poniedziałek, 9 stycznia 2017

MINIATURKA 2 ,,Szlaban z Huncwotem''

Maxine szła w stronę Wielkiej Sali nucąc pod nosem ostatnio usłyszaną piosenkę i starała się zdążyć na kolację. Modliła się zarówno do Boga jak i do Merlina by inni uczniowie nie zjedli jej ukochanej zupy cebulowej bo będzie zła. Że akurat tak późno Hagrid chciał się z nią zobaczyć! Dochodziła właśnie do głównych wrót gdy jej uwagę przyciągnęło dziwne buczenie. Postanowiła to zignorować i pchnęła drewniane drzwi, ale one nie chciały ustąpić. Westchnęła i naparła na mnie ciężarem całego ciała. 
- Co jest? - mruknęła do siebie i z bezsilności w nie kopnęła. Miała już wyciągnąć różdżkę, ale w tym samym momencie wrota lekko się uchyliły. Nic nie podejrzewając odsunęła je mocniej i w tym samym momencie mury zatrzęsły się, a na nią i na cały główny hol poleciała śmierdząca ciecz. Dziewczyna zastygła i nie mogła się ruszyć. W tym samym momencie z Wielkiej Sali zaczęli wychodzić ludzie. Na samym początku profesor Mcgonagall. 
- Co tu ... panno Winslow! - opiekunka Gryffindoru dopiero teraz zobaczyła czternastolatkę stojącą wśród tego całego bałaganu. 
- Ja ... - skrzywiła się bo po otworzeniu ust ta dziwna śmierdząca ciesz wpłynęła do środka jej buzi. Splunęła i wytarła twarz chustką wyciągniętą z torby. Wszyscy pokazywali ją sobie palcami, wzdrygali się na widok ohydnej cieczy albo chichotali. Wicedyrektorka ruszyła w stronę Krukonki ze zmarszczonymi brwiami. 
- Nigdy bym się nie spodziewała, że taka sympatyczna i nie rzucająca się w oczy dziewczyna zrobi coś takiego! Co chciałaś osiągnąć? - syknęła, a Winslow zarumieniła się. 
- Ale ... to nie ja pani profesor ...
- Nie? Jakoś nie widzę tu nikogo innego! Bardzo mi przykro Maxine, ale czeka cię szlaban. Jeszcze nie wiem jaki, ale coś wymyślę. Zgłoś się do mnie po kolacji - rzuciła twardym głosem, po czym machnęła różdżką, a hol znów lśnił czystością. Kobieta pokręciła głową i ruszyła w stronę schodów, a czternastolatka zamrugała powiekami żeby się nie rozpłakać. Do dziewczyny podbiegła drobna blondynka z włosami zebranymi w kucyki. 
- Oszalałaś? Chcesz być piątym Huncwotem? - zachichotała. Szatynka zarumieniła sie. 
- Ty też mi nie wierzysz? To nie ja! Wracałam od Hagrida, a te cholerne wrota nie chciały się otworzyć! Popchnęłam się, a to śmierdzące coś poleciało na mnie i podłogi -  mruknęła ruszając w stronę Wielkiej Sali. Teraz to na pewno nie ma szans na dorwanie się do zupy cebulowej. Jej przyjaciółka ruszyła za nią. Usiadły przy stole Ravenclaw, a Winslow mimowolnie sięgnęła po pudding chlebowy. Z tego wszystkiego straciła apetyt. Emma sięgnęła jedynie po jabłko. Obracając w palcach nożyk zmrużyła oczy. 
- Czyli ktoś cię wrobił ... i chyba nawet mam pewne podejrzenia kto to był - mruknęła blondynka zerkając dyskretnie w stronę stołu należącego do uczniów Gryffindoru. Maxine zmrużyła oczy. 
- Myślisz o Huncwotach? - spytała szeptem, na co panna Hunter pokiwała głową i zabrała się za obieranie jabłka - Ale ... przecież ...
