piątek, 5 lutego 2016

Rozdział 1.

***sześć miesięcy później***
Zamknęłam kufer i rozejrzałam się po pokoju, by sprawdzić czy czegoś nie zapomniałam. To średniej wielkości pomieszczenie na poddaszu. Jasnoniebieskie ściany, ciemne panele na podłodze. Przy drzwiach stoi małe biurko z krzesełkiem. Po lewo jest moje wąskie metalowe łóżko oraz regał z książkami, a po drugiej stronie szafa na ubrania oraz perkusja, która jest moją miłością od prawie ośmiu lat. Na ścianie przy biurku wiszą zdjęcia, a na tej przy łóżku w tamte wakacje namalowałam trzy czarne dmuchawce. Z okna mam widok na ulicę i oddalone o kilkadziesiąt metrów jezioro. Zauważyłam na biurku różdżkę, więc schowałam ją do podręcznego plecaka. Wygładziłam koc leżący na łóżku, po czym zeszłam na dół. Nasz dom jest dość spory. W końcu mieszka tu siedem osób. Na parterze jest dość duży salon, przestronna kuchnia połączona z jadalnią, toaleta oraz sypialnia rodziców. Na piętrze są pokoje czwórki mojego rodzeństwa oraz druga łazienka, a na poddaszu mój pokój. 
W kuchnio-jadalni był niesamowity gwar. Mama uwijała się smażąc na dwóch patelniach naleśniki, ojca jak zwykle nie było, a Ren z Masonem wyrywali sobie z rąk smarowidła do naleśników. Jedynie Aly siedziała grzecznie i układała na swoim plasterki truskawek. Cmoknęłam ją w główkę pokrytą blond włosami i trzepnęłam szesnastolatka w łepetynę, kiedy chciał ukraść Masonowi dżem ananasowy. 
- Ała! - krzyknął. 
- Uspokój się. Ile ty masz lat? - spytałam przytulając mamę. Prychnął i wziął się do jedzenia. Mama jest niską - metr sześćdziesiąt - kobietą po czterdziestce z krótkimi kręconymi brązowymi włosami, które odziedziczyłam ja, Mason i Ren oraz niebieskimi oczyma. Je otrzymała jedynie Aly. Jest normalną osobą. Nie czarownicą. Poznali się z tatą na wakacjach we Włoszech. Jacy byli zdziwieni, gdy okazało się, że pochodzą z tego samego miasta. Niemal od razu się w sobie zakochali, a dwa lata później na świat przyszedł Jason, który ma obecnie dwadzieścia lat i pracuje jako Łamacz Klątw w Banku Gringotta. Mama dowiedziała się o magii jeszcze przed ślubem i na serio dobrze zareagowała. 
- Spakowana? - spytała wylewając na patelnię resztę ciasta i rozlewając je na całej powierzchni. 
- Tak mi się wydaje, ale jak czegoś zapomniałam to ci napiszę. Ojciec już wyszedł? - wstawiłam wodę na kawę. Niemrawo pokiwała głową. Cmoknęłam ją w policzek. Ojca prawie w ogóle nie ma w domu i martwię się o mamę. Ostatnio powiedziała, że nie daje rady. Ojciec powinien się ogarnąć. Na serio. 
Kilka chwil później siedziałyśmy przy stole z resztą i rozmawialiśmy. Mason strasznie denerwował się przed swoim pierwszym rokiem w Hogwarcie. Jednak cieszył się, że ja i Renn tam, z nim będziemy. 
- Nie chce być w Slytherinie - jęknął, kiedy ładowaliśmy się do samochodu. Klęknęłam przed nim i wzięłam jego ręczki w swoje. 
- Słuchaj kochanie. Nie będziesz w Slytherinie. Jesteś za dobry na bycie Ślizgonem. Tam trafiają sami najgorsi, a ty masz dobre serduszko. Prawda? 
