piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 9.

Niedziela minęła dość szybko i przyjemnie nie licząc dziwnych spojrzeń rzucanych w moją stronę. Myślałam, że chodzi o zabójstwo Henry'ego i o, to że wszyscy zorientowali się iż to ja znalazłam jego ciało przy pubie.Dopiero Peter wyprowadził mnie z błędu, kiedy pod wieczór siedziałam z nim i Emmą na schodach prowadzących na wieżę astronomiczną. 
- Dowiedzieli się co zrobiłaś Rosierowi - rzucił częstując się moimi fasolkami wszystkich smaków. 
- Super - westchnęłam i położyłam głowę na ramieniu blondynki. Super. 
W poniedziałek wstałam dwadzieścia minut przed śniadaniem i po raz pierwszy od dawna się nie wyspałam mimo ośmiu godzin spania.
Głośno ziewając wiązałam krawat i próbowałam nie przywalić twarzą w talerz z owsianką. Szkoda by było takiego pysznego śniadania. 

Em wyglądała na rozbawioną i chcącą coś powiedzieć, ale na szczęście milczała.
Jak zwykle w poniedziałek zaczynaliśmy Zaklęciami. Postanowiłam bardziej się skupić żeby moje miejsce w Zakonie nie przyniosło żadnej straty. Nie wybaczyłabym sobie gdyby ktoś przeze mnie zginął. Ciągle zastanawiałam się czemu dyrektor zgodził się mnie przyjąć. 