- Ale? Tylko oni w tej szkole robią takie spektakularne kawały. Nie pamiętasz jak przed wakacjami Yulen i Brett próbowali dostać się do ich paczki? Omal nie spalili Slughornowi gabinetu. Jasne, że to oni - prychnęła i włożyła do buzi kawałek owocu. Czekoladowooka przygryzła wnętrze policzka. Przez resztę pobytu w WS nie rozmawiały o tym. Po kolacji ruszyła w stronę gabinetu ich Wicedyrektorki. Zapukała czując w brzuchu ścisk. Po usłyszeniu pozwolenia weszła do środka. Kobieta siedziała przy swoim biurku i przeglądała jakieś papiery. Na widok swojej uczennicy przerwała pracę i usiadła wygodnie poprawiając okulary na swoim nosie. Dziewczyna ruszyła w jej stronę i zajęła miejsce na drewnianym krześle. Minerwa wpatrywała się w nią z trudnym do odgadnięcia wzrokiem. 
- Co tobą kierowało Maxine? 
- To nie ja! Na prawdę! Ktoś mnie ... - przerwała widząc minę nauczycielki. Ona i tak jej nie uwierzy. 
- Robisz coś takiego i do tego kłamiesz ... no dobrze. Przez dwanaście dni będziesz porządkowała książki w bibliotece. Zgłoś się jutro do pani Forbes. Ravenclaw traci też dwadzieścia punktów - westchnęła, a Maxine nie dyskutowała. I tak wiedziała, że nic nie wskóra - Możesz iść. I mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy - dodała. Krukonka wstała i ze łzami w oczach opuściła gabinet nauczycielki Transmutacji. Nie miała pojęcia, że po jej wyjściu kobieta również miała ochotę się rozpłakać.                                                                                                   ***
DZIEŃ 1 SZLABANU
Następnego dnia po zajęciach i zjedzeniu obiadu Max ruszyła w stronę biblioteki. Lubiła w niej przebywać, ale teraz myśl o tym iż będzie tam siedziała kilka godzin dziennie sprawiała, że było jej trochę niedobrze. Zawsze była szansa na to iż coś co kochamy może nam zbrzydnąć jeśli będzie tego za dużo. I miała wrażenie, że tak się stanie z nią i biblioteką. Westchnęła i pchnęła drzwi prowadzące do pomieszczenia służącego do nauki. Za dębowym biurkiem siedziała około czterdziestoletnia kobieta z włosami zebranymi w kucyk. Przeglądała jakąś książkę. Szatynka chrząknęła. 

- Jesteś już - uśmiechnęła się do dziewczyny i wstała. Miała na sobie luźną szarą sukienkę - Na prawdę byłam w szoku kiedy usłyszałam, że będziesz miała u mnie szlaban. Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewała - chrząknęła. Dziewczynka nie miała już siły się z nikim kłócić. Miała tylko nadzieję, że te dwanaście dni szybko minie. 
DZIEŃ 2 SZLABANU
Dziewczynka nucąc pod nosem bliżej nieokreśloną melodię ściągała książki z kolejnego regału kiedy usłyszała chrząknięcie. Odwróciła głowę w lewo zauważając profesor Mcgonagall. Wyglądała na trochę zawstydzoną. Krukonka uniosła brew. 
- Witaj Maxine ... będziesz miała pomocnika. 
- Słucham? - spytała, a koło wicedyrektorki stanął chudy i dość wysoki chłopiec z jasnobrązowymi włosami których grzywka opadała na miodowe oczy. Jego bladą twarz zdobiło parę blizn. Miał na sobie czarne spodnie i luźną koszulę w kratę. 
- Pan Lupin przyznał iż tak na prawdę to on zaplanował ten kawał i wciągnął cię w niego. Dlatego będziecie przez te kilka dni współpracować. Mam nadzieję, że się dogadacie - poklepała chłopca po ramieniu i wyszła z biblioteki. Nastała krępująca cisza. Nie patrzyli sobie w oczy. 
- Chyba nie mieliśmy jeszcze okazji poznać się osobiście. Remus Lupin - wyciągnął rękę. 
- Maxine Winslow - uścisnęła ją - Na serio to twoja sprawka? - zapytała zaintrygowana. 
- Po części tak. Moi najwspanialsi przyjaciele na to wpadli, ale trochę im pomogłem. Chciałem się przyznać od razu, gdy dowiedzieliśmy się, że Mcgonagall uważa za winną ciebie, ale tamte barany mi nie pozwoliły i cały czas mnie pilnowali żebym nie mógł się przyznać. Dopiero niedawno udało mi się zwiać spod ich czujnego oka. Na serio mi przykro - wymamrotał lekko się rumieniąc. 
- Daj spokój. Nic się nie stało. Ważne, że się przyznałeś i nie będę z tym sama. Szczerze? Chyba dostanę uczulenia na kurz - wyznała i w tym samym momencie kichnęła. Zaśmiał się. 
- Na zdrowie. No dobrze. Bierzmy się do roboty to może wyjdziemy stąd przed kolacją - zakasał rękawy. Rozmawiając wzięli się do dalszej pracy. 
DZIEŃ 4 SZLABANU 
- Na serio? - roześmiała się o mało nie upuszczając sobie na nogi księgi ważącej około trzech kilo. 
- Też byłem w szoku. No, ale po tych wariatach można się wszystkiego spodziewać. A ty masz jakieś szalone akcje ze swoją przyjaciółką? - spytał wycierając półkę regału z kurzu. Kichnęła. 
- No jasne. Emma jest strasznie zakręcona. Raz w drugiej klasie wyciągnęła mnie po ciszy nocnej z dormitorium pod pretekstem iż zapomniała bransoletki z klasy od Zaklęć, a tak na serio chciała obejrzeć pełnię z Wieży Astronomicznej - parsknęła nie widząc, że chłopak lekko drgnął - Był ubaw bo Filch nas o mało nie złapał. Na szczęście potknął się o coś a my mogłyśmy zwiać - dokończyła. W tym samym momencie podeszła do nich pani Forbes mówiąc, że mogą się zbierać na kolację. Odłożyli te książki których nie zdążyli ułożyć na bok i żegnając się z bibliotekarką ruszyli w stronę Wielkiej Sali.
Dzień 6 SZLABANU 
Remus czekał na nią pod Wielką Salą mając w dłoni coś zawinięte w czerwoną serwetkę. Podeszła do niego zaciekawiona. Uśmiechnął się. 
- Co tam masz Luniek? - spytała. 
- Wiedziałem, że przez trening  możesz się nie wyrobić na obiad więc odłożyłem ci tą mini zapiekankę z pieczarkami bo wszyscy się na nie rzucili - wyznał podając jej pakunek. Pochyliła się. Do jej nozdrzy doleciał cudowny zapach. 
- Jeju dziękuję - cmoknęła go w policzek, na co uroczo się zarumienił - Jesteś wspaniałym przyjacielem - rzuciła, a on zrobił dziwną minę - Bo jesteśmy przyjaciółmi prawda? - szepnęła robiąc spojrzenie zbitego szczeniaka. 
- No jasne! - zaśmiał się i potargał jej włosy. Pisnęła zachwycona - A teraz chodźmy bo znowu się spóźnimy - westchnął biorąc ją pod ramię. Szli w stronę biblioteki a dziewczyna zajadała się zapiekanką. Przez trening strasznie zgłodniała. 
Dzień 7 SZLABANU 
- Macie ją przeprosić! - warknął wskazując palcem swoją przyjaciółkę. Maxine lekko się spięła. Tak na serio nie zależało jej na przeprosinach do pozostałej trójki Huncwotów, ale Remusowi na tym zależało więc się zgodziła. Robiła to dla niego. Potter siedział na parapecie a jego twarz nie ukazywała żadnych emocji. Peter wyglądał na najbardziej zawstydzonego i wykrzywiał sobie palce ze stresu. Natomiast Black uśmiechał się zawadiacko z uniesioną do góry lewą brwią. Co za buc! Miała ogromną ochotę mu przywalić. 
- Za co? To nie nasza wina, że tamtędy przechodziła i że na nią spadła fala nienawiści - parsknął posiadacz czarnych oczu. Mrużąc oczy ruszyła w jego stronę, ale Remi przytrzymał ją za nadgarstek. 
- To nasza czwórka powinna mieć ten szlaban. Ona nie miała z tym nic wspólnego. Po za tym mogę wam obiecać, że jesli grzecznie jej nie przeprosicie to pójdę do Mcgonagall i powiem jej całą prawdę. A uwierzcie, że jestem do tego zdolny - odparł machając im palcem przed oczyma. Nastała cisza. Pettigrew jęknął i cały czerwony podszedł do Krukonki. Wyciągnął rękę w jej stronę. 
