czwartek, 23 marca 2017

Rozdział 30 cz 1.

- Ejejej tak nie można! - krzyknął komentator w stronę Pałkarza Gryfonów, który zamiast w Tłuczka uderzył w miotłę należącą do Ścigającej Ravenclaw. Lea omal straciła równowagę próbując utrzymać się na miotle. Sędzia zagwizdał dając rzut wolny dla niebieskich ponieważ dziewczyna była niemal sam na sam z Obrońcą - Dziewczyna przygotowuje się do rzutu! Robi zamach i ... gol! Jest 90 do 50 dla Gryffindoru! A państwo Szukający nadal się obijają!
- Embry, kochanie? - koło jego stanowiska zatrzymała się Maxine ze znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiechnął się uroczo błyskając zębami. 
- Tak, słońce? - spytał. 
- Chcesz się ze mną zamienić miejscami? - uniosła brew, na co zarumienił się. Trybuny się zaśmiały słysząc tą wymianę zdań - Bo słyszę, że jesteś obeznany w łapaniu Znicza - rzuciła. 
- Przepraszam Maxie już będę cicho - obiecał i wychylił się żeby cmoknąć ją w dłoń. Nauczyciele parsknęli widząc tą uroczą scenę. Wywróciła oczyma i wróciła do polowania na Znicz. 
                                          ***
- Pierścień Kotołaków? - parsknął chłopak patrząc na swojego nowego przyjaciela z sarkazmem wypisanym na twarzy. Obaj siedzieli na tarasie nie przejmując się tym, że dochodziła 4.00 rano a z nieba padał deszcz. Popijali Ognistą. 
- Też nigdy o nim nie słyszałem a mam dwa tygodnie na to żeby go znaleźć - mruknął Henry dopijając alkohol. Był w paskudnym nastroju. Nie miał już w ogóle towaru, a nie mógł wytrzymać sześciu tygodni bez choćby odrobiny. Potrzebował tego niemal jak powietrza. Chociaż w obecnej sytuacji powietrza już nie potrzebował. Od prawie pół roku nie żył. Nie oddychał. Plusy bycia wampirem. Już nawet nie myślał o swoim wcześniejszym życiu. Było mu dobrze jak jest. 
- A te Kotołaki to kto? - spytał Dennis. Parker był jego najlepszym przyjacielem. Odkąd został istotą spoza świata śmiertelników to właśnie brunet stał mu się najbliższą osobą. Pomimo tego, że on był wampirem a Parker wilkołakiem. A wszelkie legendy i doniesienia stanowiły iż te dwie rasy się nienawidzą. Oni byli wyjątkiem. Te różnicy ich do siebie zbliżyły. Mieszkali ze sobą z domu rodzinnym bruneta. Rodzice chłopaka zginęli gdy dwunastoletni wtedy Dennis uczył się w Hogwarcie.  Najpierw wychowywał się z babcią, a po także jej śmierci został całkiem sam w tej wielkiej wybudowanej pod koniec XIX wieku willi. 
- Nie mam pojęcia. Szef nie chciał mi tego wytłumaczyć. Mam dokształcić się sam - burknął blondyn. Długimi i bladymi palcami potarł sine półkola pod swoimi oczyma. 
- Pomogę ci stary. 
- Serio? 
- Jesteś dla mnie jak rodzina. Po za tym kiedy twój Szef obejmie władzę nad światem magicznym będę miał kumpla w jego szeregach - mrugnął do niego. Obaj głośno wybuchnęli śmiechem. Tak. Czekała ich ciekawa przyszłość. Ich i cały świat. 
                                          ***
- Oni grają na czas czy co? - zaśmiała się Mary widząc jak zarówno Maxine jak i James krążą wokół boiska często uśmiechając się do siebie. Oni już kilkanaście razy zauważyli Znicza, a Szukający nie zwracali na niego uwagi.
- Też nie wiem o co chodzi - zgodził się z nią Lupin. Na jego szyi wisiał szalik w barwach Gryffindoru. 
- Oboje chcą go złapać, ale ... 
- Ulalala! - po stadionie rozniósł się gwizd komentatora. Wszelkie rozmowy ucichły - Nie spodziewałem się, że zobaczę tutaj bójkę z udziałem przyjaciół! - dodał. Wszyscy spojrzeli w stronę w którą wpatruje się Jordan. A wpatrywał się w Syriusza i Maxine, którzy patrzyli na siebie z chęcią mordobicia na twarzach. 
- O co ci chodzi? Nie specjalnie przecież posłałem w ciebie ten Tłuczek! I nawet mój uśmiech ci przeszkadza? - warknął zdenerwowany zachowaniem dziewczyny. 
- Nie chodzi mi o ten cholerny Tłuczek! Ani o twój uśmiech. Tylko o to, że przez twoje durne pomysły wszystkie laski w szkole myślą, że jesteśmy w jakimś cholernym tajemnym związku! - prychnęła pukając go palcem w klatkę piersiową. Wokół trwała taka cisza, że każdy osobnik słyszał tą ich barwną wymianę zdań. Black wytrzeszczył oczy. 
- Że co? - mruknął. Parsknęła.
- Jak zwykle nic nie wiesz. Zerwałeś z Sylvie mówiąc, że jest inna .... a ona ubzdurała sobie, że tą inną jestem ja! I dostałam od niej za to w twarz inteligencie - syknęła wskazując palcem na rozciętą wargę i lekkiego siniaka na czole. Zamilkł by po chwili westchnąć. Był w dupie. 
- Nie dała mi dokończyć - warknął - Chciałem powiedzieć, że jest inna przyczyna, a ona wyszła zanim dopowiedziałem to co chciałem. I musiała zrozumieć, że jest inna dziewczyna. Nie jestem w Tobie zakochany Max. Jesteś dla mnie jak młodsza wkurzająca siostra. Chociaż mam ochotę zamknąć cię w szafie to i tak ochroniłbym cię przed wszystkim - wyznał i niepewnie rozłożył ramiona. Uniosła brew, a warga jej zadrżała. To było urocze. 
- Na brodę Merlina! Black, Winslow! - Troy wyszarpał mikrofon Embry'emu - Przytulcie się i dokończmy ten mecz! - krzyknął. Ludzie się roześmiali. Winslow parsknęła i objęła Gryfona. 
- Ale i tak masz u mnie minusa - poklepała go po policzku i wypruła do przodu. 
Uśmiechnął się ciepło i także wrócił do pomagania kolegom z drużyny. Niech James złapie szybko tego Znicza bo umieram z głodu, pomyślał odbijając Tłuczek który zagrażał Oscarowi. 
- Dobrze, że sobie to wytłumaczyli - zaśmiała się Lily wciąż rozbawiona ową sytuacją. 
- Teraz powinien pogadać z Feldman. Ta ignorantka musi nauczyć się panować nad emocjami - dodał Peter podtykając Mary opakowanie z cukierkami. 
                                              ***
Carmen Hamilton nie przepadała za Quidditchem. Dla niej to był nudny i bezsensowny sport. O wiele bardziej wolała mugolską koszykówkę. Dlatego też kiedy wszyscy uczniowie wybyli na stadion ona zdecydowała się pójść na parę godzin do Hogsmeade. Siódmoklasiści mieli pozwolenie żebym chodzić tam co tydzień za co dziękowała Merlinowi. Nie wytrzymała by w tym pustym zamku. Nawet Filch lubił oglądać mecze więc z nim również nie mogłaby pogadać. 
Puchonka szła przed siebie nucąc usłyszaną niedawno piosenkę. Miała ona tak wpadającą w ucho melodię, że nie dało się jej nie nucić. 
Zbliżała się powoli do wioski gdy coś kazało zatrzymać się i podejść do dużego rozłożystego drzewa, które rosło nad wąską rzeczką płynącą po lewo. Jej nurt wpływał w pewnym momencie do szkolnego jeziora. Stanęła koło niego i oparła się o pień. Zmarszczyła czoło czując, że jest wilgotne. Uniosła dłoń i głośno pisnęła blednąc. Krew. 


