sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 25 cz 3.

- Ja chce już stąd wyjść! - jęknął Gideon przymykając z bezsilności oczy. Razem ze swoim bratem leżeli na sali w św. Mungu. Fabian przeglądał Proroka Codziennego ze zmarszczką między oczyma - Przecież nic nam jest. Mamy tylko złamane żebra i kilkadziesiąt siniaków ... to nic! Pamiętasz jak na czwartym roku złamałem sobie lewą rękę? Kość wyszła na wierzch! - dodał. Jego bliźniak wywrócił oczyma. Gid zawsze jest tym spokojniejszym i trudniej jest wyprowadzić go z równowagi, ale jeśli się nudzi wychodzi z niego całkiem inna osoba. Nie cierpi siedzieć bez sensu na tyłku i nie móc nic zrobić. 
- Uspokój się. Uzdrowiciel powiedział, że za parę dni wyjdziemy. Leż i ciesz się paroma dniami wolności - rzucił Fabian przewracając stronę. 
- Prędzej osiwieję ... 
- Cześć panowie - do pomieszczenia wszedł Jason trzymając w ręce reklamówkę. Zdjął kaptur i przejechał ręką po swoich blond włosach. 
- No w końcu! Ktoś do nas przyszedł! Powiedz, że przyniosłeś coś dobrego ... - jęknął Gideon unosząc się na łokciach. Winslow tajemniczo się uśmiechnął i wyciągnął z reklamówki plastikowe pudełko. Podał je starszemu z bliźniaków. Ten zachłannie je otworzył, a oczy mu się zaświeciły - Ciasto migdałowe ... Kocham cię! - zabrał sie za jedzenie. Blondyn wywrócił oczyma i podał Fabowi czekoladowe żaby i sok dyniowy. Usiadł na stołku pomiędzy ich łóżkami i rozpiął kurtkę. 
- Wracam od Jensena. Powiedział, że śpiączka Philipa już się przedłuża i nie wiedzą czy w ogóle się wybudzi ... Totalna porażka - mruknął. Nastała cisza przerywana jedynie głosami z korytarza. 
- A co z tą uczennicą która zaginęła w Hogwarcie? Znaleźli ją w końcu? - zmienił temat młodszy Prewett. Jay pokiwał głową - I co z nią? - dopytał. 
- Nieprzytomna leży w Skrzydle Szpitalnym. Hagrid znalazł ją w Zakazanym Lesie na tej wysepce na Mętnym Stawie - wyjaśnił zakładając nogę na nogę - Też nie wiadomo co się stało, że nadal się nie budzi. Ma kilkanaście siniaków i złamaną rękę a tak to jest zdrowa. Jedynie, że się nie budzi. 
- Nic nie podejrzewają? - zdziwił się Fabian, na co blondyn pokręcił głową - Dziwne ... Na pewno sama nie wyszła ze szkoły i się nie pobiła. 
- Robi się dziwnie - mruknął Gideon, a pozostała dwójka się z nim zgodziła. Nadeszły złe czasy. 
                                            ***
- Witam wszystkich na corocznym jarmarku! - Demi wyszła na scenę rozkładając ramiona. Rozbrzmiały oklaski i piski. Dziewczyna ukłoniła się - Zanim jednak przyjemności związane ze wspaniałym jedzeniem i grami przejdźmy do czegoś specjalnego. Turniej Strzelania Z Łuku! - wykrzyknęła, a cała widownia znów pokazała swój entuzjazm. Jakiś chłopak z piątego roku omal nie przywalił swojemu kumplowi z tej całej radości. Uśmiechnęła się - Bardzo się cieszę, że ta inicjatywa aż tak wam się spodobała. Teraz Szeryf przedstawi uczestników, którzy się zgłosili - znów się ukłoniła i zniknęła ze sceny. W tej samej chwili jej miejsce zajął Jasper. Poprawiajac swoje nakrycie głowy uśmiechał się łobuzersko. Nagle mrugnął do pani Mcgonagall siedzącej w pierwszym rzędzie. O dziwo kobieta lekko się zawstydziła. Słychać było pojedyncze oklaski. Chłopak chrząknął.  
