wtorek, 31 maja 2016

Rozdział 12.

- Naszą Ruby Hood zostaje ... Camille. Wielkie brawa -powiedziała Efron bijąc brawo blondynce. Uff. Normalnie czułam się jak w niebie. Szycie strojów i malowanie drzewek o wiele bardziej mnie usatysfakcjonuje. Natomiast Lils nasza Królowa Richelle nie była zadowolona.  
- To po co się tak wczuwałaś? - zaśmiałam się kiedy dwadzieścia minut później szłyśmy w stronę Wielkiej Sali na obiad. Mruknęła coś pod nosem. Taka prawda. Nie chciała grać ani nic a podczas przesłuchania na Królową wczuwała się najbardziej. Ja czytałam wszystko jednakowo.
- Dobrze, że są ze mną tylko dwie sceny. Tylko to mnie motywuje do tego by się nie rzucić z Wieży Astronomicznej ... wy macie farta - westchnęła drapiąc się po nosie. Po wybraniu reszty obsady pani rozdała im scenariusze i mogliśmy iść. W środę na Mugoloznastwie Gryfonów i Puchonów mieliśmy mieć pierwszą próbę i pierwsze tworzenie scenografii. Normalnie nie mogłam się doczekać. Ale przynajmniej nie musiałam wkuwać tekstu na pamięć. To by mnie dobiło. 
Gadając o przesłuchaniach dotarłyśmy do Wielkiej Sali. Tym razem one usiadły ze mną przy stole Krukonów. Nigdzie nie było Em ani Geo więc usiadłyśmy same. 
Jestem w szoku, że minęły już dwa tygodnie odkąd jesteśmy w Hogwarcie. Ten czas tak szybko płynie. Jadłam kurczaka w parmezanie, kiedy wylądowała przede mną śnieżnobiała sowa ze ślicznymi szarymi oczyma. Trzymała w dziobie list. Wzięłam go, a jej dałam krakersa. Zjadła i odleciała nie czekając na to czy będę chciała odesłać odpowiedź czy nie. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam czytać. 

Cześć kretynko!
Nieładnie tak zapominać o swoim najlepszym przyjacielu. Gdybym tak mocno cię nie uwielbiał to bym się obraził. Ah ta twoja charyzma. 

Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze, że przykładasz się do nauki i nie podrywasz facetów. Yuki nadal liczy na waszą randkę. 
Co u Lils? Przekonała się w końcu do Pottera?
A Emma w końcu znalazła tego jedynego?
No i czy ty w końcu kogoś masz słońce? 

Dwunastego listopada jest ten specjalny dzień. Niedługo wyślę ci zaproszenie.
Buziaki i uściski. Twój Liam. Green też pozdrawia.


Mimowolnie się uśmiechnęłam i podetknęłam list rudowłosej krojącej naleśniki na mniejsze kawałki. Zmarszczyła czoło, ale zaczęła czytać i z każdą sekundą jej uśmiech powiększał się.
- No w końcu - zaśmiała się. 
- No w końcu - szepnęłam i zaczęłam pisać odpowiedź na czystym pergaminie. Potem wyślę ją przez jakąś szkolną sowę. Z Liamem znamy się niemal od urodzenia. Przez dziewięć lat mieszkaliśmy na tej samej ulicy. Potem jednak wraz z rodzicami i bratem przeprowadzili się do Danii, gdzie tata chłopaka dostał o wiele lepszą pracę. Od tego czasu widywaliśmy się jedynie w wakacje, a czasami nawet w ogóle w ciągu roku się nie widzieliśmy. Teraz ja mam lat siedemnaście, a on dwadzieścia i mieszka w Dublinie w Irlandii z miłością swego życia. Lilcię poznał ze względu na naszą przyjaźń, a Emmę widział tylko raz dwa lata temu, ale i tak uważa ją za siostrę. Tak jak mnie i rudowłosą. Nie wiem co bym bez niego zrobiła. 
Po odprowadzeniu Gryfonek do ich wieży poszłam do sowiarni. Bałam się czy nie będę znowu świadkiem rozlewu krwi tych pięknych zwierzaków, ale na szczęście wszystkie były zdrowe i żywe. 
Wysłałam jedną ze sów do Dublina, po czym nucąc pod nosem jedną z piosenek Adale - kocham ją - po czym poszłam do swojej wieży. 
                                           ***
Następnego dnia na śniadaniu zostałam zaatakowana przez dwóch nadpobudliwych osobników płci męskiej. Nie dali mi w spokoju zjeść parówek w cieście francuskim, a to wielki grzech. Spojrzałam na Johnsona i jego wesoły uśmiech spode łba. I z czego on się niby cieszy? Zepsuł mi taki ładny poranek. 
- Weź jakiś lek na uspokojenie człowieku bo jeszcze chwila i ci trzasnę - burknęła Em, kiedy blondyn o mało nie władował jej łokcia w twarz. Chrząknął.
Dwadzieścia minut później szłam z Johnsonem i Jasperem w stronę biblioteki bo wszyscy troję mieliśmy okienko, a Em i Geo Starożytne Runy.

