niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 2.

Następnego dnia wstałam około 7.00, więc miałam jeszcze sporo czasu do śniadania. Korzystając z okazji, że moje współlokatorki nadal smacznie spały chwyciłam mundurek i pognałam do łazienki o mało nie zabijając się o dywanik leżący przed umywalką. Odzyskałam równowagę łapiąc się właśnie umywalki. 
Kiedy oddech mi się uspokoił wyskoczyłam z piżamy i obmyłam się chłodną wodą. Chwilę później byłam już ubrana. Szorując zęby miętową pastą przyglądałam się swojemu odbiciu. Jestem dość wysoką - metr siedemdziesiąt osiem - dziewczyną z lekko kręconymi brązowymi włosami obecnie sięgającymi lekko przed ramiona i dużymi ciemnobrązowymi oczyma. Niektórzy mówią, że mają barwę kawy. Mam również dość wąski nos i jasnoróżowe usta. Do tego opalona skóra, którą zawdzięczam włoskim genom. Jeśli chodzi o figurę, to nie ma żadnych rewelacji, ale tragedii też nie ma. Mi wydaje się w sam raz. Mam masę pieprzyków zwłaszcza na plecach i prawym biodrze co według mnie dodaje mojej osobie uroku. Posiadam również tatuaż. Znajduje się między łopatkami i przedstawia czaszkę w wianku z polnych kwiatów. Piękna rzecz. Wypłukałam jamę ustną i wróciłam do pokoju. Georgie stała przed kufrem z przykrótkim szarym T-shircie, a Em nadal spała. To nic dziwnego. Ona uwielbia spać. Uśmiechnęłam się do rudowłosej i usiadłam na brzegu łóżka by założyć trampki. Blue siedziała na parapecie odbywając poranną toaletę i grzejąc się w pierwszych promieniach dzisiejszego słońca. 
- Ciekawe, jakie lekcje będziemy dzisiaj mieć. 
- Oby mało - odparłam spinając grzywkę za uchem i pakując do torby pergaminy oraz kałamarz piórem. W tym roku siódma oraz piąta klasa otrzymuje podręczniki w bonusie i nie musieliśmy ich kupować. Dostaniemy je dopiero na zajęciach.  
Kiedy udało nam się dobudzić blondynkę ruszyłyśmy w stronę Wielkiej Sali na pierwszy posiłek dzisiejszego dnia. Jeśli chodzi o pannę Bones, to nie przyjaźni się z nami. Chciałyśmy tego z Em wiele razy, ale rudowłosa jest i była zbyt nieśmiała. Wolała spędzać czas sama wśród romansideł. Jednak jakieś dwa lata temu po pewnej nie  za miłej sytuacji złapałyśmy wspólny język i jesteśmy dobrymi koleżankami. Najlepszą przyjaciółką Geo była jej siostra Amelia, która dwa lata temu skończyła naukę w Hogwarcie i nie ma już takiego kontaktu z rudowłosą. Szłyśmy śmiejąc się z najnowszej piosenki MelAnii - bardzo znana i lubiana piosenkarka w świecie magicznym, największą popularnością szczycąca się wśród płci męskiej - kiedy zza rogu wybiegła na nas dwójka chłopaków. Musiałyśmy niemal wlecieć na ścianę żeby uchronić się przed karambolem. 
- Sorry dziewczyny! - krzyknął średniego wzrostu chłopak z jasnobrązową szopą na głowie. Wraz z drugiem chłopakiem, wyższym od niego brunetem zniknęli piętro niżej. Nie ma to, jak z samego rana zostać poturbowanym przez Huncwotów. 