- Witam wszystkich - uśmiechnął się troszeczkę leniwie - A oto uczestnicy! - obok niego na scenie pojawiło się pięć osób w tym przebrana za zwykłą mieszkankę Ruby. Wszyscy pomachali do ludzi na widowni, a oni im odmachali. Nagle na scenie pojawiła się tarcza mająca służyć do wyłonienia zwycięzcy. Każda z osób po kolei stawała pięć metrów od niej i strzelała jak najlepiej. Na samym końcu była kolej Ruby. Na sali nastała kompletna cisza. Nikt nawet nie szeptał. Każdy wpatrywał się w postać dziewczyny trzymającej łuk. Przebrana Księżniczka Złodziei napięła cięciwę na której zahaczona była strzała. Nie miała pojęcia co zrobić. Serce kazało jej być jak najlepszą a rozum jej tego zabraniał. Mogli ją przecież zdemaskować. Była w końcu najlepszą łuczniczką w kraju, a może i na świecie. Jednak serce zwyciężyło. Zagryzła dolną wargę i puściła cięciwę. Wszyscy wstrzymali oddech, kiedy strzała przemknęła przez scenę i wbiła się w sam środek tarczy. Nadal trwała cisza, ale po chwili została przerwana oklaskami z widowni. Niektórzy nawet wstali w tym James i Syriusz, którzy chyba na serio wczuli się w fabułę. Chrząknęła pod nosem. 
- No proszę proszę. Chyba mamy zwycięzcę a właściwie zwyciężczynię! - obok niej pojawił się Szeryf. Od razu zrobiła się czujna - Jak się zwiesz? 
- Emelie Broin - rzuciła swoje fałszywe imię i nazwisko. Blondyn zmarszczył brwi, ale po chwili szeroko się uśmiechnął. 
- Wspaniale! Oto twoja nagroda - zza pasa wyciągnął mieszek z brzęczącymi monetami - Jak wiemy Ruby Hood i jej zgraja okradają każdego kogo się da nawet Księżną, ale udało się nam wyłuskać trochę na nagrodę dla zwycięzcy - odparł podając jej go. Jego wyraz twarzy wyglądał jakby mężczyzna nawąchał się czegoś brzydkiego. Dziewczynie szalenie zaczęło bić serce. Cholera.
- Bardzo dziękuję ...
- Moment! - na scenie pojawił się Książę Mario. Widać było, że Szeryf nie jest tym zadowolony. Zaciskał dłonie w pięści - Sam również chciałem nagrodzić naszą drogą zwyciężczynię - wyjaśnił chwytając ją za rękę. Maxine w środku krzyczała. To ten moment. To ten moment. No nie. Ona zaraz zemdleje. Na bank. Natomiast Ruby wyglądała na zdezorientowaną. Szeryf również. Na widowni znów nastała cisza. Brunet chwycił twarz dziewczyny w dłonie. Przełknęła ślinę. Regulus chciał przeciągnąć ten moment w nieskończoność, ale widział ponaglajacy wzrok pani Efron. Cholera. Spojrzał w ciemnobrązowe oczy Maxine/Ruby/Emelie i poczuł dziwne uczucie w dole brzucha. Westchnął, przybliżył się a jego usta wylądowały na jej. To było zaledwie muśnięcie, ale tragiczne w skutkach. Szeryf zapanował nad emocjami, ale Jasper gotował się ze złości i miał ochotę odsunąć ich od siebie. Na widowni słychać było jęki zdezorientowania i zaskoczenia. Niektórzy zakrywali usta dłońmi, a inni mieli je szeroko otwarte. Georgie przełykając ślinę spojrzała na Jamesa i Syriusza, którzy wyglądali jakby piorun w nich trafił. Siedzieli wbici w fotel wpatrując się w parę na scenie z szokiem pomieszanym z wkurwieniem co było dziwną mieszanką. Pete lepiej to przyjął. Po prostu szeroko otworzył oczy. Zarówno Bones jak i Emma miały oko na 2/4 Huncwotów w razie gdyby musiały zainterweniować.
- Chłopaki ...
- To są kurwa jakieś jaja ... - warknął Łapa chcąc wstać. Blondynka złapała go za nadgarstek i posyłając mu proszące spojrzenie. Niektórzy zaczęli się na nich oglądać, a ona nie chciała by nauczyciele wkroczyli do akcji. Chłopak nie wiadomo czemu gotował się ze złości. Nie chodziło nawet o to, że to był jego brat. Sama świadomość tego, że Max całowała się z kimkolwiek sprawiła iż zwariował i chciał wszystko rozwalić. Natomiast Potterowi chodziło o samego Regulusa. Nie lubił typa. 
- Chłopaki uspokójcie się - mruknął Peter wiedząc do czego byli zdolni jego przyjaciele. 
Na scenie jednak przedstawienie trwało dalej. Po około sześciu sekundach Regulus się odsunął i ucałował dłoń dziewczyny. 
- Jeszcze raz gratuluje zwycięstwa ...
- Dziękuje - wymamrotała będąc całkiem zszokowana. Ukłonił się i zszedł ze sceny. 