- Przepraszam ... też się chciałem przyznać, ale jestem strasznie tchórzliwy - wymamrotał. Nastała cisza, po której dziewczyna wesoło się uśmiechnęła i uścisnęła jego dłoń. 
- Wybaczam ci. I jestem Maxine tak przy okazji. 
- Peter - mruknął i też się uśmiechnął. Stanął pomiędzy nimi z założonymi rękoma. Całą trójką wpatrywali się w Blacka i Pottera którzy wyglądali na podejrzliwych. Lupin mlasnął. 
- A skąd mamy pewność, że nie poleci do Mcgonagall i tak nas nie wyda? - spytał Potter zeskakując z parapetu i poprawiając swoje okulary. 
- A stąd iż wiedziała od pierwszego dnia szlabanu a i tak tego nie zrobiła - powiedziała o sobie w pierwszej osobie - Po za tym nie jestem wami. Nie mszczę się - prychnęła. Nastała cisza przerywana jedynie deszczem uderzającym o okna. 
- Okej ... Sorry Winslow. Na serio mieliśmy nadzieję, że trafi na Filcha albo na jakiegoś Ślizgona - pierwszy odezwał się James. Miodowooki zatamował śmiech kaszlem. 
- Wow. Najwylewniejsze przeprosiny jakie kiedykolwiek dostałam ... Już się nie gniewam. Na serio. W końcu dzięki wam mam nowego przyjaciela - potargała Remusowi włosy. 
- Sorry Winslow. Następnym razem ostrzeżemy cię kiedy będziemy chcieli się wmieszać w nasze sprawy. A teraz sorki, ale musimy spadać - Black ukłonił się i ruszył przed siebie z rękoma w kieszeniach. James ruszył za nim, a Pete po chwili wahania również. Wcześniej jednak uśmiechnął się do niej. Zostali we dwójkę. 
- Czasami na serio się zastanawiam czemu się z nimi przyjaźnię - westchnął wywracając oczyma. Poklepała go po ramieniu. - Ale przeprosili a to się liczy. No dobra ja zmykam bo Emma ma podobno jakiś wielki problem. Do jutra - puknęła go w ramię i pognała w stronę schodów. 
DZIEŃ 9 SZLABANU 
Kurz zniósł się w górę lawirując między cząsteczkami powietrza. Maxine dmuchnęła w niego, a on poleciał dalej rozpadając się. Kichnęła. Na serio chyba dostała na niego uczulenie. Wcześniej nigdy nie kichała czując kurz. Odłożyła szmatkę do wiaderka z wodą i nucąc pod nosem zabrała się za układanie książek. Remus siedział przy stoliku i za pomocą magicznej taśmy sklejał te woluminy, które trochę ucierpiały od poprzedniego porządkowania. Dziewczyna chwyciła w dłonie dość grubą księgę obitą czymś a'la bordowy filc i miała ją odłożyć, ale okładka ją zaintrygowała. Nie było na niej żadnych napisów ani obrazków. Zwykła najzwyklejsza gładka okładka. Zaintrygowana otworzyła ją i zobaczyła zdjęcia. Uśmiechnęła się. To był szkolny album pamięci. Zaczynał się od rocznika 1947. Zmarszczyła brwi. Jej tata powinien tu być. Zaczęła z koncentracją przyglądać się twarzom dziewczyn i chłopaków którzy wtedy kończyli Hogwart. W końcu go znalazła. JOHN WILHELM WINSLOW. A pod spodem ruszające się zdjęcie osiemnastoletniego chłopaka z modnie przyciętymi blond włosami i brązowymi włosami puszczającego oczko do kogoś stojącego za aparatem. Niby było to już trzydzieści lat temu, ale on w ogóle się nie zmienił. Tylko metryka mu się zmieniła. Wiedziała, że w czasach szkolnych dziewczyny za nim szalały. Był casanovą. Dopiero gdy poznał mamę trochę się zmienił. 
- Co tam masz? - Remus zajrzał jej przez ramię. Zacisnęła usta w linię - Album pamięci? 
- Mhm. To mój tata - wskazała zdjęcie. 
- Macie te same oczy - odparł przyglądając mu się. - A twój tata? W którym roku skończył Hogwart? Znajdziemy go - zmieniła temat. 
- W 1956 - rzucił. Przerzuciła kilkanaście kartek i w końcu znalazła. Po paru sekundach zauważyli rodzica Gryfona. JOHN HENRY LUPIN. Zdjęcie przedstawiało sympatycznie wyglądającego chłopaka z krótkimi brązowymi włosami i ogromnymi zielonymi oczyma uśmiechającego się niepewnie - Trochę się zmienił ... ej ... nasi ojcowie mają tak samo na imię - zaśmiał się. 
- Kolejny dowód na to iż nasza przyjaźń jest zapisana w gwiazdach - również się zaśmiała. Odłożyli księgę na miejsce i wrócili do pracy. 
DZIEŃ 10 SZLABANU 
Wychodzili właśnie z biblioteki śmiejąc się z kawału opowiedzianego przez Huncwota gdy zauważyli Minerwę Mcgonagall idącą w ich stronę. Spięli się. 
- Pani profesor? 
- Dobrze, że was złapałam. Chciałam ogłosić, że wasz szlaban się skończył. Od jutra już nie musicie tutaj przychodzić - wyznała klaskając w dłonie. Spojrzeli na siebie zaintrygowani. 
- Ale zostały jeszcze dwa dni ...
- Oj tam oj tam. Dziesięć dni szlabanu to i tak dużo jak na taki ... drobny wyskok - uśmiechnęła się. Mrugnęła do nich i weszła do biblioteki. Nastała cisza podczas której spojrzeli na siebie rozbawieni. 
- Co się właśnie stało? - wymamrotał. 
- Nie mam pojęcia - zaśmiali się. Wesoło rozmawiając i przekomarzając się ruszyli w stronę schodów. Nie mieli pojęcia, że ten szlaban był początkiem wspaniałej, ale niestety nie za długiej przyjaźni. Ale może i dobrze.





I kolejna miniaturka. Pomysł pojawił się w mojej głowie już dawno i jestem szczęśliwa że udało mi się to napisać. Chciałam pokazać jak przyjaźń Remiego i Max się rozpoczęła. Mam nadzieję że jesteście usatysfakcjonowani.
Piszcie o czym chcecie następną miniaturkę a może wezmę pod uwagę wasze pomysły.
Pozdrawiam



2 komentarze:

  1. Cześć!
    O to, to, to, szlaban z Huncwotem brzmi dobrze. Zawsze można na tym towarzysko skorzystać.
    Jejku, jak w Twoim opowiadaniu pojawia się jakieś jedzenie, to zawsze mam na to wszystko ochotę, mimo że części rzeczy normalnie pewnie bym nie tknęła. Nie wiem, jak to działa. Teraz chcę zupę cebulową ;(
    Biedna Maxine, tak głupio wyszło z tym szlabanem. Profesor McGonagall mogła ruszyć głową, bo skoro Max oberwała tym cuchnącym paskudztwem, to chyba nie ona jest tu winna... Taki mały szczegół, skoro Maxine jest Krukonką, to szlaban organizowałby jej profesor Flitwick, a nie McGonagall :)
    Ech, Remus jako jedyny okazał cywilną odwagę. Dobre i to, ale reszta Huncwotów powinna się baaardzo wstydzić.
    Podobało mi się, jak Remus nieznacznie zareagował na wzmiankę o pełni, to jakoś tak urealniło sytuację.
    Słodka była ta miniaturka, słodka i ciepła. Fajnie, że to właśnie z Remusem Maxine zaprzyjaźniła się najpierw. Też wierzę w to, że niektórym ludziom po prostu przeznaczone jest się spotkać. Ale zasmuciła mnie końcówka - dlaczego ich przyjaźń będzie niezbyt długa? :( Przecież Remusowi nic nie stanie się w pierwszej wojnie, czy to znaczy, że masz jakieś mroczne plany wobec Maxine? Ech :(
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :D
      Cieszę że ci się spodobało. Od dawna myślałam o tej Miniaturce i w końcu ją napisałam.
      Widzisz? Hahah. Mam magiczne moce :D
      Wiem wiem, ale chyba zrobiłam tak przez to iż to właśnie Mcgonagall ją zobaczyła i do tego jest wicedyrektorką :) no ale nie czepiajmy się szczegółów haha
      No niestety nasi Huncwoci dopiero dorastali i nie mieli jeszcze aż tak ruszalnego sumienia.
      No ja nic nie mówię haha

      Usuń