- Cholera, oni są nienormalni - wysapała przez śmiech Harper łapiąc się za serce. To zdecydowanie prawda. Już bez żadnych problemów dotarłyśmy na miejsce. Pomachałam Lily i Mary siedzącym przy stole Gryffindoru, po czym zajęłam miejsce na przeciwko Em i Geo. Rozejrzałam się po stole. Jak zwykle wszystko wyglądało smakowicie. Skrzaty dbają by każdy z nas był zadowolony. Owsianki, naleśniki, omlety, jajka w różnych postaciach, kiełbaski na ciepło i wiele wiele innych. Po chwili na moim talerzu wylądował omlet z pieczarkami i szynką oraz grzanki.



Nalałam sobie herbaty jagodowej, kiedy do Wielkiej Sali wleciała Sowia Poczta. Masa sów latała nad stołami rzucając Hogwartczykom pocztę. Przed Emmą wylądowała Bella, sowa jej starszej siostry Lucy. Miała przyczepiony do nóżki list. Blondynka dała jej ciastko z makiem i zabrała się za czytanie. Przede mną wylądował egzemplarz Proroka Codziennego na co się zdziwiłam. Nie prenumeruje tego szmatławca. 
- To moje - powiedziała Georgie i rumieniąc się odebrała ode mnie swoją własność. Uśmiechnęłam się. 
- O żesz w pytkę - szepnęła Harper. 
- Co jest? - spytałam odkrawając kawałek omleta. 
- Lucy wychodzi za Marco - odparła i wyszczerzyła zęby. Zadławiłam się, ale jakiś chłopak siedzący obok pomógł mi klepiąc mnie po plecach. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, po czym napiłam się herbaty i otarłam oczy z łez. 
- To super. Wiedziałam, że w końcu chłopak się odważy - powiedziałam. Lucy ma osiemnaście lat i opuściła Hogwart w czerwcu tego roku. Zaczęła uczyć się na Uzdrowiciela. Marco Thomas jest od niej rok starszy. Zaczęli chodzić ze sobą jakieś pięć lat temu. To urocze, że przypieczętują to ślubem. Mimo tak młodego wieku. Emma chwyciła pióro i zaczęła skrobać odpowiedź na odwrocie. 
W tym samym czasie opiekunowie domów zaczęli rozdawać plany lekcji. Opiekunem Krukonów jest Penelopa Verdon. Czterdziestoletnia kobieta z krótkimi czarnymi włosami obciętymi na boba i ogromnymi szarymi oczyma. Z tą swoją bladą cerą, czerwonymi ustami i ciemnymi ubraniami przypomina trochę wampira. Uczy ONMS chociaż jej wygląd sugerowałby OPCM albo Eliksiry. 
- Georgie Bones ... Emma Amanda Harper ... i Maxine Eva Winslow. Mam nadzieję, że przyłożycie się do nauki dziewczęta - odparła i poszła dalej. Spojrzałam na pergamin. Piątek. Luz. Zaczynałam dopiero Mugoloznastwem, a potem okienko, ONMS i Zielarstwo. Dzięki ci Merlinie. Dzięki. 
- O nie - jęknęła Em - Zaczynam Numerologią. 
- Jęczysz, a trzeba było z niej zrezygnować - powiedziałam i wróciłam do jedzenia. Śniadanie minęło nam na rozmowie i słuchaniu Geo czytającej Proroka. Zaczynał się sezon Quidditcha, więc gazeta wyciągała wiele brudów z życia zawodników. Bardzo często nie prawdziwych. No proszę. Ktoś uwierzyłby, że Szukający Jastrzębii z Falmouth wkroczył w szeregi satanistów i pali nałogowo koty? Chociaż. Znając brutalny styl owej drużyny i ich motto ,,Wygramy, a jak nie, to przynajmniej rozwalimy kilka łbów'' może być w tym ziarenko prawdy. 
