poniedziałek, 22 lutego 2016

Rozdział 3.

Ziewnęłam i posłodziłam sobie kawę. Uwielbiam kawę najbardziej pod słońcem, ale musi być posłodzona i z mlekiem. Zwykłej gorzkiej nie ruszę. 
Impreza trwała do 4.00 rano i po raz pierwszy odkąd się tu uczę byłam na niej do końca. Emma odpadła o 2.00 będąc już lekko podpita i ulokowałam ją w pokoju Lily i Mary, a Geo wyszła przed północą, ponieważ głowa ją bolała. Dlatego imprezowałam z Lily i panna Mcdonald od czasu do czasu tańcząc z Remusem i Peterem. Do Blacka i Pottera nawet się nie zbliżałam. Po alkoholu lekko im odbija. 
Em jeszcze spała, a rudowłosa dawno była już po śniadaniu, dlatego też dosiadłam się do Remusa czytającego właśnie Proroka Codziennego. 
- Piszą coś ciekawego? - spytałam dolewając sobie do kawy mleka półtłustego. 
- Jeśli to, że córka ministra okazała się być lesbijką, a ktoś zaczarował miotły Niezrównanych ze Stonewall przez co przegrali z Młotami 260:20 to tak - odparł mieszając swoją herbatę. Lupin jest jedynym znanym mi facetem, który nie cierpi kawy. Uważa ją za pomiot szatana. Najczęściej popija czarną herbatę z cytryną. Ewentualnie zieloną z rabarbarem. 
- Nie rozumiem, dlaczego czytacie tego szmatławca - prychnęłam nakładając sobie na talerz parówkę w cieście - 97% tych wiadomości jest nie prawdziwe. 
- Może i tak, ale czasami człowiek chce poczytać coś innego niż sama prawda - uśmiechnął się, a ja nie mogłam tego nie odwzajemnić. Rozmawialiśmy właśnie o Transmutacji, kiedy na przeciwko nas zasiadła Mary z Peterem. Ten drugi wyglądał na mega zmęczonego, gdy sięgał po jajecznicę. Powiedział, że pozostała część Huncwotów śpi i nie ma zamiaru zwlec się na śniadanie. 
- A Lilka chciała przyjść, bo była głodna, ale zrezygnowała po tym, jak opowiedziałam jej co wyprawiała na imprezie - parsknęła blondynka odbierając od Remiego dżem jagodowy do swoich tostów. Zaśmiałam się.
Posiedziałam z nimi trochę, po czym udałam się na spacer po Błoniach. Trzeba czerpać przyjemność z ostatnich tygodni lata. Trzymając ręce w kieszeniach swetra szłam przed siebie. Nie wierzę, że to już mój ostatni rok tutaj. Za dziesięć miesięcy będę już opuszczać to wspaniałe miejsce i możliwe, że już nigdy tu nie wrócę. A pamiętam, jak dopiero tutaj przyjechałam. 


Z dziwną miną rozglądałam się po peronie. Denerwowałam się mimo tego, że była ze mną mama i starszy brat. Poprawiłam materiał koszulki w biedronki i w tym samym momencie minęła nas dziewczyna z jasną cerą, którą podkreślały szmaragdowe oczy oraz rude włosy związane w dobieranego warkocza. Szła pchając przed sobą wózek z bagażami i szaro-brązową sową w klatce. Uśmiechnęłam się i już chciałam za nią iść, ale podleciała do chudego chłopca z prostymi przetłuszczonymi włosami i ziemistą cerą. Cmoknęła jego policzek, po czym rozmawiając weszli do pociągu. Przełknęłam ślinę i wbiłam wzrok w tenisówki. Zabolało. I to mocno. 
- Jay, proszę. Wiem, że jesteś duży i w ogóle, ale masz się zająć siostrą, rozumiesz? - mama posłała czternastolatkowi ostre spojrzenie. Mój brat objął mnie ramieniem i potargał moje sięgające brody włosy, na co posłałam mu piorunujące spojrzenie. Może i moje włosy są krótkie, ale nikt nie może ich dotykać. 
- Za kogo ty mnie masz mamo? - prychnął - Nie jestem aż taką łajzą. No jasne, że zajmę się Max. Nie masz się o co martwić. 
- No ja myślę - uśmiechnęła się, po czym kucnęła i mocno mnie przytuliła. Chwilę później wraz z Jasonem byliśmy w pociągu. Chłopak znalazł wolny przedział i chwilę później siedzieliśmy wygodnie na przeciwko siebie grając w warcaby. Nigdy nie umiałam się nauczyć gry w szachy, więc blondyn grał ze mną w ich łatwiejszą wersję. Po jakimś kwadransie do naszego przedziału wpadł Andre, przyjaciel Jasona. Przybił mu piątkę, a mi potargał włosy. Spędziliśmy następną godzinę grając w warcaby i szachy - ja im dopingowałam. Kiedy panowie kończyli kolejną rundę zachciało mi się siku. Nieśmiało wyszłam na korytarz i ruszyłam w stronę toalet. 
Po załatwianiu potrzeby wracałam do chłopaków. kiedy z innego przedziału wyleciała zapłakana dziewczyna z blond włosami związanymi w dwie kitki. Minęła mnie i wpadła do łazienki. Przystanęłam na moment i zerknęłam przez szybę do owego przedziału. W środku siedziała dwójka blondwłosych chłopaków. Mieli z trzynaście lat. Po wyglądzie ich twarzy stawiałam, że nie są za mili. 
Po kilkusekundowej walce samej z sobą postanowiłam iść za ową dziewczynkę. Powoli weszłam do łazienki. Siedziała pod ścianą obok kabin i płakała chowając twarz w kolanach okrytych jeansami. Przygryzłam język, po czym usiadłam obok niej nic nie mówiąc. 
- Stało się coś? Jak chcesz, to mogę nasłać na tamtą dwójkę swojego brata ... 
- Nie, nie trzeba - szepnęła ocierając policzki. 
- Jestem Maxine. W skrócie Max - odparłam i wystawiłam rękę w jej stronę.Uśmiechnęła się i uścisnęła ją. 
- A ja Emma. Też jedziesz do Hogwartu pierwszy raz? - spytała. Pokiwałam głową. Siedziałyśmy tak dość długo rozmawiając, po czym ruszyłyśmy w stronę mojego przedziału. Panowie nie mieli nic przeciwko temu by dosiadła się do nas, dlatego resztę podróży spędziliśmy w czwórkę. 
                                            ***
- Evans, Lily! - wyczytała wicedyrektorka, a moja była najlepsza przyjaciółka zajęła miejsce na taborecie. Ułożyła dłonie na kolanach unosząc wysoko głowę, na której po chwili pojawiła się tiara przydziału. Odezwała się po nie całej minucie. 
- Gryffindor! - dziewczyna uśmiechnęła się i podeszła do po lewo. Usiadła na przeciwko chłopca z czarnymi włosami związanymi w kitkę. Dałabym wszystko żeby również dostać się do domu Godryka. Może wtedy nasza przyjaźń odrodziłaby się na nowo.
                                             ***
- Hunter, Emma! - przyszła pora na moją nową przyjaciółkę. Blondynka ścisnęła moją dłoń i zajęła miejsce na stołku. Tiara ledwo dotknęła jej głowy, a już wykrzyknęła : Ravenclaw. Em uśmiechnęła się i doleciała do stołu po prawo. 
                                             ***
- Snape, Severus! - odparła Mcgonagall. Chłopak sztywnym krokiem ruszył w stronę stołka, a ja musiałam mocno się postarać by nie kopnąć go w tyłek. Kątem oka widziałam, że Lily zaciska dłonie w pięści. W duchu prychnęłam. Ona na serio sądzi, że on dostanie się do Gryffindoru? To już prędzej ja zostanę Ślizgonką. Wywróciłam oczyma. 
Tiara przydziału bardzo długo zastanawiała się nad odpowiedzią. Stałam tak i stałam, a nogi coraz bardziej mnie bolały. Aż w końcu zdecydowała. 
- Slytherin! - krzyknęła, a brunet powłócząc nogami ruszył w stronę drugiego stołu po prawo. Wyglądał na niezadowolonego. Po raz ostatni spojrzałam na Evans. Ona natomiast wyglądała na strasznie smutną. 
