wtorek, 14 marca 2017

Rozdział 29.

- Gdzie ja jestem? - wymamrotał zachrypniętym i mocno przestraszonym głosem. 
- W szpitalu, ale spokojnie ... 
- Co się stało? Nic nie pamiętam - w jego ogromnych szarych tęczówkach zebrały się łzy. Kobiety spojrzały na siebie ze współczuciem. 
- Byłeś nieprzytomny. I to ponad miesiąc. Ale już się obudziłeś i jesteś całkowicie zdrowy. Martwiliśmy się o ciebie - wyjaśniła jedna z nich. Niska i krępa z kręconymi blond włosami. 
- A moi rodzice? Gdzie oni są? - spytał przyciągając kołdrę do siebie jakby miała go uchronić przed wszelkim złem. Nastała cisza. 
- Rodzice? Ale ... - druga z kobiet szczupła brunetka zarumieniła się. Obie wyglądały na zdezorientowane. Zmarszczył brwi. 
- Przecież nie masz rodziców. Od trzech lat wychowujesz się w Domu Dziecka - szepnęła blondynka hamując płacz. Chłopiec szeroko otworzył oczy po czym przykrył się i odwrócił twarzą do ściany. Kobiety chcąc dać mu trochę czasu na uspokojenie się opuściły salę. Chłopiec nawet tego nie zauważył. Po prostu płakał. 
                                         ***
- Możecie mi powiedzieć czemu dziewczyny wyglądają jak po bójce i patrzą na siebie z Sylvie jak na robaki? - spytał James widząc jak Maxine i Emma rzucają blondynce nienawistne spojrzenie, a ta pokazuje im środkowy palec. Krukonki zmrużyły oczy i powracając do rozmowy minęły Wielką Salę. Trzech Huncwotów siedziało pod Wielką Salą i omawiali swój najnowszy żart. 
- Jakby to powiedzieć ... miały ustawkę z panną Feldman bo ta po zerwaniu z Łapą uroiła sobie, że rzucił ją ponieważ zakochał się w naszej Max .. 
- Że co?! - Potter zaczął się śmiać jak głupi - Syriusz i Maxine? Przecież oni by się pozabijali i to w trybie nagłym - wymamrotał, gdy się już trochę uspokoił. 
- Jak widać Sylvie aż tak dobrze nie zna tej dwójki. Jak trening? - spytał Remus wiedząc, że Potter niedawno wrócił z ostatniego treningu przed jutrzejszym meczem z Ravenclaw. 
- A dobrze. Lepiej by było jakbyśmy wiedzieli kto jest tym ich przeklętym nowym Szukającym. A tak to nie mamy pojęcia czy podejść z luzem do tego meczu czy nie - westchnął targając swoje już i tak potargane włosy. Peter przysłuchiwał się tej rozmowie wpatrując się w poranny egzemplarz Proroka Codziennego. 
- Dacie sobie radę. Od trzech lat nie przegraliście żadnego meczu Rogacz i to się nie zmieni. 
- Mam taką nadzieję. No dobra pora się zbierać bo zaraz godzina policyjna - zażartował okularnik wstając i wyginając lekko kręgosłup. Pozbierali swoje graty i rozmawiając o świętach ruszyli w stronę wieży. Nie mieli pojęcia, że jutro przeżyją największy szok w swoim życiu. Ale ten szok będzie podszyty radością ze szczęścia swojej przyjaciółki. 
                                       ***
Z tych całych nerw nie mogłam w ogóle spać. Dlatego o 4.00 ubrałam się w ciepły dres i kurtkę po czym ostrożnie opuściłam zamek. Nie chciałam natknąć się na Filcha. Nadal było ciemno, ale w oddali hen hen za horyzontem widać było zarys poświaty słońca. Za jakieś dwie godziny wzejdzie żeby powitać nas nowym dniem. 
Najbardziej nie stresowałam się tym czy chłopaki się na mnie obrażą czy coś. Bałam się, że nie podołam i zawiodę drużynę. Chciałam im pokazać, że nie zrobili błędu przyjmując mnie w swoje szeregi. Chciałam żebyśmy wygrali. A zwłaszcza z Gryfonami którzy od trzech lat nie wypuszczali pucharu ze swoich szponów. 