Kiedy zjadłyśmy dziewczyny poszły na Numerologię, a ja udałam się w stronę pierwszego piętra na Mugoloznastwo. W tym roku mamy je ze Ślizgonami, co na prawdę bardzo mnie cieszy. Myśląc o nich wyostrza mi się sarkazm. Trójka osób w szmaragdowo-srebrnych szatach stała niedaleko drzwi i rozmawiała ze sobą od czasu do czasu śmiejąc się. Wśród nich zauważyłam Snape. On najmniej udzielał się w owej rozmowie. Stanęłam pod ścianą by nie słyszeć o tym o czym rozmawiają. Oparłam się zamykając na moment oczy. 
- Zapraszam! - do moich uszu dotarł lekko zachrypnięty damski głos. Nauczycielka z uśmiechem otworzyła drzwi klasy. Weszłam jako ostatnia i zajęłam środkową ławkę po lewo od drzwi. Kobieta stanęła przed biurkiem i spojrzała na naszą ósemkę. Trzech Ślizgonów i pięciu Krukonków. Pani Rachel Efron uczy w naszej szkole dopiero cztery lata. Nie ma nawet trzydziestki, więc faceci często ją podrywają. Zwłaszcza ci z ostatniego rocznika. Ma proste blond z kilkoma ciemniejszymi pasemkami włosy sięgające jej ramion oraz duże ciemnozielone oczy. Zawsze ma masę biżuterii. Kolczyki, naszyjnik, milion bransoletek oraz pierścionków. Nigdy nie widziałam by miała na sobie normalną czarodziejską szatę. Dziś na przykład ubrana była w długą czarną spódnicę i brązową bluzkę. 
- Mało nas w tym toku, ale jakoś sobie poradzimy. Na dzisiejszej lekcji porozmawiamy o teatrze. O tym, jak powstawał oraz jaką rolę pełnił - powiedziała. 
                                             ***
Po Mugoloznastwie miałam okienko natomiast Emma szła na Starożytne Runy. Dlatego wzięłam książkę i zasiadłam na Dziedzińcu. Termometr wskazywał dwadzieścia stopni, więc całkiem ciepło jak na początek września. Czytałam nie zwracając w ogóle uwagi na to co działo się wokół mnie. 
W pewnym momencie ktoś się do mnie dosiadł. Spojrzałam na tego kogoś kątem oka, a widząc Remusa uśmiechnęłam się i zamknęłam książkę. Siedzieliśmy chwilę w kompletnej ciszy. Przyjaciele nie potrzebują ciągłej rozmowy. Czasami dobrze jest po prostu pomilczeć. Moja przyjaźń z Lupinem zaczęła się w trzeciej klasie. Huncwoci robili jeden ze swoich kawałów i przez zbiór różnych czynników wkręcili w to mnie. Musiałam przez niemal dwa tygodnie porządkować książki w szkolnej bibliotece. Remusa ruszyło sumienie i powiedział dyrektorowi, że on mi w tym pomógł. Dzięki czemu układaliśmy książki wspólnie. Przez te czternaście dni zaprzyjaźniliśmy się i od tej pory jest dla mnie, jak brat. Z resztą Huncwotów również mam całkiem dobry kontakt, ale nie aż tak bardzo jak z Luniem. 
- Gdzie masz resztę? - spytałam zakładając nogę na nogę i przymykając na chwilę oczy. 
- Są na lekcji. Emma też? 
- Mhm. Dlatego wyszłam trochę na zewnątrz - odparłam. Wsadził rękę w kieszeń szaty i wyciągnął z niej paczkę gum o smaku cynamonu. Z uśmiechem poczęstował mnie jedną. Ze wszystkich moich znajomych tylko on uwielbia tą przyprawę równie mocno co ja. Reszta zawsze się krzywi. 