Kątem patrzyłam na Puchona bo zachowywał się dziwnie. W końcu nie wytrzymałam. 
- No dobra. Dość, o co chodzi? - westchnęłam zatrzymując się. Obaj blondyni także. 
- O nic - mruknął dość piskliwym głosem Finn. 
- Proszę cię Johnson. Nie rób ze mnie idiotki. Przecież widzę, że chcesz mi coś powiedzieć, ale nie masz odwagi ... - mruknęłam. Spojrzał na Jaspera, który uniósł ręce do góry jakby chciał powiedzieć ,,mnie do tego nie mieszaj''. Aha. Ciekawe. 
- No bo ... chodzi o ten pocałunek ... twój i Lily ... no i ... mój współlokator Edwin ... on ... - chrząknął tamując śmiech. Na serio bałam się co mogę usłyszeć. Faceci na serio mają powalone w głowach.
- Tylko nie mów, że zrobił nam zdjęcie - jęknęłam, a on lekko pokiwał głową zaciskając usta by się nie roześmiać. Walnęłam sobie dłonią w twarz. 


I po chwili dla potwierdzenia swych słów wyciągnął z torby zdjęcie. Wyrwałam mu je i przyjrzałam się. Wraz z rudowłosą kucałyśmy na przeciwko siebie. Ja trzymałam dłonie na jej ramionach, a ona na swoich kolanach. Miałyśmy zamknięte oczy no i wiadomo co robiłyśmy. Ścisnęłam nasadę nosa kciukiem i palcem wskazującym. 
- Może to cię nie pocieszy Max, ale bardzo seksownie wyglądałyście - wtrącił Ślizgon, na co spojrzałam na niego uniesioną brwią. 
- Nie pomagasz Jace - mruknęłam. Nastała cisza.
- Jace? - zdziwił się. 
- No ... takie zdrobnienie. Jak ci się nie podoba ...
- Nie ... nawet okej - chrząknął. Znowu nastała cisza. Tym razem dość krępująca. Finn gwizdnął. 
- Chodźmy do tej biblioteki bo zaraz będzie następna lekcja, a ja nie chce podpaść Mcgonagall. Ostatnio o mało nie rzuciła we mnie dziennikiem. Powinna sobie kogoś znaleźć - rzucił poprawiając torbę na swoim ramieniu. Rozmawiając o zaczynającym się za miesiąc sezonie Quidditcha udaliśmy się do biblioteki.
Podarte zdjęcie mnie i Lily leżało w mojej kieszeni i czekało na spotkanie z koszem. Nie mogę pozwolić na to by obiegło Hogwart. James i tak już dziwnie na mnie patrzy. On na serio jest nienormalny. On się całował z Łapą po pijaku a jakoś nikt nie robił mu przytyków, że podrywa bruneta. A ja zrobiłam to samo z rudą na trzeźwo i od razu jakieś domysły, że chce ją zabrać okularnikowi. Bzdura. Po pierwsze jestem w 100 procentach hetero, a po drugie Lils i tak nigdy z nim nie będzie. Uwielbiam go, ale znam moją przyjaciółkę. Ona nigdy się do niego nie przekona. Miała na to sześć lat. 
Po tym, jak panowie napisali swoje prace na Astronomię ja z Jace'm udaliśmy się pod klasę do Historii Magii, a Finn poszedł na Transmutację. 
Lekcja jeszcze trwała, dlatego też usiedliśmy na parapecie na przeciwko drzwi, a blondyn zaczął mi opowiadać o próbach swojego zespołu i występie w przyszłą niedzielę. 
- Na razie nie mamy wokalisty, więc jesteśmy zespołem instrumentalnym - zaśmiał się. W tym samym momencie na korytarzu pojawił się Black. Gwiżdżąc pod nosem szedł przed siebie pewnym krokiem. Nagle jego wzrok wylądował na naszej dwójce i zatrzymał się. O nie, jak zrobi mi awanturę przy blondynie to mu nakopię. Przysięgam. Westchnął i ruszył w naszą stronę z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Błagam. Błagam. Błagam. 
- Murton. Cześć Maxie - powiedział lekko chłodnym tonem, ale chociaż nie zaczął się drzeć. 
- Hej Black - odparł mój towarzysz. 
- Co robicie? - spytał opanowany. Wow. 
- Czekamy na lekcje - odparłam - A ty? 
- A ja idę na lekcję - rzucił. 
- To fajnie - dodał Murton. Nastała cisza po której cała nasza trójka się roześmiała. Gryfon cmoknął mnie w czoło i nucąc pod nosem z rękoma w kieszeni ruszył w stronę schodów. Lekko się uśmiechnęłam. Pajac, ale nie wyobrażam sobie by go nie było. Mimo tego, że czasami mam ochotę przywalić mu patelnią to jest dla mnie ważny. 
Jasper patrzył na mnie z przekrzywioną głową. 
- Co? - uśmiechnęłam się. 
- Lubisz go. 
- No jasne. To mój przyjaciel. Durny i strasznie napuszony, ale jednak przyjaciel. 
- Zawsze mi się wydawało, że Huncwoci to grupa zamknięta. Że nikt inny nie ma prawa się do niej dostać. Ale ty to zrobiłaś - odparł. Jego słowa sprawiły, że poczułam ciepło w środku. 
- To zasługa Remusa. To z nim pierwszym się zaprzyjaźniłam. Mieliśmy trzynaście lat. Potem przyszła pora na Pete'a. Dopiero na początku piątej klasy zaczęłam dostrzegać zalety pozostałej dwójki. Nie są idealni, ale oddałabym za nich życie. Są dla mnie jak bracia - wyjaśniłam. Uśmiechnął się.
Chwilę później rozpoczęła się lekcja. Usiadłam z Emmą, a on sam. Binns rozpoczął monolog o Kongresie Miecznym, a my notowaliśmy. 

