za tydzień w sobotę. Uwielbiam tych facetów. Są czarodziejskim zespołem śpiewającym rock pomieszany z popem. Kupiłyśmy bilety prawie pół roku temu i nie możemy się doczekać przyszłego weekendu. 
                                        ***
Kolacja minęła bardzo przyjemnie i teraz właśnie szłam w stronę Wieży zanieść Emmie - która nadal miała kaca - naleśniki z borówkami. 
Skręciłam właśnie w jeden z korytarzy na trzecim piętrze, kiedy moją uwagę przyciągnęły otwarte drzwi Izby Pamięci. Zmarszczyłam brwi. W weekendy jest ona zamykana na klucz, a w tygodniu i tak Filch pilnuje by drzwi zawsze były zamykane. Przełknęłam ślinę i stanęłam koło Izby. Weszłam do środka. Nikogo nie było. Weszłam dalej, mój wzrok zatrzymał się na podłodze kilka metrów dalej. Szybko zasłoniłam dłonią usta by nie krzyknąć. Leżał tam kot. Piękny czarny kot. Jednak był nieżywy. Skąd wiem? Bo nie miał głowy. W miejsu, gdzie powinna być znajdowała się pustka, a z szyi ciekła krew. Kolacja podeszła mi do gardła. Podleciałam do kosza stojącego w rogu i zwymiotowałam jajecznicę z szynką. Jaki potwór mógłby coś takiego zrobić?! Wyprostowałam się i pognałam w stronę kantorka pana woźnego. 



Minęło osiem dni a tu już pojawia się kolejny rozdział. Jestem w szoku, że w tak szybik tempie udało mi się coś napisać.
Mam nadzieję, że już polubiliście moich bohaterów.
Pozdrawiam i pamiętajcie o zadawaniu pytań. 








niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 2.

Następnego dnia wstałam około 7.00, więc miałam jeszcze sporo czasu do śniadania. Korzystając z okazji, że moje współlokatorki nadal smacznie spały chwyciłam mundurek i pognałam do łazienki o mało nie zabijając się o dywanik leżący przed umywalką. Odzyskałam równowagę łapiąc się właśnie umywalki. 
Kiedy oddech mi się uspokoił wyskoczyłam z piżamy i obmyłam się chłodną wodą. Chwilę później byłam już ubrana. Szorując zęby miętową pastą przyglądałam się swojemu odbiciu. Jestem dość wysoką - metr siedemdziesiąt osiem - dziewczyną z lekko kręconymi brązowymi włosami obecnie sięgającymi lekko przed ramiona i dużymi ciemnobrązowymi oczyma. Niektórzy mówią, że mają barwę kawy. Mam również dość wąski nos i jasnoróżowe usta. Do tego opalona skóra, którą zawdzięczam włoskim genom. Jeśli chodzi o figurę, to nie ma żadnych rewelacji, ale tragedii też nie ma. Mi wydaje się w sam raz. Mam masę pieprzyków zwłaszcza na plecach i prawym biodrze co według mnie dodaje mojej osobie uroku. Posiadam również tatuaż. Znajduje się między łopatkami i przedstawia czaszkę w wianku z polnych kwiatów. Piękna rzecz. Wypłukałam jamę ustną i wróciłam do pokoju. Georgie stała przed kufrem z przykrótkim szarym T-shircie, a Em nadal spała. To nic dziwnego. Ona uwielbia spać. Uśmiechnęłam się do rudowłosej i usiadłam na brzegu łóżka by założyć trampki. Blue siedziała na parapecie odbywając poranną toaletę i grzejąc się w pierwszych promieniach dzisiejszego słońca. 
- Ciekawe, jakie lekcje będziemy dzisiaj mieć. 
- Oby mało - odparłam spinając grzywkę za uchem i pakując do torby pergaminy oraz kałamarz piórem. W tym roku siódma oraz piąta klasa otrzymuje podręczniki w bonusie i nie musieliśmy ich kupować. Dostaniemy je dopiero na zajęciach.  
Kiedy udało nam się dobudzić blondynkę ruszyłyśmy w stronę Wielkiej Sali na pierwszy posiłek dzisiejszego dnia. Jeśli chodzi o pannę Bones, to nie przyjaźni się z nami. Chciałyśmy tego z Em wiele razy, ale rudowłosa jest i była zbyt nieśmiała. Wolała spędzać czas sama wśród romansideł. Jednak jakieś dwa lata temu po pewnej nie  za miłej sytuacji złapałyśmy wspólny język i jesteśmy dobrymi koleżankami. Najlepszą przyjaciółką Geo była jej siostra Amelia, która dwa lata temu skończyła naukę w Hogwarcie i nie ma już takiego kontaktu z rudowłosą. Szłyśmy śmiejąc się z najnowszej piosenki MelAnii - bardzo znana i lubiana piosenkarka w świecie magicznym, największą popularnością szczycąca się wśród płci męskiej - kiedy zza rogu wybiegła na nas dwójka chłopaków. Musiałyśmy niemal wlecieć na ścianę żeby uchronić się przed karambolem. 
- Sorry dziewczyny! - krzyknął średniego wzrostu chłopak z jasnobrązową szopą na głowie. Wraz z drugiem chłopakiem, wyższym od niego brunetem zniknęli piętro niżej. Nie ma to, jak z samego rana zostać poturbowanym przez Huncwotów. 
- Cholera, oni są nienormalni - wysapała przez śmiech Harper łapiąc się za serce. To zdecydowanie prawda. Już bez żadnych problemów dotarłyśmy na miejsce. Pomachałam Lily i Mary siedzącym przy stole Gryffindoru, po czym zajęłam miejsce na przeciwko Em i Geo. Rozejrzałam się po stole. Jak zwykle wszystko wyglądało smakowicie. Skrzaty dbają by każdy z nas był zadowolony. Owsianki, naleśniki, omlety, jajka w różnych postaciach, kiełbaski na ciepło i wiele wiele innych. Po chwili na moim talerzu wylądował omlet z pieczarkami i szynką oraz grzanki.