- Tak - uśmiechnął się. Uściskałam go, po czym władował się na tył koło Alyson i Rena, który przegrał ze mną w ,,kamień,papier,nożyce'' o siedzenie z przodu. Patrzył na mnie naburmuszony i zły, a sam jest sobie winien. Powinien zmienić taktykę. Pokazywanie, za każdym razem kamienia nie jest mądre. Włączyłam radio. Dzięki muzyce jazda minęła nam dość szybko, bo niecałe dwie godziny. A z Ipswich do Londynu jest dość daleko. Mama zaparkowała niedaleko King's Cross, po czym biegiem ruszyliśmy w stronę peronu 9 i 3/4. Kiedy nikt nie patrzył przedostaliśmy się przez barierę. Do odjazdu pociągu zostało dwadzieścia minut. 
- No dobrze. Uczcie się, nie sprawiajcie problemów nauczycielom. Szczególnie, ty Ry - mama ze zmrużonymi oczyma spojrzała na szesnastolatka, który wyszczerzył radośnie zęby. Westchnęła, po czym mocno uściskała małego. Kiedy wszyscy się poprzytulaliśmy i pożegnaliśmy wraz z chłopakami udaliśmy się do pociągu. Szatyn potargał włosy jedenastolatkowi i ruszył na poszukiwania swoich kumpli. Mały nie chciał siedzieć sam, więc razem usiedliśmy w jednym przedziale. Niemal od razu wypuścił z koszyka Blue i wziął ją na kolana. Moja kotka była tym zachwycona i z chęcią poddawała się głaskaniu. Dostałam ją w na początku wakacji od ojca i od razu się w niej zakochałam. Nigdy nie miałam kota, więc bałam się, że sobie nie poradzę. Jednak mała jest grzeczna i nie ma z nią żadnych problemów. 
Pięć minut przed odjazdem pociągu do naszego przedziału wpadła średniego wzrostu dziewczyna ubrana już w mundurek z godłem Ravenclawu na piersi. Jej proste blond włosy zaplecione były w dobieranego warkocza, a duże zielone oczy z domieszką szarości błyszczały podekscytowaniem. Emma Hunter. Moja najlepsza przyjaciółka od sześciu lat. Nie zrozumcie mnie źle. Z Lily również się przyjaźnię, ale to bardziej zakręcona historia. Innym razem ją opowiem. Odstawiła kufer, po czym rzuciła mi się na kolana. Poczułam zgrzyt kości. No proszę was, ona nie waży dziesięciu kilo. 
- Mordka moja! - cmoknęła mnie w usta. Z udawanym obrzydzeniem otarłam je rękawem swetra. Mason zaśmiał się cicho, a ona zrobiła oburzoną minę. 
- No już, nie gniewaj się - przytuliłam ją i położyłam głowę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się, po czym przybiła piątkę z jedenastolatkiem. Z Em poznałyśmy się na początku pierwszego roku i od razu złapałyśmy wspólny język. I od sześciu lat jesteśmy nierozłączne.
Kiedy pociąg ruszył zeszła z moich kolan i usiadła obok mnie zabierając młodemu Blue. Zachciało mi się siku, więc ruszyłam w stronę pociągowej toalety. Jednak chyba nie tylko mi pęcherz dawał znać. Przed wejściem do dwóch łazienek ustawiła się kilkuosobowa kolejka. Westchnęłam i oparłam się o okno. Trochę sobie poczekam. Mogłabym wejść do męskiej, ale aż tak bardzo mi się nie chce żeby narazić swoje życie na ten smród. 
Pięć minut później przyszła moja kolej. Wchodząc na kogoś wpadłam. A właściwie ten ktoś wpadł na mnie. Spojrzałam w lewo i zacisnęłam usta w wąską linię. Snape. Patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby złość pomieszana z poczuciem winy. Nic nie mówiąc weszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Moje uczucia względem tego faceta są na serio pogmatwane. Z jednej strony przez długi czas współczułam mu tego, że Huncwoci się tak na niego uwzięli. I, że rodzice w ogóle go nie kochali i traktowali jak popychadło. Jednak z drugiej czułam czystą nienawiść. Przez niego moja przyjaźń z Lily ucierpiała. To przez niego przez sześć lat nie odezwałyśmy się do siebie słowem. To przez niego na długi czas straciłam osobę, która była jedną z ważniejszych w moim życiu. Na szczęście od trzech lat znowu przyjaźnię się z Lily, a on nic już dla niej nie znaczy. 