Gdy już troszkę się uspokoiła rozejrzała się czy aby ta czerwona ciecz znajdowała się też gdzie indziej. I niestety zauważyła, że tak. Krew była na ziemi i parę metrów dalej na dość sporym kamieniu. Dziewczyna przerażona, ale pobudzona adrenaliną ruszyła powoli przed siebie.
Z jej ust wydobył się zdławiony krzyk gdy zobaczyła źródło tej szkarłatnej cieczy. Ranny jeleń. Niepewnie zbliżyła się do niego. Wciąż żył i cierpiał. Do oczu napłynęły jej łzy. 
- Hej maleńki ... nie martw się ... - kucnęła koło niego i poklepała po mokrym od krwi karku. Charknął - Cichutko ... - szepnęła zastanawiając się co go tak skrzywdziło. W tym samym momencie usłyszała szelest. Gwałtownie odwróciła głowę. Krzyknęła, a ostatnie co zobaczyła to czarne oczy i spiczaste zęby pobrudzone krwią. 
                                               ***
Mecz trwał już ponad godzinę, a Gryfoni wygrywali 120 do 60. Totalne dno. Musiała złapać Znicz bo cała drużyna naje się wielkiego wstydu. Na samym początku po prostu obserwowała Rogasia żeby w razie czego polecieć za nim. Jednak po namyśle zdecydowała, że to trochę nie fair i teraz sama wypatrywała Znicza nie zwracając w ogóle uwagi na swojego przyjaciela, a teraz i przeciwnika. Nie padało, a niebo było dość jasne więc nie powinna mieć problemów z ujrzeniem złotej piłeczki. 
Rola Szukającej nie była dla niej. Z natury nie była zbyt cierpliwa. Wolała strzelać gole. Niestety nie mogła dlatego musiała wywiązać się z tej roli. 
Przelatywała właśnie koło trybun zajmowanych przez Ślizgonów i widziała jak Regulus niezauważalnie się do jej uśmiecha unosząc ironicznie do góry lewy kącik ust gdy zobaczyła błysk na samej górze trybun. Zmrużyła oczy i omal nie pisnęła. Znicz. Znicz. Znicz. Uspokajając oddech ruszyła w jego stronę. Już wyciągała po niego rękę, ale wypruł do przodu przyśpieszając. Zaklęła i poleciała za nim starając się nadążyć. 
- No w końcu! - po stadionie rozbrzmiał głos mulata - Krukonka zauważyła Znicz! Dawaj Max, dawaj! Krukoni górą! - krzyknął prawie wypadając ze swojego stanowiska. 
- Embry bezstronność! - burknęła głośno nauczycielka Transmutacji. 
- Oj tam! Pani trzyma kciuki za swój dom, a ja pani nic nie mówię! Dalej Max! - wrzasnął starając się trzymać mikrofon z daleka od Mcgonagall. Kibice oszaleli. Zaczęli głośno skandować imię dziewczyny albo buczeć na nią. Była tak mocno skupiona na zadaniu, że nie zauważyła powoli zbliżającego się Pottera który tylko czekał na okazję żeby ją wyprzedzić i złapać Znicza jako pierwszy. 
Przelatywała właśnie po raz kolejny koło trybun Ślizgonów gdy młodszy z Blacków postanowił jej trochę pomóc. 
- Winslow, Potter leci ci na ogonie! - wrzasnął. Jego domowi koledzy jakoś nie zwrócili na to uwagi ponieważ chcieli zobaczyć porażkę Lwów dlatego słysząc jego ostrzeżenie zaczęli dopingować Krukonkę. Dziewczyna mimowolnie odwróciła głowę i parę metrów dalej zobaczyła okularnika chcącego ją pokonać. Trochę ją to zdekoncentrowało przez co o mało nie zderzyła się z obręczami pilnowanymi przez Carano, a przez to Jim zdążył nadgonić. Klnąc pod nosem przyśpieszyła żeby się z nim zrównać. Spojrzeli na siebie z iskrami w oczach i z determinacją wypisaną na twarzach. Ich opór i ambicja nie pozwalały na to żeby teraz odpuścić. Oboje chcieli wygrać. Oboje chcieli przyczynić się do zwycięstwa drużyny. Skinęli na siebie głowami i wypruli do przodu wyciągając przed siebie jedną z rąk. 
- Cholera cholera cholera cholera - szeptała pod nosem Emma widząc ich zaciętą walkę. Jej palce zaciskały się na szaliku w barwach domu. 
- Merlinie drogi! - jęknął przez mikrofon Embry. Wyglądał jakby miał się posikać z nerwów. 
- Odpuść - warknął James wyciągając rękę mocniej. Prychnęła głośno robiąc to samo. 
- Sam odpuść! - odepchnęła go swoją miotłą przez co o mało sama nie spadła, ale sprawiła też iż Gryfon załomotał się na swojej miotle i musiał zwolnić żeby odzyskać równowagę. Widząc w tym swoją szansę zgięła się przylegając ciałem do miotły żeby nadać swojej sylwetce prędkości. Była już tuż tuż kiedy poczuła jak jej ciało drga obracając się kilka razy wokół własnej osi. Zatrzymała się czując jak śniadanie podchodzi jej do gardła. No tak. Dostała od któregoś Pałkarza Tłuczkiem. Na szczęście tylko w miotłę. 
- Atak na Szukającą! Atak na Szukającą! 
- Embry, cicho! - jęknęła i widząc, że Potter znów się do niej przybliża postarała się zwalczyć chęć wymiotów. Wzięła głęboki wdech i udała się w kolejną pogoń za złotą piłeczką. Ale zniknęła. Znowu. Kurwa, pomyślała. Gryfon zatrzymał się koło niej zaciskając usta w wąską linię. Chrząknęła poprawiając sobie włosy. Uniósł brew. 
- Przepraszam ... nie chciałam cię popchnąć ... no dobra chciałam. Ale na wojnie i w miłości wszystkie ruchy dozwolone - usprawiedliwiła się. 
- Nic się nie stało. Rozumiem mała. Adrenalina różnie działa na człowieka ... - w tym samym momencie przestała go słuchać. Wpatrywała się w coś pół metra pod nimi. Znicz swobodnie zawisł w powietrzu tuż pod ich miotłami jakby chciał sprawdzić ich wolę walki. Chłopak musiał go nie zauważyć bo wciąż do niej mówił. Uśmiechała się jedynie żeby potwierdzić to, że słucha. A tak na prawdę planowała kolejny ruch. 
- Jimmy? 
- Hm? - mruknął. 
- Przepraszam - szepnęła, po czym trzymając się nogami z całych sił miotły zawisła w dół łapiąc w dłoń trzepoczącą maleńkimi skrzydełkami piłeczkę. Pozycja na nietoperza nie była przyjemna, ale to nie było teraz ważne. Miała Znicz. Miała Znicz. 
- Jest! Jest! Maxine ograła swojego przyjaciela sprytem i złapała Znicz! Ravenclaw wygrywa 220 do 140! I jest nowym liderem tabeli! - zabrzmiał podekscytowany głos szesnastolatka. Z lekkimi problemami ponownie zasiadła na miotle i została zgnieciona przez ramiona Troya. Ich kapitan uśmiechał się jak małe dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę. 
- Mamy to! Zrobiłaś to! - cmoknął ją w czoło. Wylądowali na murawie, a ona została uściskana przez resztę drużyny. Cały czas szeroko się uśmiechała. Zrobili to. Wygrali. 






Hej :)
No i mamy następny rozdział. 

Tym razem krótszy ale mam nadzieję że mi jakoś wybaczycie. Postaram się żeby następny był dłuższy.
Pozdrawiam i do usłyszenia 

Ps piszcie o czym chcielibyście miniaturkę 
PS2 zapraszam na mój drugi blog o nowej generacji ( znowu ) , tym razem mam nadzieję że dociągnę do końca : porozumiecsie.blogspot.com








3 komentarze:

  1. Cześć!
    Ciekawe, co też wyniknie z tego wampirzo-wilkołaczego wątku. I czy ma to jakiś związek z naszymi ulubionymi Hogwartczykami? Kotołaki same w sobie może nie brzmią zbyt poważnie, ale biorąc pod uwagę desperację chłopaków i mroczne intencje ich zwierzchnika, może z tego wyjść coś paskudnego.
    Ten mecz był absurdalny :D Najpierw to niby-szukanie znicza, później publiczne wywlekanie brudów... Naprawdę nie wiem, dlaczego Maxine uznała i pierwszy i drugi pomysł za wart zrealizowania xD
    Łoo, cóż to takiego zaatakowało tę Puchonkę i jelenia? Chyba nie wąpierz? No akurat w Zakazanym Lesie nie brakuje potworów, na które możnaby się natknąć, ale tak w biały dzień... :)
    No i stało się, Max złapała znicza! Bardzo dobrze, podoba mi się tak finał. Co prawda nie sądzę, żeby Huncwoci faktycznie ucinali sobie jakiekolwiek pogawędki podczas meczu albo znajdowali czas na buziaczki i przytulaski. Fajnie jednak, że Gryffindor przegrał, haha :D
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      No tak. Kotołaki może nie wydają się niebezpieczne, ale Henry i Dennis są zdeterminowani żeby zabłysnąć w oczach Szefa ;)
      Wiem hahahaha. Ale nie zawsze musi być realnie. Chciałam pokazać że James był szczęśliwy i zszokowany powrotem Maxine na miotłę i to przez to. Ale na końcu ambicja wzięła górę :)
      Ta mini sprzeczka z Syriuszem powstała sama. Nawet nie panowałam nad tym co piszę :D
      Do usłyszenia i dziękuję za komentarz

      Usuń
    2. No i zapraszam na drugi blog : porozumiecsie.blogspot.com
      :) :) :)

      Usuń