czwartek, 7 kwietnia 2016

Rozdział 8.

Z szokiem wypisanym na twarzy i szeroko otwartymi oczyma patrzyłam na trupa leżącego pół metra ode mnie. Wielu było dwudziestotrzylatków z brązowymi włosami związanymi w kucyk i zielonymi oczyma, ale ten dwudziestotrzylatek z oczami w kolorze malachitowym był mi bardzo dobrze znany. Bo trzydzieści minut temu widziałam, jak macha do publiczności wymachując pałeczkami do perkusji. Henry Bloss. Henry Bloss nie żyje. To nie może być prawda do cholery! 
Przełknęłam ślinę i szybko wbiegłam do Trzech Mioteł. Ludzie trochę dziwnie się na mnie gapili, ale w tej chwili miałam to w głębokim poważaniu. 
Ruszyłam w stronę lady, za która stała moja znajoma. Riley Montgomery ma dwadzieścia jeden lat, ciemne niemal czarne włosy sięgajace trochę za ramiona oraz oczy w podobnym kolorze. Jest też dość niska - nie ma nawet metra sześćdziesiąt pięć. W tej chwili ubrana była w ciemnozieloną sukienkę na krótki rękaw i skórzaną kurtkę. Kiedy mnie zauważyła uśmiechnęła się. 
- Max! Cześć ...
- Wezwij Aurorów! - warknęłam poddenerwowanym głosem. Zmarszczyła brwi. 
- Po co? - spytała. Powiedziałam jej o nieżywym Henry'm. Pisnęła i zakryła usta dłonią, by po chwili wyciągnąć z kurtki różdżkę i wypowiedzieć zaklęcie. Z końcówki wyszedł srebrno-biały obłok, który po chwili przybrał postać zająca. Przekazała wiadomość swojemu patronusowi, który po chwili zniknął w ciemności. Dziewczyna objęła mnie ramieniem, ale ja się jej wyrwałam i wróciłam do Blossa. Kucnęłam obok niego. Co takiego zrobił, że teraz nie żyje? Przecież był dobrym człowiekiem. Każdy fan zespołu wiedział, że nigdy mu się nie przelewało. Musiał pracować by pomagać rodzicom. Dopiero zespół dał mu możliwość posiadania większej sumy pieniędzy, której połowę i tak często oddawał innym. Ale tak to w życiu bywa, że najczęściej obrywa się tym dobrym. Niestety. 
Po jakimś czasie wokół miejsca zbrodni zrobiło się tłoczno i pojawiła się piątka Aurorów. Spojrzałam na Alastora z łzami w oczach. 


Poklepał mnie po ramieniu i kazał swoim kolegom z pracy wezwać resztę zespołu. Alastor ma trzydzieści osiem lat i od dwóch jest zastępcą szefa biura Aurorów. Chociaż wydaje się być bucem, to nie jest taki zły. 
Patrząc na załamane twarze pozostałej części zespołu miałam ochotę podejść do nich i przytulić. Widok płaczącego Elliota złamał mi serce. Razem z Georgie stałyśmy niedaleko trzymając się za rękę. W pewnym momencie jeden z Aurorów powiedział coś Lonnsterowi, a ten ruszył w naszą stronę. 
- To ty znalazłaś ... Henry'ego? - spytał podłamanym głosem. Pokiwałam głową. 
- Bardzo mi przykro. Byliście niemal jak bracie ... 
- Mówiłem mu żeby nigdzie nie szedł. Że napijemy się w autobusie, ale on nie chciał słuchać - szepnął i zaczął cicho płakać. Ruda zakryła usta dłonią, a ja poklepałam go po ramieniu. 
- Jestem pewna, że Aurorzy szybko znajdą winnego. 
- Mam taką nadzieję. Dzięki ...
- Maxine - odparłam z lekkim uśmiechem. 
- Elliot. Dzięki bardzo - kiwnął głową i ruszył w stronę pozostałej dwójki. 