Nalałam sobie herbaty jagodowej, kiedy do Wielkiej Sali wleciała Sowia Poczta. Masa sów latała nad stołami rzucając Hogwartczykom pocztę. Przed Emmą wylądowała Bella, sowa jej starszej siostry Lucy. Miała przyczepiony do nóżki list. Blondynka dała jej ciastko z makiem i zabrała się za czytanie. Przede mną wylądował egzemplarz Proroka Codziennego na co się zdziwiłam. Nie prenumeruje tego szmatławca. 
- To moje - powiedziała Georgie i rumieniąc się odebrała ode mnie swoją własność. Uśmiechnęłam się. 
- O żesz w pytkę - szepnęła Harper. 
- Co jest? - spytałam odkrawając kawałek omleta. 
- Lucy wychodzi za Marco - odparła i wyszczerzyła zęby. Zadławiłam się, ale jakiś chłopak siedzący obok pomógł mi klepiąc mnie po plecach. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, po czym napiłam się herbaty i otarłam oczy z łez. 
- To super. Wiedziałam, że w końcu chłopak się odważy - powiedziałam. Lucy ma osiemnaście lat i opuściła Hogwart w czerwcu tego roku. Zaczęła uczyć się na Uzdrowiciela. Marco Thomas jest od niej rok starszy. Zaczęli chodzić ze sobą jakieś pięć lat temu. To urocze, że przypieczętują to ślubem. Mimo tak młodego wieku. Emma chwyciła pióro i zaczęła skrobać odpowiedź na odwrocie. 
W tym samym czasie opiekunowie domów zaczęli rozdawać plany lekcji. Opiekunem Krukonów jest Penelopa Verdon. Czterdziestoletnia kobieta z krótkimi czarnymi włosami obciętymi na boba i ogromnymi szarymi oczyma. Z tą swoją bladą cerą, czerwonymi ustami i ciemnymi ubraniami przypomina trochę wampira. Uczy ONMS chociaż jej wygląd sugerowałby OPCM albo Eliksiry. 
- Georgie Bones ... Emma Amanda Harper ... i Maxine Eva Winslow. Mam nadzieję, że przyłożycie się do nauki dziewczęta - odparła i poszła dalej. Spojrzałam na pergamin. Piątek. Luz. Zaczynałam dopiero Mugoloznastwem, a potem okienko, ONMS i Zielarstwo. Dzięki ci Merlinie. Dzięki. 
- O nie - jęknęła Em - Zaczynam Numerologią. 
- Jęczysz, a trzeba było z niej zrezygnować - powiedziałam i wróciłam do jedzenia. Śniadanie minęło nam na rozmowie i słuchaniu Geo czytającej Proroka. Zaczynał się sezon Quidditcha, więc gazeta wyciągała wiele brudów z życia zawodników. Bardzo często nie prawdziwych. No proszę. Ktoś uwierzyłby, że Szukający Jastrzębii z Falmouth wkroczył w szeregi satanistów i pali nałogowo koty? Chociaż. Znając brutalny styl owej drużyny i ich motto ,,Wygramy, a jak nie, to przynajmniej rozwalimy kilka łbów'' może być w tym ziarenko prawdy. 
Kiedy zjadłyśmy dziewczyny poszły na Numerologię, a ja udałam się w stronę pierwszego piętra na Mugoloznastwo. W tym roku mamy je ze Ślizgonami, co na prawdę bardzo mnie cieszy. Myśląc o nich wyostrza mi się sarkazm. Trójka osób w szmaragdowo-srebrnych szatach stała niedaleko drzwi i rozmawiała ze sobą od czasu do czasu śmiejąc się. Wśród nich zauważyłam Snape. On najmniej udzielał się w owej rozmowie. Stanęłam pod ścianą by nie słyszeć o tym o czym rozmawiają. Oparłam się zamykając na moment oczy. 
- Zapraszam! - do moich uszu dotarł lekko zachrypnięty damski głos. Nauczycielka z uśmiechem otworzyła drzwi klasy. Weszłam jako ostatnia i zajęłam środkową ławkę po lewo od drzwi. Kobieta stanęła przed biurkiem i spojrzała na naszą ósemkę. Trzech Ślizgonów i pięciu Krukonków. Pani Rachel Efron uczy w naszej szkole dopiero cztery lata. Nie ma nawet trzydziestki, więc faceci często ją podrywają. Zwłaszcza ci z ostatniego rocznika. Ma proste blond z kilkoma ciemniejszymi pasemkami włosy sięgające jej ramion oraz duże ciemnozielone oczy. Zawsze ma masę biżuterii. Kolczyki, naszyjnik, milion bransoletek oraz pierścionków. Nigdy nie widziałam by miała na sobie normalną czarodziejską szatę. Dziś na przykład ubrana była w długą czarną spódnicę i brązową bluzkę. 
- Mało nas w tym toku, ale jakoś sobie poradzimy. Na dzisiejszej lekcji porozmawiamy o teatrze. O tym, jak powstawał oraz jaką rolę pełnił - powiedziała. 
                                             ***
Po Mugoloznastwie miałam okienko natomiast Emma szła na Starożytne Runy. Dlatego wzięłam książkę i zasiadłam na Dziedzińcu. Termometr wskazywał dwadzieścia stopni, więc całkiem ciepło jak na początek września. Czytałam nie zwracając w ogóle uwagi na to co działo się wokół mnie. 
W pewnym momencie ktoś się do mnie dosiadł. Spojrzałam na tego kogoś kątem oka, a widząc Remusa uśmiechnęłam się i zamknęłam książkę. Siedzieliśmy chwilę w kompletnej ciszy. Przyjaciele nie potrzebują ciągłej rozmowy. Czasami dobrze jest po prostu pomilczeć. Moja przyjaźń z Lupinem zaczęła się w trzeciej klasie. Huncwoci robili jeden ze swoich kawałów i przez zbiór różnych czynników wkręcili w to mnie. Musiałam przez niemal dwa tygodnie porządkować książki w szkolnej bibliotece. Remusa ruszyło sumienie i powiedział dyrektorowi, że on mi w tym pomógł. Dzięki czemu układaliśmy książki wspólnie. Przez te czternaście dni zaprzyjaźniliśmy się i od tej pory jest dla mnie, jak brat. Z resztą Huncwotów również mam całkiem dobry kontakt, ale nie aż tak bardzo jak z Luniem. 
- Gdzie masz resztę? - spytałam zakładając nogę na nogę i przymykając na chwilę oczy. 
- Są na lekcji. Emma też? 
- Mhm. Dlatego wyszłam trochę na zewnątrz - odparłam. Wsadził rękę w kieszeń szaty i wyciągnął z niej paczkę gum o smaku cynamonu. Z uśmiechem poczęstował mnie jedną. Ze wszystkich moich znajomych tylko on uwielbia tą przyprawę równie mocno co ja. Reszta zawsze się krzywi. 
- Dzisiaj impreza u nas, przychodzicie? - spytał targając sobie włosy. Zauważyłam na jego czole nową świeżą bliznę. No tak, cztery dni temu była pełnia. Zawsze byłam i cały czas jestem pod wrażeniem tego, jak on sobie z tym wszystkim radzi. Gdybym, to ja była Wilkołakiem chyba bym oszalała. Ten ciągły ból i myśl, że mogłoby się kogoś skrzywdzić chyba by mnie załamał. O jego przypadłości dowiedziałam się pod koniec trzeciej klasy, kiedy znalazłam list, który napisał do swojej mamy. Przeczytałam nie mając pojęcia czyj on jest. Chłopak myślał, że zerwę z nim jakikolwiek kontakt, ale ja nawet o tym nie pomyślałam. Jest moim przyjacielem i nie mogłabym się od niego odwrócić. 
- Przecież znasz odpowiedź. Emma nie wybaczyłaby mi gdybyśmy się tam nie pojawiły. Po za tym będę musiała jej pilnować. Ostatnio, jak się opiła chciała tańczyć nago na plaży - parsknęłam wspominając nasz weekendowy pobyt nad jeziorem. Em na serio ma słabą głowę. 
- Płeć brzydka na pewno byłaby zachwycona - powiedział uśmiechając się tajemniczo