Wzięłam uspokajający wdech, po czym załatwiłam co miałam załatwić i wróciłam do przedziału. I jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam tam dwie inne dziewczyny. Zielonooka właścicielka pofalowanych rudych włosów siedziała obok Masona i przeglądała jego kolekcję kart z Czekoladowych Żab. Natomiast niska dziewczyna z obciętymi na krótko blond włosami i dużymi karmelowymi oczyma bawiła się z Blue. Nigdzie natomiast nie było Emmy. 
Pierwsza zauważyła mnie Lily. Podniosła się i mocno mnie przytuliła. Przymknęłam oczy. Jak zwykle pachniała swoimi ulubionymi perfumami o zapachu kwiatu pomarańczy, cynamonu, bergamotki i paczuli. No i migdałowym szamponem do włosów. 
- Cześć grubasie - powiedziałam szczerząc zęby. 
- Ej, tamta ławka była po prostu ... spróchniała. To nie moja wina - burknęła lekko się rumieniąc. Parsknęłam i cmoknęłam ją w nos. 
- Cześć elfie - rozłożyłam ramiona w stronę niskiej blondynki. Mary wesoło się uśmiechnęła i wtuliła we mnie. Ona natomiast pachniała jedynie wanilią - Gdzie mój roztrzepaniec? - spytałam. Okazało się, że poszła na chwilę do Carly. Swojej siostry. Postanowiliśmy zagrać w szachy żeby czas nam szybciej minął.
                                             ***
Na stacji w Hogsmeade byliśmy około 19.00. Na serio byłam w szoku, że przez całą podróż nie natknęliśmy się na Huncwotów. To było podejrzane. 
Mały wraz z resztą pierwszaków poszedł za Hagridem, a my z dziewczynami ruszyłyśmy w stronę powozów ciągniętych przez testrale. Z naszej czwórki tylko ja je widzę. Kiedy miałam dziewięć lat widziałam, jak umiera kobieta w parku. Była na spacerze ze swoim psem i dostała zawału. Zadzwoniłam po pogotowie, ale nie dali rady jej uratować. I, dlatego widzę testrale. Po byłam przy czyjeś śmierci. Nie polecam tego nikomu. Nawet po to by zobaczyć te tajemnicze i lekko przerażające stworzenia. Pogłaskałam jednego z nich po kościstym łbie i jako ostatnia wsiadłam do powozu. Podróż trwała kilka minut. W Wielkiej Sali napatoczyliśmy się na Irytka, który postanowił powitać nas balonami napełnionymi dziwną czarną mazią. Jeden rozbił się niedaleko nas i opryskał szatę Emmy, która nie panując nad sobą rzuciła się w pogoń za nim. Roześmiałyśmy się widząc, jak uchyla się nad kolejnymi balonami. 
Kiedy siadałam z nią przy stole Krukonów prawie cała była w czarnej mazi. Wyszczerzyłam zęby, na co prychnęła i wyczyściła się odpowiednim zaklęciem. 
Po chwili na Wielką Salę weszła profesor Mcgonagall i nowi uczniowie. Mason szedł niemal na samym końcu. Wyglądał na podekscytowanego nowym miejscem. 


- Gdy kogoś wyczytam podchodzi tutaj. Wtedy włożę mu na głowę tiarę przydziału, która wskaże wam wasze domy - powiedziała Mcgonagall. 
- Arhen, Pauline - odczytała, a z tłumu wyszła drobna blondynka z okularami na nosie. Usiadła, a tiara niemal od razu przydzieliła ją do Puchonów.