                                             ***
- Winslow, Maxine! - w końcu przyszła pora na mnie. Ze ściśniętym ze stresu żołądkiem zajęłam miejsce na stołku, a wicedyrektorka ułożyła mi na głowie tiarę. Usłyszałam wolny i lekko zachrypnięty głos tiary wewnątrz swojej głowy. 
,,No proszę. Siostra naszego ulubionego rozrabiaki. I, gdzie mam cię przydzielić? Jesteś odważna, ale i bystra. Na pewno pomogłabyś każdemu w potrzebie. Hm ... no niech będzie ...''
- Ravenclaw! - wykrzyknęła. Ze szczerym uśmiechem na ustach wstałam i ruszyłam w stronę stołu Krukonów. Siadając zerknęłam na stół należący do państwa Gryfonów. Lily się na mnie patrzyła, ale kiedy nasze oczy się spotkały odwróciła wzrok. Zabolało, ale w tej samej chwili Emma mocno mnie przytuliła, więc zaraz o tym zapomniałam.

Otrząsnęłam się ze wspomnień, kiedy o mało nie wylądowałam na trawie. Cholerna dziura. Poprawiłam sweter i ruszyłam dalej. Przycupnęłam na brzegu jeziora i wpatrywałam się w horyzont widoczny nad koronami drzew. Nad jeziorem w domu umiem tak siedzieć ładne parę godzin. Uwielbiam przyrodę i chciałabym w przyszłości mieć mały domek na wsi. Albo przynajmniej na przedmieściach. Nie czuję się za dobrze w mieście. 
Po jakimś czasie poczułam krople deszczu na sobie. Szybko wstałam i ruszyłam w drogę powrotną. 
Zastukałam kołatką by usłyszeć zagadkę. 
- Nazwali mnie mężczyzną, ale nigdy nie miałem żony. Dali mi ciało, ale nie dali życia. Stworzyli mi usta, ale nie dali mi możliwości oddechu. Woda daje mi życie, a słońce przynosi śmierć. Kim jestem? 
- Hm .. - mruknęłam przygryzając wnętrze policzka. Nagle mnie olśniło - Czy, to bałwan? - spytałam. 
- Bardzo dobrze - odpowiedziała i wpuściła mnie do środka. W Pokoju Wspólnym siedziało jedynie parę osób. Wśród nich zauważyłam Masona grającego w szachy z jakimś blondwłosym chłopcem. Podeszłam do nich. Jedenastolatek przedstawił mi swojego współlokatora, Doriana. Chłopiec kogoś mi przypominał, ale długo się nad tym nie rozwodziłam. Potargałam włosy bratu, po czym weszłam do dormitorium by sprawdzić, jak się czuje moje przyjaciółka. 
                                          ***
Zagryzałam wargę żeby nie zacząć się śmiać. Lilka wyglądała przekomicznie. Przycupnęłam na łóżku Mary i wyjęłam z kieszeni gumy cynamonowe. Rudowłosa na ich widok zmarszczyła nos. 
- Jak się czujesz? - spytałam żując cynamonowe cudo. 
- Masakryczni. Nigdy stąd nie wyjdę - jęknęła rzucając się plackiem na swoje łóżko. 
- Po drodze spotkałam Pottera. I chciał wiedzieć, czy to co powiedziałaś o gitarze to była groźba czy obietnica - odparłam z trudem hamując wybuch śmiechu. Zmrużyła oczy ściskając w rękach bordową poduszkę. 
- Dzięki Max, ja też cię kocham. A jak się czuje Emma? 
- Cały czas śpi. Zjadła jedynie kanapkę z indykiem i ponownie uderzyła w kimono. Obawiam się, że do jutra się nie obudzi. A Mary, gdzie? 
- Z Remusem w bibliotece. Fisher dowalił im niesamowitą pracę domową. On na serio ma nieźle nawalone po kopułą - westchnęła. 
                                          ***
Lupin ze skupieniem chodził między rzędami książek i szukał jakieś, która pomogłaby mu i blondynce w odrobieniu zadania. Mieli do napisania wypracowanie pt,,Jak Starożytne Runy pomogły czarodziejom na przestrzeni wieków''. Wspaniale. 
Westchnął i wspiął się na palce, by obczaić księgi na wyższych półkach. W końcu zauważył taką, która mogła pomóc. Wziął ją i ruszył w stronę stolika przy którym siedziała nie za wysoka drobna blondynka obcięta na chłopaka której nie było widać zza góry książek. Pojawiła się dłoń, która dołożyła kolejką książkę do owej wieży. 



- Mam - odparł i położył książkę na blacie stolika. 
- Ty mój bohaterze - zaśmiała się dźwięcznie i zaczęła wertować strony w poszukiwaniu odpowiedzi. Chłopak w tym samym momencie zajął miejsce na przeciwko niej i po kryjomu tak żeby pani Forbes go nie przyłapała zjadł połowę batona miodowego.
Siedzieli tak przez następną godzinę pisząc wypracowanie. W pewnym momencie ciszę przerwał huk. Wszyscy będący w bibliotece poderwali się na swoich krzesłach. 
Remus zacisnął usta i wstał wygładzając materiał granatowej koszuli. Wywracając oczyma otworzył drzwi od biblioteki i spojrzał w lewo. Tak jak myślał sprawcami zamieszania byli jego przyjaciele. A przynajmniej dwójka z nich, ponieważ nie było z nimi Blacka. 
- Czy wy jesteście normalni? - westchnął patrząc na Petera, który starał się odkleić od ściany. Oprócz niego z biblioteki wyszło parę innych osób. 
- Chcieliśmy wypróbować ten klej, ale Pete oczywiście musiał się wywalić - warknął Potter starając się odkleić tyłek od podłogi. Jego włosy były w niesamowitym nieładzie. 
- Przecież on nie jest jeszcze skończony ... co ja z wami mam - westchnął ponownie i machnął różdżką wypowiadając niewerbalne zaklęcie. W tej samej chwili 1/2 Huncwotów uwolniła się. James potargał sobie włosy, a Pettigrew mocno się rumieniąc podniósł z podłogi resztki słoika - A, gdzie nasz ukochany Syriusz? - spytał Lupin opierając się o ścianę. 
- Ostatnio widzieliśmy go, jak obmacywał Sarę Grimm. Tą blondyneczkę z piątego roku. Był tak zajęty, że nawet nie zauważył, jak zwędziłem mu papierosy - zaśmiał się okularnik i pomachał paczką Marlboro. 
- No dobra lećcie stąd zanim jakiś nauczyciel zainteresuje się tym wybuchem. Ja muszę skończyć to durne wypracowanie. 
- Jasne, pozdrów Mary - uśmiechnęli się i ruszyli przed siebie rozmawiając o ulepszeniu formuły ich autorskiego kleju. Kiedy dotarli do Pokoju Wspólnego zauważyli swojego przyjaciela siedzącego na kanapie i czytającego jakieś czasopismo. Usiedli po obu jego stronach. 
- Co tam u Sary? 
- Musiała iść na pogaduchy z przyjaciółkami - Black wyszczerzył zęby - Ale jesteśmy umówieni na spacer. A wy, gdzie byliście? - spytał zakładając po męsku nogę na nogę. Potter z Peterem przywalili sobie dłońmi w twarze. Czasami nie ogarniali tego człowieka. 
                                           ***
Posiedziałam chwilę z rudą gadając o zbliżającym się powoli sezonie Quidditcha - Lils lubi ten sport, ale woli się nim zachwycać na trybunach niż na boisku. Kiedy udała się pod prysznic ja postanowiłam się zbierać. Nucąc pod nosem zeszłam do gryfońskiego Pokoju Wspólnego i zauważyłam 3/4 Huncwotów siedzących na kanapie. Siedzieli tyłem do mnie, więc chciałam po cichu się ulotnić, ale Jim mnie zauważył. 
- Maxinka! - zawołał, a ja zacisnęłam ręce w pięści. 
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz to cię zabiję - warknęłam i usiadłam na przeciwko nich w fotelu. Zmarszczyłam czoło i ze zdziwieniem spojrzałam na okulary Pottera, w których brakowało jednego szkiełka - Eeee ... Jim? 
- Tak? - uśmiechnął się. 
- Co się stało z twoimi okularami? - parsknęłam, na co zmarszczył brwi i zdjął swoje gogle. Przeklął i wyciągnął różdżkę. Po chwili były całe i zdrowe. Peter opowiedział co sie stało, a ja nie mogłam sie nie roześmiać. Cali Huncwoci. Jeśli chodzi o moje stosunki z tą czwórką to są zróżnicowane. Jak już wspominałam Remus jest moim przyjacielem. Wiem, że mogę mu powiedzieć wszystko. No może nie wszystko. Jeśli wiecie o co mi chodzi. Natomiast z pozostałą trójką nigdy nie umiałam złapać podobnego kontaktu. Są moimi dobrymi kumplami, ale nie ... mogę nazwać ich przyjaciółmi. Przed przyjaciółmi nie ma się tajemnic. A jest parę rzeczy, o których ta trójka o mnie nie wie. No i do pewnego czasu Potter był dla mnie istotą której mój umysł nie ogarniał. Natomiast Black ... eh ten facet jest niesamowity. I nie chodzi mi o nic dobrego. To, jak potrafi rozkochać w sobie dziewczynę jest piękne. Mogłabym o tym napisać licencjat gdybym była na mugolskim studiach. 
- Co z Lily? - spytał właściciel czarnych oczu. Na jego ustach widniał szarmancki uśmiech. 
- Posłuchaj Black.Ty upijasz się na każdej imprezie i nikt nie robi z tego problemu ...
- Ale ja nie odwalam takich akcji - mrugnął do mnie, a ja po chwili szeroko się uśmiechnęłam. 
- Tak? A pamiętasz imprezę w Puchonów w tamtym semestrze? Kiedy, to upiłeś się mugolską wódką i latałeś z gołym penisem po Pokoju Wspólnym? - wyszczerzyłam zęby. Nastała cisza, po której James z Peterem zaczęli rżeć ze śmiechu, a Black spłonął rumieńcem. 
- Mieliśmy o tym nigdy nie wspominać - warknął. Wzruszyłam ramionami. 
- Moje oczy ucierpiały równie mocno co twoja duma, więc jesteśmy kwita - westchnęłam - Tylko powiedz mi jedno ... ta blizna na prawym pośladku ...
- Max! - jęknął, na co się zaśmiałam i skończyłam temat. Po jakimś czasie zaczęłam się zbierać. Pożegnałam się z chłopakami i nucąc pod nosem szłam w stronę naszej wieży. Odpowiedziałam na zagadkę i weszłam do środka. Tak, jak myślałam Emma nadal spała, więc ulokowałam się w Pokoju Wspólnym z książką. Uwielbiam czytać, a od pół roku należę do szkolnego klubu książki. Co jakiś czas zmienia się przewodnicząca ( jak do tej pory nie było w klubie żadnego chłopaka ) i w tym roku musimy wybrać nową ponieważ poprzednia skończyła naukę w czerwcu. Pierwsze spotkanie mamy już w poniedziałek i strasznie się z tego powodu cieszę. Uwielbiam rozmawiać o książkach z innymi. Kończyłam kolejny rozdział, gdy do Pokoju Wspólnego weszła Georgie. Kiedy mnie zauważyła usiadła na przeciwko mnie. Odłożyłam książkę. 
- Wiesz co się stało? Woźny znalazł w sowiarni dwie zdechłe sowy. Coś je zagryzło - odparła. Syknęłam.
- Szkolne, czy ...
- Jedna była szkolna, a druga należała do jakieś Puchonki z czwartego roku. Dyrektor rozmawiał z nią przed gabinetem. Podobno widok był potworny - rudowłosa się wzdrygnęła. 
- Przestań. Nienawidzę krwi - jęknęłam głaszcząc się po ramionach. Zawsze się jej bałam, a jak ktoś mówi o tej czerwonej cieczy to od razu robi mi się niedobrze. Mam tak odkąd mój kuzyn miał złamanie otwarte ramienia po tym, jak spadł z drzewa. Ohyda. Miałam wtedy siedem lat i był to najgorsza rzecz jaką widziałam. A widziałam nagie pośladki Blacka, więc wiem co mówię. 
Zmieniłyśmy temat na nieco przyjemniejszy. A mianowicie na koncert Męskich Mioteł, który jest już za tydzień w sobotę. Uwielbiam tych facetów. Są czarodziejskim zespołem śpiewającym rock pomieszany z popem. Kupiłyśmy bilety prawie pół roku temu i nie możemy się doczekać przyszłego weekendu. 
                                        ***
Kolacja minęła bardzo przyjemnie i teraz właśnie szłam w stronę Wieży zanieść Emmie - która nadal miała kaca - naleśniki z borówkami. 
Skręciłam właśnie w jeden z korytarzy na trzecim piętrze, kiedy moją uwagę przyciągnęły otwarte drzwi Izby Pamięci. Zmarszczyłam brwi. W weekendy jest ona zamykana na klucz, a w tygodniu i tak Filch pilnuje by drzwi zawsze były zamykane. Przełknęłam ślinę i stanęłam koło Izby. Weszłam do środka. Nikogo nie było. Weszłam dalej, mój wzrok zatrzymał się na podłodze kilka metrów dalej. Szybko zasłoniłam dłonią usta by nie krzyknąć. Leżał tam kot. Piękny czarny kot. Jednak był nieżywy. Skąd wiem? Bo nie miał głowy. W miejsu, gdzie powinna być znajdowała się pustka, a z szyi ciekła krew. Kolacja podeszła mi do gardła. Podleciałam do kosza stojącego w rogu i zwymiotowałam jajecznicę z szynką. Jaki potwór mógłby coś takiego zrobić?! Wyprostowałam się i pognałam w stronę kantorka pana woźnego. 



Minęło osiem dni a tu już pojawia się kolejny rozdział. Jestem w szoku, że w tak szybik tempie udało mi się coś napisać.
Mam nadzieję, że już polubiliście moich bohaterów.
Pozdrawiam i pamiętajcie o zadawaniu pytań. 








3 komentarze:

  1. Cześć!
    Wydaje mi się, że jeszcze trochę za wcześnie by lubić lub nie lubić Twoich bohaterów - w końcu prawie nic o nich nie wiemy. Na pewno da się lubić Max, a także, nieco instynktownie, Huncwotów, bo zakładam, że są tacy, jak sobie wyobrażam. A propos głównej bohaterki - wydaje się bardzo podobna do Mayi, jestem ciekawa, czy dasz radę je rozdzielić. Nigdy nie pisałam równolegle dwóch opowiadań, ale domyślam się, że to niełatwe :)
    Cieszę się, że uwzględniłaś moją uwagę na temat słowa "przyjaciel" - tak wygląda o wiele lepiej, wyraźniej widać to rozróżnienie. Bardzo podobał mi się pomysł z klubem książki w Hogwarcie i tajemnicą poprańca, który lubi zabijać zwierzaki... Max na tropie!
    Na koniec mam tylko jedną uwagę na temat słownictwa - to lata 80-te, więc słówka takie jak "mega" czy "obczaić" powinny zostać we współczesności. Za to "klawo" i "motyla noga" powinny być w sam raz, haha :p
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju jak mi miło sie zrobiło :)
    Cieszę sie że tym ci robię sprawiam komuś radość.
    Nastepny rozdział będzie za jakis tydzień.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Lily dostała nauczkę, że nad alkoholem należy nauczyć się panować, bo w przeciwnym wypadku czekają nas nieprzyjemne konsekwencje (heh, żebym ja była taka mądra i nie popełniała tych samych błędów to może mogłabym prawić Lily kazania, a tak bardzo dobrze ją rozumiem :D)
    Rozbawiła mnie rozmowa Max z Syriuszem. Łapa chyba zupełnie stracił kontrolę, skoro biegał nago, świecąc swoim przyrodzeniem :D Co ten alkohol robi z człowiekiem...
    Podobają mi się te wspomnienia pierwszej podróży do Hogwartu i przydziału do domów.
    Biedne sowy i kotek :( Mam nadzieję, że szybko znajdą bestię, która krzywdzi niewinne istotki.
    Przepraszam, że komentarze takie króciutkie, ale przede mną jeszcze kilkadziesiąt rozdziałów, a nie chcę, żebyś dłużej czekała.

    OdpowiedzUsuń