Siedzieliśmy tak gadając na różne tematy aż do rozpoczęcia kolejnej lekcji. Mieliśmy wspólnie ONMS. Po chwili dotarliśmy na Błonia. Większość naszych klas już tam była. Stanęliśmy obok Emmy, którą szatyn cmoknął w policzek na powitanie. Po chwili dołączyła do nas Lily. Mary nie chodzi na te zajęcia z powodu strachu przed różnymi stworzeniami. 
Pani Verdon zatrzymała się przed nami z tajemniczym uśmiechem. Jak zwykle ubrana była w gotyckim stylu. Powiedziała, że zaczniemy spacerem po Zakazanym Lesie w poszukiwaniu Szarutek, zwierzaków podobnych do wiewiórek. Nazwa nie sugeruje tego jakiego koloru są. Samce zazwyczaj są czarne natomiast samice jasnobrązowe. Mają jakieś dwadzieścia centymetrów wysokości oraz zakręcony i cienki ogonek często porównywany do świńskiego. Owe zwierzaki są bardzo łagodne i przydatne. Zjadają robaki i grzyby, które atakują drzewa oraz rośliny. Każda para z nas miała woreczek z dzikimi jagodami, ulubionym przysmakiem Szarutków. Długo żadnego nie spotkaliśmy aż na jednej z polanek napatoczyliśmy się na grupkę owych stworzonek zajadających się owocami jakieś rośliny. Kiedy nas zobaczyły wcale nie uciekły, tylko patrzyły na nas zaciekawione. Kucnęłam i wysunęłam dłoń, na której leżały dzikie jagody. Jeden ze zwierzaków, samica, podbiegła powoli do mnie i zaczęła jeść. Pogłaskałam ją lekko. Kiedy my je karmiliśmy pani Verdon robiła nam o nich ciekawy wykład. Lekcja bardzo szybko minęła. Wraz z Emmą oraz Geo i resztą Krukonów udaliśmy się na ostatnią lekcję tego dnia, Zielarstwo.
                                               ***
- No, gdzie jest moja sukienka w serce .... w łazience? .... trudno, pójdę w spodniach ... - Emma próbująca wybrać ubrania na imprezę jest na serio czymś bardzo zabawnym. Jej przygotowania zaczynają się godzinę przed. I bardzo często nie może niczego znaleźć. Zaraz po obiedzie poszłyśmy na chwilę do biblioteki, a potem prosto do dormitorium. Impreza zaczyna się o 18.00, więc zostało pięćdziesiąt minut, a ta lata po pokoju jakby miała minutę. Kiedy ona biega ja wraz z rudą spokojnie siedzimy i gramy w warcaby. Po co się tak śpieszyć? 
- Kobieto, ogarnij się. To  tylko impreza, a nie bal bożonarodzeniowy- rzuciłam zbijając dwa czarne pionki należące do Bones. 
- Nie rozumiesz, że od tego zależy całe moje przyszłe życie? To, za kogo wyjdę za mąż i z kim będę miała dzieci? 
- Wow ... to ja chyba zostanę starą panną z mnóstwem labradorów - parsknęłam wywracając oczyma. Po kolejnych dwudziestu minutach blondynka w końcu zdecydowała się na bordowe szorty z wyższym stanem, białą krótką bluzkę na krótki rękaw oraz czarne sandałki na lekkim obcasie. Kiedy Geo pomagała jej się uczesać ja poszłam do łazienki ze swoim zestawem. Zwykłe carne rurki, biała koszula w kwiatowy wzór i białe slip ony. Moje najukochańsze buty. Mam z pięć par. Rozczesałam swoje dość krótkie włosy i założyłam przepaskę. Pomalowałam rzęsy no i byłam gotowa.
Gdy wróciłam do pokoju Em się malowała, a rudowłosa wybierała ciuchy. Z trudem udało nam się ją przekonać. To będzie jej pierwsza prawdziwa impreza. Oprócz bali bożonarodzeniowych.
Dlatego chciałam żeby wyglądała czadowo. 