Na Transmutacji profesor Mcgonagall rozpoczęła powtórkę z rodzajów transmutacji. Miałam już je wypisane w notatkach, więc tylko słuchałam. 
Pani profesor wyprowadziła nas wcześniej ponieważ ,,musiała iść na chwilę do dyrektora''. Ta. Na pewno. A ja jestem wróżką z Nibylandii. Każdy na pewno zauważył, że ostatnio nauczyciele zrobili się dziwnie spięci i zdenerwowani. Bardzo często wypuszczają nas przed dzwonem albo dają nam coś do roboty i znikają na całą lekcję. Coś tu nie gra. 
Szłyśmy z dziewczynami w stronę Zakazanego Lasu rozmawiając, a właściwie kłócąc się o to który z zawodników Zjednoczonych z Puddlemere jest przystojniejszy, Liam Crane czy Erwin Montgomery kiedy moją uwagę przyciągnął Snape kucający przy jeziorze. Przystanęłam na moment. Dziewczyny zrobiły to samo i powędrowały za moim wzrokiem. Em uniosła brew zaintrygowana. 
- Czyżby Snape mył włosy? Cuda jednak istnieją ...
- On nie myje włosów - szepnęłam, po czym po cichu ruszyłam w jego stronę. Na migi pokazałam dziewczynom by zostały na swoim miejscu, a sama stanęłam za drzewem i lekko się wychyliłam. Ślizgon kucał na brzegu, a przed nim paliło się dość małe ognisko. Wśród płomieni zauważyłam parę zdjęć które już zaraz miały skończyć swój żywot oraz jakiś metalowy przedmiot. Po chwili kiedy ognisko zaczęło gasnąć wstał z kucek. Schowałam się z drugiej strony drzewa by nie mógł mnie zauważyć kiedy będzie odchodził. Westchnął, wsadził ręce do kieszeni spodni i ruszył w stronę zamku ze spojrzeniem wbitym w ziemię. Kiedy zniknął mi z oczu, a Emma machnęła na mnie rękę podeszłam do już ledwo tlącego się ogniska. 
Widać jeszcze było resztki zdjęć jednak to nie o nie mi chodziło. Metal tak szybko się nie palił. To coś powinno być nienaruszone. A taką przynajmniej mam nadzieję. Kucnęłam i dmuchnęłam w popiół. Resztki ognia zgasły, a szary pył odsłonił dość mały prostokątny przedmiot. Wzięłam go do ręki i starałam popiół i sadzę. To zapalniczka Zippo. Metalowa z wygrawerowanymi pacyfkami po obu stronach. Była szorstka w dotyku. Znałam ją. Lily dała mu ją kilka miesięcy przed tym jak po egzaminie z Zaklęć nazwał ją szlamą. To był prezent urodzinowy od niej. Palił rzeczy związane z Evans. Jakby chciał przekreślić ich znajomość. Powinnam się cieszyć. To by oznaczało, że chce o niej zapomnieć. Że już więcej jej nie skrzywdzi. Ale nie mogłam się cieszyć. Byłam zła. Przyjaźnili się siedem lat. Powiedział parę słów za dużo i w ogóle, ale ruda traktowała go jak członka rodziny. A on tak po prostu chciał się pozbyć wspomnień. 
Z zapalniczką w kieszeni podeszłam do dziewczyn i powiedziałam co robił. 
- Co za palant ... jak Lily się dowie będzie smutna. 
- Wiem, ale musimy jej powiedzieć - odparłam. Panna Evans stała przy chatce Hagrida i tak jak reszta grupy czekała na pojawienie się Verdon. Na nasz widok wesoło się uśmiechnęła, ale widząc nasze miny uniosła brew do góry. 
- Stało się coś dziewczyny? Wyglądacie jakbyście zjadły wiadro cytryn - powiedziała poprawiając torbę na ramieniu. Chrząknęłam i wyjęłam zapalniczkę z kieszeni. Nastała cisza, a Lily wyglądała jakby piorun w nią walnął. 
- Lils ...
- Skąd ją masz? - szepnęła. 
- Snape palił nad jeziorem wasze zdjęcia i ją też. Zdążyłam ją wyjąć, ale jak chcesz to mogę ...
- Nie - wtrąciła i schowała ją do torby. 
- Chcesz ją zatrzymać? - zdziwiła się Em. Ja też myślałam, że wyrzuci ją w cholerę. Nic nie odpowiedziała a jedynie położyła głowę na moim ramieniu. Westchnęłam.
Dwie godziny później dowiedziałam się co chciała zrobić. Szłyśmy do biblioteki, kiedy niedaleko niej mijałyśmy Snape'a w otoczeniu koleżków. Na szczęście nie było wśród nich Rosiera. Zielonooka zatrzymała się i podeszła do bruneta. Wepchnęła mu zapalniczkę do dłoni mrużąc oczy. 

- Na drugi raz ostrzeż mnie, że będziesz chciał się pozbyć mojego prezentu. Nie będę musiała wydawać na ciebie nie potrzebnie kasy - wysyczała. Zacisnął usta w wąską linię, ale po chwili szyderczo się uśmiechnął. Oho. Będzie ciekawie. 
- Nie będzie drugiego razu. Nie przyjaźnią się ze szlamami głupia dziewucho - rzucił patrząc się jej prosto w oczy. Zszokowana otworzyłam szeroko buzię. Wsadziłam rękę do kieszeni po różdżkę, ale Lils zacisnęła dłoń na moim nadgarstku. 