- Biedni - mruknęła niebieskooka. Biedni. Nawet nie wyobrażam sobie co bym zrobiła jakby ktoś z moich przyjaciół zginął. Część mnie umarłaby z nimi. Postałyśmy tam chwilę, po czym ruszyłyśmy w stronę domu Riley, która dała mi klucze. Pracowała do późna i kazała nam na nią nie czekać. 
Jej dom znajdował się kilka minut drogi stąd niemal na samym końcu wioski. Był to dość mały budynek zbudowany z czerwonej cegły. Weszłyśmy do środka. Rudowłosa włączyła światło, które oświetliło wąski przedpokój z kwiatową tapetą. Po lewo stał wieszak ja kurtki oraz niska szafka. Zdjęłyśmy buty. Na dole była dość mała kuchnia oraz salon, a na piętrze dwa pokoje i łazienka. Nie chciałyśmy jej grzebać, dlatego nalałyśmy sobie soku do szklanek i usiadłyśmy w salonie na ładnej bordowej kanapie. Po dwóch godzinach przybyła gospodyni. Pogadałyśmy trochę, po czym postanowiłyśmy iść spać. Była Puchonka pościeliła nam w gościnnym, po czym dała nam czyste ręczniki. Po umyciu się wraz z rudowłosą wlazałyśmy pod kołdrę. Ona niemal od razu zasnęła, a ja leżałam parę minut myśląc o tym co się wydarzyło. Myślę, że ta postać która zamordowała Irlandczyka mogłaby być Śmierciożercą. W końcu Henry był Mugolakiem. Może Voldemort i jego poplecznicy chcieli pokazać, że sławniejsze osoby również są zagrożone. Z tą myślą w głowie zasnęłam. 
Kiedy wstałam dochodziła 8.00. Nie budząc panny Bones wyszłam z łóżka i zeszłam na dół. Riley siedziała przy stoliku w kuchni i piła kawę nadal będąc w piżamie. 
- Dzień dobry - ziewnęłam. 
- Hej, wyspałaś się? 
- Tak. 
- Kawy? - spytała wskazując na swój kubek. 
- Bardzo chętnie - rzuciłam. Machnęła różdżką. Z szafki wyleciał kubek w kropki, a dzbanek z czarnym napojem uniósł się i nalał trochę do kubka. Po chwili kawa stała już przede mną. Posłodziłam ją jednie by lepiej się rozbudzić. Kiedy chwilę później zajadałyśmy się kanapkami na dół zeszła Geo. Odebrała od brunetki kawę i się do nas dosiadła. W tej samej chwili do naszych uszu dotarł cichy stukot. Na parapecie za oknem siedziała brązowa sowa. Riley podniosła się i otworzyła okno. Odebrała od niej gazetę i wróciła na miejsce. 
- Prorok - szepnęła. Przełknęłam ślinę. Otworzyła gazetę na odpowiedniej stronie, a my z rudowłosą stanęłyśmy za nią by też przeczytać artykuł. 

CIAŁO OBOK TRZECH MIOTEŁ
Wczoraj w okolicach wieczornych znaleziono ciało w uliczce obok znanego pubu w Hogsmeade. Jak się okazało ofiarą był perkusista popularnego w naszym świecie zespołu Męskich Mioteł. Henry Bloss został prawdopodobnie zamordowany, ale Aurorzy nie chcą zdradzić szczegółów. 
- Nie możemy opowiadać na prawo lewo o szczegółach śledztwa. Proszę uszanować bliskich zmarłego - powiedział pan M. kiedy jeden z dziennikarzy zaczepił go kilka godzin po tym smutnym wydarzeniu. Posłał dziennikarzowi złe spojrzenie i zniknął w windzie. 
Chłopaka odnalazła uczennica Hogwartu będąca w wiosce na ich koncercie. To musiał być szok widząc swojego idola martwego. Niestety nikt nie chciał nam powiedzieć jej imienia. 
Przyjaciele chłopaka z zespołu równiez nic nie powiedzieli. Jedynie pokazali nam bardzo wymowny gest o którym nie będę wspominać. 
Mamy nadzieję, że już więcej nie będziemy pisać o ofiarach Śmierciożerców. Choć to mało prawdopodobne.                            
                                                            Holland Jynx 

- Co za świnie. Ja nawet nie odważyłabym się podejść do reszty zespołu w takiej sytuacji. Widok płaczącego Elliota wystarczająco mnie zabolał - powiedziałam w myślach przywalając tej blondwłosej suce w twarz. Pamiętam jakie głupstwa wypisywała o Henry'm kiedy dostał się do zespołu. Miałam wtedy ochotę osobiście wyrwać jej te tlenione kłaki z głowy. 
Na szczęście Aurorzy nie podali im mojego imienia, bo wtedy dopiero miałabym piekło na ziemi. Nienawidzę jak ktoś za bardzo interesuje się moją osobą. 
- Teraz to lepiej się ukrywaj. Bo jeszcze Jynx cię znajdzie i będzie śmiesznie - zaśmiała się Riley. Prychnęłam. Ta baba doprowadza mnie do białej gorączki. 
Dwadzieścia minut później zaczęłyśmy się razem z Georgie zbierać. Po drodze do szkoły weszłyśmy na chwilę do Trzech Mioteł po gorącą herbatę na wynos. Popijając ciepły napój dotarłyśmy do bramy głównej. Musiałyśmy chwilę zaczekać aż ktoś przyjdzie nam ją otworzyć, ponieważ umówiliłyśmy się z Mcgonagall i dyrektorem, że wrócimy o 9.30. 
Kilka minut przed czasem przybył pan Filch. Otworzył bramę i wpuścił nas do środka. Ciekawe czy w szkole wiedzą już o śmierci perkusisty. Woźny nie wyglądał na zaniepokojonego. Może jeszcze nie dotarł do nich Prorok. Szybko minęłyśmy mężczyznę i pognałyśmy w stronę gabinetu dyrektora. Przez kilka minut zgadywałyśmy hasło aż w końcu wejście się otworzyło, a my zatrzymałyśmy się przed drzwiami. Zapukałam. 
- Proszę - usłyszałyśmy spokojny głos Dumbledore. Weszłyśmy do środka. Dyrektor stał przy oknie i patrzył w dal. Po cichu stanęłyśmy kilka metrów dalej by mu nie przeszkadzać. 
- Dzień dobry ...
- Dzień dobry dziewczynki, coś się stało? - spytał patrząc na nas swoimi mądrymi oczyma. Czyli nie wiedział. Opowiedziałyśmy mu o wszystkim. Zmarszczył czoło i szeroko otworzył oczy ukryte za okularami. Zszokowany wypytał nas o każdy szczegół, po czym wysłał patronusa do redakcji Proroka by wcześniej przysłali mu gazetę - Panno Bones mogłaby nam pani zostawić samych? - zwrócił się do rudej. Pokiwała głową i z lekkim uśmiechem wyszła z gabinetu. Pokazał mi dłonią bym usiadła na krzesełku. 
- O co chodzi proszę pana? - spytałam. 
- Podobno rozmawiałaś już z Jasonem. 
- Mhm. 
- I? Zdecydowałaś już co zrobisz? - ułożył dłonie na kolanach. Pokręciłam przecząco głową - Posłuchaj Maxine. Postawiłem jedną jedyną zasadę wstąpienia do Zakonu Feniksa. Trzeba skończyć szkołę. Nie chciałem by sprawy Zakonu rozpraszały członków w nauce. I jak do tej pory ta zasada nie została złamana. Jednak Jason tak na mnie naciskał i tak mnie błagał, że postanowiłem się zgodzić. 
- Panie dyrektorze. Oboje wiemy, że ja się do tego nie nadaję. Niech pan spyta pana Flitwicka. Moja zdolność rzucania zaklęć jest przekomiczna ...