- Dzisiaj impreza u nas, przychodzicie? - spytał targając sobie włosy. Zauważyłam na jego czole nową świeżą bliznę. No tak, cztery dni temu była pełnia. Zawsze byłam i cały czas jestem pod wrażeniem tego, jak on sobie z tym wszystkim radzi. Gdybym, to ja była Wilkołakiem chyba bym oszalała. Ten ciągły ból i myśl, że mogłoby się kogoś skrzywdzić chyba by mnie załamał. O jego przypadłości dowiedziałam się pod koniec trzeciej klasy, kiedy znalazłam list, który napisał do swojej mamy. Przeczytałam nie mając pojęcia czyj on jest. Chłopak myślał, że zerwę z nim jakikolwiek kontakt, ale ja nawet o tym nie pomyślałam. Jest moim przyjacielem i nie mogłabym się od niego odwrócić. 
- Przecież znasz odpowiedź. Emma nie wybaczyłaby mi gdybyśmy się tam nie pojawiły. Po za tym będę musiała jej pilnować. Ostatnio, jak się opiła chciała tańczyć nago na plaży - parsknęłam wspominając nasz weekendowy pobyt nad jeziorem. Em na serio ma słabą głowę. 
- Płeć brzydka na pewno byłaby zachwycona - powiedział uśmiechając się tajemniczo



Siedzieliśmy tak gadając na różne tematy aż do rozpoczęcia kolejnej lekcji. Mieliśmy wspólnie ONMS. Po chwili dotarliśmy na Błonia. Większość naszych klas już tam była. Stanęliśmy obok Emmy, którą szatyn cmoknął w policzek na powitanie. Po chwili dołączyła do nas Lily. Mary nie chodzi na te zajęcia z powodu strachu przed różnymi stworzeniami. 
Pani Verdon zatrzymała się przed nami z tajemniczym uśmiechem. Jak zwykle ubrana była w gotyckim stylu. Powiedziała, że zaczniemy spacerem po Zakazanym Lesie w poszukiwaniu Szarutek, zwierzaków podobnych do wiewiórek. Nazwa nie sugeruje tego jakiego koloru są. Samce zazwyczaj są czarne natomiast samice jasnobrązowe. Mają jakieś dwadzieścia centymetrów wysokości oraz zakręcony i cienki ogonek często porównywany do świńskiego. Owe zwierzaki są bardzo łagodne i przydatne. Zjadają robaki i grzyby, które atakują drzewa oraz rośliny. Każda para z nas miała woreczek z dzikimi jagodami, ulubionym przysmakiem Szarutków. Długo żadnego nie spotkaliśmy aż na jednej z polanek napatoczyliśmy się na grupkę owych stworzonek zajadających się owocami jakieś rośliny. Kiedy nas zobaczyły wcale nie uciekły, tylko patrzyły na nas zaciekawione. Kucnęłam i wysunęłam dłoń, na której leżały dzikie jagody. Jeden ze zwierzaków, samica, podbiegła powoli do mnie i zaczęła jeść. Pogłaskałam ją lekko. Kiedy my je karmiliśmy pani Verdon robiła nam o nich ciekawy wykład. Lekcja bardzo szybko minęła. Wraz z Emmą oraz Geo i resztą Krukonów udaliśmy się na ostatnią lekcję tego dnia, Zielarstwo.
                                               ***
- No, gdzie jest moja sukienka w serce .... w łazience? .... trudno, pójdę w spodniach ... - Emma próbująca wybrać ubrania na imprezę jest na serio czymś bardzo zabawnym. Jej przygotowania zaczynają się godzinę przed. I bardzo często nie może niczego znaleźć. Zaraz po obiedzie poszłyśmy na chwilę do biblioteki, a potem prosto do dormitorium. Impreza zaczyna się o 18.00, więc zostało pięćdziesiąt minut, a ta lata po pokoju jakby miała minutę. Kiedy ona biega ja wraz z rudą spokojnie siedzimy i gramy w warcaby. Po co się tak śpieszyć? 
- Kobieto, ogarnij się. To  tylko impreza, a nie bal bożonarodzeniowy- rzuciłam zbijając dwa czarne pionki należące do Bones. 
- Nie rozumiesz, że od tego zależy całe moje przyszłe życie? To, za kogo wyjdę za mąż i z kim będę miała dzieci? 