- No tego nawet ja się nie spodziewałam! - jego miejsce zajęła Janna - A jestem Księżną - sztucznie zachichotała. Nikt jej nie odpowiedział - No dobrze. Emelie? Możesz iść - rzuciła do dziewczyny, a ta niezgrabnie dygnęła i zeszła ze sceny. Kobieta chrząknęła i pomachała do widowni, po czym pochyliła się w stronę Szeryfa - Miej na nią oko. Mam co do niej dziwne przeczucie - szepnęła mu na ucho, ale wszyscy to usłyszeli. I nie byli zadowoleni. Mężczyzna kiwnął głową mrużąc oczy. 
                                             ***
Filch sztywnym krokiem przemierzał korytarze. Nie miał jakoś ochoty na oglądanie przedstawienia, więc dlatego też po prostu sprawdzał okolicę. Nagle jego spojrzenie zatrzymało się na uchylonych drzwiach prowadzących do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka zawsze krzyczała jeśli ktoś ich nie zamknął. Jakieś dziwne złe przeczucie kazało mu zobaczyć co się stało jeśli nawet wszystko było w porządku. Przełknął ślinę i zajrzał do środka. Najpierw szeroko otworzył oczy, a potem klnąc pod nosem podleciał do leżącej na podłodze nieprzytomnej kobiety. 
- Ruby? Ruby? - delikatnie klepał ją po twarzy. Sprawdził jej tętno. Było. Bardzo słabe, ale było. Z jękiem wysiłku wziął ją na ręce i przeniósł na pierwsze wolne łóżko. Rozejrzał się. Jedenastolatka z wysypką nadal smacznie spała, ale nigdzie nie było Camille co było dziwne bo od kilku dni leżała w śpiączce. Poleciał do kantorka w poszukiwaniu czegoś co mogło pomóc. Nagle jego spojrzenie zatrzymało się na dość sporym słoiku z karteczką z której wynikało, że były to sole trzeźwiące. Wrócił do Shey i podstawił jej otwarty słoik pod nosem. Po chwili jęknęła cicho, by zaraz potem skrzywić się i przekląć dorodnie. Mężczyzna odetchnął i opadł na łóżko obok. Chwała Merlinowi. 
- Co się ... Argus? Gdzie ja ... Co jest? - podniosła się do pozycji siedzącej i sycząc uniosła dłoń do tyłu głowy. Będzie miała tam ogromnego guza. 
- Przechodziłem i zobaczyłem uchylone drzwi. A wiem, że tego nie lubisz ... No i potem zauważyłem nieprzytomną ciebie - wyjaśnił. Zamrugała. 
- O żesz ... - nagle sobie coś przypomniała. Wstała i zaczęła ciągnąć sobie włosy - Camille. To była Camille. Podniosła się i chciała wyjść. Wołałam ją, a ona odwróciła się i ... a potem była ciemność. 
- Zostań tu, a ja polecę po dyrektora - wstał. 
- Ale jest przedstawienie i ...
- To jest o wiele ważniejsze niż jakieś tam przedstawienie Ruby. Zostań tu - wybiegł ze Skrzydła Szpitalnego i z lekkim trudem - w końcu miał już prawie sześćdziesiąt lat - pognał w stronę klasy, gdzie przebywała właśnie cała szkoła. Nie pukając popchnął drzwi i wszedł do środka. Wszyscy właśnie się z czegoś śmiali więc cichaczem przemknął do pierwszego rzędy, gdzie zasiadali nauczyciele. Trochę się zdziwili na jego widok, ale dyrektor po minie woźnego zorientował się że musiało się coś stać. Nadstawił ucho. Mężczyzna wyszeptał mu to co miał do przekazania. Dumbledore spiął się i powiedział to samo swojej zastępczyni, a ona dalej i dalej. Nagle wstał i głośno chrząkając wszedł na scenę. Jasper i Regulus przestali grać. Nastała cisza. 
- Jestem zawiedziony, ale niestety będę musiał przerwać przedstawienie. Na prawdę świetnie się bawiłem i żałuje, że nie obejrzymy tego do końca, ale taka jest konieczność ... - powiedział, dało się słychać jęki niezadowolenia i zszokowania. Uciszył je machnięciem ręki - Pan Filch przekazał mi iż wasza koleżanka Camille obudziła się, ale nie jest do końca sobą. Ogłuszyła pielęgniarkę i zniknęła. Musimy wezwać Aurorów by przeszukali okolicę. Dlatego przedstawienie uważam za zakończone. Możecie się rozejść - odparł i ruszył w stronę wyjścia. Reszta nauczycieli także. Zrobiło się spore zamieszanie. Nikt nie mógł w to uwierzyć.
                                            ***
- Tyle pracy, tyle pracy - wymamrotała nauczycielka opadając na krzesełko. Remus objął mnie opiekuńczo ramieniem. 
- Ktoś ją opętał? - szepnęła Mary łapiąc Evansównę za rękę. Sala zaczęła się wyludniać zostali nieliczni. 
- Możliwe - wyznałam. To straszne, że Camille mogła zostać zaczarowana, ale na to wyglądało. Przecież sama z siebie by tak się nie zachowywała. Może to trochę samolubne z mojej strony, ale w środku cieszyłam się z tego wszystkiego. Chociaż nie będę drugi raz całować młodszego Blacka. ,
- Straszne co nie? - podeszły do nas dziewczyny. Huncwotów gdzieś wcięło. Może i dobrze. Jakoś na razie nie miałam ochoty patrzeć im w oczy. Nie wiem czemu, ale trochę było mi wstyd. 
- I to jak. Mam nadzieję, że ją znajdą - rzuciła Lily zdejmując z głowy koronę. Pomogliśmy pani Efron posprzątać po spektaklu i również opuściliśmy salę. Wszędzie wyczuwało się strach i niepewność wywołaną owym wydarzeniem. Każdy się bał. 
Po jakimś czasie przybyli Aurorzy. Jedna grupa przeszukiwała szkołę i przepytywała ludzi, a druga większa szukała Gryfonki na zewnątrz. Na Błoniach, w lesie i nawet w Hogsmeade. Siedzieliśmy jak na szpilkach na podłodze przed Wielką Salą. Milczeliśmy. Remus opierał się o ścianę wyciągając przed siebie swoje długie nogi. Po jego obu stronach siedziały Georgie z Mary. Natomiast ja, Lily i Emma zajmowałyśmy miejsca na przeciwko nich siedząc po turecku. Niektórzy trochę dziwnie się na nas patrzyli, ale po jakimś czasie zaczęło przybywać osób które ściągnęły z nas pozycję do czekania. 
- Jest dziwna cisza, co nie? 
- Wszyscy się boją - powiedział Lupin drapiąc się po policzku. Jego twarz ukazywała totalne zmęczenie. Miał wory pod oczyma i przekrwione oczy. No tak. Za tydzień pełnia. Znów będzie przechodził przez to piekło. Tak bardzo chciałabym mu w tym pomóc. Pomóc mu przez to przejść, a mogę tylko siedzieć i się zamartwiać. Chciałam zostać Animagiem jak reszta Huncwotów, ale Remi mi nie pozwolił. 
- Nie ma mowy Max. Już i tak boję się o chłopaków. O ciebie nie chcę. I koniec tematu - powiedział gdy przedstawiłam mu swój plan. A jego zdanie jest dla mnie najważniejsze. 
- Idę siku - Emma wstała. 
- Ja też się przejdę - Mary do niej dołączyła, a po chwili również panna Bones. Rozmawiając ruszyły w stronę toalet. Nastała cisza. Usiadłam koło szatyna kładąc mu głowę na ramieniu. Cmoknął mnie w czoło. Evans zajęła się przeglądaniem Proroka Codziennego. Rano była zbyt zdenerwowana przedstawieniem. 
- Jak sie czujesz? - spytałam ziewając. 
- Dobrze nie musisz się martwić - objął mnie ramieniem. Pachniał tak uspokajająco. 
- Nie mogę się nie martwić Remi ... powinieneś powiedzieć dziewczynom - znów szepnęłam. Zacisnął usta w wąską linię. Po chwili wróciły dziewczyny. Miały jakieś nietęgie miny. 
- Co jest? - zainterweniowałam. 
- Helsey jest w kiepskim stanie. Ruby musiała dać jej coś na uspokojenie - wyjaśniła Georgie. 


- Biedna ... - przerwałam widząc biegnącego w naszą stronę Murtona. O mało nie potknął się o czyjąś torbę, ale pruł dalej przed siebie. 
- Co jest? - spytała Lily odkładając gazetę. 
- Znaleźli Camille ... w lesie ... - wysapał. Na ustach moich przyjaciół pojawiła się ulga, ale ja widząc wyraz twarzy blondyna czułam dziwny niepokój. 
- Jace ... co z nią? - szepnęłam. 
- Znaleźli ją na samym krańcu lasu. Tam, gdzie są te stare i suche połamane drzewa ... jej ciało było ... przeszło na wylot i .... Camille nie żyje. 
                                            ***
Śmierć Gryfonki wstrząsnęła każdym. Nawet ci ze Slytherinu chodzili jacyś spięci i markotni. 
Mimo, że minęło już kilka godzin nadal czuję łzy w oczach na wspomnienie Hel, która wpadła w prawdziwą histerię i mijając wszystkich rzuciła się na ciało swojej przyjaciółki owinięte w biały materiał. Nikt nie reagował. Wszyscy wiedzieli, że nie powinni jej przeszkadzać. Leżała tak z głową na brzuchu Cam płacząc głośno. Tylko nielicznym nauczyciele pozwolili wyjść na Błonia. Nie chcieli zbyt wielkiego zamieszania. Każdy z nauczycieli miał łzy w oczach. Nawet dyrektor. 
Dopiero po dwudziestu minutach dziewczyna obejmowana przeze mnie i Lily dała się zaprowadzić do Skrzydła, gdzie zasnęła. 
- Dziwnie będzie jutro na meczu, co nie? Jak się cieszyć ze zwycięstwa jeśli kilkanaście godzin wcześniej nasza koleżanka zginęła - powiedziała Emma siadając na swoim łóżku i wycierając umyte włosy ręcznikiem. Dochodziła godzina 23.00, a my jakoś nie specjalnie miałyśmy ochotę iść spać. Za dużo negatywnej energii. 
- Ale przekładanie nie ma sensu. Już i tak późno zaczął się sezon. Zazwyczaj pod koniec października był pierwszy mecz, a tu zaraz grudzień - rzuciła rudowłosa głaszcząc moją Blue. 
- Nie ma co roztrząsać. Stało się i trzeba żyć dalej. Niestety - westchnęłam. Zaczynało się robić na prawdę nieprzyjemnie. Teraz tym bardziej każdy będzie się bał. W końcu Hogwart zawsze był najbezpieczniejszym miejscem w świecie magii. A tu zginęły dwie osoby, a do tego kilka zwierzaków. Trzeba będzie mieć się na baczności. 





Hej :)
No i kolejny rozdział. Tym bardziej trochę dłuższy niż kilka poprzednich więc mam nadzieję, że będziecie usatysfakcjonowani.
Dużo się działo i nie było kiedy wziąć oddechu, ale następny rozdział będzie trochę luźniejszy.
Pozdrawiam
Ps dedykuję go Eskarynie dzięki której jeszcze nie skończyłam z pisaniem tej historii <3 



4 komentarze:

  1. Jeej, sam początek i już mi smutno :( Bo podobnie jak w przypadku Lily i Jamesa, kiedy widzę Gideona i Fabiana, nie mogę przestać myśleć, że oni zaraz umrą, że tak niewiele im już zostało... I jeszcze ta atmosfera niepokoju, zagrożenia... Lubię to, ale jest przykro!
    Tym bardziej powitałam dalszy ciąg przedstawienia z prawdziwą ulgą.
    Pocałunek Regulusa i Maxine był przerażający i słodki jednocześnie! Kocham braci Black, nic na to nie poradzę :) Ale się namieszało, nie ma co.
    Argus Filch bohaterem <3 Zawsze było mi go trochę szkoda, fajnie, że dałaś mu pozytywną rolę do odegrania.
    Sprawa Camille jest straszna, to prawda, nie wiadomo do czego ta dziewczyna może być zdolna, ale tyle przygotowań i wysiłków poszło na marne, kiedy przedstawienie zostało przerwane! I ten drugi pocałunek :D Może to i dobrze, bo tym razem Syriusz na pewno dostałby palpitacji.
    Ojeju, trup! Wstrząsnęło mną to. Z jednej strony to straszne, że młoda dziewczyna zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, ale z drugiej... kurczę, już nikomu nie zaszkodzi, a pewnie była opętana. Horrorystycznie się u Ciebie zrobiło :D
    Na gacie Merlina, dedykacja dla mnie! <3 Jeju, wzruszyłam się. Jesteś kochana. Jeśli mam na to jakiś wpływ, to będziesz tę historię jeszcze pisała, że ho ho, a kiedyś kiedyś kiedyś w dalekiej przyszłości, kiedy nadejdzie właściwy moment, to ją skończysz elegancko :) Trzymam mocno kciuki!
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Tak na prawdę przepowiedziałaś śmierć Camille juz jakies 12 rozdziałów temu hahah, w jednym z komentarzy ;)
      No mi też jest szkoda Fabiana i Gideona ale zawsze jest szansa ze zmienie coś w kanonie ...
      Chcę skończyć to opowiadanie a jesteśmy dopiero w polowie wiec .. :)
      Pozdrawiam i ściskam

      Usuń
    2. Niemożliwe! Jestem okropna, wstyd mi za siebie :D

      Usuń