- Załóż to - powiedziałam i podałam jej moje lekko za małe skórzane rurki. Chciałam je wyrzucić, a chociaż się na coś przydadzą. Przełknęła ślinę i wsadziła je na tyłek. Pasowały, jak ulał. 
- Ulala. Ktoś tu ma niezły tyłek - rzuciła blondynka i klepnęła ją lekko w tyłek. Geo lekko się zarumieniła. Do tego dobrałyśmy jej dopasowaną bladoróżową bluzkę z baskinką i zwykłe czarne lordsy. Nie chce żeby się zabiła. Umalowałyśmy ją ładnie, a włosy zaplotłyśmy jej w koka. Wyglądała przepięknie. 
Chwilę później szłyśmy już w stronę wieży Gryffindoru. Gruba Dama nie wyglądała na zadowoloną z tego, że ktoś jej przeszkadza. Powiedziałyśmy hasło i weszłyśmy do środka. Impreza trwała w najlepsze. Ludzie tańczyli albo po prostu siedzieli na kanapach i rozmawiali. Emma niemal od razu pognała na łowy, więc zostałyśmy z Bones same. Podeszłyśmy do stołu z zaopatrzeniem. Sięgałam właśnie po butelkę z Ognistą Whiskey, kiedy ktoś zabrał mi ją sprzed nosa. Zmrużyłam oczy. 
- Nie za młoda jesteś Winslow? - wysoki brunet z arystokratycznym nosem i czarnymi oczyma wyszczerzył łobuzersko zęby i mrugnął do mnie. Pokiwałam głową robiąc zawiedzioną minę.  



- Wal się Black - burknęłam i wyrwałam mu butelkę. Nalałam sobie trochę do szklanki. 
- No nie złość się przyjaciółeczko moja kochana. Wiesz, że lubię cię denerwować. Takie moje małe hobby. 
- Moim hobby jest bicie idiotów, więc uważaj - ostrzegłam go. Roześmialiśmy się. Chociaż Syriusz jest totalnym idiotą i bałwanem, to i tak go uwielbiam. Jest moim przyjacielem. Pijąc rozglądałam się po Pokoju Wspólnym Gryfonów. Emma tańczyła z jakimś przystojnym blondynem, jakoś nie kojarzyłam jego buźki. Natomiast Georgie rozmawiała z Mary, która wyglądała uroczo w bladoróżowej sukience. Próbowałam również wypatrzeć Lily, ale jakoś mi się nie udało. 
- Evans i Luniek są na patrolu - rzucił Black, który w jakiś sposób domyślił się o czym myślę. 
- A Jimbo, gdzie? - spytałam wygodniej opierając się plecami o ścianę. Wzruszył ramionami. Uśmiechnęłam się - O ile chcesz się założyć, że polazł za Lily i Remusem? - spytałam. Parsknął i dopił swoją Ognistą. 
- Że ja o tym nie pomyślałem. Jednak w takim wypadku nie mogę się z tobą założyć ...
- Przepraszam ... - podeszła do nas dziewczyna wyglądająca na góra piętnaście lat. Miała krótkie kręcone czarne włosy i wąskie zielone oczy oraz urocze rumieńce na policzkach. Chciała zatańczyć z Syriuszem. Chłopak chyba nie miał na to ochoty, ale szeroko się uśmiechnął i ukłonił przed nią. Dziewczyna jeszcze mocniej się zarumieniła. Łapa złapał ją za dłoń i pociągnął na parkiet.
Mimowolnie sama się uśmiechnęłam. Za nim i Jamesem szaleje masa dziewczyn. Widać to na każdym kroku. Jednak Potter zazwyczaj zarywa do nich, kiedy chce aby Lily była zazdrosna. Często kiedy siedzę z nimi sama, a dziewczyny go podrywają to on nie zwraca na to uwagi. Ale zdaje sobie sprawę z tego, jak działa na niewiasty.
Z Blackiem jest trochę inaczej. On często flirtuje z dziewczynami. Często również specjalnie je ignoruje, ponieważ wie, że dzięki temu jeszcze bardziej będą się zachwycały jego osobą. Oboje są wciąż dużymi chłopczykami, ale na swój sposób uroczymi i inteligentnymi chociaż chyba sami nie zdają sobie z tego sprawy. Powinni w końcu dorosnąć.
Nawet Piotruś Pan w końcu na pewno musiał przestać być Wiecznym Chłopcem. 

