wtorek, 2 lutego 2016

Prolog

Pogrzeby nie są ulubionymi momentami mojego życia. Nienawidzę ich odkąd pamiętam. Na pierwszym byłam w wieku ośmiu lat. Zmarła moja prababcia, ale jakoś strasznie nie rozpaczałam. W tym wieku chyba nie wie się jeszcze wszystkiego o śmierci i o tym, że to coś nieuniknionego. Wszyscy wokół płakali, nawet mój starszy brat. Ja w ogóle. Sądziłam, że babcia idzie do nieba i będzie tam szczęśliwsza niż na ziemi. I chyba nie rozumiałam, czemu wszyscy byli z tego powodu smutni. Powinni cieszyć się, że babcia już nie cierpi. Weszliśmy do kaplicy. Wszędzie masa ludzi. Na środku stał katafalk z błyszczącą ciemnobrązową trumną. Otwartą. Kiedy zobaczyłam nieruchomą postać kobiety, jej blade i sztywne ciało pełne żył widocznych spod cienkiej, jak papier skóry, krwiaki na twarzy i ramionach - oszalałam. Zaczęłam krzyczeć. Dostałam jakiegoś amoku. Tata musiał mnie wyprowadzić na zewnątrz, a grabarze zamknęli trumnę. 
Od tamtej pory myśl o pogrzebie o tym, że znowu miałabym zobaczyć zwłoki bliskiej mi osoby sprawiają, że dostaje dreszczy. 
Otrząsnęłam się, kiedy poczułam na ramieniu męską dłoń. Spojrzałam na szatyna ze smutnym uśmiechem. 
- O czym myślałaś? - spytał cicho. Westchnęłam i rozejrzałam się. Pod kaplicą zebrało się już sporo ludzi, ale tylko niektórzy odważyli się wejść do środka. 
- O niczym ważnym. James z Syriuszem będą? 
- Chcieli przyjechać, ale odradziłem im to. Lily i tak będzie załamana. A znasz ich. Pewnie próbowaliby ją pocieszyć. A, to nigdy nie działa. A po za tym dyrektor wie, że ruda za nimi nie przepada i nie pozwoliłby im zerwać się z lekcji - również szepnął i poprawił sobie swój ciemnogranatowy krawat. Lekko pokiwałam głową i spróbowałam wypatrzeć w tłumie kogoś znajomego. Wydawało mi się, że ... widziałam Snape. Co jest niemożliwe. Chyba. Od roku nie rozmawiają z rudowłosą. To znaczy ona nie odzywa się do niego. I wcale się nie dziwię. Gdyby mój przyjaciel, z którym przyjaźnię się nie wiem od jak dawna wyzwałby mnie od najgorszych, to też nie chciałabym utrzymywać z, nim dalszych kontaktów. Westchnęłam i w tym samym momencie pod cmentarz zajechał srebrny samochód. Wysiadły z niego cztery osoby. Na przodzie szła kobieta po czterdziestce ubrana w czarną spódnice do kolan, szpilki, czarną koszulę i marynarkę. Jej rude proste włosy przykrywał kapelusz. Szła pod ramię z niską dziewczyną w czarnej sukience i delikatnych balerinach. Przełknęłam ślinę i z trudem powstrzymałam się, by do niej nie podbiec i nie przytulić jej. Nie płakały, ale widać było, że mało brakowało. Za nimi szła chuda blondynka o końskiej twarzy przytulana przez dość niskiego chłopaka w szarym garniturze i cienkim wąsiku pod nosem. Cała czwórka weszła do kaplicy, a żałobnicy za nimi. Nie chciałam stawać blisko czarnej trumny, więc Remus znalazł nad miejsce pod ścianą na wąskiej ławce. Patrząc na pogrążoną w rozpaczy Lily czułam się potwornie, dlatego robiłam wszystko by nie patrzeć w jej stronie. Zamiast tego wpatrywałam się w swoje nagie - okryte jedynie rajstopami - kolana. 
Pan Evans był przewspaniałym facetem. Pamiętam, jak nauczył mnie jeździć na rowerze, bo ojca często nie było w domu ze względu na jego sportową karierę. Dlaczego Bóg go zabrał? Był dobrym człowiekiem. Nikomu nie robił krzywdy. Zawsze roześmiany nawet, gdy nie było wesoło. Miał dopiero czterdzieści cztery lata. Całe życie przed, nim. Czemu tak jest na tym świecie? Czemu ci źli, pedofile, mordercy, szumowiny spod ciemnej gwiazdy żyją sobie i żyją nie przejmując się niczym. W więzieniu często mają lepsze warunki niż poza nim. To niesprawiedliwe. 
Piętnaście minut później zaczęła się krótka msza. Ksiądz powiedział coś o panu Robercie aż w końcu trumna została zamknięta, a żałobny orszak ruszył w stronę ostatniego spoczynku Roberta Evansa. 
Remus wziął mnie pod ramię, a w drugiej ręce trzymał wieniec ode niego, ode mnie, Mary, chłopaków i Emmy. Mary jest najlepszą przyjaciółką rudej, ale pan dyrektor nie pozwolił jej przyjechać ponieważ leży w skrzydle szpitalnym po dostaniu kaflem w głowę. Dlatego ja i Lunio pełnimy rolę przyjacielskiego wsparcia. 
Po chwili byliśmy na miejscu. Po krótkiej modlitwie i złożeniu trumny w grobie ludzie ustawili się w długiej kolejce, by wesprzeć Lily, jej mamę i siostrę. 
W końcu przyszła pora na mnie i Lupina. Najpierw podaliśmy rękę Petunii, która pierwszy raz odkąd dowiedziała się o świecie magii na serio się do mnie uśmiechnęła. Potem pani Mary, która wyglądała jakby miała zaraz się rozpaść. No i Lily. 
- Jak się trzymasz? - spytałam ściskając ją. Wtuliła się we mnie, jak dziecko w matkę. 
- Jakoś - szepnęła - Dzięki, że jesteście - przytuliła Remusa, który cmoknął ją w czoło. Postaliśmy trochę z nią i zaczęliśmy się zbierać. Wieczorem musimy być znowu w Hogwarcie. Na szczęście Lily dostała więcej wolnego. Ostatnie spojrzenie na cmentarz, po czym ruszyliśmy w stronę najbliższego przystanku. Wezwaliśmy Błędnego Rycerza, który zawiózł nas do Hogsmeade. 


Hej. Mamy prolog.
Od zawsze uwielbiałam pisać historie o huncwotach, ale jak do tej pory żadna nie ujrzała światła dziennego. Mam nadzieję, że z tą będzie inaczej. 



3 komentarze:

  1. Oohohoho, Huncwotowe opowiadanie! Ale fajnie :p
    I bardzo nietypowo się zaczęło. Podobało mi się, że zdołałaś upchnąć sporo drobnych sygnałów i szczegółów o bohaterach do tego niewielkiego tekstu, ale to Twoja specjalność, więc nie dziwię się. Strasznie ciekawa jestem dalszego ciągu, więc lecę od razu do pierwszego rozdziału :)
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku! Ten prolog był niesamowity!
    Jak czytałam to czułam takie dziwne… coś. Nie potrafię tego opisać, ale trzymało mnie w napięciu i dawało tyle emocji…
    Bardzo oryginalnie, że zaczęłaś pogrzebem.
    Już pierwsze zgarnie mnie zaintrygowało, a opowieść o pogrzebie babci mnie przeraziła :)
    Już pędzę czytać kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Olu!:)
    Przepraszam, że tak długo zwlekałam z komentowaniem, ale zaraz po przeczytania opowiadania miałam mały armagedon w życiu i teraz postanowiłam, że skomentuję każdy rozdział z osobna, bo dzięki temu nie umknie mojej uwadze żaden fakt:) Mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzało, że dostaniesz kilkadziesiąt komentarzy jeden po drugim od tej samej czytelniczki:D
    Prolog bardzo smutny, ale zarazem ciekawy. Ja też bardzo nie lubię pogrzebów (a kto je lubi?), zwłaszcza, jeśli muszę pożegnać młodego człowieka, który miał całe życie przed sobą. Współczuję Lily, ale mam nadzieję, że z pomocą przyjaciół pogodzi się ze stratą ojca.
    Szkoda, ze James i Syriusz nie uczestniczyli w pogrzebie, myślę, że Rudej przydałoby się dodatkowe wsparcie, a sama obecność Rogacza z pewnością byłaby dla niej ważna.
    Cieszę się, że prowadzisz opowiadanie o Huncwotach, bo to moja ulubiona tematyka:)

    OdpowiedzUsuń