Potem Drake Brown, Connie Brulle i Shane Chowder dostali się do Gryffindoru. Po dwudziestu minutach pani wyczytała przedostatnią osobę. Olivię Wilson. Brunetka z krzywym nosem zajęła miejsce na stołku, a tiara wylądowała na jej głowie. 

- Slytherin! - krzyknęła, a mała powędrowała w stronę drugiego stołu po lewo. 
- Winslow, Mason! - w końcu przyszła pora na młodego. Modliłam się żeby został Krukonem albo Puchonem. Z bladą ze strachu twarzą usiadł. Poczułam, że Em łapie mnie za rękę. 
- Ravenclaw! - wykrzyknęła tiara, a Mason poderwał się i ruszył w moją stronę władował się na miejsce między mną a jakąś dziewczynką z rudym warkoczem. Również pierwszoklasistką. Przytulił się do mnie i przybił żółwika z Emmą. 
- Witam drodzy uczniowie w kolejnym roku szkolnym. Cieszę się, że was wszystkich widzę - po Wielkiej Sali rozniósł się głos dyrektora stojącego za stołem nauczycielskim - Najpierw chciałem ogłosić smutną wiadomość. Profesor Cain zrezygnował z funkcji nauczyciela Astronomii z powodów zdrowotnych i, dlatego powitajcie nową nauczycielkę. Panią Lenę Stepkins - powiedział, a zza stołu podniosła się dość wysoka kobieta po trzydziestce ubrana w szaro-niebieską szatę. Jej grube brązowe włosy spięte były w koka. Ukłoniła się i ponownie zajęła miejsce pomiędzy Hagridem, a Mcgonagall - No i z pewnych względów ... po raz kolejny zmieni się wam nauczyciel od OPCM. Pan Marschall nie dał rady pojawić się na dzisiejszej kolacji powitalnej, ale na jutrzejszych zajęciach już będzie. No dobrze. To chyba wszystko co chciałem powiedzieć. Możecie jeść - uśmiechnął się i klasnął w dłonie, a na stołach pojawiła się masa jedzenia. Każdy był strasznie głodny, więc nie było nikogo kto przepuściłby okazję do najedzenia się. Ja w czasie wakacji najbardziej tęsknię za zapiekanką ziemniaczaną z indykiem i brokułami w wykonaniu skrzatów domowych. Normalnie niebo w gębie. Godzinę później kolacja się skończyła. Prefekci zajęli się pierwszakami, a ja i Em powoli nigdzie się nie śpiesząc szłyśmy w stronę Wieży Zachodniej. Dzisiaj czwartek, więc jutro niestety mieliśmy już zajęcia. Na szczęścia zaczynał się również weekend, dlatego będziemy mogli się jeszcze zregenerować przed rozpoczęciem męczących miesięcy pełnych nauki. Po chwili byłyśmy już na miejscu. U nas nie ma hasła, jak u Gryfonów czy Ślizgonów. U nas trzeba odgadnąć zagadkę zadaną przez kołatkę. Jeśli się źle odpowie trzeba czekać, na kogoś kto sobie z nią poradzi. Czasami ustawiają się przed wejściem ogromne kolejki. Tym razem chyba przyszłyśmy pierwsze, bo oprócz nas nikogo nie było. 
- Ten, kto to wytwarza, nie potrzebuje tego. Ten kto to kupuje też tego nie potrzebuje. Ten który potrzebuje, nie kupuje tego. Ten kto to ma nie wie o tym. Co to jest? - spytała poważnym i twardym głosem. Zmarszczyłam czoło i zaczęłam myśleć. Często te zagadki na serio są łatwe. Trzeba tylko mocno się nad nimi zastanowić. Emma również wyglądała na skupioną. Cholera, co to może być? Co to może ... nie, to nie to. Nagle coś wpadło mi do głowy. Nic innego chyba nie wymyślę. 
- Czy, to ... trumna? - spytałam. Coś kliknęło, a drzwi otworzyły się szeroko. Uff. 



Dostałyśmy się do Pokoju Wspólnego. To obszerny, okrągły pokój, większy od wszystkich pokojów w Hogwarcie. Tak mi się przynajmniej wydaje. Piękne sklepienie, łukowe okna przedzielają ściany obwieszone błękitno-złotymi jedwabnymi tkaninami. Na kopulastym sklepieniu namalowane są srebrne i złote gwiazdy, które widnieją również na granatowym dywanie pokrywającym podłogę. Są tu stoliki, fotele, biblioteczki, a w niszy naprzeciw drzwi stoi wysoki posąg z białego marmuru, przedstawiający Rowenę Ravenclaw. Nasz wzór do naśladowania. Mamy z okien widok na góry, błonia i stadion quidditcha. Czyli według mnie najlepsze miejsce w zamku. Po chwili znalazłyśmy się przed drzwiami naszego dormitorium. Weszłyśmy do środka śmiejąc się z kawału blondynki. Przestałyśmy, kiedy zobaczyłyśmy płaczącą dziewczynę leżącą na jednym z czterech łóżek. Spojrzałam na Em i niemal od razu podleciałyśmy do rudowłosej. 
- Geo, co się stało? - spytałam mocno ją przytulając. Wtuliła się we mnie mocząc łzami moją szatę, ale w tej chwili na serio miałam to gdzieś. Emma usiadła po jej drugiej stronie i położyła głowię na jej ramieniu. 
- Jinny ... ona ... - wymamrotała z trudem łapiąc oddech. Otworzyłam szeroko oczy. O nie - Zdechła ... 
- Cicho kochanie, cicho - szepnęłam i jeszcze mocniej ją przytuliłam. Jinny, to kotka Georgie. Miała ją od początku nauki tutaj. To był taki mądry kot. Nigdy nie opuszczała naszego dormitorium ani Pokoju Wspólnego. Zawsze spała na lewej stronie poduszki rudowłosej. Nigdzie indziej. Sprawiała naszej trójce wiele radości. Traktowałam ją, jak swojego kota i cieszyłam się, że Blue będzie miała przyjaciółkę. A tu taka wiadomość. 
- Co się jej stało? - spytała Hunter głaszcząc dziewczynę po potarganych włosach. Okazało się, że nowy pies sąsiadów zobaczył ją na ich podwórku i zagryzł. Dziewczyna nigdy nie zapomni tego widoku. Wszędzie kawałki Jinny, krew ... ohyda. Mnie samej zbierało się na wymioty, a nawet tego nie widziałam. Plusem jest to, że psa oddano do schroniska. Siedziałyśmy nic nie mówiąc, gdy do naszych uszu dotarł jakiś hałas na dworze. Podniosłyśmy się i szeroko otworzyłyśmy okno. Fajerwerki. Całe niebo nad Zakazanym Lasem świeciło od sztucznych ogni. Uśmiechnęłyśmy się. Nie tylko my się temu przypatrywałyśmy. Prawie wszyscy wyglądali przez okna by podziwiać te kolorowe piękności. Uwielbiam fajerwerki. Zawsze w Sylwestra puszczałam je z ojcem i Jasonem. Uśmiechnęłam się. Nagle sztuczne ognie utworzyły napis. 
- Wielcy Huncwoci witają wszystkich w nowym roku szkolnym - przeczytałam, na co Em parsknęła - Nie jestem zdziwiona, że to oni. Przynajmniej nie zrobili żadnego kawału. A są do tego zdolni - dodałam i próbowałam przedrzeć się wzrokiem przez ciemność, by zobaczyć ich sylwetki. Cała czwórka stała z Hagridem przed jego chatką. Może w końcu dorośli? Nie, no. Liczę chyba na zbyt wiele. Oni nigdy nie dorosną. Może jedynie Remus. Co i tak jest sukcesem przy tej trójce wiecznych chłopców.
                                             ***
- Ale jazda! Nieźle nam to wyszło - Potter wyszczerzył zęby i poklepał po ramieniu szatyna stojącego obok niego. 
- Ja i tak bym wolał jakiś kawał - zaśmiał się brunet opierający się o chatkę gajowego. Co roku robili coś śmiesznego i często głupiego. Ale w tym roku postanowili powitać wszystkich miłą rzeczą. 
- Oj tam. Mamy przed sobą wiele miesięcy. Damy radę coś jeszcze wykombinować - James mrugnął do niego i spojrzał na zarys zamku na tle granatowego nieba. W oknach paliły się światła, widać było ludzi podziwiających sztuczne ognie. Ciekawe, czy Lily tam jest? - pomyślał. Wszyscy uważają, że po prostu mu odbiło. Ale mu na niej na serio zależy. Czy ją kocha? Jeszcze niedawno powiedziałby, że tak. Ale zrozumiał, że to nie może być miłość. Zrozumiał, że miłość jest wtedy, kiedy druga osoba również odwzajemnia to uczucie. A rudowłosa dopiero niedawno zaczęła go tolerować, więc do miłości daleko. Ale wiedział, że musi się postarać. Nie może z niej zrezygnować. Jeśli do końca roku rudowłosa go nie pokocha wtedy zrezygnuje. 
- No dobra, chodźmy już. Zaraz 22.00 - powiedział Lupin. On z całej czwórki był najbardziej odpowiedzialny. Był Huncwotem. Lubił ten dreszczyk emocji towarzyszący tym wszystkim kawałom i nocnym eskapadom, ale był również prefektem. A Prefekt powinien dawać dobry przykład. Pożegnali się z Hagridem i ruszyli w stronę zamku rozmawiając o następnym dniu. 




No i mamy pierwszy rozdział. Nie jest za długi bo chciałam was nim wprowadzić w moją historię, ale obiecuję, że kolejne rozdziały będą dłuższe i więcej się będzie w nich działo. 
Mam do was małe pytanie. Według was dobrze będzie jak będę przeplatała narrację pierwszoosobową z trzecioosobową? Chciałam zająć się tylko pierwszoosobową należącą do Maxine, ale wydaje mi się że to co robią huncwoci i inni również was ciekawi.
No i pamiętajcie o zadawaniu pytań.
Pozdrawiam :*









































6 komentarzy:

  1. W tym rozdziale dowiedzieliśmy się sporo o głównej bohaterce. Na przykład że ma dużą rodzinę, artystyczną duszę i niepedagogiczne podejście do podziału na domy w Hogwarcie :p Ale jak ona ma właściwie na imię? Chyba nie pojawiło się w tekście.
    Aaale fajna zagadka, lubię takie i wpasowała się w klimat (nie ponurą odpowiedzią, rzecz jasna, ale formą).
    Zdziwiłam się trochę, że ta Krukonka wpadła w taką rozpacz, kiedy od śmierci jej kota musiał minąć już jakiś czas, ale różnie to bywa. Nie wydaje mi się jednak, żeby oddanie psa to schroniska miało jakikolwiek pozytywny wydźwięk - to zwierzę, kieruje się instynktem, a oddanie go do miejsca, w którym nie będzie szczęśliwy, a później ktoś go adoptuje albo nie, na pewno nikomu nie pomogło. Ale to tylko dygresja.
    Huncowci pojawili się na mgnienie oka, ale dobre i to. Ciekawa jestem, która to klasa? Szósta czy siódma?
    Opowiadanie dobrze się zapowiada, chętnie poczytam w przyszłości ;)
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest rozdział z bohaterami więc mogłaś zobaczyć jacy bohaterowie będą w moim opowiadaniu.
      Głowna bohaterka jest na siódmym roku.
      Kot panny Bones zdechł kilka dni temu - czego nie napisałam więc przepraszam

      Usuń
  2. Witam serdecznie.
    Jak tylko zobaczyłam, że zaczęłaś pisać blog o Huncwotach to się ucieszyłam, bo mogłabym o nich czytać i czytać, mimo że śledzę już naprawdę sporo opowiadań o tej tematyce. Ale nigdy dosyć :D
    No więc prolog mnie zaciekawił, tak samo zresztą jak pierwszy rozdział. Bardzo przyjemnie mi się czytało. Podoba mi się to, że główna bohaterka ma tyle rodzeństwa. Przez to atmosfera w ich domu była taka pozytywna i radosna.
    Zaciekawiło mnie to, że Maxine przez Snape'a "przez sześć lat nie rozmawiała z Lily", ale od trzech już się pogodziły. To znaczy, że znały się przed Hogwartem?
    Ogólnie bohaterki zapowiadają się ciekawie, więc czekam na dalsze rozdziały. Szkoda, że Huncwoci wystąpili tylko "z daleka", ale pewnie wkrótce poznamy ich relacje z dziewczynami.
    Te fajerwerki były na pewno miłą alternatywą ich dowcipów. Okej, to chyba na razie tyle z mojej strony.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny.
    Całusy,
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
  3. Obecna!
    Widzisz, prędzej czy później się pojawiam :D
    Od razu napiszę, że to miła odmiana czytać Twoich Huncwotów. Uwielbiam tę generację, więc mam wielkiego banana na twarzy, czytając tego bloga :D
    Fajnie przedstawiłaś rodzinę głównej bohaterki. I od razu wspomnę, że moje serce należy do Ry ^^
    Plus dla Ciebie, że Maxine ma kota :D ja mam na ich punkcie obsesję ^^
    Zastanawia mnie sytuacja ze Snapem. To dość ciekawy wątek, który mnie teraz bardzo nurtuje. Chcę wiedzieć wszystko :D
    I ogólnie to kolejny plus dla Ciebie za to, że główna bohaterka nie jest Gryfonką. W wielu (w tym moim) blogach bohaterowie są w domu Godryka Gryffindora.
    Ale chwila, chwila, dlaczego Maxine nie chiała, żeby jej brat trafił do Slytherinu albo Gryffindoru? Co jest złego w odwadze? :D
    Co Ty z tymi trumnami? :D to jakiś ukryty przekaz?
    Szkoda mi Geo. Tyle razy mi koty zdechły w dość nieprzyjemnych okolicznościach, że wiem, jak to jest. Ale mam ochotę Cię ochrzanić. Jak mogłaś to tak szczegółowo opisać?! Ta krew, i fragmenty ciała…
    No i optymistyczny akcent Huncwotów na pewno się dobrze przyjął :)
    Pozdrowienia i lecę czytać dalej :)
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko z Severusem się wyjaśni.
      Nie to że nie chciała , po prostu chciała żeby był w Ravenclaw albo Hufflepuff bo tam jest ona i jej brat więc Mason miałby wsparcie ;)
      Mi też koty właśnie ginęły w nieprzyjemnych momentach więc to jakby tym się inspirowałam
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Bardzo przyjemne wprowadzenie do opowiadania. Dużo opisów, dzięki którym wszystko mogłam dokładnie sobie wyobrazić i poznać Twoich bohaterów.
    Myślę, że fajnie jest mieć dużo rodzeństwa, zawsze ma się wielu towarzyszy do zabawy, dzięki czemu nigdy nie jest nudno. Dla matki opieka nad taką gromadą dzieci to z pewnością trudne wyzwanie, dlatego ja również liczę na to, że głowa rodziny przejmie na barki część odpowiedzialności.
    Jeszcze raz podkreślę, że cieszy mnie obecność Huncwotów, ale fajnie, że poznamy również Hogwart z perspektywy uczennicy Ravenclawu. Całe szczęście, że Lily porzuciła przyjaźń z Severusem, która była dla niej toksyczna i pogodziła się z dawną przyjaciółką.
    Świetny pomysł na zagadkę:)

    OdpowiedzUsuń