                                              ***
Impreza trwała już dwie godziny i wraz z kilkoma innymi osobami tańczyłam w kółku. Od czasu do czasu ktoś wchodził do kółka i pokazywał swoje umiejętności - lub po prostu robił z siebie kompletnego debila. 
Koło mnie tańcowała Lily kręcąc swoim chudym tyłkiem. Po alkoholu zmienia się nie do poznania. Rozluźnia się i nie jest już tą sztywną panią prefekt z manią przestrzegania regulaminu szkolnego. Uwielbiam tamtą Evans, ale ta wersja również jest w porządku. 
- Kocham cię Max! - krzyknęła uwieszając mi się na szyi. Zaśmiałam się i cmoknęłam w czoło.
- Ja ciebie też Rudzielcu. Ale może nie pij już więcej, co? - zasugerowałam. Zrobiła oburzoną minę i powiedziała, że jestem za młoda by mówić jej co ma robić. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. 
- Mam prawo zaszaleć. Ten idiota Potter tak mnie wnerwia, że nie mogę .... czemu nie może być normalny? Chętnie bym się z nim zaprzyjaźniła, ale kurwa nie mogę - jęknęła opadając na jeden ze szkarłatno-złotych foteli. Otworzyłam szeroko oczy. Rzadko można usłyszeć przeklinającą Evans. Usiadłam obok niej i poczekałam aż się wygada. Zajęło jej to niemal dwadzieścia minut. I wiele razy używała słów niezbyt przyjaznych. Z trudem powstrzymywałam wybuch śmiechu, kiedy wyzywała Jamesa od sukinsynów i innych szumowin. Wraz z zielonooką poznałyśmy się mając cztery lata. Chodziłyśmy do jednego przedszkola. Od razu się w sobie zakochałyśmy. Cały czas razem i w ogóle. Każdy weekend spędzałyśmy razem. Jednak, kiedy miałyśmy dziewięć lat Lily poznała Snape. I wtedy wszystko się popsuło. Chłopak opowiedział jej o magii i o Hogwarcie. No i powiedział o mnie, że ja też jestem czarownicą. Dziewczyna strasznie się na mnie wściekła, że jej nie powiedziałam chociaż widziałam, że odblokowała się w niej moc. Ale, to nie była moja wina. Tata powiedział, że to Dumbledore musi powiadomić mugolaków o ich mocach. Nie uwierzyła. Z każdym dniem oddalała się ode mnie coraz bardziej aż całkowicie straciłyśmy kontakt. Bycie w innych domach również nas od siebie oddzieliło. Może, gdybym również dostała się do Gryffindoru albo ona do Ravenclaw to nasz stosunki polepszyłyby się od razu na pierwszym roku. A tak to ona poznała Mary, a ja Emmę i dupa. Jednak na szczęście w wakacje po trzeciej klasie traf chciał, że nasza przyjaźń odrodziła się na nowo. A zainteresowanie Snape czarną magią i jego pogarszający się charakter sprawił, że obecnie jesteśmy sobie jeszcze bardziej bliższe niż byłyśmy. 






Cześć moi kochani czytelnicy - nawet ci anonimowi.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Wobec mnie był lepszy niż poprzedni choć mało się działo.
Jest już ktoś kogo polubiliście?
Pozdrawiam i życzę miłych walentynek. Albo chociaż dużej ilości dobrego i drogiego alkoholu. 
















































piątek, 5 lutego 2016

Rozdział 1.