- Daj spokój Max. Nie warto marnować magii na takiego palanta. Chodźmy - powiedziała i ruszyła w stronę biblioteki. Już miałam odpuścić, ale coś kazało mi się zatrzymać. 
- Ona ma rację. Nie warto marnować magii, ale o mugolskich sposobach nic nie mówiła - rzuciłam, po czym energicznie się odwróciłam i przywaliłam mu pięścią w twarz. Krzyknął i złapał się za nos, z którego trysnęła krew. Rozmasowałam dłoń. 
- Zwariowałaś Winslow?!?!?! Złamałaś mi nos! 
- Już i tak był krzywy - wzruszyłam ramionami i nucąc pod nosem poszłam za Evans. Cały dzień bolała mnie ręka, ale warto było widząc Ślizgona z opuchniętym nochalem. Na prawdę warto. 
                                          ***
Reszta tygodnia minęła bardzo szybko, na próbach do przedstawienia szło nam na razie opornie, bo nie wszyscy wyuczyli się swojego tekstu, ale na szczęście mieliśmy jeszcze prawie dwa miesiące do wystawienia przedstawienia. Ja, Mary i reszta osób odpowiedzialnych za dekoracje i stroje mieliśmy mieć spokój przez najbliższe dwa tygodnie. Tak powiedziała pani Efron. 
Remus grający Braciszka Tucka nie czuł się za dobrze na scenie i często się jąkał, ale nauczycielka wspierała go szczerymi uśmiechami. Ja też mu pomagałam. Krzyczałam : ,,Czadu Seksiaku"". Wtedy on się rumienił, wszyscy wybuchali śmiechem, a pani Efron wywracała oczyma.
Niedziela przywitała nas paskudną pogodę. Lało całą noc i nie wyglądało na to żeby miało przestać. Do tego było strasznie zimno i podobno miała być burza. Cudnie. Aż się nie chciało wychodzić ze szkoły, ale ja musiałam. Razem z Lily i Mary szłyśmy do Hogsmeade na koncert Jaspera i jego zespołu. Em i Geo również zostały zaproszone, ale ta pierwsza dostała szlaban za nazwanie pana Fishera bezmózgim gumochłonem nieumiejącym uczyć - brawo Em - a ta druga musiała się uczyć do sprawdzianu z Numerologii, więc odpuściła. 
Ziewnęłam i dołożyłam sobie jajecznicy ze szczypiorkiem. Wczoraj nie wyrobiłam się na kolację, dlatego byłam cholernie głodna.
Wielka Sala była prawie pełna co rzadko się zdarzało o tej porze, a zwłaszcza w niedzielę. To pewnie przez to iż dzisiaj jest pierwsze wyjście do Hogsmeade nie tylko dla siódmoklasistów. 

Sowie Poczta już dawno przyleciała, ale do mnie nic nie przyszło. Georgie siedząca obok mnie czytała Proroka, a Lils na przeciwko nas obierała mandarynkę. Łapało ja przeziębienie, więc ubrała się dość ciepło. Bordowy sweter z golfem, czarne rurki, ciemnobrązowe wiązane botki za łydkę oraz wzorzystą chustkę i ciemnozieloną kurtkę która teraz leżała obok niej. Syknęła kiedy sok z cytrusa prysnął jej prosto w oko. Znam ten ból. 
- Gdzie Mary? - spytałam miażdżąc smażone jajko na jeszcze większą papkę. 
- Poszła na moment do Mcgonagall. Chciała żeby jej wyjaśniła jakiś temat - wyjaśniła zielonooka wrzucając dwie cząstki owocu do buzi. Spojrzałam w stronę wrót. Do pomieszczenia wszedł średniego wzrostu chudy chłopak z prostymi czarnymi oczyma ubrany w materiałowe spodnie i szarą koszulę. Proszę państwa, Regulus Black. Wredny i rozpieszczony braciszek Syriusza, który ma się za nie wiadomo kogo. Gwiżdżąc pod nosem przeszedł obok nas posyłając nam ironiczne spojrzenie. Nie wytrzymałam i pokazałam mu środkowy palec. Zaśmiał się wesoło, mrugnął do mnie i usiadł obok swojego kumpla Danielsa. Trzymajcie mnie. 
- Wredny gówniarz - syknęłam. 
- I gnojek, ale nic na to nie poradzisz - Evans wzruszyła ramionami i dokończyła mandarynkę.
Poczekałyśmy na Mar, która wpadła do Wielkiej Sali zziajana po czym wyszłyśmy na dziedziniec. Nadal padało, a pan Filch stał pod mini namiotem i odbierał pozwolenia od trzecioklasistów. 
Reszta musiała się podpisać na formularzu.
Założyłam na głowę swoją ukochaną czarną smerfetkę, a na nią kaptur od bordowej kurtki. Dziewczyny też miały kaptury na głowach. 
Chwilę później szłyśmy już w stronę wioski. Koncert zaczynał się o 14.00, więc miałyśmy trzy godziny na swobodne zwiedzanie. To nasz plan wycieczki : sklep zielarski, sowia poczta, Miodowe Królestwo, księgarnia a potem Trzy Miotły. 
Po obkupieniu się w poszczególnych miejscach w końcu dotarłyśmy do pubu, gdzie była masa ludzi. Stanęłam na palcach zdejmując czapkę by wypatrzeć wolny stolik. 
- Tak w kącie, idźcie a ja kupię - rzuciłam. Uśmiechnęły się i ruszyły w tamtą stronę, a ja podeszłam do lady za którą stała Riley.
- Max! Hej - jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. 
- Hej Ri, co słychać? 
- Wszystko okej, a u ciebie? Jak nauka? 
- Jakoś leci. Dopiero trzeci tydzień minął, więc nie jest tak źle - powiedziałam siadając na stołku. 
- No tak. Co podać? - spytała. 
- Raz Piwo Kremowe z syropem waniliowym, a dwa razy gorąca czekolada z piankami, jedno z malinowymi a drugie ze zwykłymi - odparłam wyciągając z plecaka swój portfel. Zabrała się za robienie zamówienia, a ja obserwowałam klientów Trzech Mioteł. Po pięciu minutach szłam slalomem mijając ludzi w stronę stolika. Dziewczyny siedziały rozmawiając o czymś od czasu do czasu się śmiejąc. Również usiadłam. Kiedy one brały swoje napoje ja zdejmowałam kurtkę pod którą miałam koszulę w czarno-granatową kratę. Wzięłam łyka piwa kremowego. Syrop waniliowy dodawał mu głębi.
Wypiłyśmy nasze zamówienie, po czym ruszyłyśmy w stronę kawiarni ,,Melinda'', gdzie zaraz miał się odbyć koncert chłopaków. 


Hej wszystkim :P
I po dwóch tygodniach mamy następny rozdział. Nie dzieje się w nim za duzo za co przepraszam, ale i tak mam nadzieję że się wam podoba.
Jesteście team Jax ( Jasper i Max ) czy Mily ( Max i Lily ) ? hehehe. Piszcie.
Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia. 










2 komentarze:

  1. Łooot, jak to Max nie zagra głównej roli?! Wyczuwam tu podstęp. Może Camille (co za pretensjonalne imię, już jej nie lubię) zginie śmiercią tragiczną i zupełnie przypadkową podczas prób, więc Max będzie musiała ją zastąpić? No co, w takim starym zamczysku to całkiem możliwe.
    Lily jest hipokrytką - sama zgłosiła się do roli, a teraz marudzi. Nieładnie.
    Uwaga, halohalo, w latach siedemdziesiątych Adele nie było jeszcze na świecie, więc nie wiem, kogo uwielbia Max, ale chyba nie tę Adele, którą mam na myśli ;)
    Jeju, egzorcyzmy Snape'a były dziwaczne. Zwłaszcza palenie metalowej zapalniczki... Nie rozumiem jednak, po co dziewczyny miałyby powiedzieć o wszystkim Lily. To ona ostatecznie zakończyła ich znajomość i nie wiem, po co wyciągać takie rzeczy - co się stało, to się nie odstanie. No i zachowanie Severusa też średnio pasowało do tego, co pokazała nam Rowling.
    Ciekawe, czy coś ciekawego wydarzy się na koncercie? Może jakiś mały albo nawet duży romans między Max i Jasperem? :p Co do Lily, to niestety jestem wierną fanką kanonu, więc jakiekolwiek pairingi dla niej poza Jamesem nie wchodzą w grę... :)
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze jest tak ja sobie wymarzymy :) po za tym nudno by było jakby główny bohater zawsze był na pierwszym planie :D
      Lils się nie zgłosiła. Każda z dziewczyn była przesłuchiwana do każdej roli :)
      Mogły jej nie mówić, ale chciały być szczere :)
      Po za tym nie ma tam Adele tylko Adale :D heheh
      Pozdrawiam

      Usuń