W końcu mam dopiero siedemnaście lat i żadnego przygotowania do walki z czarnymi mocami. Przecież kilka godzin OPCM tygodniowo nie wystarcza. Nie, to nie ma sensu. Jeszcze dzisiaj pójdę do Dumbledore'a i zrezygnuje. 
Zaklęcia minęły dość szybko bo mieliśmy powtórkę z piątej klasy, a przez połowę drugiej lekcji pana Flitwicka nie było ponieważ musiał wyjść. Po nich miałam godzinę wolną, dlatego kiedy Emma poszła na Starożytne Runy ja ruszyłam w stronę gabinetu dyrektora. Podałam hasło i po chwili byłam na górze. Zapukałam do drzwi i weszłam do środka. 
Dyrektor nie był sam. Przy oknie stał dość wysoki facet z siwymi włosami związanymi w kucyk i okularami na orlim nosie. Ubrany był w skórzane spodnie, półbuty i czarną koszulę. 
- O, Maxine. Wejdź - Dumbledore wstał zza biurka. 
- Na pewno? Widzę, że ma pan gościa ... nie chce przeszkadzać - powiedziałam cały czas trzymając dłoń na klamce. 
- Nie przeszkadzasz, wejdź - odparł. Posłuchałam go. Nieśmiało stanęłam przy biurku. Siwowłosy uważnie mi się przyglądał. 
- Moja droga? Poznaj Benedicta Lorensa. Mojego dobrego znajomego. Ben? To Maxine Winslow. 
- Córka Johna? Ciekawe - mężczyzna przekrzywił głowę jak pies zainteresowany jakimś przedmiotem. 
- Tak mój drogi, to córka Johna. To w jakiej sprawie przyszłaś? - dyrektor pogłaskał feniksa.
- Ja ...  - nie wiedziałam, czy mogę mówić o Zakonie przy Lorensie. Jednak pan Albus chyba domyślił się o co mi chodzi bo uśmiechnął się. 
- Spokojnie Max. Benedict wie o Zakonie. 
- Oh ... no dobrze ... - chrząknęłam - Ja przemyślałam pańską propozycję. I to bardzo dokładnie jednak ... myślę, że najlepiej będzie jeżeli z niej zrezygnuję. Doceniam, że zgodził się pan na moje przyjęcie do Zakonu mimo nie skończenia przeze mnie szkoły, ale uważam iż się nie nadaję. 
- Chyba ja decyduję kto się do czego nadaje panno Winslow - przerwał mi patrząc na mnie spod swoich okularów. Siwowłosy parsknął cicho.
- Wiem, ale ja sama czuję, że się do tego nie nadaję. Przecież nie przyłączy mnie pan do Zakonu na siłę, prawda? - uniosłam do góry brew. Nie chciałam być niemiła. Chciałam po prostu się z tego wycofać żeby w razie czego nie stracić jego zaufania. Dumbledore zrobił zamyśloną minę natomiast pan Lorens stanął koło niego z założonymi rękoma na piersi. 
- Powiem ci Albusie nie spodziewałem się, że córka Johna ma taki charakterek. Byłabyś świetnym Aurorem- odparł. 
- Dziękuje, ale nie mam w planach bycie Aurorem. 
- Szkoda. Bo chętnie zobaczyłbym jak sobie radzisz.
- No dobrze Maxine. Jeśli bycie w Zakonie nie jest dla ciebie, to trudno. Uszanują twoją decyzję, ale przemyśl to jeszcze - Dumbledore poklepał mnie po ramieniu. Pożegnałam się z nimi i opuściłam gabinet. Na prawdę poczułam ulgę. 
Resztę wolnej godziny spędziłam siedząc na parapecie i pracując nad tekstem piosenki. 
Eliksiry również minęły dość szybko i bez żadnych problemów. Chwała Merlinowi, bo na serio robienie Eliksiru Pobudzającego stało się nudne i każdy z nas ma jego recepturę w małym palcu. 
No i w końcu przyszedł czas na Mugoloznastwo.
Zasiadłam w jednej ze środkowych ławek i wyciągnęłam notatnik. Pani Efron miała rozpocząć zajęcia, kiedy do klasy wbiegł zdyszany Murton. 
Przeprosił za spóźnienie i usiadł przede mną. 
Na samym początku kobieta poruszyła temat naszego przedstawienia. Usiadła za swoim biurkiem i czekała na nasze pomysły. 
- Zróbmy ,,Romeo i Julię,, i już- rzucił Brandon Chase. Ślizgon z rudymi włosami. 
- To banalne - prychnęła Jessie. Też jest Krukonką. Ma blond włosy i duże zielone oczy. Zgadzałam się z nią w stu procentach. To banalne. Przez piętnaście minut Jess i Brandon sprzeczali się o to co przedstawia ten dramat. Zagryzałam wargi żeby nie zacząć się śmiać, kiedy Ślizgon udawał Julię. Na prawdę próbowałam. Ale nie wytrzymałam. 
- No dobrze, spokój - Efron wyglądała jakby też ledwo panowała nad śmiechem - Czyli wszyscy uważamy iż ,,Romeo i Julia'' są przereklamowani. To w takim razie co wybieramy? - wstała i poprawiała sobie grzywkę. Zamyśliłam się. 
- A może ,,Robin Hood''? - zaproponowałam. Nastała cisza. Niektórzy zapewne myśleli teraz o czym ja gadam. Pani Rachel zrobiła zamyśloną minę, po czym się uśmiechnęła. 
- Wspaniały pomysł Maxine. To będzie coś innego. Świetnie. Świetnie. Każdy wie o czym opowiada ta historia? - spytała. Parę osób zaprzeczyło. Zwłaszcza Ślizgoni. No nic dziwnego. Kobieta kazała mi streścić i tak też zrobiłam. I się wszystkim spodobało. Czyli ,,Robin Hood''. Fajnie. Jednak pani zaproponowała coś jeszcze. Żeby było ciekawiej odwrócimy historię. Marion będzie facetem, a Robin dziewczyną. No powiem wam, wow. To może wyjść ekstra. 
Po ciekawych czterdziestu pięciu minutach mogliśmy wyjść z klasy. Teraz tylko obiad i wolna reszta dnia. W brzuchu niesamowicie mi burczało. W drodze do Wielkiej Sali towarzyszyłam Jasperowi, który również był ciekawy końcowego efektu naszego przedstawienia. Powiedział, że znając jego talent aktorski zagra najwyżej kamień. 
- Oj tam w razie czego możesz zagrać na gitarze. A czemu tak w ogóle się spóźniłeś? - spytałam poprawiając torbę na swoim ramieniu. Pasek wrzynał mi się w ciało. 
- Byłem na próbie w Hogsmeade i ...
- Na jakiej próbie? - uniosłam brwi. Chrząknął. 
- Jestem w zespole z dwoma znajomymi ... gramy od niedawna w Hogsmeade w jednym z barów. Tylko ostatnio mamy małe problemy, bo nasz wokalista się wycofał i ... musimy się nauczyć śpiewać - zaśmiał się i potargał swoje blond włosy. 
- W razie czego mogę wam napisać jakiś tekst. Jeśli znajdziecie wokalistę - odparłam. 
- To ty piszesz teksty? No no, tego się nie spodziewałem po Pani-Sarkastyczny-Język. 
- Mogłabym to samo powiedzieć o tobie Panie-Tajemniczy. Każdy ma swoje tajemnice - rzuciłam. Ruszyliśmy dalej luźno rozmawiając. Nigdy nie sądziłam, że będę miała dość dobry kontakt z jakimkolwiek Ślizgonem. A tu taka niespodzianka.
                                           ***
Syriusz siedział na jednym z parapetów i czekał na dzwon kończący lekcje. Chociaż nienawidził Wróżbiarstwa to czasami żałował, że z niego zrezygnował. Teraz przynajmniej nie siedziałby sam i nie nudziłby się jak mops.
W zamku była całkowita cisza. Słyszał tylko swoje myśli. Westchnął. W tym samym momencie na końcu korytarza pojawiła się męska postać z potarganymi czarnymi włosami. Szedł ze wzrokiem wbitym w jakąś książkę.
Black od razu się spiął. Zawsze kiedy widział tą osobę robił się nerwowy i spięty. Jego ukochany braciszek. Pupilek mamusi, który był od niego lepszy pod każdym względem. Zawsze tak było. Zawsze czuł, że nie pasuje do tej rodziny. Nigdy nie miał problemu z tym iż ktoś nie jest czystokrwistym czarodziejem. Regulus od zawsze popierał chore poglądy ich rodziców. Pamiętał jak trzy lata temu wszedł do jego pokoju by pożyczyć pergamin i znalazł album z wycinkami o sławnych czarnoksiężnikach. Każdego starannie opisywał. Syriusz dostał wtedy tygodniowy szlaban za grzebanie w cudzych rzeczach, a z Rega mamusia była dumna iż się interesuje takimi tematami. Z czasem Łapa zaczął się buntować. Jego domowy pokój był niemal cały w barwach Gryffindoru, a na ścianach wisiały plakaty mugolskich dziewczyn w bikini, których za nic nie dało się ściągnąć.
Jego cierpliwość skończyła się w wakacje przed szóstą klasą. Jego ojciec zwyzywał go i jego przyjaciół nazywając Remusa zwierzęciem, a Lily małą rudą mugolską dziwką. 

- Mam nadzieję, że ta mała ruda dziwka będzie zdychała powoli - wysyczał Black Senior. Pamiętał to zdanie to dziś mimo iż minął rok. Wybuchnął. Przywalił ojcu w twarz i pognał na górę, spakował się i wyszedł. Od roku mieszka z Potterami i od tego czasu jego noga nie stanęła w progu jego dawnego domu. Od roku nie ma rodziny prócz Jamesa i jego rodziców. Tylko nazwisko mu o nich przypominało.
Regulus przeszedł obok nawet na niego nie patrząc. Miał ogromną ochotę zaczepić go. Zwyzywać. Jednak tego nie zrobił. Jest dorosły i nie może poddać się emocjom. 

Westchnął i wyciągnął z torby Mapę Huncwotów. W tym samym momencie zadzwonił dzwon kończący lekcję. Brunet stuknął w pergamin różdżką i zaczął się przyglądać kropkom oznaczonym nazwiskami. Jego uwagę przykuła Maxine, która dopiero co wyszła z klasy od Mugoloznastwa. Uśmiechnął się, ale uśmiech zmienił się na konsternację kiedy obok niej pojawiła się druga kropka. Jasper Murton. 
- Co ona robi ze Ślizgonem - szepnął. Pojawiła się w nim wściekłość i złość na tą bezmyślną dziewuchę. Zacisnął zęby żeby nie wybuchnąć. Czemu rozmawia z tym palantem? Zwłaszcza po tym co Ślizgoni jej zrobili? Szybko wrzucił Mapę z powrotem do torby i zaczął iść w stronę WS.
Wszedł do środka i zobaczył szatynkę przy stole Krukonów rozmawiającą z Bones. Spojrzał na Murtona zajadającego się gulaszem, po czym ignorując nawoływania Jamesa ruszył w stronę nie spodziewającej się nadchodzącej masakry Maxine. Zatrzymał się i chrząknął. Georgie spojrzała na niego z zaciekawieniem. Natomiast Max nadal jadła i nie zwracała na niego uwagi. Chrząknął znów.

