wtorek, 8 marca 2016

Rozdział 5.

Po obiedzie razem z Emmą, Mary i Lily udałyśmy się do biblioteki na super imprezę. Nie no żartuje. Jak dobrze się można bawić w szkolnej bibliotece? W takiej normalnej, to może i owszem, ale w szkolnej? Nie. No Lily na pewno uważa inaczej. Kiedy wchodzi do tego miejsca oczy od razu robią się jej błyszczące, a na ustach pojawia się szeroki uśmiech. Nawet, kiedy jest padnięta po ciężkim dniu to i tak przychodzi tutaj. Razem z Emmą obstawiamy, że jest cyborgiem. 
Rozmawiając o zbliżającym się koncercie usiadłyśmy przy jednym ze stolików witając się z panią Forbes, która siedziała przy swoim biurku i czytała jakąś gazetę. 
Na samym początku zabrałam się za streszczenie rozdziału o Szarutkach. Rozdział w książce zajmował prawie cztery kartki, dlatego streszczenie też nie może być za krótkie. Wsadziłam do buzi gumę i zaczęłam pisać od czasu do czasu wtrącając się do rozmowy. Przez większość czasu po prostu milczałyśmy będąc zajęte pisaniem jednak czasami któreś z nas chciało się otworzyć buzię. 
- Ręka mi odpada - jęknęła Em. 
- Wy i tak macie dobrze. Nam Slughorn zadał esej o bezoarze. Na minimum cztery tysiące słów - powiedziała Lily otwierając podręcznik od Eliksirów. 
- Ciekawe, kiedy w końcu pojawi się tutaj ten nowy nauczyciel od OPCM. Miał być w piątek, a tu dupa.
- Pewnie Dumbledore jeszcze nikogo nie znalazł i po prostu gra na czas - uśmiechnęłam się, po czym spojrzałam w lewo i zobaczyłam Snape'a siedzącego nad jakąś grubą księgą. Odkąd przestał przyjaźnić się z Lily - czyli od końca piątej klasy - zazwyczaj siedzi sam. Czasami tylko widać go w otoczeniu innych Ślizgonów. Przed wakacjami zadawał się z Mulciberem, ale odkąd tamten gbur skończył szkołę nie ma dobrych kontaktów z nikim innym. A tak przynajmniej mi się wydaje. Ślizgoni ogólnie trzymają się razem, ponieważ reszta domów za bardzo za nimi nie przepada - zwłaszcza Gryffindor - jednak Severus jest jedyną osobą ze Slytherinu, która bardzo często chodzi sama. 
- Trochę mi żal Snape'a ... 
- Słucham? - Emma spojrzała na mnie z szokiem wypisanym na twarzy. Twarz Lily nie pokazywała niczego. Była poważna.
- No może i jest świnią, że tak odezwał się do Lilki i w ogóle, ale pomyślcie. Cały czas jest wyśmiewany przez Huncwotów. Zawsze chodzi sam. 
- Daj spokój Max. To Ślizgon. Oni wszyscy są siebie warci. Może i chłopaki robią sobie z niego żarty, ale on też nie jest czysty jak zła - odezwała się rudowłosa. I to sprawiło, że zakończyłam ten temat. Nie chciałam się z nią znowu kłócić. 
Po dwóch godzinach spędzonych w bibliotece dziewczyny poszły do swojej wieży, a ja wraz z Emmą poszłyśmy się przewietrzyć. Była przepiękna pogoda. Słońce wisiało wysoko na niebie i dawało nam ciepło. Mam nadzieję, że jak najdłużej będzie taka pogoda. Mimo tego, że uwielbiam zimę to jesień mogłaby nie istnieć. Nienawidzę tej pory roku ze względu na atmosferę. Jest taka smutna i ponura. Jeszcze częściej niż zazwyczaj pada deszcz i w ogóle. Straszne. 
Będąc na błoniach zauważyłyśmy mężczyznę wychodzącego z chatki Hagrida. Rozejrzał się i ruszył w stronę szkoły. Był wysokim facetem - tak przynajmniej wyglądał z daleka - z potarganymi brązowymi włosami i dość umięśnioną sylwetką. Miał na sobie czarne spodnie, brązową koszulę i czarną kurtkę. Po chwili zniknął nam z oczu. 
- Ciekawe, kto to - powiedziałam. Blondynka wzruszyła ramionami. Usiadłyśmy nad jeziorem i moczyłyśmy stopy w chłodnej wodzie. Dobrze jest być tu ponownie. 
                                                 ***
We wtorek wstałam bardzo wyspana mimo tego, że spałam jedynie cztery godziny. Ah te wciągające książki. Z radosną miną siedziałam przy stole i nakładałam sobie na talerz naleśniki z białym serem i cynamonem. Hunter patrzyła na mnie, jak na chorą psychicznie. 
- Ty jesteś normalna Winslow? 
- Ale o co ci chodzi? - niewinnie się uśmiechnęłam. 
- Jest 8.00 rano zaraz zaczynamy lekcje, a ty wyglądasz jakby gwiazdka przyszła wcześniej. 
- Po prostu się wyspałam. I jest taka piękna pogoda. Dlaczego miałabym być smutna? - spytałam sięgając po dzban z kawą. Zielonooka prychnęła i wróciła do jedzenia płatków czekoladowych. W tej samej chwili do Wielkiej Sali wleciał rój różnokolorowych sów. Nurkowały nad stołami by rozdać uczniom listy oraz inne paczki. Po chwili przed rudowłosą wylądowała biała sowa z prorokiem codziennym przyczepionym do nóżek. Zaledwie odleciała, a przyleciała kolejna. 
- Cześć Penny - powiedziała Bones i pogłaskała ptaka po główce - To sowa Amelii - wyjaśniła widząc mój zaciekawiony wzrok. Kiedy ona czytała list od swojej starszej siostry ja z lekkim powątpiewaniem sięgnęłam po gazetę. Otworzyłam na przypadkowej stronie. ,,Chcesz wyglądać pięknie? Wypróbuj nowe kosmetyki linii Błyyysk''. Dalej. Na kolejnej stronie znalazły się przepisy na domowe ciasteczka makowe i lemoniadę różaną. Hm. Ciekawe. Przewróciłam kartkę i szeroko otworzyłam oczy. O cholera. 