Po dwóch godzinach spaceru i siedzenia nad jeziorem postanowiłam wrócić do szkoły. Musiałam wziąć gorący prysznic żeby nie stchórzyć. Dziewczyny nadal smacznie spały dlatego też po cichu żeby ich nie obudzić weszłam do łazienki biorąc ze sobą ciuchy i bieliznę. Zdecydowałam się na wąskie czarne dresy, podkoszulek i gruby granatowy sweter. Pogoda nie jest za piękna, więc po meczu muszę się rozgrzać. 
Po godzinie spędzonej w kabinie prysznicowej wreszcie ubrałam się i wróciłam do pokoju. 
- Hej - mruknęła Georgie rozciągając zaspane mięśnie. Stała przy szafie nadal w piżamie i z bałaganem na głowie - Wyspałaś się? - spytała.
- Nie za bardzo - usiadłam na swoim pościelonym łóżku żeby założyć skarpetki - Mam nadzieję, że kawa postawi mnie na nogi bo inaczej będzie masakra - westchnęłam sięgając pod łóżko po buty. 
- Dacie radę. Musicie się tylko skupić i myśleć o wygranej a będzie dobrze - poklepała mnie po ramieniu i weszła do łazienki. Ja w tym czasie wpatrywałam się w jeden punkt na ścianie i głaskałam Blue, która zawsze rano ma fazę na bycie rozpieszczaną. Prawdziwy kot.
Kiedy dziewczyny się wyszykowały ruszyłyśmy w stronę biblioteki. Do śniadania zostały dwie godziny dlatego też chciałyśmy odrobić sobie już jakąś pracę domową na następny tydzień. Jeszcze trochę ponad tydzień i święta. A potem Sylwester i ostatni semestr w Hogwarcie. Jak ten czas szybko leci. Dopiero co był wrzesień i pierwsza uczta a zaraz już święta. Niewiarygodne. Przez te cztery miesiące tyle się wydarzyło. Dobrych i złych rzeczy. Niestety te złe przeważały. 
- Jedziecie na święta do domu? - spytałam przerzucając kartki podręcznika żeby znaleźć ostatni temat który przerabialiśmy. 
- Nie mam pojęcia. Mama mówiła, że jak chce to mogę zostać bo ona leci do babci do Bostonu, a Lucy i Marco spędzają święta we Włoszech. Taki wczesny miesiąc miodowy. Carly mówi, że zostaje w szkole - wyjaśniła Emma odkręcając nowy kałamarz. Tata Hunter i jej sióstr zginął w wypadku samochodowym dziesięć lat temu. Dziewczyny były małe, ale i tak za nim mocno tęsknią. 
- Ja zostaję w szkole. To ostatnie święta, które mogę spędzić w Hogwarcie. Nie przepuszczę tej okazji - Geo się uśmiechnęła. 
- To ja też zostanę. Nie zostawię cię - dziewczyny przybiły piątkę - A ty? - zwróciły się do mnie. I tu był problem. Bo nie wiedziałam. Z jednej strony też bym chciała zostać no bo już więcej nie będę świadkiem świąt w tym wspaniałym miejscu. Ale z drugiej czułam ogromną chęć zobaczenia mamy i Aly. O ojcu nie wspominajmy. Jego na bank nie będzie na święta w domu. Nigdy go nie ma. Woli je spędzać ze swoimi podopiecznymi z drużyny niż z rodziną. Zdążyłam się przyzwyczaić. Po prostu mam do niego żal, że jest takim palantem. Wiem, że nie powinno się tak mówić o swoim ojcu. Ale co to za ojciec, który nie pamięta nawet kiedy jego dzieci mają urodziny? No powiedzcie mi. 
- Chyba pojadę. Nie chcę żeby mama była smutna. Ojca na bank nie będzie, a jak cała nasza piątka się pojawi to nie będzie tak o tym myśleć - mruknęłam obracając w palcach pierścionek. Em poklepała mnie pokrzepiająco po ramieniu. 
- Może w końcu zmądrzeje ...