- Jeśli boli cię gardło Black idź do Skrzydła Szpitalnego. Jeszcze nas pozarażasz - mruknęła. 
- Wiem, że nadal wściekasz się o to wczoraj ...
- Brawo, ty myślisz. A teraz sobie idź, jem - rzuciła sięgając po dzban z sokiem żurawinowym. 
- Moje towarzystwo ci przeszkadza, ale Ślizgonów już nie? Super - parsknął. Spięła się. 
- O czym ty mówisz? 
- O czym? O tym, że gadałaś z Murtonem. Myślałem, że masz więcej oleju w głowie Max. 
- To moja sprawa z kim rozmawiam Black, a tobie nic do tego - warknęła wstając. Na Wielkiej Sali zapanowała cisza. Głupio się uśmiechnął. 
- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi ... 
- Bo jesteśmy. Ale nie będę robić tego co ty uważasz za słuszne. Jestem dużą dziewczynką. 
- Nie pamiętasz co te gnidy ci zrobiły? - warknął cicho żeby tylko ona to usłyszała. Drgnęła, a jej dolna warga zaczęła drżeć. 
- Pamiętam. Bardzo dobrze pamiętam. Ale to nie znaczy, że każdy Ślizgon jest taki. Jasper jest w porządku przecież o tym wiesz Łapa ... 
- Wiem tylko to, że jesteś głupia - odparł, po czym odwrócił się na pięcie i zajął miejsce między Jamesem i Remusem. Kątem oka widział, że brązowooka stała chwilę w bezruchu, po czym chwyciła torbę i wyleciała z Wielkiej Sali. 
- To żeś dowalił ... znowu - gwizdnął Potter. Nic nie odpowiedział. Już żałował, ale nie mógł się do tego przyznać. W środku wiedział, że postąpił słusznie. 
                                            ***
Co za palant!
Co za ignorant!
Czemu tak łatwo potrafi mnie zdenerwować?!

I po co poruszał ten temat? Przecież doskonale pamiętam co wydarzyło się dwa lata temu. Że przez Ślizgonów musiałam zrezygnować z gry w Quidditcha chociaż od małego chciałam być profesjonalnym graczem. Teraz to tylko niespełnione marzenia. 
Rzuciłam torbę na ziemię i uwaliłam się na łóżku twarzą w dół. W dormitorium trwała niezmącona cisza. Na szczęście Emma była na randce z jakimś Puchonem, dlatego też mogłam bez problemu leżeć i myśleć nad tym co wydarzyło się niecałe trzy lata temu. Do dziś pamiętam tamten dzień. 

Wiosna powitała Hogwartczyków przepiękną pogodą. Drzewa zaczęły kwitnąć, a słońce na dłużej zostawało na niebie.
Początek wiosny oznaczał również drugi mecz w drugim semestrze.
Razem z drużyną cholernie się denerwowaliśmy. Jeśli nie wygramy ze Ślizgonami wtedy możemy zapomnieć o drugim miejscu w tabeli. 

Siedziałam przy stole żując energicznie grzankę z masłem orzechowym. Brzuch mnie bolał. 
- Będzie dobrze młoda - Ryan Corner poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu. Chłopak jest Obrońcą i Kapitanem drużyny. 
- Mam nadzieję, całą noc nie spałam - mruknęłam odbierając od Daniela dzban z kawą i nalewając sobie cały puchar. 
- Ślizgoni cholera wyglądają na pewnych siebie - westchnął Dan podpierając brodę na dłoni.
Chwilę później cała nasza siódemka szła już w stronę stadionu. Po chwili wylecieliśmy na murawę witani oklaskami i okrzykami. Jedynie Ślizgoni kibicowali swoim.

Komentator wyczytał nasze nazwiska, po czym Ryan i Mulciber uścisnęli sobie ręce, a pani Jordyn wypuściła wszystkie piłki.
Uchyliłam się przed tłuczkiem i przejęłam kafla. Lawirując między postaciami w zielonych szatach pognałam w stronę pętli Ślizgonów. Zamachnęłam się i rzuciłam. Było 10:0 dla nas. 

Godzinę później prowadziliśmy 60:30 jednak nasi przeciwnicy zaczęli grać ostrzej. Dylan dostał w plecy tłuczkiem, a Sara o mało nie wylądowała pośród ludzi na trybunach.
W pewnym momencie otrzymałam piłkę od Grega i wyprułam do przodu by wykorzystać zamieszanie wśród węży. Byłam już blisko, gdy poczułam ogromny ból w okolicach bioder. Krzyknęłam, skuliłam się i wypuściłam piłkę. Nie panując nad ruchami puściłam rączkę miotły i zaczęłam spadać w dół. 


- Max! Max! - poczułam mocne dźgnięcie w ramię. Drgnęłam i poderwałam się do góry. Em wyglądała na zaniepokojoną. 
- Sorki, zamyśliłam się ... - chrząknęłam. 
- Znowu myślałaś o tamtym dniu - westchnęła. 


- Tak ... trochę ... to przez Blacka. Zdenerwował mnie. I tak jakoś - wzruszyłam ramionami. Przytuliła mnie. Pachniała malinami. 
- Nie przejmuj się tym pacanem. Chodź. Pójdziemy do kuchni i wykradniemy skrzatom galaretkę brzoskwiniową - rzuciła. Uśmiechnęłam się. Rozmawiając o pierdołach wyszłyśmy z pokoju. 
                                          ***
Wtorek przywitał nas paskudną pogodą. Lało jak cholera, a do tego wyglądało na to iż będzie burza. Cudnie po prostu. O niczym innym nie marzę.
Na szczęście dziś zaczynałam dopiero drugą lekcją dlatego też mogłam pospać dłużej. Nie zdążyłam na śniadanie, ale przez ogromną serdeczność skrzatów mogłam zajrzeć do nich przed Historią Magii i wziąć sobie kanapkę z szynką i serem. 
Dotarłam pod odpowiednią klasę kończąc swoje szybkie śniadanie. Od razu podeszłam do Em i Georgie stojących pod ścianą. 
Rosier gadający ze Snape'em na mój widok głupio się uśmiechnął i pokazał dość wymowny gest, o którym nie będę wspominała. Prychnęłam. 
- Jak tam Numerologia? - spytałam.
- Jak to Numerologia. Gordon miała nas głęboko gdzieś i rozwiązywała krzyżówki - Em parsknęła. Chwilę później siedzieliśmy już w klasie. Niestety siedziałam samotnie, bo blondyna władowała się na moje miejsce obok Geo. Posłałam jej jedynie złowrogie spojrzenie i usiadłam przed nimi. 
Profesor Binns rozpoczął swój monolog o Bitwie Świt, która miała miejsce w 1939 r. Wtedy też czarodzieje wspomagali mugoli podczas drugiej wojny światowej. I dzięki temu Brytyjczycy pokonali Niemców. Ciekawa rzecz. 
Po raz pierwszy od dłuższego czasu tak uważnie słuchałam naszego profesora. Normalnie cud.
Po Historii mieliśmy Transmutację również ze Ślizgonami. Na samym początku pani Mcgonagall mało nie wyszła z siebie, kiedy wspaniały Rosier i jego kumpel Blind rzucili zaklęcie na Jessie, której wyrosła trąba słonia. Panowie otrzymali minusowe trzydzieści punktów, a blondynka wraz ze swoją przyjaciółką Tiną udały się do Skrzydła Szpitalnego. Po tym całym zamieszaniu zaczęliśmy przerabiać zasady dynamiki transmutacji.
Ostatnią lekcją dzisiejszego dnia miała być ONMS z Gryfonami. Nie uśmiechało mi się przez czterdzieści pięć minut być w pobliżu Blacka, ale niestety trzeba.
Kiedy dotarłyśmy z dziewczynami na błonia, gdzie zawsze czekamy na naszą ukochaną panią Verdon Huncwoci, Lily i Mary już tam byli. Syriusz przestał się śmiać, kiedy mnie zobaczył. Drgnął i zaczął rozmawiać z Peterem. Luniek posłał mi pokrzepiające spojrzenie.  

- Nie przejmuj się tym palantem słońce - rzuciła Lils podchodząc do nas. Objęła mnie ramieniem. 
- Nie przejmuje się. Wiem, że się o mnie martwi, ale nie mam pięciu lat. Po za tym Murton jest w porządku. Nawet nie przyjaźni się z nikim ze swojego domu - prychnęłam. 
- Właśnie, ale wiesz jak to jest z tymi naszymi dużymi chłopcami. Często gadają co im ślina na język przyniesie, a dopiero potem żałują - Mary się uśmiechnęła. Odwzajemniłam uśmiech. 
Chwilę później pojawiła się nauczycielka. Weszła do Zakazanego Lasu i kazała nam iść za sobą. Szliśmy za nią słuchając jej monologu o Hipogryfach, kiedy w pewnym momencie coś przyciągnęło moją uwagę. Zauważyłam coś leżącego w kępce mchu. Kucnęłam. To był pierścionek. Podniosłam go i założyłam na palec. Wyglądało to jakby kotek zawinął się na nim. Śliczny. 
Ponaglana przez Emmę podniosłam się i doleciałam do reszty grupy. Zajęta rozmową nie zauważyłam, że oczka pierścionkowego kotka zamrugały. 




No witajcie po dwóch tygodniach przerwy
Dziś mam imprezę urodzinową dlatego pisałam bardzo szybko żeby dziś dodać ten oto rozdział
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego weekendu. Ja na nieszczęście idę jutro do szkoły :(
Ps. założyłam konto na wywiader.pl http://www.wywiader.pl/domnie/pytania






2 komentarze:

  1. Hej, kochana.
    To ciekawe, że Maxine przełożyła swoje wątpliwości na praktykę i wstępnie zrezygnowała z propozycji Dumbledore'a. Wstępnie, bo przecież wiadomo, że Dumbel zwykle wie, co robi, i Max MUSI być ostatecznie w Zakonie :p Ale jej wahanie jest zrozumiałe, sprawa jest mocno podejrzana.
    Uwielbiam historię o Robin Hoodzie, więc wygląda na to, że czeka mnie dużo przyjemności z czytania kolejnych rozdziałów :p Pomysł pani Efron jest ciekawy.
    Podoba mi się, że Maxine powoli zaczyna zaprzyjaźniać się z Jasperem, to solidnie łamie hogwarckie stereotypy.
    No, ale Syriusz najwyraźniej ma inne zdanie na ten temat. Nie dość, że zazdrość, to jeszcze trauma po popapranej rodzince... To nie mogło się dobrze skończyć, ale jeśli nei przestanie ciągle urażać Maxine, to jeszcze się dziewczyna permanentnie obrazi i nici z romansu! :p A tego byśmy nie chcieli.
    Retrospekcja była ciekawa, mogliśmy dowiedzieć się czegoś więcej o Max. Niby po to są tłuczki, żeby ich używać w trakcie meczu, ale domyślam się, że żal musiał pozostać ze względu na konswekwencje.
    Kurczaki, zawsze chciałam miec taki pierścionek :p Cudo! Ale fakt, że Maxine znalazła go przypadkiem w Lesie wydaje się niepokojący. Ciekawe, co to za tajemniczy artefakt. Pisz szybko, bo cierpliwość nie jest moją najmocniejszą stroną :p
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo że Dumbledore zawsze postawi na swoi ;)
      Syriusz się po prostu o nią martwi ale czasami aż za mocno.
      Hehehe :D wszystkiego dowiecie się w przyszłości
      Pozdrawiam

      Usuń