MROCZNY ZNAK NAD DOMEM ZNANEJ MUGOLSKIEJ RODZINY



Wczorajszego popołudnia na przedmieściach Liverpoolu nad domem mugolskiej rodziny ukazał się Mroczny Znak. Ostatni taki przypadek miał miejsce na początku wakacji. Czyżby złe moce nie zniknęły? 
Świadkowie utrzymują, że widzieli długowłosego blondyna w dziwnym stroju wchodzącego do owego domu. Któż to taki? 
Zginęła pięcioosobowa rodzina Masonów. Głowa rodziny Christopher (47l.), jego żona Danielle (44l.) i trójka ich dzieci, Jordan (22l.), Holly (10l.) i Sean (9l.). Pan Mason był senatorem, a jego żona szefową organizacji przeciw uprzedzeniom. Ich czwarte dziecko uczy się obecnie na piątym roku w Hogwarcie. Współczujemy i składamy najdroższe kondolencje. 

- Cholera - szepnęłam i zaczęłam się rozglądać. W tej samej chwili zza stołu Gryffindoru podniosła się niska brunetka i zanosząc się płaczem wybiegła z WS. Jej najlepsza przyjaciółka poleciała za nią. 
- Co jest? - zarówno Emma, jak i Geo patrzyły na mnie z zainteresowaniem. Westchnęłam i podałam im gazetę. Zaczęły czytać. Z każdym słowem ich miny robiły się coraz bardziej przerażone i zszokowane. 
- O cholera ... biedna Jocey - mruknęła Georgie. 
- Jak można być takim potworem? - szepnęła Emma czytając po raz kolejny ten sam artykuł. Ja zadawałam sobie to samo pytanie. 
                                               ***
Informacja o śmierci rodziny Jocey obiegła Hogwart w mgnieniu oka. Dziewczyna zamknęła się w szkolnej toalecie i nie chciała z niej wyjść. Nie dziwię się jej. Ja też po takiej nowinie nie chciałabym nikogo widzieć. 
Zaczynałam dopiero od drugiej lekcji, więc wolny czas spędziłam jak zwykle na czytaniu książki. ,,Carrie'' Kinga już skończyłam i zaczęłam czytać ,,Purpurowe morderstwo'' Grahama Breya. Podobno świetny kryminał. Na razie dopiero drugi rozdział, ale mam nadzieję że będzie coraz lepiej. 
Akcja zaczynała się już rozkręcać, gdy nagle niedaleko rozbrzmiał huk. Oderwałam wzrok od książki i spojrzałam do tyłu. Chłopak niezdarnie podnosił z ziemi futerał z gitarą. Uśmiechnęłam się, ale przestałam kiedy zobaczyłam kto to jest. Jasper Murton. Ślizgon z mojego roku. Niby jeden z normalniejszych, ale nadal Ślizgon. A ja jestem do nich uprzedzona. Może wam, kiedyś opowiem dlaczego. Chłopak wyprostował się, a kiedy mnie zobaczył chrząknął. Przewiesił futerał przez ramię i ruszył w moją stronę. 
- Cześć Winslow - rzucił. Siedemnastolatek jest wysokim blondynem z niebiesko-szarymi oczyma. 
- Cześć - odparłam - Grasz? - wskazałam na futerał. 
- Trochę. Taka dziwna pasja. 
- Dlaczego dziwna? - zmarszczyłam brwi. Spojrzał na mnie z uniesioną lewą brwią - Aaa ... no tak. 
- A, gdzie masz swój orszak? - spytał. 
- Są na lekcjach. A ty, gdzie masz Finna? - podrapałam się po nosie. I to jest dziwne w tym facecie. Niby jest Ślizgonem, a przyjaźni się z Puchonem. Cud. Nigdy nie widzę go w otoczeniu innych mieszkańców domu Salazara. I tylko, dlatego totalnie nim nie gardzę. I jest jedynym Ślizgonem, z którym czasami pogadam. I to bez odruchu wymiotnego. 
- Też na lekcji. Ma Numerologię. 
- A słyszałeś o tym incydencie z Mrocznym Znakiem? - spytałam. Drgnął niezauważalnie, po czym westchnął. 
- Niestety tak. I w takich chwilach żałuje, że jestem Ślizgonem. Biedna dziewczyna. 
- No biedna - westchnęłam. Pogadaliśmy chwilę, po czym zaczął się zbierać. Zasalutował i zniknął za rogiem, a ja wróciłam do czytania. 
                                             ***
Syriusz szedł przed siebie gwiżdżąc pod nosem. W duchu dziękował sobie, że zrezygnował z Numerologii. W innym wypadku musiałby siedzieć na niewygodnym krzesełku i słuchać nużącego głosu Gordon. Niby młoda, a zachowuje się jak siedemdziesięciolatka. 
Kucnął by zawiązać sobie sznurówkę trampka, kiedy jego wzrok wyłapał blondwłosego Ślizgona wychodzącego zza rogu. Zmrużył oczy, na co tamten jedynie parsknął i zszedł po schodach na niższe piętro. 
Brunet wyprostował się i skręcił w korytarz, z którego wyszedł przed chwilą mieszkaniec domu Salazara. 
Uśmiechnął się, kiedy zobaczył znajomą postać siedzącą na parapecie. Maxine z uwagą wpatrywała się w czytaną książkę. Jej oczy w skupieniu przesuwały się po kolejnych zdaniach i słowach. Od czasu do czasu przygryzała wargę, co było według niego strasznie urocze. Jak zwykle pod szkolną spódniczkę założyła czarne rajstopy. Nie lubiła pokazywać za wiele. 
Zatrzymał się dwa metry od niej i czekał aż go zauważy. Po pięciu minutach zrozumiał iż jest tak pochłonięta lekturą, że zleci tydzień nim go zauważy. Chrząknął. Nic. Chrząknął po raz drugi. Nadal nic. Już chciał chrząknąć po raz trzeci, ale w tym samym momencie spojrzała na niego swoimi ciemnymi oczyma. 
- O co chodzi? - westchnęła. 
- Co czytasz? - spytał uśmiechając się łobuzersko. 
- Książkę. To taka rzecz, w której opisywane są różne historie ... - niewinnie się uśmiechnęła, na co prychnął. 
- Bardzo śmieszne Winslow, bardzo. O czym jest? 
- O zbrodni. Zabili młodą aktorkę i szukają sprawcy. Ty nie na lekcji? - schowała książkę do torby i zrobiła mu miejsce na parapecie. Usiadł opierając się o szybę. Do jego nozdrzy doleciał zapach jej perfum. Wyczuł wanilię i coś owocowego, ale nie mógł dojść do tego co to. 
- Zrezygnowałem z Numerologii. Nie jestem aż takim debilem. I tak bym dostawał same N, więc po co się męczyć? - wyszczerzył zęby. W tej samej chwili zabrzmiał dzwon kończący lekcje. Wstali i wspólnie ruszyli w stronę pierwszego piętra, gdzie Gryfoni z Puchonami mieli Transmutację, a Krukoni i Ślizgoni Historię Magii. Szatynka podeszła do Hunter siedzącej pod ścianą, a on dołączył do reszty Huncwotów stojących pod klasą od Transmutacji. Remus czytał podręcznik, a Jim i Peter szeptali coś do siebie z dziwnymi uśmiechami. 
- Co tam knujecie? A tym bardziej beze mnie? - spytał obejmując ramieniem najniższego Huncwota. 
- Myślimy nad jakimś kawałem. Nudno jakoś - Potter potargał sobie włosy i kątem oka spojrzał na Evans jedzącą mandarynkę. Ładnie wyglądała w dobieranym warkoczu. Zagapił się na nią na ładne kilkadziesiąt sekund. Dopiero Peter przywrócił go do świata żywych szczypiąc go w ramię - Ała - jęknął.
- Przestań się tak na nią gapić, bo weźmie cię za psychopatę - odparł Glizdogon.
- Większego niż zazwyczaj? - parsknął Black, ale opanował się widząc minę swojego przyjaciela. Niewinnie się do niego uśmiechnął. W tej samej chwili nadeszła profesor Mcgonagall. Wpuściła ich do klasy i podeszła do stolika. 
- Na dzisiejszej lekcji powtórzymy transfigurację i animizację. Mam nadzieję, że pamiętacie coś z trzeciej klasy - powiedziała rozglądając się po klasie. Potter się uśmiechnął. Gdyby ona tylko wiedziała - pomyślał rozczochraniec wracając do pionu. 
                                                ***
Historia Magii nie była taka zła. Minęła zaskakująco szybko. Następnie mieliśmy transmutację i powtórkę z animagii. Uśmiechnęłam się. Ciekawe, jak zareagowali Huncwoci. Od samego początku wiem, że zostali nielegalnymi animagami żeby pomagać Remiemu podczas pełni. Zawsze miałam ich za totalnych bałwanów, ale właśnie ta informacja sprawiła, że ich polubiłam. Okazało się, że nie są aż takimi idiotami. Ostatnią wtorkową lekcją była ONMS. Verdon zebrała nasze streszczenia, po czym zaczęła lekcję o jednorożcach. 
- Młode jednorożce mają złotą sierść. Robią się srebrne, gdy mają dwa lata, a całkiem białe w wieku siedmiu lat. Róg wyrasta, gdy mają cztery. Dorosłe jednorożce mają złote kopyta, długie, smukłe nogi oraz perłowobiałą grzywę i bujny ogon. Są wielkości konia arabskiego. Podobnie jak patronus rozsiewają wokoło księżycową poświatę. Lubią ciemne, gęste magiczne lasy - Zakazany Las jest dla nich idealny. Krew jednorożca jest gęsta, świetlista i ma błękitno-srebrny kolor. Róg jest srebrny, długi i ciemny. Wyrasta poniżej czoła ... - mówiąc to zaprowadziła nas do padoku niedaleko Zakazanego Lasu, gdzie stał jeden osobnik. Był biały, więc skończył już siedem lat. Wszyscy powoli do niego podeszli by móc go pogłaskać. Mały był zadowolony, ednak z większą ochotą dawał się głaskać dziewczynom. Pani mówiła, że jednorożce cą bardziej ufne wobec kobiet. Tylko te młode są bardziej ufne i nie boją się facetów. Kiedy Peter chciał go pogłaskać prychnął głośno i odbiegł na drugą stronę padoku. Pettigrew lekko się zawstydził, na co posłałam mu pokrzepiające spojrzenie. Peter niby należy do Huncwotów, jest ich przyjacielem. Jednak zawsze jest postrzegany jako ten najgorszy, bo nie jest ani za mądry czy przystojny. Natomiast ja lubię go równie mocno co Pottera czy Blacka, a często nawet i bardziej. Oboje uwielbiamy mugolską koszykówkę, dlatego mamy o czym rozmawiać. Oprócz tego przed Sumami pomagał mi z Wróżbiarstwem, którego kompletnie nie ogarniałam. Tak samo, jak reszta moich przyjaciół. Dla mnie jest równie fajny, jak pozostała trójka. Co z tego, że nie jest ciachem z pierwszych okładek czasopism dla kobiet? Liczy się to co człowiek sobą reprezentuje i czy ma dobre serce. A on takie ma. 
Na koniec zajęć zadała nam rysunek jednorożca z opisaniem części jego ciała. Całkiem łatwe jeśli ktoś umiał rysować, a ja jestem kompletnym beztalenciem w tej dziedzinie. Taki los. 
Rozmawiając z Emmą i Lily szłyśmy w stronę Wielkiej Sali. Na śniadaniu zjadłam jedynie dwa naleśniki, więc w brzuchu dość mocno mi burczało. 
Moją uwagę przykuło zamieszanie przy nauczycielskim stole. Zazwyczaj spokojny Dumbledore wyglądał na poddenerwowanego i niespokojnego. Mcgonagall mówiła do niego żywo gestykulując rękoma, a rozmowie przysłuchiwał się Slughorn. Pewnie miało to coś wspólnego z dzisiejszą nieprzyjemną wiadomością zamieszczoną w proroku codziennym. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Jocey, ale nigdzie jej nie było. Biedna. Dlaczego istnieją ludzie, którzy lubią jak inni cierpią? Tacy ludzie, którzy żywią się strachem i bólem innych? W ogóle tego nie rozumiem. 
Zabrałam się za jedzenie zupy marchewkowej. Pychota. 



Zjadłam jako pierwsza, dlatego zostawiłam dziewczyny i ruszyłam w stronę sowiarni by wysłać mamie list i prezent urodzinowy. Niby urodziny ma dopiero jutro, ale wolę by prezent doszedł za wcześnie niż za późno. 
Skręciłam w lewo i niemal od razu zwolniłam. Z sowiarni wychodził średniego wzrostu chłopak z krótkimi brązowymi włosami ubrany w mundurek Slytherinu. Na mój widok szeroko się uśmiechnął. 
- Winslow, jaki zbieg okoliczności - zaśmiał się. Przed państwem Evan Rosier. Dupek jakich mało. 



Jak oceniacie ten rozdział? Ja nie jestem zbytnio z niego zadowolona. Nie wyszedł mi tak jak chciałam, ale piszę na szybko więc przepraszam za błędy.
Na razie nic zbytnio się nie dzieje, ale to jak zwykle przy pierwszych rozdziałach.
Pozdrawiam i życzę wszystkich dziewczynom i kobietom wszystkiego najlepszego. 













































3 komentarze:

  1. Dziwią mnie trochę uprzedzenia Max wobec Ślizgonów - niby współczuje Severusowi i czasem rozmawia całkiem przyjemnie z Jasperem, ale upiera się przy tym, że nie lubi Ślizgonów na starcie. W praktyce wcale to tak nie wygląda :) I chyba tak właśnie jest lepiej. Nie każdy jedenastolatek, któremu zdarzyło się trafić do Slytherinu musi być od razu dupkiem (chociaż wierzę na słowo, że Rosier nim jest i nie mogę się doczekać, żeby się o tym przekonać osobiście, haha). Podobało mi się, że odrobina świateł reflektorów padła też na Petera. Czyżby Syriusz czuł miętę do Maxine? Oby :p
    Szkoda mi tej biednej piątoklasistki, która straciła tak wiele bliskich osób w jednej chwili. Bardzo to przykre, ale pewnie od teraz takie historie będą zdarzały się coraz częściej...
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę okropna tragedia spotkała rodzinę Masonów. Współczuję Jocey, niespodziewanie straciła najbliższych. Mam nadzieję, że pogodzi się ze stratą.
    Nie wiem, dlaczego Max jest uprzedzona wobec Ślizgonów, skoro współczuje Severusowi i miło odnosi się do Jaspera. Dziewczyna nie przepada za pozostałymi mieszkańcami, wśród których z pewnością są również inni mili i dobrzy ludzie.
    Cieszę się, że przyjaźnie odnosi się do Petera i darzy go sympatią. Według mnie Peter byłby inni i w przyszłości postąpił by inaczej, gdyby 'przyjaciele' traktowali go z szacunkiem i nie pomiatali nim.
    Obiecuję, że w najbliższym czasie skomentuję pozostałe rozdziały:)
    Pozdrawiam cieplutko,
    Neithiria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Cieszę się że moja historia ci się podoba. To kolejny bodziec dla mnie bym nie kończyła z tą historią.
      Pozdrawiam <3

      Usuń