***sześć miesięcy później***
Zamknęłam kufer i rozejrzałam się po pokoju, by sprawdzić czy czegoś nie zapomniałam. To średniej wielkości pomieszczenie na poddaszu. Jasnoniebieskie ściany, ciemne panele na podłodze. Przy drzwiach stoi małe biurko z krzesełkiem. Po lewo jest moje wąskie metalowe łóżko oraz regał z książkami, a po drugiej stronie szafa na ubrania oraz perkusja, która jest moją miłością od prawie ośmiu lat. Na ścianie przy biurku wiszą zdjęcia, a na tej przy łóżku w tamte wakacje namalowałam trzy czarne dmuchawce. Z okna mam widok na ulicę i oddalone o kilkadziesiąt metrów jezioro. Zauważyłam na biurku różdżkę, więc schowałam ją do podręcznego plecaka. Wygładziłam koc leżący na łóżku, po czym zeszłam na dół. Nasz dom jest dość spory. W końcu mieszka tu siedem osób. Na parterze jest dość duży salon, przestronna kuchnia połączona z jadalnią, toaleta oraz sypialnia rodziców. Na piętrze są pokoje czwórki mojego rodzeństwa oraz druga łazienka, a na poddaszu mój pokój. 
W kuchnio-jadalni był niesamowity gwar. Mama uwijała się smażąc na dwóch patelniach naleśniki, ojca jak zwykle nie było, a Ren z Masonem wyrywali sobie z rąk smarowidła do naleśników. Jedynie Aly siedziała grzecznie i układała na swoim plasterki truskawek. Cmoknęłam ją w główkę pokrytą blond włosami i trzepnęłam szesnastolatka w łepetynę, kiedy chciał ukraść Masonowi dżem ananasowy. 
- Ała! - krzyknął. 
- Uspokój się. Ile ty masz lat? - spytałam przytulając mamę. Prychnął i wziął się do jedzenia. Mama jest niską - metr sześćdziesiąt - kobietą po czterdziestce z krótkimi kręconymi brązowymi włosami, które odziedziczyłam ja, Mason i Ren oraz niebieskimi oczyma. Je otrzymała jedynie Aly. Jest normalną osobą. Nie czarownicą. Poznali się z tatą na wakacjach we Włoszech. Jacy byli zdziwieni, gdy okazało się, że pochodzą z tego samego miasta. Niemal od razu się w sobie zakochali, a dwa lata później na świat przyszedł Jason, który ma obecnie dwadzieścia lat i pracuje jako Łamacz Klątw w Banku Gringotta. Mama dowiedziała się o magii jeszcze przed ślubem i na serio dobrze zareagowała. 
- Spakowana? - spytała wylewając na patelnię resztę ciasta i rozlewając je na całej powierzchni. 
- Tak mi się wydaje, ale jak czegoś zapomniałam to ci napiszę. Ojciec już wyszedł? - wstawiłam wodę na kawę. Niemrawo pokiwała głową. Cmoknęłam ją w policzek. Ojca prawie w ogóle nie ma w domu i martwię się o mamę. Ostatnio powiedziała, że nie daje rady. Ojciec powinien się ogarnąć. Na serio. 
Kilka chwil później siedziałyśmy przy stole z resztą i rozmawialiśmy. Mason strasznie denerwował się przed swoim pierwszym rokiem w Hogwarcie. Jednak cieszył się, że ja i Renn tam, z nim będziemy. 
- Nie chce być w Slytherinie - jęknął, kiedy ładowaliśmy się do samochodu. Klęknęłam przed nim i wzięłam jego ręczki w swoje. 
- Słuchaj kochanie. Nie będziesz w Slytherinie. Jesteś za dobry na bycie Ślizgonem. Tam trafiają sami najgorsi, a ty masz dobre serduszko. Prawda? 
- Tak - uśmiechnął się. Uściskałam go, po czym władował się na tył koło Alyson i Rena, który przegrał ze mną w ,,kamień,papier,nożyce'' o siedzenie z przodu. Patrzył na mnie naburmuszony i zły, a sam jest sobie winien. Powinien zmienić taktykę. Pokazywanie, za każdym razem kamienia nie jest mądre. Włączyłam radio. Dzięki muzyce jazda minęła nam dość szybko, bo niecałe dwie godziny. A z Ipswich do Londynu jest dość daleko. Mama zaparkowała niedaleko King's Cross, po czym biegiem ruszyliśmy w stronę peronu 9 i 3/4. Kiedy nikt nie patrzył przedostaliśmy się przez barierę. Do odjazdu pociągu zostało dwadzieścia minut. 
- No dobrze. Uczcie się, nie sprawiajcie problemów nauczycielom. Szczególnie, ty Ry - mama ze zmrużonymi oczyma spojrzała na szesnastolatka, który wyszczerzył radośnie zęby. Westchnęła, po czym mocno uściskała małego. Kiedy wszyscy się poprzytulaliśmy i pożegnaliśmy wraz z chłopakami udaliśmy się do pociągu. Szatyn potargał włosy jedenastolatkowi i ruszył na poszukiwania swoich kumpli. Mały nie chciał siedzieć sam, więc razem usiedliśmy w jednym przedziale. Niemal od razu wypuścił z koszyka Blue i wziął ją na kolana. Moja kotka była tym zachwycona i z chęcią poddawała się głaskaniu. Dostałam ją w na początku wakacji od ojca i od razu się w niej zakochałam. Nigdy nie miałam kota, więc bałam się, że sobie nie poradzę. Jednak mała jest grzeczna i nie ma z nią żadnych problemów. 
Pięć minut przed odjazdem pociągu do naszego przedziału wpadła średniego wzrostu dziewczyna ubrana już w mundurek z godłem Ravenclawu na piersi. Jej proste blond włosy zaplecione były w dobieranego warkocza, a duże zielone oczy z domieszką szarości błyszczały podekscytowaniem. Emma Hunter. Moja najlepsza przyjaciółka od sześciu lat. Nie zrozumcie mnie źle. Z Lily również się przyjaźnię, ale to bardziej zakręcona historia. Innym razem ją opowiem. Odstawiła kufer, po czym rzuciła mi się na kolana. Poczułam zgrzyt kości. No proszę was, ona nie waży dziesięciu kilo. 
- Mordka moja! - cmoknęła mnie w usta. Z udawanym obrzydzeniem otarłam je rękawem swetra. Mason zaśmiał się cicho, a ona zrobiła oburzoną minę. 
- No już, nie gniewaj się - przytuliłam ją i położyłam głowę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się, po czym przybiła piątkę z jedenastolatkiem. Z Em poznałyśmy się na początku pierwszego roku i od razu złapałyśmy wspólny język. I od sześciu lat jesteśmy nierozłączne.
Kiedy pociąg ruszył zeszła z moich kolan i usiadła obok mnie zabierając młodemu Blue. Zachciało mi się siku, więc ruszyłam w stronę pociągowej toalety. Jednak chyba nie tylko mi pęcherz dawał znać. Przed wejściem do dwóch łazienek ustawiła się kilkuosobowa kolejka. Westchnęłam i oparłam się o okno. Trochę sobie poczekam. Mogłabym wejść do męskiej, ale aż tak bardzo mi się nie chce żeby narazić swoje życie na ten smród. 
Pięć minut później przyszła moja kolej. Wchodząc na kogoś wpadłam. A właściwie ten ktoś wpadł na mnie. Spojrzałam w lewo i zacisnęłam usta w wąską linię. Snape. Patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby złość pomieszana z poczuciem winy. Nic nie mówiąc weszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Moje uczucia względem tego faceta są na serio pogmatwane. Z jednej strony przez długi czas współczułam mu tego, że Huncwoci się tak na niego uwzięli. I, że rodzice w ogóle go nie kochali i traktowali jak popychadło. Jednak z drugiej czułam czystą nienawiść. Przez niego moja przyjaźń z Lily ucierpiała. To przez niego przez sześć lat nie odezwałyśmy się do siebie słowem. To przez niego na długi czas straciłam osobę, która była jedną z ważniejszych w moim życiu. Na szczęście od trzech lat znowu przyjaźnię się z Lily, a on nic już dla niej nie znaczy. 
Wzięłam uspokajający wdech, po czym załatwiłam co miałam załatwić i wróciłam do przedziału. I jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam tam dwie inne dziewczyny. Zielonooka właścicielka pofalowanych rudych włosów siedziała obok Masona i przeglądała jego kolekcję kart z Czekoladowych Żab. Natomiast niska dziewczyna z obciętymi na krótko blond włosami i dużymi karmelowymi oczyma bawiła się z Blue. Nigdzie natomiast nie było Emmy. 
Pierwsza zauważyła mnie Lily. Podniosła się i mocno mnie przytuliła. Przymknęłam oczy. Jak zwykle pachniała swoimi ulubionymi perfumami o zapachu kwiatu pomarańczy, cynamonu, bergamotki i paczuli. No i migdałowym szamponem do włosów. 
- Cześć grubasie - powiedziałam szczerząc zęby. 
- Ej, tamta ławka była po prostu ... spróchniała. To nie moja wina - burknęła lekko się rumieniąc. Parsknęłam i cmoknęłam ją w nos. 
- Cześć elfie - rozłożyłam ramiona w stronę niskiej blondynki. Mary wesoło się uśmiechnęła i wtuliła we mnie. Ona natomiast pachniała jedynie wanilią - Gdzie mój roztrzepaniec? - spytałam. Okazało się, że poszła na chwilę do Carly. Swojej siostry. Postanowiliśmy zagrać w szachy żeby czas nam szybciej minął.
                                             ***
Na stacji w Hogsmeade byliśmy około 19.00. Na serio byłam w szoku, że przez całą podróż nie natknęliśmy się na Huncwotów. To było podejrzane. 
Mały wraz z resztą pierwszaków poszedł za Hagridem, a my z dziewczynami ruszyłyśmy w stronę powozów ciągniętych przez testrale. Z naszej czwórki tylko ja je widzę. Kiedy miałam dziewięć lat widziałam, jak umiera kobieta w parku. Była na spacerze ze swoim psem i dostała zawału. Zadzwoniłam po pogotowie, ale nie dali rady jej uratować. I, dlatego widzę testrale. Po byłam przy czyjeś śmierci. Nie polecam tego nikomu. Nawet po to by zobaczyć te tajemnicze i lekko przerażające stworzenia. Pogłaskałam jednego z nich po kościstym łbie i jako ostatnia wsiadłam do powozu. Podróż trwała kilka minut. W Wielkiej Sali napatoczyliśmy się na Irytka, który postanowił powitać nas balonami napełnionymi dziwną czarną mazią. Jeden rozbił się niedaleko nas i opryskał szatę Emmy, która nie panując nad sobą rzuciła się w pogoń za nim. Roześmiałyśmy się widząc, jak uchyla się nad kolejnymi balonami. 
Kiedy siadałam z nią przy stole Krukonów prawie cała była w czarnej mazi. Wyszczerzyłam zęby, na co prychnęła i wyczyściła się odpowiednim zaklęciem. 
Po chwili na Wielką Salę weszła profesor Mcgonagall i nowi uczniowie. Mason szedł niemal na samym końcu. Wyglądał na podekscytowanego nowym miejscem. 


- Gdy kogoś wyczytam podchodzi tutaj. Wtedy włożę mu na głowę tiarę przydziału, która wskaże wam wasze domy - powiedziała Mcgonagall. 
- Arhen, Pauline - odczytała, a z tłumu wyszła drobna blondynka z okularami na nosie. Usiadła, a tiara niemal od razu przydzieliła ją do Puchonów.
Potem Drake Brown, Connie Brulle i Shane Chowder dostali się do Gryffindoru. Po dwudziestu minutach pani wyczytała przedostatnią osobę. Olivię Wilson. Brunetka z krzywym nosem zajęła miejsce na stołku, a tiara wylądowała na jej głowie. 

- Slytherin! - krzyknęła, a mała powędrowała w stronę drugiego stołu po lewo. 
- Winslow, Mason! - w końcu przyszła pora na młodego. Modliłam się żeby został Krukonem albo Puchonem. Z bladą ze strachu twarzą usiadł. Poczułam, że Em łapie mnie za rękę. 
- Ravenclaw! - wykrzyknęła tiara, a Mason poderwał się i ruszył w moją stronę władował się na miejsce między mną a jakąś dziewczynką z rudym warkoczem. Również pierwszoklasistką. Przytulił się do mnie i przybił żółwika z Emmą. 
- Witam drodzy uczniowie w kolejnym roku szkolnym. Cieszę się, że was wszystkich widzę - po Wielkiej Sali rozniósł się głos dyrektora stojącego za stołem nauczycielskim - Najpierw chciałem ogłosić smutną wiadomość. Profesor Cain zrezygnował z funkcji nauczyciela Astronomii z powodów zdrowotnych i, dlatego powitajcie nową nauczycielkę. Panią Lenę Stepkins - powiedział, a zza stołu podniosła się dość wysoka kobieta po trzydziestce ubrana w szaro-niebieską szatę. Jej grube brązowe włosy spięte były w koka. Ukłoniła się i ponownie zajęła miejsce pomiędzy Hagridem, a Mcgonagall - No i z pewnych względów ... po raz kolejny zmieni się wam nauczyciel od OPCM. Pan Marschall nie dał rady pojawić się na dzisiejszej kolacji powitalnej, ale na jutrzejszych zajęciach już będzie. No dobrze. To chyba wszystko co chciałem powiedzieć. Możecie jeść - uśmiechnął się i klasnął w dłonie, a na stołach pojawiła się masa jedzenia. Każdy był strasznie głodny, więc nie było nikogo kto przepuściłby okazję do najedzenia się. Ja w czasie wakacji najbardziej tęsknię za zapiekanką ziemniaczaną z indykiem i brokułami w wykonaniu skrzatów domowych. Normalnie niebo w gębie. Godzinę później kolacja się skończyła. Prefekci zajęli się pierwszakami, a ja i Em powoli nigdzie się nie śpiesząc szłyśmy w stronę Wieży Zachodniej. Dzisiaj czwartek, więc jutro niestety mieliśmy już zajęcia. Na szczęścia zaczynał się również weekend, dlatego będziemy mogli się jeszcze zregenerować przed rozpoczęciem męczących miesięcy pełnych nauki. Po chwili byłyśmy już na miejscu. U nas nie ma hasła, jak u Gryfonów czy Ślizgonów. U nas trzeba odgadnąć zagadkę zadaną przez kołatkę. Jeśli się źle odpowie trzeba czekać, na kogoś kto sobie z nią poradzi. Czasami ustawiają się przed wejściem ogromne kolejki. Tym razem chyba przyszłyśmy pierwsze, bo oprócz nas nikogo nie było. 
- Ten, kto to wytwarza, nie potrzebuje tego. Ten kto to kupuje też tego nie potrzebuje. Ten który potrzebuje, nie kupuje tego. Ten kto to ma nie wie o tym. Co to jest? - spytała poważnym i twardym głosem. Zmarszczyłam czoło i zaczęłam myśleć. Często te zagadki na serio są łatwe. Trzeba tylko mocno się nad nimi zastanowić. Emma również wyglądała na skupioną. Cholera, co to może być? Co to może ... nie, to nie to. Nagle coś wpadło mi do głowy. Nic innego chyba nie wymyślę. 
- Czy, to ... trumna? - spytałam. Coś kliknęło, a drzwi otworzyły się szeroko. Uff. 



Dostałyśmy się do Pokoju Wspólnego. To obszerny, okrągły pokój, większy od wszystkich pokojów w Hogwarcie. Tak mi się przynajmniej wydaje. Piękne sklepienie, łukowe okna przedzielają ściany obwieszone błękitno-złotymi jedwabnymi tkaninami. Na kopulastym sklepieniu namalowane są srebrne i złote gwiazdy, które widnieją również na granatowym dywanie pokrywającym podłogę. Są tu stoliki, fotele, biblioteczki, a w niszy naprzeciw drzwi stoi wysoki posąg z białego marmuru, przedstawiający Rowenę Ravenclaw. Nasz wzór do naśladowania. Mamy z okien widok na góry, błonia i stadion quidditcha. Czyli według mnie najlepsze miejsce w zamku. Po chwili znalazłyśmy się przed drzwiami naszego dormitorium. Weszłyśmy do środka śmiejąc się z kawału blondynki. Przestałyśmy, kiedy zobaczyłyśmy płaczącą dziewczynę leżącą na jednym z czterech łóżek. Spojrzałam na Em i niemal od razu podleciałyśmy do rudowłosej. 
- Geo, co się stało? - spytałam mocno ją przytulając. Wtuliła się we mnie mocząc łzami moją szatę, ale w tej chwili na serio miałam to gdzieś. Emma usiadła po jej drugiej stronie i położyła głowię na jej ramieniu. 
- Jinny ... ona ... - wymamrotała z trudem łapiąc oddech. Otworzyłam szeroko oczy. O nie - Zdechła ... 
- Cicho kochanie, cicho - szepnęłam i jeszcze mocniej ją przytuliłam. Jinny, to kotka Georgie. Miała ją od początku nauki tutaj. To był taki mądry kot. Nigdy nie opuszczała naszego dormitorium ani Pokoju Wspólnego. Zawsze spała na lewej stronie poduszki rudowłosej. Nigdzie indziej. Sprawiała naszej trójce wiele radości. Traktowałam ją, jak swojego kota i cieszyłam się, że Blue będzie miała przyjaciółkę. A tu taka wiadomość. 
- Co się jej stało? - spytała Hunter głaszcząc dziewczynę po potarganych włosach. Okazało się, że nowy pies sąsiadów zobaczył ją na ich podwórku i zagryzł. Dziewczyna nigdy nie zapomni tego widoku. Wszędzie kawałki Jinny, krew ... ohyda. Mnie samej zbierało się na wymioty, a nawet tego nie widziałam. Plusem jest to, że psa oddano do schroniska. Siedziałyśmy nic nie mówiąc, gdy do naszych uszu dotarł jakiś hałas na dworze. Podniosłyśmy się i szeroko otworzyłyśmy okno. Fajerwerki. Całe niebo nad Zakazanym Lasem świeciło od sztucznych ogni. Uśmiechnęłyśmy się. Nie tylko my się temu przypatrywałyśmy. Prawie wszyscy wyglądali przez okna by podziwiać te kolorowe piękności. Uwielbiam fajerwerki. Zawsze w Sylwestra puszczałam je z ojcem i Jasonem. Uśmiechnęłam się. Nagle sztuczne ognie utworzyły napis. 
- Wielcy Huncwoci witają wszystkich w nowym roku szkolnym - przeczytałam, na co Em parsknęła - Nie jestem zdziwiona, że to oni. Przynajmniej nie zrobili żadnego kawału. A są do tego zdolni - dodałam i próbowałam przedrzeć się wzrokiem przez ciemność, by zobaczyć ich sylwetki. Cała czwórka stała z Hagridem przed jego chatką. Może w końcu dorośli? Nie, no. Liczę chyba na zbyt wiele. Oni nigdy nie dorosną. Może jedynie Remus. Co i tak jest sukcesem przy tej trójce wiecznych chłopców.
                                             ***
- Ale jazda! Nieźle nam to wyszło - Potter wyszczerzył zęby i poklepał po ramieniu szatyna stojącego obok niego. 
- Ja i tak bym wolał jakiś kawał - zaśmiał się brunet opierający się o chatkę gajowego. Co roku robili coś śmiesznego i często głupiego. Ale w tym roku postanowili powitać wszystkich miłą rzeczą. 
- Oj tam. Mamy przed sobą wiele miesięcy. Damy radę coś jeszcze wykombinować - James mrugnął do niego i spojrzał na zarys zamku na tle granatowego nieba. W oknach paliły się światła, widać było ludzi podziwiających sztuczne ognie. Ciekawe, czy Lily tam jest? - pomyślał. Wszyscy uważają, że po prostu mu odbiło. Ale mu na niej na serio zależy. Czy ją kocha? Jeszcze niedawno powiedziałby, że tak. Ale zrozumiał, że to nie może być miłość. Zrozumiał, że miłość jest wtedy, kiedy druga osoba również odwzajemnia to uczucie. A rudowłosa dopiero niedawno zaczęła go tolerować, więc do miłości daleko. Ale wiedział, że musi się postarać. Nie może z niej zrezygnować. Jeśli do końca roku rudowłosa go nie pokocha wtedy zrezygnuje. 
- No dobra, chodźmy już. Zaraz 22.00 - powiedział Lupin. On z całej czwórki był najbardziej odpowiedzialny. Był Huncwotem. Lubił ten dreszczyk emocji towarzyszący tym wszystkim kawałom i nocnym eskapadom, ale był również prefektem. A Prefekt powinien dawać dobry przykład. Pożegnali się z Hagridem i ruszyli w stronę zamku rozmawiając o następnym dniu. 




No i mamy pierwszy rozdział. Nie jest za długi bo chciałam was nim wprowadzić w moją historię, ale obiecuję, że kolejne rozdziały będą dłuższe i więcej się będzie w nich działo. 
Mam do was małe pytanie. Według was dobrze będzie jak będę przeplatała narrację pierwszoosobową z trzecioosobową? Chciałam zająć się tylko pierwszoosobową należącą do Maxine, ale wydaje mi się że to co robią huncwoci i inni również was ciekawi.
No i pamiętajcie o zadawaniu pytań.
Pozdrawiam :*