piątek, 6 maja 2016

Rozdział 10.

Lekcja minęła szybko. Hipogryfy były młode, więc nakarmiliśmy je kawałkami wołowiny. Potem dostaliśmy mały wykład o tych stworzeniach. 
Pierścionek znaleziony w lesie miał miejsce na moim palcu jednak był tak wygodny, że w ogóle o nim zapomniałam. Dopiero na obiedzie Emma zwróciła na niego moją uwagę.
- Znalazłam go w lesie ...
- Nie wydaje ci się to dziwne? Pierścionek? W lesie?
- Przesadzasz. Pewnie po prostu ktoś go zgubił i tyle. Wyluzuj Em - powiedziałam dokładając sobie zapiekanki. Nic nie odpowiedziała.
W środę pogoda była ładniejsza niż dnia poprzedniego. Słońce pojawiło się na niebie.
Związałam włosy w mini-kucyk, po czym założyłam na palec pierścionek i zarzucając torbę na ramie zeszłam do Pokoju Wspólnego, gdzie czekała na mnie blondynka. Siedziała na oparciu kanapy i zdrapywała szary lakier z prawego kciuka. Na mój widok wstała i lekko się uśmiechnęła. Rozmawiając o pierdołach dotarłyśmy do Wielkiej Sali.
Sięgałam właśnie po jajecznicę, kiedy do sali wleciała Sowia Poczta. Razem z Em nigdy nie kupowałyśmy Proroka jednak ze względu na ostatnie wydarzenia nasze poglądy na temat owej gazety nieco się zmieniły. Dlatego też jedna z sów wylądowała przed nami z gazetą. Dałyśmy jej zapłatę oraz krakersa, po czym zabrałyśmy się za czytanie. Myślałyśmy, że nic nie ma ciekawego jednak się przeliczyłyśmy. 


WIELKI BŁĄD AURORÓW 
Jeszcze niedawno pisaliśmy iż Aurorzy popisali się niesamowitą zwinnością i sprytem łapiąc mężczyznę winnego śmierci Masonów. 
Mężczyzna ten pasował do opisu świadka tego strasznego wydarzenia. Nawet się przyznał. 
Jednak jak dowiedzieliśmy się od wiarygodnego źródła Biuro Aurorów pomyliło się i dokładnie nie sprawdziło ,,winnego''. Jak wiemy powinni sprawdzić jego zeznania za sprawą Veritaserum jednak tego nie zrobili. I, gdzie tu profesjonalizm?
Dopiero wczoraj popołudniu podczas rozprawy w budynku Wizengamotu okazało się, że owy mężczyzna był pod wpływem zaklęcia Imperio. Nie dokonał owego czynu jednak osoba która rzuciła zaklęcie kazała mu się przyznać. 

A to oznacza iż prawdziwy morderca nadal jest na wolności. Miejmy nadzieję, że nasi wspaniali stróże prawa złapią prawdziwego winowajcę. 
Choćby po to by żyjąca córka zmarłego senatora i jego żony mogła poczuć ulgę iż morderca jej rodziny siedzi za kratami.
                                               Isabelle Bellamy


- O cholera - szepnęłam wpatrując się w ten artykuł z szeroko otwartymi oczyma. 
- Brawo Aurorzy - Em zaczęła bić ironiczne brawo. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Na serio myślałam, że jeden ze Śmierciożerców w końcu wyląduje w Azkabanie. Mam jednak nadzieję, że uda im się złapać odpowiednią osobę. 
Jocey obecnie nie przebywała w Hogwarcie ponieważ niedługo ma być pogrzeb jej rodziców i rodzeństwa, więc przynajmniej nie przeczyta tego tutaj tylko w domu w otoczeniu reszty rodziny.
Po śniadanku mieliśmy OPCM wraz z Gryfonami. Po dojściu pod klasę pierwsze co rzuciło mi się w oczy to to iż cała paczka Huncwotów już tam była. Co nie często się zdarza. James zaczął do nas wesoło machać. Cały czas na jego twarzy widniał głupi uśmiech. Odmachałam mu. 