- Ta, jak już będzie za późno - szepnęłam pociągając nosem. Nie chciałam płakać. Nie mówiły nic więcej. I byłam im za to wdzięczna. Nie chciałam o tym rozmawiać. Wróciłyśmy do odrabiania pracy domowej. Musiałyśmy zdążyć przed śniadaniem. 
                                       ***
- Ej, ale oni przecież się zorientują ...
- Hm? - Lily uniosła głowę z nad listu, który otrzymała od Amosa Diggory'ego. Była nim zaskoczona, ale ucieszyła się iż chłopak do niej napisał. Okazało się iż dwa miesiące temu jemu i Rachel urodził się syn, którego nazwali Cedric. Chciał ją zaprosić na jego chrzciny które odbędą się w święta. Pytał się też co u niej słychać i takie tam. 
- Przecież cała drużyna ma już na swoje stroje. Jak zobaczą w nim Maxine to się od razu zorientują i będzie po niespodziance roku - wyjaśniła Mary szeptem. Rudowłosa się uśmiechnęła. 
- To taka gra. Cała szóstka już jest przebrana, ale Maxine ma przyjść na śniadanie w normalnych ubraniach. W ten sposób tajemnica zostanie zachowana do ostatniej sekundy - wyszczerzyła zęby, a Mary szeroko się uśmiechnęła. 
- Genialne - mruknęła i spojrzała na drużynę Gryfonów, którzy zbici w jedną grupę i przebrani w swoje stroje spod przymrużonych powiek obserwują swoich przeciwników. W tej samej chwili pomiędzy owymi stołami przeszły trzy Krukonki. Ich twarze nie ukazywały żadnych dziwnych emocji. Szły przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Drużyny też nie zwracały na nie uwagi choć Krukoni w myślach śmiali się diabolicznie. 
- Cześć - cała trójka zasiadła na przeciwko nich. Wyglądały na zadowolone z życia. 
- Jak tam? Nasza drużyna od dwudziestu minut morduje waszych kolegów wzrokiem - parsknęła Mary podając Emmie dzban z sokiem dyniowym. 
- Nie mogłam w ogóle spać z tym nerwów ... 
- Sorry, ale czy mógłbym pożyczyć owsiankę? - koło nich stanął wysoki blondyn w okularach. Niemal chciwym wzrokiem wpatrywał się w wazę pełną zdrowej papki. Spojrzały na siebie, a siedząca najbliżej niego Georgie chrząknęła. 
- A oddasz nam wazę? - uniosła brew kierując nóż w jego stronę. Uroczo się uśmiechnął. 


- Oczywiście. Macie moje słowo - ukłonił się. 
- Niech będzie Roy, ale jakby co to mamy tutaj byłą zawodniczkę boksu - Lily poklepała po ramieniu Maxine, która przyjęła odpowiednią bokserską pozę. Piętnastolatek uniósł do góry ręce, po czym odebrał od blondynki owsiankę i wrócił do swoich znajomych. Roześmiały się wesoło. 
- Macie jakąś taktykę? - spytała Mary dolewając sobie herbaty z mlekiem. 
- Sorry kochanie, ale mimo iż was kocham to jesteście w przeciwnej sile oporu - powiedziała twardym głosem brązowowłosa mrużąc oczy. Nastała cisza przerwana parsknięciem Emmy. 
- Zmieniając temat ... - Evans ziewnęła zakrywając usta dłonią - ... mam poważny dylemat psychologiczny. Jestem Gryfonką i powinnam dopingować swoim. Ale z drugiej strony chciałabym zobaczyć miny Blacka i Jamesa po tym jak sromotnie przegrają - wyszczerzyła łobuzersko zęby. Reszta zrobiła to samo. 
Trzydzieści minut później Maxine rozpoczęła pierwszy etap niespodzianki. Wstała od stołu informując dziewczyny oraz najbliżej siedzące osoby o tym iż idzie do toalety i zobaczą się na trybunach. Zarzuciła na ramiona kurtkę i powolnym nie zdradzającym nic krokiem udała się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Po drodze poklepała jeszcze Pottera po ramieniu i życząc mu szczęścia wyszła na główny hol. Nucąc pod nosem i rozglądając się czy nie ma w pobliżu wyszła ze szkoły. I szybszym krokiem udała się w stronę stadionu. Weszła do szatni i odetchnęła. Do meczu zostało około piętnastu minut. Zdąży się przebrać i zebrać myśli przed tym co się zaraz wydarzy. 
- Witam wszystkich obecnych na drugim meczu w semestrze! Kolejny będzie miał miejsce pod koniec stycznia dlatego mam nadzieję, że zawodnicy nas rozgrzeją! I, że obędzie się bez takiej ilości fauli jak ostatnio! - jakiś czas później po stadionie rozniósł się się głos Embry'ego. Trybuny podzieliły się na dwa obozy. Gryffindor oraz Puchoni kibicowali tym w szkarłatno-złotych strojach. Natomiast Krukoni oraz uczniowie domu Salazara, który nie przepadają za Lwami kibicowali niebieskim. Trzymali szaliki i herby w odpowiednich barwach. Większość miała również malunki na twarzach. Oprócz tego gdzie nie gdzie powiewały na wietrze różne rysunki - Na samym początku niepokonana od paru lat drużyna Gryfonów! Na samym czele najwspanialszy kapitan a zarówno Szukający* James Potter! Następnie Obrońca, Oscar Carano! Zaraz za nim Pałkarze! Syriusz Black zwany przez przyjaciół Łapą ... jakoś nie mam ochoty dowiadywać się jaka jest geneza tej ksywy .. oraz Paul Lerson! A na końcu Ścigający! Freya Montgomery, Eddie Harper oraz Jean Kinsella! Powitajcie ich gromkimi brawami! - na stadion wyleciało siedem postaci w barwach Gryffindoru. Wykonali dwa okrążenia wokół boiska i zatrzymali się w wyznaczonym miejscu żeby zaczekać na przeciwników. Wszyscy wpatrywali się z oczekiwaniem we wrota zza których za moment mieli wylecieć Krukoni. Wszyscy chcieli w końcu zobaczyć kim jest ten tajemniczy Szukający. Przyjaciółki Maxine nie tamowały już uśmiechów. Nie mogły się doczekać żeby zobaczyć szatynkę na miotle i jej radość na twarzy - A teraz Krukoni! Kapitan oraz niesamowity pałkarz Troy Miller! Jego partner po fachu Roland Greyson czyli uwielbiany przez wszystkich Stone! Obrońca, Casper Lahey! Ścigający! Lea Hernandez, Eric Wood i Jordan Brown! No i na koniec nowy Szukający Orzełków ... wielka tajemnica. Nikt nie miał pojęcia kogo wybrał Troy i reszta ... a w końcu wiemy! Po paru latach znowu na miotle! Znowu z nami! Ci młodsi nie pamiętają jaki talent miała ta niesamowita dziewczyna! Ale zaraz zobaczą to na własne oczy! W trochę innej roli, ale ważne iż ponownie na miotle ... panie i panowie ... Maxine Winslow! - wykrzyczał. Na murawę wyleciała siódemka Krukonów, a na trybunach nastała cisza. Drużyna Gryffindoru z szokiem wypisanym na twarzy wpatrywali się w postać z siódemką na swoich plecach. Zwłaszcza James i Syriusz wyglądali jakby zobaczyli ducha. Po chwili cisza na trybunach została przerwana oklaskami i wrzawą. 
- Chyba doznali szoku - parsknął Troy, a Lahey objął lekko zarumienioną Max ramieniem. Cała drużyna zaśmiała się. 
- Ale ... jak ... 
- Maxine dostała pozwolenie od Uzdrowiciela na dalszą grę, a my nie mogliśmy z tego nie skorzystać. Nie mogliśmy przyjąć jej na stanowisko Ścigającej bo wszystkie miejsca mieliśmy zajęte, ale Szukającą też jest wspaniałą. Módlcie się o jak najmniejszy wynik kary - zachichotał zielonooki, po czym cała drużyna przybiła ze sobą piątki. Nikt z Gryfonów nie zdążył nic powiedzieć ponieważ usłyszeli gwizdek Stanleya. Miller oraz James jako kapitanowie wylądowali na murawie żeby uścisnąć sobie ręce. Patrzyli sobie w oczy z zacięciem. 
- Połamania nóg - warknął okularnik. 
- Wzajemnie Jimmy - Krukon mrugnął do niego, po czym wrócił na miotłę. Nauczyciel Latania oraz sędzia wyjaśnił zasady fair play po czym gwizdnął wypuszczając Kafel oraz Tłuczki. Znicz już od jakiegoś czasu krążył po okolicy. Piłkę przejęli Gryfoni. James nie przejmując się na razie Zniczem ani rozgrywką podleciał do swojej przyjaciółki, która na jego widok jeszcze mocniej się zarumieniła. Potargał sobie już i tak zmierzwione włosy. Te należące do niej zebrane były w dobieranego warkocza. 
- 10 do 0 dla Gryfonów! Niesamowitym strzałem pochwaliła się panna Montgomery! - krzyknął Jordan, a z trybun dotarły do niego dwa dźwięki. Buczenie oraz radość. 
- Hej mała - rzucił Potter. 
- Hej - szepnęła - Jesteś zły? - mruknęła. 
- Zły? Dlaczego miałbym być zły? Jestem zszokowany i zdezorientowany, ale cieszę się głuptasie. Nawet nie wiesz jak bardzo - uśmiechnął się i przytulił nie przejmując się tym iż siedzą paręnaście metrów nad ziemią. Odwzajemniała uścisk - Trzeba było mi powiedzieć. 
- Nie byłoby niespodzianki - zaśmiała się. 
- Może i tak. Ale chciałbym coś powiedzieć. Mimo iż cię uwielbiam i jesteś dla mnie jak siostra to nie mogę dać ci forów - wyznał. 
- Nawet o tym nie pomyślałam. No, ale to idzie w obie strony mój drogi - potargała mu włosy, po czym uśmiechając się szeroko ruszyła na łowy. Uśmiechnął się ciepło widząc z jaką gracją porusza się w powietrzu. Uśmiech powiększył się gdy zrobiła dwa fikołki. Cieszył się jej szczęściem. 
                                           ***
- No i mamy 60 do 10 dla Gryffindoru! Nie dają żadnych szans Krukonom którzy chcieli ... ups! Stone niechcący zahaczył Tłuczkiem o miotłę Harpera! Blondyn z trudem zapanował nad równowagą i upuścił Kafla! Z okazji skorzystała Lea! Ta drobna, ale zwinna dziewczyna z łatwością minęła kilku swoich przeciwników i podała do Wooda! Chłopak robi piruet i ... gol! Między nogami Oscara! Mamy 60 do 20! - wykrzyczał komentator. Od rozpoczęcia meczu minęło jakieś pół godziny. Ci w szkarłatnych strojach dominowali prawie przez cały czas. Zarówno Winslow jak i Potter latali parę metrów nad swoimi kolegami z drużynami próbując dostrzec skrzydlatą piłeczkę. Od czasu do czasu machali do siebie albo zatrzymywali się koło siebie żeby ze sobą porozmawiać. Denerwowało to pozostałych członków drużyn którzy chcieli żeby Znicz został złapany. Ale oni się tym nie przejmowali. 
- Eee James? Twój najdroższy przyjaciel każe ci przekazać żebyś wziął się do roboty - zachichotał Embry. Koło jego stanowiska znajdował się Black wymachując gniewnie pałką. Wszyscy na trybunach się zaśmiali. Nawet nauczyciele. 
- Jasna sprawa! - krzyknął, po czym przybił z przyjaciółką żółwika i wrócił do szukania Znicza. Krukonka ukłoniła się i poleciała w drugą stronę. Black usatysfakcjonowany również oddalił się. 
- Coś mi się wydaje, że będzie to bardzo zabawny mecz - dodał komentator. 
                                             ***
- Szef jest zajęty - rzucił postawny łysy typek wyglądający jak skrzyżowanie świni i człowieka. 
- Nie interesuje mnie to. Byłem z nim umówiony. I jeśli zaraz mnie nie przepuścisz to zamienię cię w szwedzki stół - dość młody chłopak z blond włosami uśmiechnął się szatańsko ukazując długie i ostre kły. Pod jego oczyma znajdowały się szaro-niebieskie półksiężyce świadczące o zmęczeniu. Świniak zaczął się pocić i przełykać ślinę. 
- Ja ... ja ... nie wiedziałem, że ... 
- Nie interesuje mnie to. Suń się - odepchnął go i wszedł do przestronnego pomieszczenia utrzymanego prawie w całości w bieli. Jedynym elementem nie będącym w tym kolorze było czarne potężne biurko, za którym siedział smukły i wyglądający na wysokiego mężczyzna z czarnymi kręconymi włosami zebranymi w kucyk. 
Pisał coś powoli na kartce pergaminu. Na dźwięk zamykanych drzwi uniósł głowę ukazując wąskie oczy w kolorze lodu. 
- Henry? Co cię do mnie ...
- Potrzebuję więcej - szepnął oblizując usta językiem. Brunet przekrzywił głowę i wstał. 
- Dostałeś ilość potrzebną na dwa miesiące mój drogi. A o ile się nie mylę odebrałeś ją dopiero trzy tygodnie temu - odparł podchodząc do chłopaka. 
- Wiem, ale ... dałem trochę Gregowi i ...
- Główna zasada Henry. Nie dzielimy się.
- Pamiętam, ale ... - zacisnął dłonie w pięści, a jego oczy zaczęły ciemnieć. Tamten westchnął. 
- Wiesz, że muszę być sprawiedliwy. Każdy dostaje tyle samo. Jednak mogę zrobić wyjątek. Musisz tylko dla mnie coś zrobić - oparł ręce na ramionach dwudziestolatka - Jesteś na to gotów? 
- Tak szefie. Zrobię wszystko - szepnął. 
- To dobrze. Dostaniesz dodatkową dawkę jeśli coś dla mnie znajdziesz - wyjaśnił. 
- Co mam znaleźć? 
- Pierścień Kotołaków. 





* wiem, że James jest ścigającym jak powiedziała Rowling na Pottermore, ale dla mnie zawsze będzie szukającym - no i musiałam to zrobić ze względu na Maxine ;) 



No i mamy kolejny rozdział.
Dość długi bo prawie trzy tysiące słów, więc więcej niż zazwyczaj. Trochę się dzieje, ale mam nadzieję że jesteście zadowoleni. 

Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia 



1 komentarz:

  1. Cześć!
    Czy wszyscy muszą reagować identycznie na pomysł romansu Syriusza z Maxine? ;p Jak klony. Mam nadzieję, że jeszcze się zdziwią.
    To ciekawe, ale jestem pewna, komu kibicować :D Niby zwykle jestem za Gryffindorem i Huncwotami, ale po drugiej stronie mam naszą główną bohaterkę, Maxine, za którą chyba nie da się nie trzymać kciuków. Czuję się zupełnie jak Lily. Chyba będę zadowolona bez względu na to, kto wygra :D
    Przerywnik na temat świąt był smutny. Ja najchętniej zostałabym w Hogwarcie, ale z drugiej strony nigdy nie byłam w takiej sytuacji jak Maxine.
    To utrzymywanie tajemnicy do ostatniej chwili strasznie mi się podoba :D Napięcie rośnie!
    Czy James i Maxine nie mogą znaleźć odpowiedniejszej pory na pogaduszki? Tu mecz trwa! No, ale na szczęście nikogo nie ogarnęła niepotrzebna histeria i chłopcy zachowali się ładnie.
    Eeeej, jak mogłaś nie dokończyć meczu w tym rozdziale? To niesprawiedliwe. Ciekawa jestem, jak to się dalej potoczy. Przyjaźń przyjaźnią, ale zarówno James jak i Maxine to ambitne sztuki i tak czy inaczej komuś będzie przykro.
    Co to za Kotołaki i o co w ogóle chodzi? xD Kolejna tajemnica? I jakiś zezwierzęcony narkoman. Nie ma co, dzieje się! Bardzo dobrze, że rozdział był dłuższy, dobrze się czytało.
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń