Znajdowały się tam dwie osoby. Henry i jego dziewczyna Mercy. To ona krzyczała. Stała kilka metrów od swojego chłopaka zakrywając usta dłonią. Blondyn przekrzywiał głowę w lewą stronę, a jego usta ozdabiał szatański uśmiech. Jego skóra była niemal przezroczysta, a uszu spiczaste. Ale najgorsze były jego oczy. Całe czarne bez widocznych białek i zielonych tęczówek. Złapałam rudowłosą za dłoń, a panowie stanęli przed nami zasłaniając nas przed zagrożeniem.
- Stary ... spokojnie ... - mruknął Liam na co jego przyjaciel zarechotał złowieszczo i wyprostował głowę oblizując usta. Uniósł górną wargę, a naszym oczom ukazały się kły. Ostre i długie kły.
- Jesteś Wampirem - wymamrotałam zszokowana. Mercy stojąca koło mnie zaczęła cicho płakać.
- Spostrzegawcza jesteś - parsknął i włożył ręce do kieszeni spodni. Jego głos brzmiał całkowicie inaczej. Był zachrypnięty i jakby stłumiony.
- Ale ... od kiedy? - spytał Liam.
- Od paru miesięcy ... i jest mi z tym wspaniale. Nigdy nie czułem się tak świetnie. Jakbym zaczął nowe życie. Wszyscy się mnie boją ... widzę to w ich spojrzeniach i gestach - powiedział. Może i nie znam go tam samo mocno jak Liam, ale zdążyłam go poznać. To miły, nie lubiący być w centrum zainteresowania chłopak. Ta istota to nie Henry.
- Kochanie ... ty chciałeś mnie ugryźć. To nie jest normalne ... - wymamrotała Warner. Parsknął.
- Kretynka ... myślisz, że dlaczego do tej pory się nie domyśliłaś? Bo każdej nocy się tobą pożywiałem. Niestety ostatnio byłaś tydzień u rodziców i nie miałem jak ... osłabłem ... - wymamrotał pochylając głowę i ściskając w palcach swoje blond włosy.
- Jak to się mną .... potwór! - wykrzyknęła ściśniętym z bólu głosem. Objęłam ją mocniej.
- Masz dwie minuty by zniknąć. Inaczej wezwę Aurorów. Nie żartuje - warknął Colton przybliżając się do postaci, która kiedyś była jego przyjacielem.
- Strzeżcie się. Voldemort widzi wszystko - syknął, po czym wykonał obrót i zamienił się w nietoperza. Po chwili zniknął w ciemnościach. Nastała cisza przerywana jedynie muzyką dochodzącą z budynku. Chwała Merlinowi, że nikt nie zainteresował się naszym brakiem. Liam wypuścił z siebie powietrze i ze złością kopnął w fontannę, Jasper stał z założonymi rękami na piersi, a Mercy wtulała się na mnie płacząc. Głaskałam ją po włosach.
- Nie mogę w to uwierzyć. Henry Wampirem ...
- Że ja tego nie zauważyłam! - Warner odsunęła się ode mnie i wytarła twarz z łez. Makijaż trochę się rozmazał, więc machnęła różdżką i po chwili wszystko było w porządku.
- Sama słyszałaś. Pożywiał się tobą przez kilka miesięcy. Ich jad sprawia, że ofiara nie pamięta tego iż krwiopijca pił twoją krew - powiedziałam to co pamiętałam z zajęć. Jace kiwnął głową.
- Nie przejmuj się Mer. On już cię nie skrzywdzi. Zadbam o to. Musimy poinformować Ministerstwo, ale teraz wracamy do zabawy - czarnowłosy wziął dziewczynę pod ramię i ruszył w stronę budynku. Jasper objął mnie ramieniem i cmoknął w czubek głowy, gdy położyłam mu głowę na owym ramieniu. W ciszy wróciliśmy na salę.
***
- Jak to nie żyje? - szepnął Peter. Huncwoci doskonale wiedzieli, jak ważny był dla Syriusza jego wujek. Oprócz kuzynki Andromedy to jedyna osoba w jego rodzinie, która była normalna. Mężczyzna kochał swojego siostrzeńca jak własnego syna. Miał, gdzieś różnice w czystości krwi.
- An pisze, że jego skrzatka Lucerna znalazła go nieżywego w łóżku. Wygląda na to, że po prostu poszedł spać i się nie obudził - wymamrotał brunet ściskając pergamin. Był w szoku. Przecież Alfard miał dopiero pięćdziesiąt lat.
- Może był na coś chory? I sam o tym nie wiedział.
- Może ... we wtorek jest pogrzeb ...
- Dyrektor i Mcgonagall na pewno pozwolą ci jechać - James poklepał go po ramieniu. Chwilę później Peter szedł już w stronę Bramy Głównej, a pozostała dwójka wróciła do pracy zapominając na moment o smutnych wieściach.
***
Wesele trwało do 4.00. Wszyscy świetnie się bawili. Niektórzy nawet za bardzo jeśli wiecie o co mi chodzi. Para Młoda musiała zostać do końca, ale my zebraliśmy się godzinę wcześniej. Byliśmy tak zmęczeni, że przebraliśmy się jedynie w piżamy i od razu poszliśmy spać. Rano, czyli 0 11.30 wstaliśmy i po wykąpaniu się i ogarnięciu w naszych tymczasowych pokojach zasiedliśmy do śniadania składającego się z zapiekanek z serem, pieczarkami i szynką. Wypiliśmy litry kawy. Nigdy więcej alkoholu. Zwłaszcza wódki mieszanej z whiskey.
- To której macie być w szkole? - spytała mama Emilie wiążąc włosy w kucyk.
- O 18.00, więc mamy jeszcze trochę czasu.
- Pójdziemy na długi spacer i te pięć godzin zleci bardzo szybko - rzuciłam dolewając do kawy mleka. Reszta pokiwała głowami. Nadal męczyła mnie ta sprawa z Henr'ym. Wiedziałam co Ministerstwo robiło z Wampirami. Bolało mnie to bo wiem, że blondyn jest dla Liama jak brat.
Zjedliśmy śniadanie i odpowiednio ubrani wybraliśmy się na pożegnalny spacer po Dublinie. Jesień to przepiękna pora roku. Te kolorowe liście, szare niebo. Szkoda, że nie trwał dłużej niż tylko trzy miesiące. W połowie drogi powrotnej złapał nas deszcz, ale nie przejmowaliśmy się tym. Przecież nie jesteśmy z cukru.
Po powrocie od razu poszliśmy na górę i spakowaliśmy walizki. Zeszliśmy na dół do salonu.
- Bardzo dziękujemy państwu za gościnę - powiedziałam w stronę gospodarzy.
- Właśnie. Dziękujemy - dodał Remus.
- Nie macie za co dziękować. Cieszymy się, że Liam ma takich przyjaciół. No dobrze, zbierajcie się - pan Benjamin uśmiechnął się. Pierwsza była Mary, potem Remus, Emma i ja. Rzuciłam proszkiem wypowiadając : gabinet profesora Dumbledore'a. Poczułam znajome uczucie, a po chwili stałam już na dywanie przed naszym dyrektorem.
- Dzień dobry - powiedziałam otrzepując się z pyłu. Lekko się uśmiechnął, ale widziałam w jego oczach coś co mnie zaniepokoiło. Chrząknął. Po chwili pojawiła się reszta naszej grupy.
- Mam nadzieję, że świetnie się bawiliście. I, że nie wydarzyło się nic nieprzyjemnego - powiedział siadając przy swoim biurku, a ja nie mogłam się powstrzymać i kątem oka spojrzałam na Jaspera. Zacisnął usta w linię.
- Było bardzo fajnie. Rodzice Panny Młodej kazali pana pozdrowić. Podobno uczyli się w Hogwarcie.
- Jen i Benjamin? Dziękuje. No dobrze. Możecie iść. Nie zatrzymuje was - odparł kładąc ręce na biurku. Byłam przy drzwiach, kiedy wymówił moje imię. Spojrzałam na niego - Moglibyśmy porozmawiać?
- Oczywiście - odparłam zamykając drzwi i posyłając reszcie uspokajające spojrzenie. Usiadłam przy biurku. Czyli miałam rację. Coś się stało. Przymknął oczy i nie odzywał się przez kolejne kilka minut, a ja coraz bardziej się denerwowałam.
- Ostatnio Zakon otrzymał powiadomienie o tym iż znalazł się jeden z zaginionych ... Jason oraz Elfias wybrali się wczoraj do pary, która go znalazła ... Philip ma dopiero dziesięć lat ... - stukał paznokciami w blat biurka co zazwyczaj mnie denerwuje, ale teraz nie chciałam mu przerywać.
- Brzmi pan jakby coś się stało ... - szepnęłam.
- Kiedy przyszli spał, mieli go zobaczyć, nagle usłyszeli krzyk. Pobiegli do pokoju ... chłopiec wisiał w powietrzu z rozłożonymi ramionami i szeroko otwartą buzią, z której wydobywał się właśnie ten krzyk. Jego oczy świeciły. A potem opadł na łóżko i zemdlał. Od wczoraj leży w Mungu pogrążony w śpiączce - powiedział ze złością w głosie, a ja siedziałam z szeroko otwartymi oczyma.
- Myśli pan, że to ... Voldemort? - spytałam. Nie odpowiedział, a to wystarczyło mi za odpowiedź.
- I do tego bliźniacy zostali zaatakowani. Śledzili Malfoya i nie wiedzieli, że oni też są śledzeni. Na szczęście odnieśli tylko lekkie obrażenia ... mam wątpliwości Maxine. Względem twojego udziału w zadaniach Zakonu. Do tej pory nie zerwałem swojego postanowienia i wszystko było dobrze ...
- I tym razem tak będzie. Jestem pełnoletnia i wiem co robię. Proszę mi zaufać - złożyłam dłonie jak do modlitwy. Nie chciałam rezygnować. Chciałam im pomóc. Nawet jeśli miałoby coś mi się stać.
- Nie drążmy tego dalej. Teraz ty powiedz co się wydarzyło na weselu - podniósł się i podszedł do okna. Przełknęłam ślinę. Skąd on wiedział?
- Skąd ...
- Zauważyłem, że dziwnie spojrzałaś na pana Murtona, gdy wspominałem o dobrej zabawie. No dalej, mów - delikatnie się uśmiechnął. Przygryzłam wnętrze policzka i opowiedziałam to co wydarzyło się przy fontannie.
- Poważna sprawa. Przemianę w nietoperze potrafią tylko potężne Wampiry. Mające kilkaset lat. A z tego co mówisz został zmieniony kilka miesięcy temu ... to dziwne - mruknął obracając w palcach swój sygnet - No dobrze. Pomyślę o tym. Możesz iść Max. Zaraz kolacja - poklepał mnie po ramieniu. Podniosłam się i mówiąc do widzenia wyszłam z gabinetu. Moi przyjaciele stali przy ścianie koło posągu chimery.
- Co chciał? - zapytała Mary.
- Pogadać o Quidditchu - skłamałam - Dopytywał się czy będę mogła jednak grać.
- Chodźcie, zaraz kolacja - rzucił Jasper chwytając w dłoń swoją torbę. Rozmawiając dotarliśmy do Wielkiej Sali. Za pomocą magii wysłaliśmy bagaże do Dormitoriów, po czym zasiedliśmy do stołów.
***
- Czy wyście oszaleli?!?! - wydarł się Remus zapominając o byciu miłym z powodu śmierci wujka Syriusza. Łapa i Rogacz stali przy drzwiach i wyglądali na lekko przestraszonych. Bardzo rzadko zdarzało się żeby Lupin tracił nad sobą kontrolę.
- Luniek ...
- Żaden Luniek! - usiadł po turecku na swoim łóżku i ukrył twarz w dłoniach - Wiecie, że jeśli ten wasz durny kawał by nie wypalił to moglibyście zostać wyrzuceni ze szkoły? Albo i nawet trafić do więzienia? Ile wy macie lat? Aaa! - zamotał swym ciałem i rzucił się plecami na łóżko.
- Czyli ... odradzasz? - wymamrotał James targając sobie włosy na głowie. Miodowooki zamarł i posłał mu sarkastyczne spojrzenie.
- Jednak jesteś inteligentny Jim - westchnął i zakrył twarz poduszką - Jeśli zrobicie ten cholerny kawał to możecie być pewni, że sam was wydam. Przefarbujcie Ślizgonom włosy, zróbcie wybuchające kanapki, ale nie coś takiego - jęknął.
- Okej ... z drugiej strony ten Eliksir jest za trudny nawet na takich dobrych uczniów jak my. Nie wyrobilibyśmy się ... opowiadaj jak było - zmienił temat Black wyciągając z kufra.
Hejka hejka!
Mamy drugą część 23 rozdziału.
Jak wam się podobało? Dzisiaj trochę więcej się działo. Co nie? Biedny Remus w końcu wybuchł.
Pozdrawiam i do usłyszenia
- Stary ... spokojnie ... - mruknął Liam na co jego przyjaciel zarechotał złowieszczo i wyprostował głowę oblizując usta. Uniósł górną wargę, a naszym oczom ukazały się kły. Ostre i długie kły.
- Jesteś Wampirem - wymamrotałam zszokowana. Mercy stojąca koło mnie zaczęła cicho płakać.
- Spostrzegawcza jesteś - parsknął i włożył ręce do kieszeni spodni. Jego głos brzmiał całkowicie inaczej. Był zachrypnięty i jakby stłumiony.
- Ale ... od kiedy? - spytał Liam.
- Od paru miesięcy ... i jest mi z tym wspaniale. Nigdy nie czułem się tak świetnie. Jakbym zaczął nowe życie. Wszyscy się mnie boją ... widzę to w ich spojrzeniach i gestach - powiedział. Może i nie znam go tam samo mocno jak Liam, ale zdążyłam go poznać. To miły, nie lubiący być w centrum zainteresowania chłopak. Ta istota to nie Henry.
- Kochanie ... ty chciałeś mnie ugryźć. To nie jest normalne ... - wymamrotała Warner. Parsknął.
- Kretynka ... myślisz, że dlaczego do tej pory się nie domyśliłaś? Bo każdej nocy się tobą pożywiałem. Niestety ostatnio byłaś tydzień u rodziców i nie miałem jak ... osłabłem ... - wymamrotał pochylając głowę i ściskając w palcach swoje blond włosy.
- Jak to się mną .... potwór! - wykrzyknęła ściśniętym z bólu głosem. Objęłam ją mocniej.
- Masz dwie minuty by zniknąć. Inaczej wezwę Aurorów. Nie żartuje - warknął Colton przybliżając się do postaci, która kiedyś była jego przyjacielem.
- Strzeżcie się. Voldemort widzi wszystko - syknął, po czym wykonał obrót i zamienił się w nietoperza. Po chwili zniknął w ciemnościach. Nastała cisza przerywana jedynie muzyką dochodzącą z budynku. Chwała Merlinowi, że nikt nie zainteresował się naszym brakiem. Liam wypuścił z siebie powietrze i ze złością kopnął w fontannę, Jasper stał z założonymi rękami na piersi, a Mercy wtulała się na mnie płacząc. Głaskałam ją po włosach.
- Nie mogę w to uwierzyć. Henry Wampirem ...
- Że ja tego nie zauważyłam! - Warner odsunęła się ode mnie i wytarła twarz z łez. Makijaż trochę się rozmazał, więc machnęła różdżką i po chwili wszystko było w porządku.
- Sama słyszałaś. Pożywiał się tobą przez kilka miesięcy. Ich jad sprawia, że ofiara nie pamięta tego iż krwiopijca pił twoją krew - powiedziałam to co pamiętałam z zajęć. Jace kiwnął głową.
- Nie przejmuj się Mer. On już cię nie skrzywdzi. Zadbam o to. Musimy poinformować Ministerstwo, ale teraz wracamy do zabawy - czarnowłosy wziął dziewczynę pod ramię i ruszył w stronę budynku. Jasper objął mnie ramieniem i cmoknął w czubek głowy, gdy położyłam mu głowę na owym ramieniu. W ciszy wróciliśmy na salę.
***
- Jak to nie żyje? - szepnął Peter. Huncwoci doskonale wiedzieli, jak ważny był dla Syriusza jego wujek. Oprócz kuzynki Andromedy to jedyna osoba w jego rodzinie, która była normalna. Mężczyzna kochał swojego siostrzeńca jak własnego syna. Miał, gdzieś różnice w czystości krwi.
- An pisze, że jego skrzatka Lucerna znalazła go nieżywego w łóżku. Wygląda na to, że po prostu poszedł spać i się nie obudził - wymamrotał brunet ściskając pergamin. Był w szoku. Przecież Alfard miał dopiero pięćdziesiąt lat.
- Może był na coś chory? I sam o tym nie wiedział.
- Może ... we wtorek jest pogrzeb ...
- Dyrektor i Mcgonagall na pewno pozwolą ci jechać - James poklepał go po ramieniu. Chwilę później Peter szedł już w stronę Bramy Głównej, a pozostała dwójka wróciła do pracy zapominając na moment o smutnych wieściach.
***
Wesele trwało do 4.00. Wszyscy świetnie się bawili. Niektórzy nawet za bardzo jeśli wiecie o co mi chodzi. Para Młoda musiała zostać do końca, ale my zebraliśmy się godzinę wcześniej. Byliśmy tak zmęczeni, że przebraliśmy się jedynie w piżamy i od razu poszliśmy spać. Rano, czyli 0 11.30 wstaliśmy i po wykąpaniu się i ogarnięciu w naszych tymczasowych pokojach zasiedliśmy do śniadania składającego się z zapiekanek z serem, pieczarkami i szynką. Wypiliśmy litry kawy. Nigdy więcej alkoholu. Zwłaszcza wódki mieszanej z whiskey.
- To której macie być w szkole? - spytała mama Emilie wiążąc włosy w kucyk.
- O 18.00, więc mamy jeszcze trochę czasu.
- Pójdziemy na długi spacer i te pięć godzin zleci bardzo szybko - rzuciłam dolewając do kawy mleka. Reszta pokiwała głowami. Nadal męczyła mnie ta sprawa z Henr'ym. Wiedziałam co Ministerstwo robiło z Wampirami. Bolało mnie to bo wiem, że blondyn jest dla Liama jak brat.
Zjedliśmy śniadanie i odpowiednio ubrani wybraliśmy się na pożegnalny spacer po Dublinie. Jesień to przepiękna pora roku. Te kolorowe liście, szare niebo. Szkoda, że nie trwał dłużej niż tylko trzy miesiące. W połowie drogi powrotnej złapał nas deszcz, ale nie przejmowaliśmy się tym. Przecież nie jesteśmy z cukru.
Po powrocie od razu poszliśmy na górę i spakowaliśmy walizki. Zeszliśmy na dół do salonu.
- Bardzo dziękujemy państwu za gościnę - powiedziałam w stronę gospodarzy.
- Właśnie. Dziękujemy - dodał Remus.
- Nie macie za co dziękować. Cieszymy się, że Liam ma takich przyjaciół. No dobrze, zbierajcie się - pan Benjamin uśmiechnął się. Pierwsza była Mary, potem Remus, Emma i ja. Rzuciłam proszkiem wypowiadając : gabinet profesora Dumbledore'a. Poczułam znajome uczucie, a po chwili stałam już na dywanie przed naszym dyrektorem.
- Dzień dobry - powiedziałam otrzepując się z pyłu. Lekko się uśmiechnął, ale widziałam w jego oczach coś co mnie zaniepokoiło. Chrząknął. Po chwili pojawiła się reszta naszej grupy.
- Mam nadzieję, że świetnie się bawiliście. I, że nie wydarzyło się nic nieprzyjemnego - powiedział siadając przy swoim biurku, a ja nie mogłam się powstrzymać i kątem oka spojrzałam na Jaspera. Zacisnął usta w linię.
- Było bardzo fajnie. Rodzice Panny Młodej kazali pana pozdrowić. Podobno uczyli się w Hogwarcie.
- Jen i Benjamin? Dziękuje. No dobrze. Możecie iść. Nie zatrzymuje was - odparł kładąc ręce na biurku. Byłam przy drzwiach, kiedy wymówił moje imię. Spojrzałam na niego - Moglibyśmy porozmawiać?
- Oczywiście - odparłam zamykając drzwi i posyłając reszcie uspokajające spojrzenie. Usiadłam przy biurku. Czyli miałam rację. Coś się stało. Przymknął oczy i nie odzywał się przez kolejne kilka minut, a ja coraz bardziej się denerwowałam.
- Ostatnio Zakon otrzymał powiadomienie o tym iż znalazł się jeden z zaginionych ... Jason oraz Elfias wybrali się wczoraj do pary, która go znalazła ... Philip ma dopiero dziesięć lat ... - stukał paznokciami w blat biurka co zazwyczaj mnie denerwuje, ale teraz nie chciałam mu przerywać.
- Brzmi pan jakby coś się stało ... - szepnęłam.
- Kiedy przyszli spał, mieli go zobaczyć, nagle usłyszeli krzyk. Pobiegli do pokoju ... chłopiec wisiał w powietrzu z rozłożonymi ramionami i szeroko otwartą buzią, z której wydobywał się właśnie ten krzyk. Jego oczy świeciły. A potem opadł na łóżko i zemdlał. Od wczoraj leży w Mungu pogrążony w śpiączce - powiedział ze złością w głosie, a ja siedziałam z szeroko otwartymi oczyma.
- Myśli pan, że to ... Voldemort? - spytałam. Nie odpowiedział, a to wystarczyło mi za odpowiedź.
- I do tego bliźniacy zostali zaatakowani. Śledzili Malfoya i nie wiedzieli, że oni też są śledzeni. Na szczęście odnieśli tylko lekkie obrażenia ... mam wątpliwości Maxine. Względem twojego udziału w zadaniach Zakonu. Do tej pory nie zerwałem swojego postanowienia i wszystko było dobrze ...
- I tym razem tak będzie. Jestem pełnoletnia i wiem co robię. Proszę mi zaufać - złożyłam dłonie jak do modlitwy. Nie chciałam rezygnować. Chciałam im pomóc. Nawet jeśli miałoby coś mi się stać.
- Nie drążmy tego dalej. Teraz ty powiedz co się wydarzyło na weselu - podniósł się i podszedł do okna. Przełknęłam ślinę. Skąd on wiedział?
- Skąd ...
- Zauważyłem, że dziwnie spojrzałaś na pana Murtona, gdy wspominałem o dobrej zabawie. No dalej, mów - delikatnie się uśmiechnął. Przygryzłam wnętrze policzka i opowiedziałam to co wydarzyło się przy fontannie.
- Poważna sprawa. Przemianę w nietoperze potrafią tylko potężne Wampiry. Mające kilkaset lat. A z tego co mówisz został zmieniony kilka miesięcy temu ... to dziwne - mruknął obracając w palcach swój sygnet - No dobrze. Pomyślę o tym. Możesz iść Max. Zaraz kolacja - poklepał mnie po ramieniu. Podniosłam się i mówiąc do widzenia wyszłam z gabinetu. Moi przyjaciele stali przy ścianie koło posągu chimery.
- Co chciał? - zapytała Mary.
- Pogadać o Quidditchu - skłamałam - Dopytywał się czy będę mogła jednak grać.
- Chodźcie, zaraz kolacja - rzucił Jasper chwytając w dłoń swoją torbę. Rozmawiając dotarliśmy do Wielkiej Sali. Za pomocą magii wysłaliśmy bagaże do Dormitoriów, po czym zasiedliśmy do stołów.
***
- Czy wyście oszaleli?!?! - wydarł się Remus zapominając o byciu miłym z powodu śmierci wujka Syriusza. Łapa i Rogacz stali przy drzwiach i wyglądali na lekko przestraszonych. Bardzo rzadko zdarzało się żeby Lupin tracił nad sobą kontrolę.
- Luniek ...
- Żaden Luniek! - usiadł po turecku na swoim łóżku i ukrył twarz w dłoniach - Wiecie, że jeśli ten wasz durny kawał by nie wypalił to moglibyście zostać wyrzuceni ze szkoły? Albo i nawet trafić do więzienia? Ile wy macie lat? Aaa! - zamotał swym ciałem i rzucił się plecami na łóżko.
- Czyli ... odradzasz? - wymamrotał James targając sobie włosy na głowie. Miodowooki zamarł i posłał mu sarkastyczne spojrzenie.
- Jednak jesteś inteligentny Jim - westchnął i zakrył twarz poduszką - Jeśli zrobicie ten cholerny kawał to możecie być pewni, że sam was wydam. Przefarbujcie Ślizgonom włosy, zróbcie wybuchające kanapki, ale nie coś takiego - jęknął.
- Okej ... z drugiej strony ten Eliksir jest za trudny nawet na takich dobrych uczniów jak my. Nie wyrobilibyśmy się ... opowiadaj jak było - zmienił temat Black wyciągając z kufra.
Hejka hejka!
Mamy drugą część 23 rozdziału.
Jak wam się podobało? Dzisiaj trochę więcej się działo. Co nie? Biedny Remus w końcu wybuchł.
Pozdrawiam i do usłyszenia
Hmm, kurczę, to dziwne, że nikt nie zauważył, że ten koleś jest wampirem. W sensie, nagle ma spiczaste zeby i uszy, czarne oczy... To było dziwne, gdyby "najedzony wampir" wyglądał jak normalny chłopak, a "głodny wampir" jak wampir-wampir :) Ale to się stało tak nagle, że aż jestem w szoku. Szast-prast i po wszystkim.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się wątek wuja Alfarda. W sensie, szkoda bardzo, że umarł, ale moim zdaniem każde odniesienie do kanonu to coś fajnego.
Ciekawa sprawa z tym odnalezionym chłopcem i tym, że nagle młode wampiry okazują się być nadzwyczajnie silne. To brzmi jak naprawdę interesujące zawiązanie akcji, mam nadzieję, że niedługo dowiemy się więcej.
I co to za debilny kawał wymyślili Huncwoci, że aż tak wkurzyli Luniaczka? Podejrzane!
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Hej
UsuńTa sprawa z Henrym wyszła bardzo spontanicznie i nie dałam rady odpowiednio tego dograć ale w następnych rozdziałach jakoś to rozwiążę :) przepraszam.
Szkoda, że facet który traktował Łapę jak własnego syna zmarł tak szybko. I to niespodziewanie.
Sprawa Philipa i Wampirów również się niedługo rozwiąże.
Luniek w końcu wybuchł hehe :)
Pozdrawiam