- Wow ... to ja chyba zostanę starą panną z mnóstwem labradorów - parsknęłam wywracając oczyma. Po kolejnych dwudziestu minutach blondynka w końcu zdecydowała się na bordowe szorty z wyższym stanem, białą krótką bluzkę na krótki rękaw oraz czarne sandałki na lekkim obcasie. Kiedy Geo pomagała jej się uczesać ja poszłam do łazienki ze swoim zestawem. Zwykłe carne rurki, biała koszula w kwiatowy wzór i białe slip ony. Moje najukochańsze buty. Mam z pięć par. Rozczesałam swoje dość krótkie włosy i założyłam przepaskę. Pomalowałam rzęsy no i byłam gotowa.
Gdy wróciłam do pokoju Em się malowała, a rudowłosa wybierała ciuchy. Z trudem udało nam się ją przekonać. To będzie jej pierwsza prawdziwa impreza. Oprócz bali bożonarodzeniowych.
Dlatego chciałam żeby wyglądała czadowo. 

- Załóż to - powiedziałam i podałam jej moje lekko za małe skórzane rurki. Chciałam je wyrzucić, a chociaż się na coś przydadzą. Przełknęła ślinę i wsadziła je na tyłek. Pasowały, jak ulał. 
- Ulala. Ktoś tu ma niezły tyłek - rzuciła blondynka i klepnęła ją lekko w tyłek. Geo lekko się zarumieniła. Do tego dobrałyśmy jej dopasowaną bladoróżową bluzkę z baskinką i zwykłe czarne lordsy. Nie chce żeby się zabiła. Umalowałyśmy ją ładnie, a włosy zaplotłyśmy jej w koka. Wyglądała przepięknie. 
Chwilę później szłyśmy już w stronę wieży Gryffindoru. Gruba Dama nie wyglądała na zadowoloną z tego, że ktoś jej przeszkadza. Powiedziałyśmy hasło i weszłyśmy do środka. Impreza trwała w najlepsze. Ludzie tańczyli albo po prostu siedzieli na kanapach i rozmawiali. Emma niemal od razu pognała na łowy, więc zostałyśmy z Bones same. Podeszłyśmy do stołu z zaopatrzeniem. Sięgałam właśnie po butelkę z Ognistą Whiskey, kiedy ktoś zabrał mi ją sprzed nosa. Zmrużyłam oczy. 
- Nie za młoda jesteś Winslow? - wysoki brunet z arystokratycznym nosem i czarnymi oczyma wyszczerzył łobuzersko zęby i mrugnął do mnie. Pokiwałam głową robiąc zawiedzioną minę.  



- Wal się Black - burknęłam i wyrwałam mu butelkę. Nalałam sobie trochę do szklanki. 
- No nie złość się przyjaciółeczko moja kochana. Wiesz, że lubię cię denerwować. Takie moje małe hobby. 
- Moim hobby jest bicie idiotów, więc uważaj - ostrzegłam go. Roześmialiśmy się. Chociaż Syriusz jest totalnym idiotą i bałwanem, to i tak go uwielbiam. Jest moim przyjacielem. Pijąc rozglądałam się po Pokoju Wspólnym Gryfonów. Emma tańczyła z jakimś przystojnym blondynem, jakoś nie kojarzyłam jego buźki. Natomiast Georgie rozmawiała z Mary, która wyglądała uroczo w bladoróżowej sukience. Próbowałam również wypatrzeć Lily, ale jakoś mi się nie udało. 
- Evans i Luniek są na patrolu - rzucił Black, który w jakiś sposób domyślił się o czym myślę. 
- A Jimbo, gdzie? - spytałam wygodniej opierając się plecami o ścianę. Wzruszył ramionami. Uśmiechnęłam się - O ile chcesz się założyć, że polazł za Lily i Remusem? - spytałam. Parsknął i dopił swoją Ognistą. 
- Że ja o tym nie pomyślałem. Jednak w takim wypadku nie mogę się z tobą założyć ...
- Przepraszam ... - podeszła do nas dziewczyna wyglądająca na góra piętnaście lat. Miała krótkie kręcone czarne włosy i wąskie zielone oczy oraz urocze rumieńce na policzkach. Chciała zatańczyć z Syriuszem. Chłopak chyba nie miał na to ochoty, ale szeroko się uśmiechnął i ukłonił przed nią. Dziewczyna jeszcze mocniej się zarumieniła. Łapa złapał ją za dłoń i pociągnął na parkiet.
Mimowolnie sama się uśmiechnęłam. Za nim i Jamesem szaleje masa dziewczyn. Widać to na każdym kroku. Jednak Potter zazwyczaj zarywa do nich, kiedy chce aby Lily była zazdrosna. Często kiedy siedzę z nimi sama, a dziewczyny go podrywają to on nie zwraca na to uwagi. Ale zdaje sobie sprawę z tego, jak działa na niewiasty.
Z Blackiem jest trochę inaczej. On często flirtuje z dziewczynami. Często również specjalnie je ignoruje, ponieważ wie, że dzięki temu jeszcze bardziej będą się zachwycały jego osobą. Oboje są wciąż dużymi chłopczykami, ale na swój sposób uroczymi i inteligentnymi chociaż chyba sami nie zdają sobie z tego sprawy. Powinni w końcu dorosnąć.
Nawet Piotruś Pan w końcu na pewno musiał przestać być Wiecznym Chłopcem. 

                                              ***
Impreza trwała już dwie godziny i wraz z kilkoma innymi osobami tańczyłam w kółku. Od czasu do czasu ktoś wchodził do kółka i pokazywał swoje umiejętności - lub po prostu robił z siebie kompletnego debila. 
Koło mnie tańcowała Lily kręcąc swoim chudym tyłkiem. Po alkoholu zmienia się nie do poznania. Rozluźnia się i nie jest już tą sztywną panią prefekt z manią przestrzegania regulaminu szkolnego. Uwielbiam tamtą Evans, ale ta wersja również jest w porządku. 
- Kocham cię Max! - krzyknęła uwieszając mi się na szyi. Zaśmiałam się i cmoknęłam w czoło.
- Ja ciebie też Rudzielcu. Ale może nie pij już więcej, co? - zasugerowałam. Zrobiła oburzoną minę i powiedziała, że jestem za młoda by mówić jej co ma robić. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. 
- Mam prawo zaszaleć. Ten idiota Potter tak mnie wnerwia, że nie mogę .... czemu nie może być normalny? Chętnie bym się z nim zaprzyjaźniła, ale kurwa nie mogę - jęknęła opadając na jeden ze szkarłatno-złotych foteli. Otworzyłam szeroko oczy. Rzadko można usłyszeć przeklinającą Evans. Usiadłam obok niej i poczekałam aż się wygada. Zajęło jej to niemal dwadzieścia minut. I wiele razy używała słów niezbyt przyjaznych. Z trudem powstrzymywałam wybuch śmiechu, kiedy wyzywała Jamesa od sukinsynów i innych szumowin. Wraz z zielonooką poznałyśmy się mając cztery lata. Chodziłyśmy do jednego przedszkola. Od razu się w sobie zakochałyśmy. Cały czas razem i w ogóle. Każdy weekend spędzałyśmy razem. Jednak, kiedy miałyśmy dziewięć lat Lily poznała Snape. I wtedy wszystko się popsuło. Chłopak opowiedział jej o magii i o Hogwarcie. No i powiedział o mnie, że ja też jestem czarownicą. Dziewczyna strasznie się na mnie wściekła, że jej nie powiedziałam chociaż widziałam, że odblokowała się w niej moc. Ale, to nie była moja wina. Tata powiedział, że to Dumbledore musi powiadomić mugolaków o ich mocach. Nie uwierzyła. Z każdym dniem oddalała się ode mnie coraz bardziej aż całkowicie straciłyśmy kontakt. Bycie w innych domach również nas od siebie oddzieliło. Może, gdybym również dostała się do Gryffindoru albo ona do Ravenclaw to nasz stosunki polepszyłyby się od razu na pierwszym roku. A tak to ona poznała Mary, a ja Emmę i dupa. Jednak na szczęście w wakacje po trzeciej klasie traf chciał, że nasza przyjaźń odrodziła się na nowo. A zainteresowanie Snape czarną magią i jego pogarszający się charakter sprawił, że obecnie jesteśmy sobie jeszcze bardziej bliższe niż byłyśmy. 






Cześć moi kochani czytelnicy - nawet ci anonimowi.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Wobec mnie był lepszy niż poprzedni choć mało się działo.
Jest już ktoś kogo polubiliście?
Pozdrawiam i życzę miłych walentynek. Albo chociaż dużej ilości dobrego i drogiego alkoholu. 
















































3 komentarze:

  1. Hej ho!
    No, nareszcie mieliśmy okazję poczytać o głównej bohaterce. Zapowiada się na Miss Hogwartu ;p
    Ciekawy pomysł z darmowymi podręcznikami - najwyraźniej Wielka Brytania jest jakieś 50 lat przed nami xD
    Ogólnie rozdział niezbyt emocjonujący, no ale to dopiero początek. Pijana Lily to natomiast zjawisko dziwne i nietypowe.
    Wydaje mi się, że trochę nadużywasz tu słowa "przyjaciel", bo określasz nim wiele osób, których stopień przywiązania do głównej bohaterki jest różny. Warto by było trochę to zróżnicować. No i trzeba odmieniać nazwisko Snape'a :)
    Zabrakło mi trochę pointy na koniec, rozdział wydaje się urwany.
    Już polubiłam Twoich bohaterów, chętnie poczytałabym jeszcze więcej ;)
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie nadrobiłam :)
    Jejku, cieszę się, że użyłaś Seleny Gomez jako główną bohaterkę. Jak byłam mała i oglądałam Disney Sranel to była to moja ulubiona postać. I jak sie z siostrą bawiłam w "przyjaciółki na zawsze" to zawsze wyglądałam jak Selena Gomez xD
    Ale mi zrobiłaś ochotę tym zdjęciem :/ a ja jestem teraz chora i nic takiego nie przełknę :/
    Ciekawe jest to, że na moim blogu Mary McDonald kocha magiczne stworzenia, a na Twoim panicznie się ich boi :D
    Imprezka! Jak ja to lubię :D
    Emma to widzę taka damska wersja Syriusza :P
    A jeśli już o nim mowa to od dzisiaj shippuję go z Maxi :D
    Pijąca Lily… niespotykany obraz :D
    Dzięki, walentynki były super ^^
    Pozdrowienia
    Weny, czasu i radości :)
    Buziaki :*
    Natalia
    PS Zapraszam do mnie na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Impreza!:) Jak ja lubię imprezy, zwłaszcza te z Hunwotami. Fajna taka wyluzowana Lily, w dodatku przeklinająca! Tego nie spodziewałabym się po pani prefekt. Nie dziwię się, że dziewczyna nie chce dać szansy Jimowi. Chłopak zachowuje się jak gamoń, więc dopóki nie przejdzie konkretnej metamorfozy nie ma co liczyć na sympatię Lily.
    Lubię takie zwyczajne rozdziały, które zawierają opisy lekcji, przygotowania do imprez i pokazują codzienne życie Hogwartczyków. Przyjemna odskocznia od rozdziałów pełnych akcji i emocji.
    Lecę dalej!:)

    OdpowiedzUsuń