- Max. Zaklęcia nie są tu najważniejsze ...
- Nie? A jak niby obronię się przed Avadą? - uniosłam do góry lewą brew. Złożył dłonie, jak do modlitwy. 
- Spokojnie. Musisz po prostu potrenować rzucanie zaklęć niewerbalnych - powiedział. 
                                               ***
Remus ziewnął głośno i sięgnął po dzban z herbatą. Nigdy nie lubił kawy. Nie smakuje mu pod żadną postacią. Nalewając płyn do kielicha spojrzał w stronę wejścia i zobaczył Maxine idącą w stronę swojego stołu. Zmarszczył czoło, kiedy zauważył że wygląda na zmęczoną i smutną. Z zaciśniętymi ustami usiadła na przeciwko Emmy. Powiedziała do niej coś po cichu, a tamta głośno pisnęła i zakryła usta dłonią. Kilka osób spojrzało w ich stronę. Zaczęły rozmawiać szeptem.
- Ciekawe co się stało - powiedział Peter. 
- Może koncert się nie udał - Lupin wziął łyka herbaty. Jednak jakiś czas później dowiedzieli się o co chodzi. Czytali artykuł o ciele Blossa znalezionym obok Trzech mioteł z szokiem na twarzy.
Remus niemal od razu poderwał się z ławy i podleciał do szatynki mocno ją przytulając. Dziewczyna zszokowana otworzyła szeroko oczy.

- Eee ... Remi? O co chodzi? - mruknęła. 
- Merlinie, jak dobrze że nic ci się nie stało - szepnął mocniej obejmując ją ramionami. Brązowooka uśmiechnęła się rozczulona. 
- Tylko mi tu nie płacz Lupin - parsknęła, a on odsunął się na długość ramion i zmrużył oczy. 
- To nie jest śmieszne Max. Byłaś tak blisko mordercy Blossa .... w ogóle przykro mi z tego powodu ... 
- Mi też jest przykro - rzuciła niemrawo. Razem z Peterem się do nich dosiedli. Po jakimś czasie dołączyła do nich Georgie, która w tym czasie przebywała w wieży Krukonów. Uśmiechnęła się delikatnie do Huncwotów i sięgnęła po zapiekankę. Dziewczyny ze szczegółami opowiedziały im o całym koncercie i trochę mniej udanej części wieczoru. Remus starał się od Max wyciągnąć jak najwięcej informacji o postaci w pelerynie, ale szatynka nie umiała za wiele powiedzieć. Zauważyła jedynie, że osoba odpowiedzialna za zabicie chłopaka była dość wysoka i chyba szczupła choć peleryna uniemożliwiała dokładne stwierdzenie tego faktu. 
W tym samym czasie pozostała dwójka huncwotów stała przy jeziorze i była pogrążona w swoim nałogu, czyli paleniu papierosów. Swojego pierwszego zapalili w piątej klasie i od tej pory stało się to niemal ich codziennym rytuałem. 
- Chyba powinniśmy w końcu rzucić to cholerstwo - powiedział James zaciągając się. Drugi brunet wypuścił z płuc dym i zmrużył oczy oślepione promieniami słońca. 
- Chyba tak. Ale to nie będzie łatwe. 
- No nie będzie ... ciekawe czy dziewczyny są zadowolone z koncertu - Potter zgasił papierosa o korę dębu. 
- Widziałem Max, jak wchodziła do Wielkiej Sali. Nie miała za wesołej miny - zauważył z wewnętrzną radością Black. Może w końcu Krukonka przyzna mu rację w tym iż Męskie Miotły nie są aż takie świetne. Kiedy James dokończył papierosa ruszyli w stronę szkołę. Mieli iść do Wielkiej Sali, kiedy zauważyli Maxine i Remusa siedzących na ławce na dziedzińcu. Rozmawiali o czymś z poważnymi minami na twarzach. 
- Co tam Winslow? - Black wyszczerzył zęby - Po twojej minie wnioskuje, że koncert nie był udany - powiedział. Dziewczyna zmrużyła oczy, a Lupin zaczął dawać mu jakieś dziwne znaki rękoma których nie rozumiał. 
- Nie był, masz rację - prychnęła. 
- I widzisz? Może w końcu przyznasz, że ci kolesie nie mają pojęcia co to prawdziwy rock ... - przerwał, kiedy zobaczył łzy w jej oczach. Co jest? Powiedział coś nie tak? Niemrawo uśmiechnęła się do Remusa i zniknęła za zakrętem. Brunet zmarszczył czoło. 
- Gratulacje - powiedział Lupin i pokazał mu kciuk uniesiony w górę.


- O co chodzi? Ktoś mi wytłumaczy co takiego powiedziałem? 
- Bloss nie żyje. Max znalazła jego ciało - wytłumaczył mu Luniek. Zarówno Black, jak i Potter mieli zszokowane miny. Niebieskooki zrobił zawstydzoną i nieco skrępowaną minę. Ale ze mnie debil - pomyślał w myślach dając sobie kopa w tyłek. 
                                                ***
Nie wiem czemu Syriusz mnie tak zdenerwował. Przecież nie miał pojęcia co się wydarzyło w Hogsmeade, a mimo tego jego słowa cholernie mnie zabolały. Po rozłące z Huncwotami udałam się na czwarte piętro i usiadłam na jednym z parapetów. Ukryłam twarz w kolanach i starałam się nie płakać. Przed moimi oczami przewijały się obrazy z wczoraj. Szczęśliwy Henry walący w perkusję z uśmiechem na twarzy, a potem jego sztywne i pozbawione życia ciało w zauku Trzech Mioteł. Chyba do końca życia będę miała ten obraz przed oczyma. 
Z tego powodu iż dzisiaj niedziela trzeba nadrobić prace domowe na zbliżający się wielkimi krokami tydzień, dlatego doprowadziłam się do porządku i poszłam do biblioteki po drodze wchodząc do wieży po torbę. 
Przy jednym ze stolików spotkałam Lily i Mary, więc się do nich dosiadłam. Obie mocno mnie przytuliły, a rudowłosa niemal się nie rozpłakała. 
- Weź się w garść Evans. Przecież żyję - westchnęłam. 
- Nie dlatego płaczę - odparła. 
- Aha - prychnęłam. Roześmiałyśmy się. Gadając zabrałyśmy się do pracy. Wszystkie miałyśmy do napisania referat o zaklęciach niewybaczalnych, więc zaczęłyśmy od tego. 
Dwie godziny później szłyśmy w stronę Wielkiej Sali. Obiad był niby dopiero za godzinę, ale chciałyśmy posiedzieć sobie przy pustym stole i pogadać. Niestety nie było tak kolorowo. Parę metrów od WS napatoczyłyśmy się na grupkę Ślizgonów wśród których był Rosier i Snape. Rozmawiali przyciszonymi głosami, więc miałam nadzieję, że nas nie zauważą. Niestety nie wysłuchano mych próśb. 
- No proszę, kogo tu mamy? - gwizdnął Rosier głupio się uśmiechając. Severus spojrzał na Lily i od razu spuścił wzrok na swoje czarne buty. 
- Przecież wiesz, jak mamy na imię. Po co robisz z siebie jeszcze większego debila niż jesteś? - parsknęłam. Dziewczyny kaszlnęły tamując śmiech. Mina Rosiera była bezcenna. 
- Słuchaj Winslow ... 
- I widzisz? - uśmiechnęłam się. Lils zaczęła się śmiać.
- Coś ci się nie podoba Szlamo? - syknął. Zastygła, a ja zacisnęłam dłonie w pięści. Nikt nie będzie obrażał moich przyjaciół. Wyciągnęłam różdżkę. 
- Nie waż się jej obrażać - warknęłam. Parsknął. 
- Przestań Maxie. Przecież nie zrobisz mi krzywdy z powodu tej plugawej Szlamy ...  
- Levicorpus! - nie zdążył dokończyć zdania, bo w tym samym momencie machnęłam różdżką wypowiadając zaklęcie. Po chwili sylwetka Rosiera wisiała kilka metrów nad posadzką głową w dół. Zaczął się miotać. Snape oraz nieznany mi z imienia Ślizgon o blond włosach wyciągnęli swoje różdżki. Tak samo jak moje przyjaciółki. Wycelowali je w siebie. 
- Odstaw mnie na ziemię kretynko! - krzyknął machając w powietrzu nogami i rękoma. 
- Tylko jeśli przeprosisz Lily - warknęłam. 
- Ani mi się śni! Nie będę przepraszał Szlamy!
- To trochę sobie tu powisisz - uroczo się do niego uśmiechnęłam. Zaczął się robić czerwony. 
- No dobra! Sorry Evans - burknął cicho. 
- Głośniej - powiedziałam. Posłał mi groźne spojrzenie, ale jakoś się go nie przestraszyłam. 
- Sorry Evans - warknął głośniej. 
- I widzisz nie było to trudne - westchnęłam i machnęłam różdżką. Wylądował na posadzce. Snape i blondyn pomogli mu wstać. Poprawił koszulę i podszedł blisko mnie. Czułam jego oddech na twarzy. 
- Jeszcze mnie popamiętasz - wyszeptał jadowitym głosem, po czym niemal biegnąc ruszył w stronę podziemi. Przełknęłam ślinę. Nie wiem czemu, ale tym razem trochę się przestraszyłam. Jego oczy zrobiły się niemal całe czarne, a głos przypominał wrzask mimo tego iż szeptał. Lily położyła mi rękę na ramieniu. Weszłyśmy do Wielkiej Sali. Chociaż rozmawiałyśmy o wesołych rzeczach w myślach cały czas miałam wyraz twarzy Rosiera. Był przerażający. 


No i mamy kolejny rozdział
Tym razem trochę później niż zazwyczaj
Mam nadzieję, że wam się podobało mimo tego iż nic takiego się nie wydarzyło.
Następny będzie dłuższy
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu 






1 komentarz:

  1. Jezdę! Z małym pośligiem, ale zawsze na posterunku.
    Widzę, że powstaje tu jakiś huncwocki kryminał - najpierw sprawa zwierzaków, teraz ten muzyk... Kto wie, może w przyszłości będziesz naszą Agatą Christie! :p
    Myślę, że Maxie trochę puszcza wodze fantazji, mówiąc o Muzyku-Trupie, że był dobrym człowiekiem, albo że członkowie zespołu byli dla siebie jak bracia. Wiadomo, że kiedy jest się czyimś fanem, to chce się o tym kimś wiedzieć wszystko, a nawet więcej, ale jednak nigdy nie wiadomo jak jest do końca, jak wiele z tego, co wiemy, jest tylko naszą nadinterpretacją.
    Nadal nie rozumiem, dlaczego Dumbledore tak bardzo chce mieć Max w Zakonie, zwłaszcza że musi się jeszcze podszkolić. Cyz to nie wystarczający dowód, że jeszcze za wcześnie? Dziwne, że przekonały go błagania Jasona - jak wiemy z książek, zdarzało mu się ignorować o wiele więcej niż jakieś tam prośby.
    Ech, Syriusz Black Mistrz Taktu i Dyskrecji jak zwykle w formie. Toż to chłopiec, który ma grację słonia. Nie, czekaj, to by była obraza dla słoni... W słowniku obok słowa "nietakt" powinno się znajdować jego zdjęcie, bez kitu.
    Nie mogę uwierzyć w to, że Maxie udało się zmusić Rosiera do przeprosin! Niby taki groźny, ale zwykłe wiszenie pod sufitem szybko go złamało. Taki wróg nie wzbudza respektu, przynajmniej na razie, bo domyślam się, że jeszcze pokaże, co potrafi ;)
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń