Kiedy dziewczyny chciały zaciągnąć mnie do biblioteki wymigałam się tym, że muszę iść na moment do Wieży jednak ruszyłam w stronę gabinetu pana dyrektora. Z trzy minuty stałam przed Chimerą i próbowałam zgadnąć hasło. I w końcu się udało. Jagodowe landrynki. Oryginalnie. Miałam już zapukać do drzwi, kiedy do moich uszu dotarła wymiana zdań między dwoma osobami. Nie chciałam podsłuchiwać, ale coś mnie podkusiło i przytknęłam ucho do drzwi. Nie zdążyłam nic usłyszeć, bo w progu pojawił się sam dyrektor. Zawstydzona chrząknęłam.
- O, Maxine. Moja droga. Co cię do mnie sprowadza? - tajemniczo się do mnie uśmiechnął.
- Chciałam z dyrektorem o czymś porozmawiać, ale jeśli przeszkadzam to mogę wpaść innym razem. Nie ma żadnego problemu - powiedziałam, a on przepuścił mnie w drzwiach.
Weszłam do środka i do moich nozdrzy dostał się mocny zapach imbiru. Po chwili zorientowałam się, że doleciał on od kobiety stojącej przy obrazach poprzednich dyrektorów. Niskiego wzrostu blondynka z prostymi włosami sięgającymi prawie pupy i dużymi zielonymi oczyma. Ubrana była w kolorową spódnicę do ziemi i czarną koszulę. W uszach miała długie czerwone kolczyki. Wyglądała nie na więcej niż trzydzieści lat.
- Max? To Diana Thorne. Zastąpi panią Ruth na stanowisku nauczyciela Wróżbiarstwa - rzekł zamykając za nami drzwi.
- Dzień dobry - wyciągnęłam dłoń w jej stronę.
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że sobie poradzę. Nigdy wcześniej nie nauczałam ...
- Ja nie chodzę na Wróżbiarstwo, ale wierzę w panią. Będę trzymała kciuki - powiedziałam. Dyrektor chwilę z nią porozmawiał, po czym kobieta opuściła gabinet zostawiając nas samych.
- No dobrze. To o co chodzi? - spytał podsuwając w moją stronę pudełko z galaretkami. Chwyciłam jedną i sądząc po zielonym kolorze była ona jabłkowa. Spróbowałam. Nie. Kiwi.
- Chodzi mi o Zakon. Wiem, że nie chciałam do niego dołączać i sama nawet do pana przyszłam by się ... wypisać. Jednak pomyślałam o tym trochę i myślę, że mogłabym się zgodzić - powiedziałam.
- Przekonały cię zapewne niedawne wydarzenie, jak mniemam? Hm. No dobrze. Ale musisz być przekonana na sto procent. Nie chce Cię namawiać siłą bo wiem z czym to się wiąże. I ty również na pewno wiesz. To co wydarzyło się tobie i Jasperowi to tylko namiastka tego co się teraz wokół nas dzieje. Giną i znikają ludzie.
- Wiem. I jestem tego świadoma. Po prostu chce pomagać, a nie siedzieć w fotelu i czekać na to co się wydarzy. Chce móc kogoś uratować. I jest to dokładnie przemyślana decyzja - powiedziałam poważnym głosem. Nie dodałam, że moje przemyślenia trwały dwadzieścia minut, bo i po co?
- Okej. Skoro jesteś przekonana to się zgadzam. Za kilka dni jest zebranie i chciałbym żebyś się na, nim pojawiła. Przyjdź do mnie we wtorek o 17.00, dobrze? - podniósł się. Ja również. Pokiwałam głową i wyszłam. Mimo, że się denerwowałam to wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję.
***
Byłam kilka godzin później w bibliotece i szukałam książki, która miała mi pomóc w napisaniu eseju na Eliksiry, kiedy wyczułam czyjąś obecność. Uniosłam wzrok i zobaczyłam osobę, której w ogóle się nie spodziewałam.
- Cześć - powiedział.
- Hej - mruknęłam i wróciłam do przeglądania ksiąg na regałach. Nastała cisza.
- Możemy pogadać? - spytał.
- Mów. Przecież ci nie bronię - rzuciłam. Chłopak chwilę pomilczał, po czym wypuścił z siebie powietrze i spojrzał na mnie.
- Przepraszam Max. Jestem totalnym palantem. Niepotrzebnie na Ciebie naskoczyliśmy. My również mamy kilka tajemnic, o których wam nie mówimy i masz prawo być zła ... - nie przerwałam mu bo chciałam żeby mówił dalej - ... jesteś dla nas cholernie ważna i nie wiem czemu cały czas robimy coś by cię do nas zniechęcić. Chyba po prostu jeszcze nie dojrzeliśmy. Wybaczysz? - spytał wyciągając zza pleców mały bukiet goździków, które uwielbiam. Zacisnęłam usta w wąską linię nie będąc pewna swojej decyzji. Jednak w końcu westchnęłam i odebrałam od niego bukiecik.
- Ty i Potter niedługo wpędzicie mnie do grobu. Mimo, że najchętniej kopnęłabym was w tyłki to nie umiem być na was zła. Jest coś ze mną nie tak ...
- I, dlatego się przyjaźnimy - parsknął.
- Możliwe. No dobra. To mów co z tobą i Syl. To coś poważnego? - spytałam. Chrząknął.
- Nie wiem szczerze mówiąc. Lubię ją. Na serio. Miło mi się z nią rozmawia. Nie jest taka głupia za jaką ją niektórzy mają. Lubi Quidditch i The Beatles. Ale ... - przerwał.
- Nie kochasz jej - to było oczywiste. Skończyliśmy rozmawiać o życiu miłosnym chłopaka. Zasiadł ze mną przy stoliku i kiedy pisałam esej on czytał mi na głos Czarownicę. Czasami nie mogłam wytrzymać i wybuchałam śmiechem. Nie dało się wytrzymać. Zwłaszcza przy przepisie na maseczkę ze śliny morświna. Czego to ludzie nie wymyślą. W takim stanie przyłapał nas James, który jak najwidoczniej również przyszedł w końcu się pogodzić. Patrzył na nas z mieszaniną strachu i szczęścia co było dziwną mieszanką.
- Nie wiem co bierzecie, ale następnym razem weźcie pół. Dobrze radzę - rzucił.
- To ślina morświna - wyjaśnił Black. Nastała cisza, po której on i ja znów wybuchnęliśmy śmiechem. James wywrócił oczyma. Kiedy już się uspokoiłam tak jak niedawno Black mnie przeprosił, nazwał siebie i bruneta idiotami, po czym dał mi wielkie opakowanie kwaśnych żelków. To straszne, jak oni dobrze mnie znają. Przytuliłam go. Mój esej był już skończony, dlatego też w trójkę udaliśmy się do Wieży Gryffindoru żeby panowie mogli się również pogodzić z Mary i Lily. Ta druga nie była chętna do przyjęcia przeprosin, ale w końcu uległa i dała się przeprosić. Panowie dali im po czerwonej różyczce.
- Z Em i Georgie już rozmawialiśmy. Też dostały po kwiatku. Harper o mało nas nie pobiła, ale jakoś obeszło się bez rękoczynów - wyjaśnił Jim, kiedy w piątkę usiedliśmy na kanapach.
- I się nie dziwię. Całe te trzy tygodnie kiedy tylko was widziała dostawała ataku - parsknęłam kładąc głowę na ramieniu rudowłosej. W takim miłej atmosferze minęła nam godzina. Kiedy Peter z Remusem weszli do Pokoju Wspólnego i nas zobaczyli o mało ich szczęki nie wylądowały na dywanie. Byli w szoku. No i wcale się nie dziwię. Sama też byłabym zdziwiona. Z tego całego zamieszania kompletnie zapomniałam spytać Syriusza o to jak mu się podobał prezent ode mnie.
***
Minęło kilka dni. Jasper na szczęście czuł się lepiej, a pani Ruby pozwoliła mu opuścić Skrzydło Szpitalne. Kiedy tylko to się stało do szkoły wrócili Aurorzy by z nim porozmawiać.
To było we wtorek, czyli wtedy gdy miałam znaleźć się po raz pierwszy na zebraniu Zakonu. Trochę się denerwowałam. Zwłaszcza, że musiałam nakłamać przyjaciołom, gdzie będę przez ten czas. Powiedziałam, że jestem umówiona z Jasonem i pan dyrektor pozwolił mi iść do wioski w tygodniu. Boże. Czy ja jestem złym człowiekiem?
Równo o 17.00 ubrana w zwykłe czarne rurki, trampki i wkładany przez głowę ciemnozielony sweter znalazłam się w gabinecie Dumbledore'a. Miałam też kurtkę na tak zwaną czarną godzinę. Mężczyzna czekał już na mnie przy swoim kominku. On przedostał się jako pierwszy, a po chwili również ja poczułam znajome uczucie towarzyszące przenoszeniu się dzięki proszkowi. Zabrzmiało jakbym zażywała narkotyki. Hehe.
Zakon Feniksa spotyka się w Norze, która jestem domem Artura i Molly Weasleyów. O dziesięć lat ode mnie starsze małżeństwo. Zgodzili się na to by Nora została Kwaterą Główną. Dumbledore powiedział, że na obecny czas Zakon ma piętnastu członków. Ja jestem na razie najmłodsza. Z wiadomych względów.
Denerwowałam się, ale przynajmniej będzie tam też Jay, który ucieszył się, że do nich dołączę.
Po chwili znaleźliśmy się przed jednym z najdziwniejszych budynków jakie widziałam na oczy. Wysoki wyglądający jakby miał się zaraz rozpaść, ale pewnie dzięki magii to się nie działo.
Przez to, że było już ciemno nie mogłam zobaczyć co jest dookoła, ale słyszałam odgłosy świadczące o tym, że państwo Weasley mogą posiadać kury i inne zwierzęta hodowlane.
Dyrektor cztery razy zapukał w drzwi. Otworzyły się, a na progu stanął wysoki i chudy chłopak z rudą szopą na głowie i miłymi niebieskimi oczyma. Jego sylwetkę okrywały luźne ciemnobrązowe sztruksy i szary sweter. Na nasz widok uśmiechnął się.
- Dobry wieczór Arturze.
- Witaj Albusie ... a ty to pewnie Maxine? Bardzo mi miło Cię poznać. Jay dużo o tobie opowiadał.
- Mnie też miło - podaliśmy sobie ręce. Zaprosił nas do środka. Rozejrzałam się. Po prawo było wejście do jednego pomieszczenia, na wprost do drugiego, a po lewo schody prowadzące na piętro. Do mojego nosa dostał się zapach pieczonego kurczaka.
- Są już wszyscy? - zapytał dyrektor.
- Na razie wy, Jason i Bogini. Jest dopiero dwadzieścia po, więc dopiero zaczną się schodzić. Chodźcie do kuchni. Moll robi herbatę - powiedział, więc ruszyliśmy za nim. Było to małe i raczej ciasne pomieszczenie z długim drewnianym stołem. Prócz normalnych kuchennych mebli był tu regał pełen książek oraz kominek Fiuu, którym nie mogliśmy się tu dostać ponieważ Ministerstwo je im zablokowało na jakiś czas. Dlatego też przeszliśmy do ,,Dziurawego Kotła'' a stamtąd teleportowaliśmy się do Nory.
Przy stole siedziały dwie osoby. Mój ukochany braciszek i ładna dziewczyna z kręconymi czarnymi włosami do ramion i jasnymi oczami. Kojarzyłam ją ze szkoły. Była Puchonką o ile się nie mylę.
Natomiast przy piecu stała druga dziewczyna. Dość niska i o okrąglejszych kształtach z falowanymi rudymi włosami sięgającymi jej ramion. Ubrana była w luźną kolorową sukienkę.
- Przyprowadziłem gości - powiedział Artur obejmując swoją żonę ramieniem. Jay szeroko się uśmiechnął się i wstał by mnie przytulić. Pachniał swoją wodą kolońską. Potem przywitałam się z Molly i tą czarnowłosą dziewczyną, która nosiła imię Hestia. Teraz zrozumiałam czemu Weasley nazwał ją Boginią. Dyrektor zasiadł przy stole, a rudowłosa podała mu herbatę z cytryną. Ja odmówiłam. Nie miałam ochoty.
Rozmawialiśmy na różne tematy pomijając te związane z Zakonem, a w tym czasie przybyło pięciu członków. Bracia bliźniacy Molly, Fabian i Gideon Prewett, Moody ... aha ... Dedalus Diggle i Marlena Mckinnon, która skończyła szkołę w czerwcu. Była Gryfonką.
- A reszta? - spytał dyrektor, na co Moody wzruszył ramionami i mrugnął do mnie. Wszyscy zasiedliśmy już w salonie czekając na pozostałych. W tym samym momencie usłyszeliśmy stukot bosych stop, a po schodach zbiegł około siedmioletni chłopiec z puszystą rudą szopą na głowie ubrany w dwuczęściową piżamę w mugolskie samochody. W dłoniach ściskał pluszowego królika. Awww. Jaki uroczy. Na nasz widok lekko się zarumienił.
- Co tam kochanie? - zapytała Molly.
- Ja ... mleka ...
- Oczywiście. Chodź do kuchni - powiedziała. Chłopiec przejechał wzrokiem po wszystkich obecnych na mnie zatrzymując się na dłużej. Uśmiechnęłam się do niego. Przekrzywił lekko główkę zainteresowany moją osobą.
- A może byś się przedstawił? - Artur chwycił go za rękę. Chłopiec powoli ruszył w moją stronę.
- William Artur Weasley. Ale wszyscy mówią na mnie Bill. A ty? - spytał wystawiając rękę. Odziedziczył po tacie niebieskie oczy.
- Maxine Eva Winslow. Dla przyjaciół Max.
- Oh ... jesteś siostrą JJ-a? - uniósł brew, kiedy uściskałam jego chudą rączkę. Spojrzałam na Jasona, który wzruszył ramionami.
- Ksywka jak każda inna - zaśmiał się.
Bill po odebraniu szklanki mleka od swojej mamy wrócił na górę żeby nie przeszkadzać w zebraniu. Dowiedziałam się również, że prócz siedmioletniego Williama Artur i Molly mają jeszcze dwóch synów. Czteroletniego Charlie'go i rocznego Percy'ego. Uroczo.
W tym czasie pojawiła się reszta. Dorcas Meadowes, Elfias Doge, Frank Longbottom jego narzeczona Alicja Duncan i ... Edgar. Brat Georgie. Wow. Tego to się nie spodziewałam. Chłopak posiada ciemnobrązowe włosy i tego samego koloru oczu. Gdybym nie wiedziała, że jest spokrewniony z niebieskooką to nie zorientowałabym się, że są rodziną.
Na widok mojej zdezorientowanej winy wesoło się uśmiechnął i potargał sobie włosy.
- Proszę Max, tylko nie mów Geo ... - poprosił.
- Nawet gdybyś mnie nie poprosił i tak bym tego nie zrobiła. Nie mogę nikomu zdradzić nic o Zakonie, więc spokojnie - powiedziałam. Chyba się uspokoił. Widziałam to po jego minie, kiedy siadał na kanapie między Marleną i Elfiasem. Lekko przytuliłam Dorcas, która trzy lata temu przestała być Krukonką i zajęłam miejsce na jednym z foteli. Kiedy Artur zamknął drzwi i zasunął zasłony dyrektor wstał z krzesełka i stanął przodem do nas.
- Witam was kochani. Na początku powinienem przedstawić wam nowego członka, ale już wszyscy ją znamy więc sobie odpuszczę. Dlatego też przejdziemy do trochę mniej przyjemnej części zebrania ... czyli do odczytywania listy zaginionych. Alastorze? - dyrektor zrobił miejsce Aurorowi, który wyciągnął z marynarki rolkę pergaminu. Atmosfera w pomieszczeniu od razu zgęstniała. Miny wszystkich zrobiły się smutne i wkurzone.
- Octavia Perkins. Lat trzydzieści dwa. Zaginiona osiemnastego marca tego roku. Do tej pory nie odnaleziona. Ryan Cooper. Lat trzynaście. Zaginiony trzeciego września tego roku. Również nie odnaleziony. Bob Hilton. Pięćdziesiąt lat. Zaginiony dwudziestego piątego maja tego roku. Jego ciało odnaleziono czwartego listopada niedaleko Tamizy. Zmarł w skutek wykrwawienia. Ivonne Harris. Lat dwadzieścia dwa. Zaginiona pierwszego czerwca bieżącego roku. Wciąż nie odnaleziona - chrząknął i czytał dalej. Trwało to prawie dwadzieścia minut. Z pięćdziesięciu ośmiu osób odnaleziono jedynie dwie żywe, do tego osiem ciał, a reszta nadal jest oznaczona jako zaginiona. Cały ten czas siedziałam pochylona i słuchałam tego wszystkiego ze łzami w oczach i gęsią skórką. Nie miałam pojęcia, że jest aż tak źle. Inni również wyglądali na przejętych, ale trochę mniej niż ja. Pewnie, dlatego iż ja byłam dopiero pierwszy raz na odczytywaniu takiej listy, a oni mają za sobą już kilka. Jay szepnął mi na ucha, że jest postęp jeśli chodzi o poprzednie zebranie. Chociaż tyle.
***
Panna Evans nucąc pod nosem piosenkę Beatlesów szła w stronę Wieży. Wizyta w bibliotece trochę się jej przedłużyła i chciała zdążyć na kolację, która kończyła się za dwadzieścia minut.
Wbiegała właśnie w ostatni zakręt, kiedy ktoś się przed nią pojawił, a ona nie zdążyła zahamować i zderzyła się z tobą osobą właśnie.
- Merlinie ... Lily! Ty niedługo na serio zrobisz sobie krzywdę ... - Finn przytrzymał ją za ramiona.
- Chyba masz rację - parsknęła. Nastała cisza. Chłopak spojrzał na buty i potargał sobie włosy. Lily czuła, że chciał coś powiedzieć, ale się denerwował. Z łatwością odczuwała emocje ludzi, z którymi rozmawiała. Taki mały dar.
- Ja ... mam do ciebie małe pytanie. Maxine miała to zrobić za mnie, ale co byłby ze mnie za facet gdybym sam tego nie zrobił? No dobra ... poszłabyś ze mną do Hogsmeade? Na kawę albo ... - przerwał by zobaczyć jej reakcję. Dziewczyna poprawiła torbę na swoim ramieniu, po czym się uśmiechnęła. Nie sądziła, że podoba się blondynowi ale z drugiej strony co jej szkodzi? Jest sympatyczny, ma poczucie humoru. No i brzydki też nie jest. Chociaż oczywiście wygląd nie był na pierwszym miejscu. Ale to wiedzieli wszyscy, którzy znali Pottera i jego podchody względem niej.
- Hm ... a co będę z tego miała? - uniosła brew i o mało nie wybuchnęła śmiechem na widok jego zabawnej miny - Spokojnie. Przecież żartuje. Bardzo chętnie pójdę z tobą do Hogsmeade.
- Jejku, ale mnie przestraszyłaś - położył rękę na sercu, a ona posłała mu uroczy uśmiech - To w tą sobotę? O 11.00? - spytał. Jej uśmiech zniknął.
- Oh. Całkiem zapomniałam, że w ten weekend nie będzie mnie w szkole bo jadę na ślub przyjaciela i sam rozumiesz ... - przerwała bo wpadł jej do głowy pewien pomysł - ... a właśnie. Razem z dziewczynami jesteśmy zaproszone z osobami towarzyszącymi. Może wybrałbyś się ze mną? To byłaby pierwsza część randki - zaproponowała. To była spontaniczna decyzja, ale na razie jej nie żałowała. No chyba, że Puchon jej odmówi. Przez chwilę milczał zastanawiając się nad decyzją.
- Jeśli to nie będzie problem, to jasne. Bardzo chętnie się z tobą wybiorę. Tylko ostrzegam. Nie potrafię za bardzo tańczyć - powiedział.
- Nie martw się. Ja też nie. No dobra. Znikamy w piątek o 19.00 za pomocą kominka dyrektora. Bądź tam chwilę przed okej? - uśmiechnęła się.
- Jasne - powiedział. Cmoknęła go w policzek, pomachała mu i pognała w stronę Wielkiej Sali. Finn dotknął dłonią miejsca, gdzie usta dziewczyny zetknęły się z jego skórą. Z głupim uśmiechem poszedł do Skrzydła Szpitalnego.
***
Całe zebranie trwało dwie godziny. Prócz odczytywania listy zaginionych byłam świadkiem raportów wszystkich obecnych. Niektórzy są zajęci poborem nowych członków, inni mają za zadanie obserwowanie ludzi podejrzanych o bycie Śmierciożercami, a jeszcze inni zajmują się opieką nad ważnymi osobami jak Minister czy szefowie departamentów. Kiedy Dorcas skończyła mówić jak jej poszło namawianie ludzi do przystąpienia do Zakonu ponownie głos zabrał Dumbledore.
- Mam dwa nowe zadania dla was. Jedno dla Edgara i bliźniaków. Dzięki pewnym źródłom wiem iż pewna grupka od kilku dni spotyka się w barze zwanym ,,Móżdżek'' który znajduje się na przedmieściach Liverpoolu. Musicie zbadać czy owa grupka może być powiązana z Voldemortem. Dobrze? - spojrzał na nich. Kiwnęli głowami. Mieli zawzięte miny - A drugie zadanie jest dla Max. Niestety są podejrzenia, że kilkoro naszych uczniów również przeszło na ciemną stronę. Musisz dowiedzieć się czy nasze podejrzenia są słuszne. Oczywiście w taki sposób, by się niczego nie domyślili. Jesteś w stanie to zrobić? - spojrzenie każdego w tym pomieszczeniu zatrzymał się na mnie. Przełknęłam ślinę. Chociaż się bałam musiałam to zrobić. Po to w końcu zostałam członkinią Zakonu.
- Postaram się jak najlepiej będę umiała. A kogo pan dyrektor podejrzewa? - spytałam.
- Evan Rosier, Regulus Black i Severus Snape. Niestety. Wiedziałem, że ta trójka nie jest dobra, ale żeby aż tak? Uważam to za swoją osobistą porażkę - powiedział poważnym głosem. Czyli moje podejrzenia względem tej trójki były słuszne. Przez chwilę zastanawiałam się czy powiedzieć im czego świadkiem byłam z dziewczynami i w końcu zdecydowałam się opowiedzieć o dwójce wychodzącej z Wrzeszczącej Chaty. Dyrektor przez chwilę milczał, po czym razem z Alastorem wyszli z pomieszczenia. My zostaliśmy siedząc w ciszy. Każdy chciał sobie to wszystko przemyśleć.
***
W tym samym czasie poszukiwany przez Zakon dziesięcioletni Philip Connor biegł przez las by schronić się przed zagrożeniem. Ledwo trzymał się na nogach. Jego blond loczki pobrudzone były brudem i krwią z rany na głowie. Oczy zasnute miał fontanną łez, ale biegł dalej.
Przeskoczył przez rów i znalazł się na ulicy. Nagle jego spojrzenie zatrzymało się na dwójce ludzi jadących rowerami kilka metrów za nim. Zaczął za nimi biec mając nadzieję, że mu pomogą.
Witajcie po trochę dłuższej przerwie.
Tym razem w rozdziale trochę więcej się dzieje, więc mam nadzieję że mi wybaczycie.
Mamy tutaj fanów Linna? ( Finn i Lily )
Pozdrawiam :)
- O, Maxine. Moja droga. Co cię do mnie sprowadza? - tajemniczo się do mnie uśmiechnął.
- Chciałam z dyrektorem o czymś porozmawiać, ale jeśli przeszkadzam to mogę wpaść innym razem. Nie ma żadnego problemu - powiedziałam, a on przepuścił mnie w drzwiach.
Weszłam do środka i do moich nozdrzy dostał się mocny zapach imbiru. Po chwili zorientowałam się, że doleciał on od kobiety stojącej przy obrazach poprzednich dyrektorów. Niskiego wzrostu blondynka z prostymi włosami sięgającymi prawie pupy i dużymi zielonymi oczyma. Ubrana była w kolorową spódnicę do ziemi i czarną koszulę. W uszach miała długie czerwone kolczyki. Wyglądała nie na więcej niż trzydzieści lat.
- Max? To Diana Thorne. Zastąpi panią Ruth na stanowisku nauczyciela Wróżbiarstwa - rzekł zamykając za nami drzwi.
- Dzień dobry - wyciągnęłam dłoń w jej stronę.
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że sobie poradzę. Nigdy wcześniej nie nauczałam ...
- Ja nie chodzę na Wróżbiarstwo, ale wierzę w panią. Będę trzymała kciuki - powiedziałam. Dyrektor chwilę z nią porozmawiał, po czym kobieta opuściła gabinet zostawiając nas samych.
- No dobrze. To o co chodzi? - spytał podsuwając w moją stronę pudełko z galaretkami. Chwyciłam jedną i sądząc po zielonym kolorze była ona jabłkowa. Spróbowałam. Nie. Kiwi.
- Chodzi mi o Zakon. Wiem, że nie chciałam do niego dołączać i sama nawet do pana przyszłam by się ... wypisać. Jednak pomyślałam o tym trochę i myślę, że mogłabym się zgodzić - powiedziałam.
- Przekonały cię zapewne niedawne wydarzenie, jak mniemam? Hm. No dobrze. Ale musisz być przekonana na sto procent. Nie chce Cię namawiać siłą bo wiem z czym to się wiąże. I ty również na pewno wiesz. To co wydarzyło się tobie i Jasperowi to tylko namiastka tego co się teraz wokół nas dzieje. Giną i znikają ludzie.
- Wiem. I jestem tego świadoma. Po prostu chce pomagać, a nie siedzieć w fotelu i czekać na to co się wydarzy. Chce móc kogoś uratować. I jest to dokładnie przemyślana decyzja - powiedziałam poważnym głosem. Nie dodałam, że moje przemyślenia trwały dwadzieścia minut, bo i po co?
- Okej. Skoro jesteś przekonana to się zgadzam. Za kilka dni jest zebranie i chciałbym żebyś się na, nim pojawiła. Przyjdź do mnie we wtorek o 17.00, dobrze? - podniósł się. Ja również. Pokiwałam głową i wyszłam. Mimo, że się denerwowałam to wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję.
***
Byłam kilka godzin później w bibliotece i szukałam książki, która miała mi pomóc w napisaniu eseju na Eliksiry, kiedy wyczułam czyjąś obecność. Uniosłam wzrok i zobaczyłam osobę, której w ogóle się nie spodziewałam.
- Cześć - powiedział.
- Hej - mruknęłam i wróciłam do przeglądania ksiąg na regałach. Nastała cisza.
- Możemy pogadać? - spytał.
- Mów. Przecież ci nie bronię - rzuciłam. Chłopak chwilę pomilczał, po czym wypuścił z siebie powietrze i spojrzał na mnie.
- Przepraszam Max. Jestem totalnym palantem. Niepotrzebnie na Ciebie naskoczyliśmy. My również mamy kilka tajemnic, o których wam nie mówimy i masz prawo być zła ... - nie przerwałam mu bo chciałam żeby mówił dalej - ... jesteś dla nas cholernie ważna i nie wiem czemu cały czas robimy coś by cię do nas zniechęcić. Chyba po prostu jeszcze nie dojrzeliśmy. Wybaczysz? - spytał wyciągając zza pleców mały bukiet goździków, które uwielbiam. Zacisnęłam usta w wąską linię nie będąc pewna swojej decyzji. Jednak w końcu westchnęłam i odebrałam od niego bukiecik.
- Ty i Potter niedługo wpędzicie mnie do grobu. Mimo, że najchętniej kopnęłabym was w tyłki to nie umiem być na was zła. Jest coś ze mną nie tak ...
- I, dlatego się przyjaźnimy - parsknął.
- Możliwe. No dobra. To mów co z tobą i Syl. To coś poważnego? - spytałam. Chrząknął.
- Nie wiem szczerze mówiąc. Lubię ją. Na serio. Miło mi się z nią rozmawia. Nie jest taka głupia za jaką ją niektórzy mają. Lubi Quidditch i The Beatles. Ale ... - przerwał.
- Nie kochasz jej - to było oczywiste. Skończyliśmy rozmawiać o życiu miłosnym chłopaka. Zasiadł ze mną przy stoliku i kiedy pisałam esej on czytał mi na głos Czarownicę. Czasami nie mogłam wytrzymać i wybuchałam śmiechem. Nie dało się wytrzymać. Zwłaszcza przy przepisie na maseczkę ze śliny morświna. Czego to ludzie nie wymyślą. W takim stanie przyłapał nas James, który jak najwidoczniej również przyszedł w końcu się pogodzić. Patrzył na nas z mieszaniną strachu i szczęścia co było dziwną mieszanką.
- Nie wiem co bierzecie, ale następnym razem weźcie pół. Dobrze radzę - rzucił.
- To ślina morświna - wyjaśnił Black. Nastała cisza, po której on i ja znów wybuchnęliśmy śmiechem. James wywrócił oczyma. Kiedy już się uspokoiłam tak jak niedawno Black mnie przeprosił, nazwał siebie i bruneta idiotami, po czym dał mi wielkie opakowanie kwaśnych żelków. To straszne, jak oni dobrze mnie znają. Przytuliłam go. Mój esej był już skończony, dlatego też w trójkę udaliśmy się do Wieży Gryffindoru żeby panowie mogli się również pogodzić z Mary i Lily. Ta druga nie była chętna do przyjęcia przeprosin, ale w końcu uległa i dała się przeprosić. Panowie dali im po czerwonej różyczce.
- Z Em i Georgie już rozmawialiśmy. Też dostały po kwiatku. Harper o mało nas nie pobiła, ale jakoś obeszło się bez rękoczynów - wyjaśnił Jim, kiedy w piątkę usiedliśmy na kanapach.
- I się nie dziwię. Całe te trzy tygodnie kiedy tylko was widziała dostawała ataku - parsknęłam kładąc głowę na ramieniu rudowłosej. W takim miłej atmosferze minęła nam godzina. Kiedy Peter z Remusem weszli do Pokoju Wspólnego i nas zobaczyli o mało ich szczęki nie wylądowały na dywanie. Byli w szoku. No i wcale się nie dziwię. Sama też byłabym zdziwiona. Z tego całego zamieszania kompletnie zapomniałam spytać Syriusza o to jak mu się podobał prezent ode mnie.
***
Minęło kilka dni. Jasper na szczęście czuł się lepiej, a pani Ruby pozwoliła mu opuścić Skrzydło Szpitalne. Kiedy tylko to się stało do szkoły wrócili Aurorzy by z nim porozmawiać.
To było we wtorek, czyli wtedy gdy miałam znaleźć się po raz pierwszy na zebraniu Zakonu. Trochę się denerwowałam. Zwłaszcza, że musiałam nakłamać przyjaciołom, gdzie będę przez ten czas. Powiedziałam, że jestem umówiona z Jasonem i pan dyrektor pozwolił mi iść do wioski w tygodniu. Boże. Czy ja jestem złym człowiekiem?
Równo o 17.00 ubrana w zwykłe czarne rurki, trampki i wkładany przez głowę ciemnozielony sweter znalazłam się w gabinecie Dumbledore'a. Miałam też kurtkę na tak zwaną czarną godzinę. Mężczyzna czekał już na mnie przy swoim kominku. On przedostał się jako pierwszy, a po chwili również ja poczułam znajome uczucie towarzyszące przenoszeniu się dzięki proszkowi. Zabrzmiało jakbym zażywała narkotyki. Hehe.
Zakon Feniksa spotyka się w Norze, która jestem domem Artura i Molly Weasleyów. O dziesięć lat ode mnie starsze małżeństwo. Zgodzili się na to by Nora została Kwaterą Główną. Dumbledore powiedział, że na obecny czas Zakon ma piętnastu członków. Ja jestem na razie najmłodsza. Z wiadomych względów.
Denerwowałam się, ale przynajmniej będzie tam też Jay, który ucieszył się, że do nich dołączę.
Po chwili znaleźliśmy się przed jednym z najdziwniejszych budynków jakie widziałam na oczy. Wysoki wyglądający jakby miał się zaraz rozpaść, ale pewnie dzięki magii to się nie działo.
Przez to, że było już ciemno nie mogłam zobaczyć co jest dookoła, ale słyszałam odgłosy świadczące o tym, że państwo Weasley mogą posiadać kury i inne zwierzęta hodowlane.
Dyrektor cztery razy zapukał w drzwi. Otworzyły się, a na progu stanął wysoki i chudy chłopak z rudą szopą na głowie i miłymi niebieskimi oczyma. Jego sylwetkę okrywały luźne ciemnobrązowe sztruksy i szary sweter. Na nasz widok uśmiechnął się.
- Dobry wieczór Arturze.
- Witaj Albusie ... a ty to pewnie Maxine? Bardzo mi miło Cię poznać. Jay dużo o tobie opowiadał.
- Mnie też miło - podaliśmy sobie ręce. Zaprosił nas do środka. Rozejrzałam się. Po prawo było wejście do jednego pomieszczenia, na wprost do drugiego, a po lewo schody prowadzące na piętro. Do mojego nosa dostał się zapach pieczonego kurczaka.
- Są już wszyscy? - zapytał dyrektor.
- Na razie wy, Jason i Bogini. Jest dopiero dwadzieścia po, więc dopiero zaczną się schodzić. Chodźcie do kuchni. Moll robi herbatę - powiedział, więc ruszyliśmy za nim. Było to małe i raczej ciasne pomieszczenie z długim drewnianym stołem. Prócz normalnych kuchennych mebli był tu regał pełen książek oraz kominek Fiuu, którym nie mogliśmy się tu dostać ponieważ Ministerstwo je im zablokowało na jakiś czas. Dlatego też przeszliśmy do ,,Dziurawego Kotła'' a stamtąd teleportowaliśmy się do Nory.
Przy stole siedziały dwie osoby. Mój ukochany braciszek i ładna dziewczyna z kręconymi czarnymi włosami do ramion i jasnymi oczami. Kojarzyłam ją ze szkoły. Była Puchonką o ile się nie mylę.
Natomiast przy piecu stała druga dziewczyna. Dość niska i o okrąglejszych kształtach z falowanymi rudymi włosami sięgającymi jej ramion. Ubrana była w luźną kolorową sukienkę.
- Przyprowadziłem gości - powiedział Artur obejmując swoją żonę ramieniem. Jay szeroko się uśmiechnął się i wstał by mnie przytulić. Pachniał swoją wodą kolońską. Potem przywitałam się z Molly i tą czarnowłosą dziewczyną, która nosiła imię Hestia. Teraz zrozumiałam czemu Weasley nazwał ją Boginią. Dyrektor zasiadł przy stole, a rudowłosa podała mu herbatę z cytryną. Ja odmówiłam. Nie miałam ochoty.
Rozmawialiśmy na różne tematy pomijając te związane z Zakonem, a w tym czasie przybyło pięciu członków. Bracia bliźniacy Molly, Fabian i Gideon Prewett, Moody ... aha ... Dedalus Diggle i Marlena Mckinnon, która skończyła szkołę w czerwcu. Była Gryfonką.
- A reszta? - spytał dyrektor, na co Moody wzruszył ramionami i mrugnął do mnie. Wszyscy zasiedliśmy już w salonie czekając na pozostałych. W tym samym momencie usłyszeliśmy stukot bosych stop, a po schodach zbiegł około siedmioletni chłopiec z puszystą rudą szopą na głowie ubrany w dwuczęściową piżamę w mugolskie samochody. W dłoniach ściskał pluszowego królika. Awww. Jaki uroczy. Na nasz widok lekko się zarumienił.
- Co tam kochanie? - zapytała Molly.
- Ja ... mleka ...
- Oczywiście. Chodź do kuchni - powiedziała. Chłopiec przejechał wzrokiem po wszystkich obecnych na mnie zatrzymując się na dłużej. Uśmiechnęłam się do niego. Przekrzywił lekko główkę zainteresowany moją osobą.
- A może byś się przedstawił? - Artur chwycił go za rękę. Chłopiec powoli ruszył w moją stronę.
- William Artur Weasley. Ale wszyscy mówią na mnie Bill. A ty? - spytał wystawiając rękę. Odziedziczył po tacie niebieskie oczy.
- Maxine Eva Winslow. Dla przyjaciół Max.
- Oh ... jesteś siostrą JJ-a? - uniósł brew, kiedy uściskałam jego chudą rączkę. Spojrzałam na Jasona, który wzruszył ramionami.
- Ksywka jak każda inna - zaśmiał się.
Bill po odebraniu szklanki mleka od swojej mamy wrócił na górę żeby nie przeszkadzać w zebraniu. Dowiedziałam się również, że prócz siedmioletniego Williama Artur i Molly mają jeszcze dwóch synów. Czteroletniego Charlie'go i rocznego Percy'ego. Uroczo.
W tym czasie pojawiła się reszta. Dorcas Meadowes, Elfias Doge, Frank Longbottom jego narzeczona Alicja Duncan i ... Edgar. Brat Georgie. Wow. Tego to się nie spodziewałam. Chłopak posiada ciemnobrązowe włosy i tego samego koloru oczu. Gdybym nie wiedziała, że jest spokrewniony z niebieskooką to nie zorientowałabym się, że są rodziną.
Na widok mojej zdezorientowanej winy wesoło się uśmiechnął i potargał sobie włosy.
- Proszę Max, tylko nie mów Geo ... - poprosił.
- Nawet gdybyś mnie nie poprosił i tak bym tego nie zrobiła. Nie mogę nikomu zdradzić nic o Zakonie, więc spokojnie - powiedziałam. Chyba się uspokoił. Widziałam to po jego minie, kiedy siadał na kanapie między Marleną i Elfiasem. Lekko przytuliłam Dorcas, która trzy lata temu przestała być Krukonką i zajęłam miejsce na jednym z foteli. Kiedy Artur zamknął drzwi i zasunął zasłony dyrektor wstał z krzesełka i stanął przodem do nas.
- Witam was kochani. Na początku powinienem przedstawić wam nowego członka, ale już wszyscy ją znamy więc sobie odpuszczę. Dlatego też przejdziemy do trochę mniej przyjemnej części zebrania ... czyli do odczytywania listy zaginionych. Alastorze? - dyrektor zrobił miejsce Aurorowi, który wyciągnął z marynarki rolkę pergaminu. Atmosfera w pomieszczeniu od razu zgęstniała. Miny wszystkich zrobiły się smutne i wkurzone.
- Octavia Perkins. Lat trzydzieści dwa. Zaginiona osiemnastego marca tego roku. Do tej pory nie odnaleziona. Ryan Cooper. Lat trzynaście. Zaginiony trzeciego września tego roku. Również nie odnaleziony. Bob Hilton. Pięćdziesiąt lat. Zaginiony dwudziestego piątego maja tego roku. Jego ciało odnaleziono czwartego listopada niedaleko Tamizy. Zmarł w skutek wykrwawienia. Ivonne Harris. Lat dwadzieścia dwa. Zaginiona pierwszego czerwca bieżącego roku. Wciąż nie odnaleziona - chrząknął i czytał dalej. Trwało to prawie dwadzieścia minut. Z pięćdziesięciu ośmiu osób odnaleziono jedynie dwie żywe, do tego osiem ciał, a reszta nadal jest oznaczona jako zaginiona. Cały ten czas siedziałam pochylona i słuchałam tego wszystkiego ze łzami w oczach i gęsią skórką. Nie miałam pojęcia, że jest aż tak źle. Inni również wyglądali na przejętych, ale trochę mniej niż ja. Pewnie, dlatego iż ja byłam dopiero pierwszy raz na odczytywaniu takiej listy, a oni mają za sobą już kilka. Jay szepnął mi na ucha, że jest postęp jeśli chodzi o poprzednie zebranie. Chociaż tyle.
***
Panna Evans nucąc pod nosem piosenkę Beatlesów szła w stronę Wieży. Wizyta w bibliotece trochę się jej przedłużyła i chciała zdążyć na kolację, która kończyła się za dwadzieścia minut.
Wbiegała właśnie w ostatni zakręt, kiedy ktoś się przed nią pojawił, a ona nie zdążyła zahamować i zderzyła się z tobą osobą właśnie.
- Merlinie ... Lily! Ty niedługo na serio zrobisz sobie krzywdę ... - Finn przytrzymał ją za ramiona.
- Chyba masz rację - parsknęła. Nastała cisza. Chłopak spojrzał na buty i potargał sobie włosy. Lily czuła, że chciał coś powiedzieć, ale się denerwował. Z łatwością odczuwała emocje ludzi, z którymi rozmawiała. Taki mały dar.
- Ja ... mam do ciebie małe pytanie. Maxine miała to zrobić za mnie, ale co byłby ze mnie za facet gdybym sam tego nie zrobił? No dobra ... poszłabyś ze mną do Hogsmeade? Na kawę albo ... - przerwał by zobaczyć jej reakcję. Dziewczyna poprawiła torbę na swoim ramieniu, po czym się uśmiechnęła. Nie sądziła, że podoba się blondynowi ale z drugiej strony co jej szkodzi? Jest sympatyczny, ma poczucie humoru. No i brzydki też nie jest. Chociaż oczywiście wygląd nie był na pierwszym miejscu. Ale to wiedzieli wszyscy, którzy znali Pottera i jego podchody względem niej.
- Hm ... a co będę z tego miała? - uniosła brew i o mało nie wybuchnęła śmiechem na widok jego zabawnej miny - Spokojnie. Przecież żartuje. Bardzo chętnie pójdę z tobą do Hogsmeade.
- Jejku, ale mnie przestraszyłaś - położył rękę na sercu, a ona posłała mu uroczy uśmiech - To w tą sobotę? O 11.00? - spytał. Jej uśmiech zniknął.
- Oh. Całkiem zapomniałam, że w ten weekend nie będzie mnie w szkole bo jadę na ślub przyjaciela i sam rozumiesz ... - przerwała bo wpadł jej do głowy pewien pomysł - ... a właśnie. Razem z dziewczynami jesteśmy zaproszone z osobami towarzyszącymi. Może wybrałbyś się ze mną? To byłaby pierwsza część randki - zaproponowała. To była spontaniczna decyzja, ale na razie jej nie żałowała. No chyba, że Puchon jej odmówi. Przez chwilę milczał zastanawiając się nad decyzją.
- Jeśli to nie będzie problem, to jasne. Bardzo chętnie się z tobą wybiorę. Tylko ostrzegam. Nie potrafię za bardzo tańczyć - powiedział.
- Nie martw się. Ja też nie. No dobra. Znikamy w piątek o 19.00 za pomocą kominka dyrektora. Bądź tam chwilę przed okej? - uśmiechnęła się.
- Jasne - powiedział. Cmoknęła go w policzek, pomachała mu i pognała w stronę Wielkiej Sali. Finn dotknął dłonią miejsca, gdzie usta dziewczyny zetknęły się z jego skórą. Z głupim uśmiechem poszedł do Skrzydła Szpitalnego.
***
Całe zebranie trwało dwie godziny. Prócz odczytywania listy zaginionych byłam świadkiem raportów wszystkich obecnych. Niektórzy są zajęci poborem nowych członków, inni mają za zadanie obserwowanie ludzi podejrzanych o bycie Śmierciożercami, a jeszcze inni zajmują się opieką nad ważnymi osobami jak Minister czy szefowie departamentów. Kiedy Dorcas skończyła mówić jak jej poszło namawianie ludzi do przystąpienia do Zakonu ponownie głos zabrał Dumbledore.
- Mam dwa nowe zadania dla was. Jedno dla Edgara i bliźniaków. Dzięki pewnym źródłom wiem iż pewna grupka od kilku dni spotyka się w barze zwanym ,,Móżdżek'' który znajduje się na przedmieściach Liverpoolu. Musicie zbadać czy owa grupka może być powiązana z Voldemortem. Dobrze? - spojrzał na nich. Kiwnęli głowami. Mieli zawzięte miny - A drugie zadanie jest dla Max. Niestety są podejrzenia, że kilkoro naszych uczniów również przeszło na ciemną stronę. Musisz dowiedzieć się czy nasze podejrzenia są słuszne. Oczywiście w taki sposób, by się niczego nie domyślili. Jesteś w stanie to zrobić? - spojrzenie każdego w tym pomieszczeniu zatrzymał się na mnie. Przełknęłam ślinę. Chociaż się bałam musiałam to zrobić. Po to w końcu zostałam członkinią Zakonu.
- Postaram się jak najlepiej będę umiała. A kogo pan dyrektor podejrzewa? - spytałam.
- Evan Rosier, Regulus Black i Severus Snape. Niestety. Wiedziałem, że ta trójka nie jest dobra, ale żeby aż tak? Uważam to za swoją osobistą porażkę - powiedział poważnym głosem. Czyli moje podejrzenia względem tej trójki były słuszne. Przez chwilę zastanawiałam się czy powiedzieć im czego świadkiem byłam z dziewczynami i w końcu zdecydowałam się opowiedzieć o dwójce wychodzącej z Wrzeszczącej Chaty. Dyrektor przez chwilę milczał, po czym razem z Alastorem wyszli z pomieszczenia. My zostaliśmy siedząc w ciszy. Każdy chciał sobie to wszystko przemyśleć.
***
W tym samym czasie poszukiwany przez Zakon dziesięcioletni Philip Connor biegł przez las by schronić się przed zagrożeniem. Ledwo trzymał się na nogach. Jego blond loczki pobrudzone były brudem i krwią z rany na głowie. Oczy zasnute miał fontanną łez, ale biegł dalej.
Przeskoczył przez rów i znalazł się na ulicy. Nagle jego spojrzenie zatrzymało się na dwójce ludzi jadących rowerami kilka metrów za nim. Zaczął za nimi biec mając nadzieję, że mu pomogą.
Witajcie po trochę dłuższej przerwie.
Tym razem w rozdziale trochę więcej się dzieje, więc mam nadzieję że mi wybaczycie.
Mamy tutaj fanów Linna? ( Finn i Lily )
Pozdrawiam :)
Hej!
OdpowiedzUsuńMimo wszystko dobrze, że Max zgodziła się wstąpić do Zakonu. Wiadomo, że to niebezpieczne, ale brak członkostwa w Zakonie też pewnie nikogo by nie uratował, a tak przynajmniej Max nie będzie próbowała działać na własną rękę.
Uff, cieszę się, że te dwa dupki postanowiły wreszcie wsadzić dumę do kieszeni i pogodziły się z Max. Ślina morświna - to by było dobre hasło do dziury pod portretem Grubej Damy :D
Spodobało mi się, że Hestia ma ksywę Bogini, fajnie to zabrzmiało :) W ogóle lubię jak tu i ówdzie pojawiają się kanoniczne postacie, a w tym rozdziale było ich całkiem sporo.
Widzę, że Max dopiero zaczyna się orientować w tym, jak ponuro naprawdę wygląda sytuacja. Ciekawe, jaka będzie jej rola w Zakonie.
Ciekawe też, co Dumbel ma na myśli mówiąc, że część uczniów przeszła na ciemną stronę. Co taki uczeń może lub umie? Raczej niewiele. I skąd on o tym wie, co Max może z tym zrobić? Same pytania.
Jak możesz pytać, czy ktoś popiera pairing Lily/Finn? OCZYWIŚCIE, ŻE NIE. Lily może być tylko z Jamesem i żaden pierdołowaty Finn niczego w tej kwestii nie zmieni. Jasne? :D
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Hej!
UsuńSama tego nie chciała no ale wydarzenia które miały miejsce ją do tego namówiły ;)
Dumbledore jak zwykle ma swoje tajemnice ;) do tego przyzwyczaiła nas Rowling. Jego podejrzenia nie biorą się znikąd i wszyscy kiedyś się o tym dowiedzą.
Każdy uwielbia Lily i Jamesa razem. Ich związek jest nieuchronny i na pewno się pojawi. Ale z drugiej strony nudno by było gdyby tyle lat nikogo nie miała i czekała na chłopaka któego przez tyle lat nie znosiła ;) takie jest moje zdanie.
Pozdrawiam
Jestem! :)
OdpowiedzUsuńA więc jednak Max jest w Zakonie. Bardzo mnie to cieszy, bo oznacza to, że działalność grupy bedzie przeplatana miedzy mury szkoły :)
No nareszcie! Ile mozna było na to czekać? Bardzo dobrze, że wreszcie sie przeprosili i nie ma juz żadnych chorych scen. Chociaz szkoda, że sprawa prezentu sie nie wyjaśniła ;)
Jak dobrze, że opisałaś spotkanie Zakonu. To taka odskocznia od szkolnych problemów. Ciekawie też, że wykorzystałaś postaci, o których wspominała pani Rowling :)
Bill podbił moje serce. Jaki słodziaczek! ^^
No coz, ja jestem typowym Jilowcem dlatego bardzo mi sie nie podoba Finn. Ale moze wyjdzie z tego tylko przyjaźń ;)
Misja Max wydaje mi sie trudna i boje sie, że moze ją przerosnąć. Ale trzymam mocno kciuki! ^^
Pozdrowienia
Natalia
Hej!
UsuńSprawa prezentu rozwiąże się juz w następnym rozdziale. Obiecuje.
W końcu w Zakonie są same kanoniczne postacie. Jedynie Max ... i ktoś jeszcze ... będzie dodana.
Każde male dziecko jest urocze :D ale to prawda. Bill ti slodziak.
Ja tez uwielbiam Jily no ale musicie przeboleć Linn ;)
Pozdrawiam