Mrugnął do mnie i zaczął coś mówić do Blacka, który ani razu na mnie nie spojrzał. Choć byłam na niego zła, to mnie to zabolało. Em musiała to zauważyć bo objęła mnie ramieniem. 
- Nie przejmuj się Max. Jeszcze cię przeprosi, zobaczysz. Ja ci to mówię - odparła. Nic nie odpowiedziałam. 
Chwilę później pojawił się Marshall i wpuścił nas do klasy. Tym razem miał na sobie granatowy garnitur, szarą koszulę rozpiętą pod szyją oraz brak krawata. Uśmiechnął się do nas i klasnął w dłonie. 
- Witam was moi drodzy. Na dzisiejszej lekcji odrobina praktyki - powiedział i mrugnął do nas prawym okiem. Machnął różdżką, a wszystkie ławki zniknęły z klasy. Zostało tylko jego biurko oraz ciemnofioletowy kufer stojący na nim. Od razu zorientowałam się co będziemy robić. Super. 
- Będziemy zwalczać Bogina? - spytała Lily. 
- Brawo panno Evans za spostrzegawczość. Od waszego poprzedniego nauczyciela wiem iż w trzeciej klasie mieliście jedynie teorię, więc postanowiłem iż dziś zajmiemy się praktyczną częścią tego zadania. Na pewno każdy z was wie czym jest Bogin i jak się go zwalcza, więc odpuszczę tłumaczenie wam tego - rzucił i podwinął rękawy. Denerwowałam się. Jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad czym czego się boję. Nie mam jakieś typowej fobii jak pająki, węże, ciemność czy klaustrofobia. Uwielbiam jak jest ciemno. Mogłabym spać cały dzień, a w nocy łazić po dworze. W wakacje często zdarza się, że idę na kilkugodzinny spacer w czasie nocy. 
Mężczyzna kazał nam się ustawić w kolejce. Nie chciałam być na samym początku, dlatego starałam się dostać miejsce niemal na samym końcu. Remus też miał taki plan bo od razu pojawił się obok mnie z dziwną miną. Zmarszczyłam czoło jednak po chwili zajarzyłam o co chodzi. Bał się, że jego Boginem okaże się pełnia. Niektórzy mądrzejsi mogliby się zorientować co się dzieje. Złapałam go za rękę i lekko ścisnęłam. Uśmiechnął się lekko.
Na samym początku kolejki był James. Marshall otworzył kufer i ... zakryłam usta dłonią. Pomiędzy Rogaczem, a biurkiem na ziemi leżały nieruchome ludzkie ciała. I ze zgrozą zauważyłam iż tymi ciałami jestem ja, Remus, Peter, Syriusz, Mary i Lily ... Chłopak wpatrywał się w nie z szokiem wypisanym na twarzy. Osoby w kolejce również wyglądały na zszokowane. 
- Użyj zaklęcia James! - krzyknął nauczyciel. Chłopak się nie poruszył. Dopiero kiedy Mary stojąca za nim mocno go szturchnęła ocknął się. 
- Riddikulus! - wykrzyknął roztrzęsionym głosem. Nasze martwe ciała zmieniły się w kolorowe ptaki. Marshall kazał Syriuszowi zaprowadzić Jima do pielęgniarki, po czym wznowił lekcje. 
Nadal wszyscy byli w szoku jednak trzeba było wziąć się w garść. Bogin Mary zamienił się w chimerę przez to iż dziewczyna nie przepada za magicznymi zwierzętami. Wypowiedziała zaklęcie i chimera zaczęła ,,tańczyć,,. Bogin Lily był Inferiusem, a Petera jego mamą mówiącą, że go nie kocha*. Co było według mnie urocze, ale kilka osób parsknęło śmiechem. 
W końcu po kilkunastu minutach przyszła pora na mnie. Widziałam, że Lupin się denerwował ponieważ dość często mrugał powiekami.
Zacisnęłam rękę na różdżce i czekałam w gotowości. Klaun zmienił się w postać w lekarskim fartuchu. Zmarszczyłam brwi. Co jest? Przecież nie boję się lekarzy. 

- Bardzo mi przykro panno Winslow jednak po dokładnych badaniach stwierdzamy iż w wyniku złamania miednicy nie będzie pani mogła już więcej grać w Quidditcha - powiedział ,,lekarz'', a ja lekko otworzyłam oczy. Moja dolna warga zaczęła drżeć. 
- Max, to tylko Bogin - szepnął mi do ucha Remi głaszcząc moje ramię - Rzuć zaklęcie, bądź twarda. 
- Ja ... - przełknęłam ślinę, po czym chrząknęłam i z twardą miną wypowiedziałam formułkę. Lekarz został owinięty bandażami i wylądował twarzą na ziemi. Wszyscy się roześmiali.  
I w tym samym momencie nauczyciel postanowił przerwać. Wysłał Bogina z powrotem do kufra, po czym ponownie machnął różdżką, a ławki wróciły na swoje miejsce. Lunio odetchnął z ulgą. 
Nauczyciel kazał nam jeszcze napisać esej o boginach, o naszych odczuciach względem nich, po czym pozwolił nam opuścić klasę. 
Zastanawiałam się idąc wraz z Emmą i Geo  - które nie zdążyły pokonać swoich strachów - w stronę szklarni jak się czuje James. To musiało być dla niego straszne przeżycie. Ja sama nadal się trzęsłam mając w pamięci widok ich i swojego nieżywego ciała. 
Mieliśmy teraz dwie godziny Zielarstwa z Puchonami, a potem Eliksiry. Mam nadzieję, że te trzy godziny nie będą nam się zbytnio dłużyć.
                                         ***
W końcu nadszedł piątek. Po strasznie zapracowanym tygodniu perspektywa weekendu była niezwykle kusząca. 
Obecnie przesiadywaliśmy w klasie od Mugoloznastwa i zaczęliśmy pomału kształtować fabułę i bohaterów. Ruby Hood zamiast Robina, Mario zamiast Lady Marion, Królowa Richelle zamiast Króla Richarda, Królowa Jann zamiast Króla Jana, Mała Jocey zamiast Małego Johna itp. Tylko Szeryf z Nottingham będzie sobą.
W przedstawieniu ma wziąć udział tylko siódma klasa co mnie ucieszyło. Lils, Remus i Mary również chodzą na Mugoloznastwo więc jest szansa iż oni również w razie czego dostaną rolę. 

Pani Efron powiedziała, że napisze scenariusz, skopiuje go i w poniedziałek na lekcji zrobimy castingi. Ci którzy nie otrzymają roli będą robić dekoracje i stroje. Chyba wolałabym robić drzewa niż skompromitować się na scenie. 
- Ja nie chce występować - jęknęła Lils, kiedy spotkałam ją na przerwie koło biblioteki. Rudowłosa również ma mały problem z występowaniem przed publicznością. Sądzę, że ta cecha charakteru nas do siebie zbliżyła.
- Ja też nie chce. Jak znam życie to wypieprzę się i wpadnę w publiczność - zażartowałam. Zaśmiałyśmy się. Obie miałyśmy teraz okienko, dlatego wybrałyśmy się na spacer po błoniach. Dawno nie gadałyśmy tylko we dwie. Tęskniłam za tym - Co u mamy? - spytałam łapiąc ją pod ramię. 
- Tuńka chce przeprowadzić się do Dursleya, więc jest trochę smutna, ale tak to w porządku - rzuciła. Tata mojej przyjaciółki zmarł pół roku temu na raka trzustki. Już długo przed śmiercią on i pani Mary wiedzieli, że jest chory, a dziewczyny dowiedziały się dopiero kilka tygodni przed tym jak zmarł. Ruda była strasznie zła na mamę, że jej nie powiedzieli. Nie dziwię się jej. Ja też wolałabym wiedzieć o czymś takim od samego początku. 
- Dziwię się, że Petunia chce ją zostawić samą. Mogłaby poczekać aż skończysz szkołę. 
- Znasz moją kochaną siostrzyczkę. Jak coś sobie postanowi to to robi - wzruszyła ramionami. Reszta spaceru minęła nam na milszych tematach jak przedstawienie czy nasze wspólne wakacje w Ameryce po skończeniu szkoły.
Przed powrotem do szkoły wpadłyśmy na chwilę do Hagrida, który siedział przed chatą i obierał ziemniaki. Mnóstwo wron obsiadywało jego grządki z dyniami, które hoduje na Święto Duchów.
Był zachwycony, że do niego przyszłyśmy. Przerwał obieranie ziemniaków i wszedł do chatki mówiąc, że ma coś dla nas. Czekając obracałam pierścionek na palcu. Ruda wyglądała jakby chciała o niego zapytać, ale w tym samym momencie wrócił gajowy. Miał w rękach dwie butelki jakiegoś bursztynowego napoju. Dopiero po chwili zorientowałam się co to jest. Cynamonowy Szał**. 

- Byłem ostatnio w Londynie załatwić coś ważnego i wszedłem na chwilę do mugolskiego sklepu. Zobaczyłem to i od razu przypomniałem sobie jak mi o tym opowiadałyście. Proszę - wręczył nam po butelce. Widziałam jak Lilce zaświeciły się oczy.
- Jejku, dziękujemy - mruknęłam. To nasz smak dzieciństwa. To coś w rodzaju cynamonowej oranżady. Pamiętam jak byłyśmy małe, kupowałyśmy kilka butelek i siedziałyśmy z nimi nad jeziorem. Nie każdy za nim przepada tak jak nie każdy lubi cynamon. To zrozumiałem. Jason na przykład uważa to za ohydę. Kiedyś nawet miałyśmy taką fazę na ten napój, że aż się pochorowałyśmy. Nasze mamy dały nam dwumiesięczny szlaban na Cynamonowy Szał. Byłyśmy na nie złe, ale tak się wtedy źle czułam, że po tych dwóch miesiącach byłam mamie strasznie wdzięczna za ten szlaban. Zrozumiałam, że od wszystkiego można się rozchorować. 
Chwilę jeszcze z nim pogadałyśmy i wróciłyśmy do szkoły. Czekając na dziewczyny pod klasą do Numerologii nie mogłyśmy się oprzeć by nie spróbować. Odkręciłam zakrętkę i wciągnęłam w płuca znajomy lekko ostry aromat. Mmmm. Pociągnęłam spory łyk i mlasnęłam. Pycha. Nie chciałam wypić od razu całej, dlatego schowałam butelkę do torby. 
W tej samej chwili zabrzmiał dzwon kończący zajęcie. Emma wraz z Mary wyszły razem z klasy rozmawiając. Pomachałam Remusowi i Peterowi, po czym ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Zaraz mieliśmy wspólnie ONMS. 
                                          ***
Em wybuchnęła śmiechem o mało nie dławiąc się rodzynkami. Poklepałam ją po plecach i otarłam łzy rozbawienia. Siedziałyśmy w piątkę na błoniach i wspominałyśmy dawne czasy. 
Przed chwilą Lily poruszyła temat majtek Jamesa. Nadal pamiętam ten wstyd wypisany na jego twarzy. Co to był za dzień. 
- Nie sądziłam, że ktoś mógłby nosić bokserki w tęcze, a tu niespodzianka - odparłam. 
- Ja też nie - zaśmiała się Mar. 


Dochodziła godzina 20.00, ale nadal było widno i ciepło. Duża część uczniów przesiadywała na błoniach ciesząc się końcówką kalendarzowego lata. Według pani Stepkins uczącej Astronomii jeszcze tylko trzy tygodnie będą ciepłe. Potem zacznie się typowa brytyjska jesień. Dla mnie to nic takiego. Lubię zimno i deszcz sto procent bardziej od lata i upału. Jasne, że czasami fajnie jest posiedzieć w krótkich spodenkach nad wodą jednak te ponure pory roku mają w sobie pewien urok, który od dawna kocham. 
Kątem oka widziałam, że Huncwoci również przesiadują na dworze, ale kilka metrów od nas. Grupka czwartoklasistek rzucała w ich stronę tęskne spojrzenia i wesołe uśmieszki, ale oni nie zwracali na to uwagi. Zamiast tego śmiali się zajadając fasolki wszystkich smaków. Miałam odwrócić wzrok, kiedy moje spojrzenie spotkało się z czarnymi oczyma Blacka. Przełknęłam ślinę. Nawet z tej odległości widziałam, że nerwowo przygryza wnętrze policzka. Ostatni raz spojrzałam na niego, po czym zwróciłam głowę w stronę Emmy opowiadającej nam o swojej pierwszej imprezie. 
Była na momencie upicia alkoholowego, kiedy podeszła do nas około trzynastoletnia dziewczynka z blond warkoczem ubrana w mundurek Gryfonów.
- Mam listy od profesora Slughorna dla Lily Evans i Maxine Winslow - rzuciła cicho i wyciągnęła rękę z trzema jasnobrązowymi kopertami. O nie. 
- Dzięki - Lily się do niej uśmiechnęła. Tamta odwzajemniła uśmiech i ruszyła w inną stronę. 
- Super, a już myślałam, że w tym roku nam odpuści - jęknęłam. Klub Ślimaka. Organizacja założona przez Slughorna. Należą do niego ci którzy są dobrzy z Eliksirów albo mają kogoś sławnego w rodzinie. Dwa razy w semestrze musimy siedzieć przy jednym okrągłym stole i po raz kolejny rozmawiać o tym samym. Lils lubi te spotkania. Może wtedy porozmawiać z nauczycielem o swoim ulubionym przedmiocie. Ja natomiast siedzę, jem lody kokosowe i nudzę się jak mops. Straszne. 
- W takich momentach dziękuje Merlinowi iż nie jestem geniuszem Eliksirów - zaśmiała się Em. 
- Albo, że nasz ojciec nie jest trenerem jednej z najlepszych drużyn Quidditcha - dodała Mary. 
- Bardzo śmieszne. Może uda mi się jakoś ... 
- Ani się waż. Nie pójdę tam sama - warknęła Evans, a ja posłałam jej złe spojrzenie. Buc. 
Pół godziny później zaczęłyśmy się zbierać. Kiedy przechodziłyśmy koło Huncwotów podleciał do nas Jasper z Finnem. Panowie wyglądali na zmachanych. Widziałam, że Jim i Syriusz patrzą na nich zmrużonymi oczyma. Super. 
- Na co się gapicie? - syknęłam w ich stronę. Syriusza mina wskazywała na to iż był zdziwiony moją uwagą - Nie macie co robić? 
- Max, daj spokój - Em pociągnęła mnie za rękaw. Prychnęłam, ale grzecznie pomaszerowałam za resztą. Panowie blondyni po chwili ciszy zaczęli opowiadać o imprezie u Puchonów z okazji urodzin jednej z siódmoklasistek, po czym serdecznie nas na nią zaprosili. 
- A Veronica wie, że nas zapraszacie?
- No jasne. W końcu to moja kuzynka - Johnson uśmiechnął się wesoło. Z radością zgodziłyśmy się przyjść. Cmoknęli nas wszystkie w policzki i pognali w stronę szkoły. 
- Wariaci - zaśmiała się Bones. 
                                          ***
W tym samym czasie Huncwoci wpatrywali się w ich sylwetki z różnymi spojrzeniami. Pete wyglądał na rozbawionego, Remus na lekko znudzonego, James na zaskoczonego, a Łapa na złego. 
- Co ta dziewucha sobie wyobraża ... 
- Daj spokój Black. Dziwisz się jej, że tak reaguje? Jeszcze trochę, kopnie cię w tyłek i koniec z przyjaźnią - rzucił Pettigrew, który już pomału miał dość tego jak jego przyjaciel traktuje Max. Nic takiego nie robiła, a on zachowywał się jakby planowała zostać Ślizgonką. Przesadzał. 
- Glizdek ma rację stary. Przesadzasz. To Carrow wtedy przywalił jej tłuczkiem. A chyba nie muszę ci przypominać, że jego już od dwóch lat nie ma go w szkole. Jej żal jest uzasadniony. Nie może spełniać swojego marzenia, ale jak widać rozumie, że nie każdy Ślizgon jest przyczyną jej nieszczęścia. Po za tym Murton jest najnormalniejszym przedstawicielem ich domu, sam przyznasz - Lupin lekko się do niego uśmiechnął. Każdy z nich miał ochotę zabić wtedy Carrowa, ale to nie znaczy, że cały Slytherin jej to zrobił. Syriusz nic nie odpowiedział. Jedynie walnął się na trawę i zamknął oczy. Oni mieli rację. Musiał przystopować, bo jeszcze chwila i Winslow nie będzie już chciała się z nim przyjaźnić. A tego by nie przeżył. Często go denerwowała, ale od trzech lat jest dla niego jak siostra. Nie mógł jej stracić. 


* według książki wiadomo, że boginem Petera był Voldemort jednak jak na razie Pete nie należy do Śmierciożerców, dlatego postanowiłam wymyślić mu inny strach. 
** napój wymyślony przeze mnie, osobiście uwielbiam zarówno cynamon jak i oranżadę, dlatego też stworzyłam połączenie idealne. 



Cześć kochani po dwóch tygodniach przerwy. Miałam nie dodawać na razie rozdziału, ale taka piękna pogoda mnie do tego zmotywowała.
Maturzyści, jak poszły dotychczasowe matury? 

Pamiętajcie o zadawaniu pytań.
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu. 




1 komentarz:

  1. Jestem! Hej ho!
    Oooo, Maxie, czyś Ty oszalała? Naprawdę niczego nie nauczyły Cię wszelakie bajki, książki przygodowe, fantastyczne i tak dalej? Zasada numer jeden: nie ufaj temu, co znalezione przypadkiem, ZWŁASZCZA jesli jest to biżuteria! Nigdy przenigdy! Cud, że jeszcze nie odpadł Ci palec!
    Kurczaki, artykuł o pomyłce aurorów był ciekawy i naprawdę podkręcił narastającą atmosferę paranoi, która musiała panować w tamtych czasach. Kto jest winny, a kto nie, kto został magicznie zmuszony, a kto zwyczajnie kłamie... Ciężko się w tym połapać i spodziewam się, że już wkrótce aurorzy będą mieli pełne ręce roboty.
    Boginy są zawsze ciekawe. Czy ja sama wiem, czego boję się najbardziej? Nie mam pojęcia. Niby każdy człowiek albo ma fobię, albo boi się o bliskich, ale tak naprawdę chyba nikt nie zna siebie na tyle, żeby wiedzieć, czego boi się najbardziej zanim zobaczy to na własne oczy.
    Nie wiem, jak można było się śmiać z bogina Petera!!! Moim zdaniem był najgorszy ze wszystkich.
    Bogin Max był ciekawy, to wszystko daje do myślenia. Dobrze, że profesor był dość rozsądny, by przerwać w odpowiednim momencie!
    Widzę, że sztuka w ramach mugoloznawstwa rozwija się coraz bardziej. Dobrze, że szeryf, mój ulubieniec, pozostał sobą, haha :p
    No proszę, dobrze, że Max i Lily znalazły trochę czasu tylko dla siebie. Od razu wyszło na jaw trochę ciekawych wiadomości. Bardzo podoba mi się, że wymyśliłaś własny trunek.
    Ooo, bardzo popieram nieśmiały bunt Petera! Nareszcie! Niech Black sobie nie pozwala, a co! To dobre podsumowanie :p
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń