środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział 18.

Lily cała zdenerwowana siedziała na dość niewygodnym krzesełku stojącym przy ścianie i czekała aż Maxine opuści gabinet pani Mcmillan. Dziewczyna martwiła się o swoją najlepszą przyjaciółkę. Wiedziała, że dzisiejsza wizyta w Mungu i dzisiejsze badania będą miały duży wpływ na jej dotychczasowe decyzje oraz na te które dopiero podejmie. 
Założyła nogę na nogę i zaczęła się rozglądać po korytarzu. Nie była tutaj po raz pierwszy. Dwa lata temu spędzała tu co drugi dzień siedząc przy nieprzytomnej Winslow po parę godzin. To był najgorszy okres w jej życiu. Chyba tylko śmierć taty wywołała u niej większe przygnębienie i smutek. 
Dla Lil liczyło się to, że Max w ogóle wybudziła się ze śpiączki. Brak możliwości gry w Quidditcha była na dalszym planie. W końcu Uzdrowiciele dawali jej małe szanse. Siła uderzenia Tłuczkiem była tak mocna, że dziewczynie połamało miednicę. Do tego uderzyła o ziemię spadając z miotły z siedmiu metrów wysokości. Żaden z nauczycieli ani uczniów nie zdążył zareagować. Cała drużyna Krukonów rzuciła się na Carrowa, który był winny całej tragedii. Corner, czyli ich kapitan dostał takiego szału, że o mało nie zatłukł Ślizgona na śmierć. Pozostała część drużyna musiała go powstrzymywać. Osiemnastolatek został zawieszony na resztę semestru, a egzaminy końcowe pisał w Ministerstwie pod okiem pani Minister i dyrektora. 
Maxine jednak po wybudzeniu się i dowiedzeniu, że na dziewięćdziesiąt osiem procent już nigdy nie będzie mogła wsiąść na miotłę i oddać się swojej pasji o mało się nie załamała. Całe dnie była zamknięta w sobie. Nie chciała z nikim rozmawiać. Dopiero miesiąc spędzony we Włoszech, w domu rodzinnym swojego taty sprawia, że staje na nogi. Znów staje się tą samą nienormalną lubiącą ryzyko i sarkazm dziewczynę. Jedynie nie liczni wiedzieli, że w środku cały czas jest załamana tym co się stało. Po prostu tego nie okazywała. 
Od ostatniej wizyty Lily w św. Mungu minęło pięć miesięcy. Wtedy też miały miejsce ostatnie badania kontrolne Max. Od tego czasu nic się nie zmieniło. Nadal nie było zbytnio przyjemnie i nie za czysto. Według niej Ministerstwo powinno zadbać o porządek w takim miejscu. W końcu bakterie nie są niczym dobrym dla chorych. Chyba, że dla czarodziejów bakterie nie stanowiły żadnego ryzyka. Wtedy okej. Nie będzie się czepiać. 
- Tam jest moja żona do cholery! - po korytarzu rozniósł się wkurzony męski głos. Rudowłosa spojrzała w prawo i zobaczyła dość wysokiego blondwłosego faceta z brodą ubranego w czarną szatę czarodziejską. Miał z czterdzieści lat.
- Wiemy panie Depp, ale niestety nie może pan tam wejść. Trwa operacja i ...
- Mam w dupie to co pani mówi! Ja chce zobaczyć moją żonę! - krzyknął o mało nie przywalając pielęgniarce w twarz kiedy chciał ją minąć. 
- Ejejej, spokojnie kolego - wtrącił ochroniarz kładąc mężczyźnie rękę na ramieniu - Pańska żona jest teraz operowana i to niemożliwe by mógł się z nią zobaczyć. Proszę usiąść, a pani pielęgniarka przyniesie panu coś na uspokojenie. Inaczej będę musiał pana wyprowadzić - powiedział. Mężczyzna zacisnął dłonie w pięści, minął pielęgniarkę i ochroniarza, po czym usiadł kilka krzesełek od Lily. Ukrył twarz w dłoniach. 
- Wszystko będzie dobrze proszę pana - powiedziała w jego stronę. Spojrzał na nią - Uzdrowiciele to prawdziwi ... czarodzieje - chrząknęła, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo drzwi na przeciwko nich otworzyły się, a ze środka wyszła Max. Po jej minie nie dało się niczego wywnioskować. 
- I co? 
- W porządku i ... pan Depp? - ze zdziwieniem spojrzała na mężczyznę siedzącego dwa metry od nich. Niemrawo się uśmiechnął. 
- Dzień dobry Maxine. 
- Co pan tu robi? ... To sąsiad Potterów - zwróciła się do rudowłosej widząc jej minę. 
- Karen miała wypadek w laboratorium i jest właśnie operowana - powiedział smutnym głosem. 
- Jeju ... straszne. Ale jestem pewna, że wszystko będzie okej. Uzdrowiciele są niesamowici. W końcu mnie poskładali do kupy - powiedziała. Porozmawiali jeszcze chwilę, po czym dziewczęta wydostały się ze św. Munga na ulicę Londynu zostawiając mężczyznę. W jednym z zaułków teleportowały się do ,,Dziurawego Kotła'', a stamtąd przeszły przez kominek do gabinetu dyrektora.
                                           ***
W tym samym czasie czwórka siódmoklasistów z Gryffindoru siedziało w Pokoju Wspólnym. Milczeli każdy zajęty czymś innym. Remus kończył wypracowanie na OPCM od czasu do czasu zerkając na swoich przyjaciół. Peter czytał podręcznik do Historii Magii, ponieważ następnego dnia mieli mały sprawdzian natomiast pozostała dwójka po prostu siedziała i wpatrywała się w jeden punkt. Syriusz wybrał półkę nad kominkiem, a James oparcie fotela. Mieli teraz chwilę czasu wolnego przed następną lekcją dzisiejszego dnia.
W tym samym momencie dziura pod obrazem Grubej Damy odsunęła się, a do Pokoju Wspólnego weszła Evans. Rozejrzała się i widząc Huncwotów lekko się spięła. Uśmiechnęła się do Lupina, który do niej pomachał po czym wdrapała się po schodach do swojego dormitorium. 
- Czemu do niej machasz? To zdrajczyni. 
- Wiesz co James? Czasami mam cię dość. Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko. Ty Black tak samo. O co wam chodzi? - warknął Lupin wkładając pergamin z wypracowaniem do torby. 
- O to, że ... 
- To, że co? Że mają przed nami tajemnice? A my ich nie mamy? Powiedzieliśmy im o Mapie Huncwotów? O Pelerynie Niewidce? Nie. Lil, Mary i Em nadal nie wiedzą o tym, że jestem ... inny. I o tym, że wy jesteście Animagami. I co? Nie nazywają was zdrajcami. Więc lepiej się ogarnijcie bo jeszcze trochę i kopną was w dupę. A ja nie będę się za wami wstawiał. Wiecie czemu? - zapytał - Bo od pewnego czasu sam dziwię się, że wciąż się z wami przyjaźnię. Chodź Pete - powiedział. Peter również wstał, po czym obaj zniknęli poza Pokojem Wspólnym. W tej samej chwili ze swojego dormitorium wyszła Lily przebrana już w mundurek. Nawet na nich nie patrząc również opuściła Pokój Wspólny. 
- On ma chyba trochę racji - westchnął Potter kładąc się na kanapie i zamykając oczy. Black spojrzał na moment do tyłu i zobaczył dwie dziewczyny rozmawiające przy tablicy ogłoszeniowej. Obczaił je wzrokiem, po czym na jego usta dostał się łobuzerski uśmiech. Chrząknął, wstał i ruszył w ich stronę. Pora zapolować.
                                          ***
Wizyta u pani Mcmillan napawała mnie obawą. Obawą przed tym, że jednak nie będę mogła spróbować. Jednak po usłyszeniu diagnozy mogłam szeroko się uśmiechnąć. Teraz właśnie szukałam Troya, który według informacji które zdobyłam powinien być pod salą do Numerologii. 
Poprawiłam torbę na swoim ramieniu i skręciłam we właściwy korytarz. Zauważyłam go rozmawiającego ze swoją dziewczyną. 
- Cześć gołąbeczki - rzuciłam podchodząc do nich. Troy tak jak ja jest Krukonem, ale o rok młodszym. Ma czarne sięgające brody włosy oraz zielone oczy. Natomiast jego dziewczyna Samantha uczy się w Gryffindorze. Na tym samym roku co on. 
- Cześć Maxi. Co się dzieje? - spytał. 
- Zgadzam się - powiedziałam. Zmarszczył brwi, ale po chwili szeroko się uśmiechnął. 
- Tak? Boże, niech Merlin ci pobłogosławi najdroższa Maxine! - uniósł mnie w górę i okręcił. Widziałam, że Sam wywraca oczyma rozbawiona. Omówiliśmy szczegóły, po czym zadowolona ruszyłam w stronę podziemi, gdzie zaczynały się nam zaraz Eliksiry z Puchonami. Dochodziłam już na miejsce, kiedy poczułam szczypanie połączone ze swędzeniem w lewej ręce. Zaczęłam rozcierać to miejsce i ... wyczułam pierścionek. Kurde. Całkowicie o nim zapomniałam. Miałam go już miesiąc, ale był tak wygodny i tak wtapiał się w palec, że w ogóle się go nie czuło. Zdjęłam go na moment i przyjrzałam się ślicznym oczkom kota. Moja prawa brew uniosła się, kiedy zauważyłam iż nie były już czarne tylko złote. Albo cały czas takie były, a ja miałam jakieś przewidzenia? Dziwne ... 
Próbując o tym nie myśleć dotarłam pod klasę. Tam już czekały na mnie dziewczyny. Lekcja minęła bardzo szybko. Może to dlatego, że nie ważyliśmy żadnego eliksiru tylko słuchaliśmy Slughorna i jego wspomnień za czasów kiedy sam był uczniem. Na serio nie podejrzewałabym go o to, że sprzedawał słodycze dzieciakom, które nie mogły jeszcze chodzić do Hogsmeade. To, że w czasie siedmiu lat nie przepadał za Eliksirami też było niespodzianką. W końcu ich nauczał.
Dwugodzinna próba do przedstawienia również minęła szybko i nim się spostrzegliśmy był już obiad. Po zjedzeniu lasagne z pieczarkami i kurczakiem zostawiłam dziewczyny same i udałam się do biblioteki. Musiałam dokończyć wypracowanie na Historię Magii. 
Byłam właśnie w połowie, kiedy ktoś dosiadł się do mojego stolika. Uniosłam wzrok znad pergaminu, a na moje usta wkradł się lekki uśmiech kiedy zobaczyłam Jaspera.
- Co tam panie gitarzysto? - spytałam. 
- Nic ciekawego. A u pani wokalistki?
- Też nuda - zaśmialiśmy się. Wydawało mi się, że blondyn był czymś zdenerwowany, ale nie chciałam drążyć tematu. W końcu to nie moja sprawa. 
- Max? Chciałbym się ciebie o coś zapytać tylko proszę cię ... Nie śmiej się, okej? - poprosił. 
- Przyrzekam. 
- Poszłabyś ze mną na spacer? Albo na cokolwiek? Po prostu chciałbym z tobą spędzić trochę czasu. To co? - spytał. Nastąpiła cisza. Chłopak zacisnął usta w wąską linię czekając na moją odpowiedź.


Szczerze? Byłam w lekkim szoku. Nie sądziłam, że Jasper może mnie lubić w ten sposób. Myślałam, że jesteśmy kumplami. Jednak z drugiej strony. Jest sarkastyczny, zabawny i nawet miły. No i nie jest typowym Ślizgonem. Co mi szkodzi? 
- Jasne - uśmiechnęłam się. Wyglądał na zdziwionego, ale też się uśmiechnął. 
                                             ***
Nadszedł początek listopada. Pogoda już na sto procent zmieniła się na jesienną. Od dwóch tygodni nie było dnia podczas którego by nie padało.
Dzisiaj był trzeci listopada, a co za tym szło ... osiemnaste urodziny Blacka. Od dwóch tygodni ze sobą nie gadamy, więc trochę słabo. Podobno organizują imprezę z tego powodu no ale ani ja ani Lily - Emma, Mary i Geo również - nie zostałyśmy zaproszone. I wcale nie jestem zdziwiona. 

Z drugiej strony miałam ogromną ochotę iść do tych debili i ich przeprosić ... chociaż to oni robili problemy. Ale to skomplikowane. 
Trwała właśnie OPCM z Gryfonami. Pan Marshall tłumaczył nam zasady tajności i zaklęcia do tego potrzebne. Cała klasa była tym strasznie zainteresowana i wszyscy wszystko notowali. 
Kątem oka patrzyłam na Syriusza siedzącego w trzeciej ławce pod oknem. Nie siedział sam. Nie siedział też z żadnym z Huncwotów. Tylko z Sylvie Feldman. Współlokatorką Lily i Mary. Od pewnego czasu się ze sobą spotykają. Byłam zdziwiona tą informacją bo odkąd tylko pamiętam mówił, że to idiotka i nie ma zamiaru się z nią kolegować, a co dopiero z nią być. A tu taka niespodzianka.   
- No dobrze. To na dzisiaj koniec. Odpuszczę wam pracę domową, ale powtórzcie sobie ostatnie trzy tematy. Zrobimy sobie za tydzień małą kartkówkę. Zmykajcie - powiedział nauczyciel i wypuścił nas z klasy choć do końca lekcji były jeszcze z dziesięć minut. No, ale co? Przecież nie będę narzekać. 
Po wyjściu zaczepiłam na moment Remusa. 
- Co tam wariatko? - spytał. 
- Mam do ciebie prośbę Remi. Dzisiaj są urodziny Syriusza, a nie dostałyśmy zaproszeń na imprezę, więc ... mam dla niego prezent. Kupiłam go jeszcze przed wakacjami i ... dałbyś mu to? - spytałam wyjmując z torby dość małe pudełko. Spojrzał na mnie z lekkim bólem w oczach. 
- Max ...
- Nic się nie stało Rem. Kiedyś się pogodzimy zobaczysz. Ale to nie jest jeszcze ten czas. Dasz mu to, czy nie? - uniosłam brew. Westchnął i kiwnął głową. Uśmiechnęłam się, cmoknęłam go w policzek i ruszyłam w stronę podziemi. 
Przed kolacją byłam umówiona z Jasperem. Byliśmy już trzy razy na spacerze i wspominam to bardzo miło. Już z daleka widziałam jego sylwetkę opartą o ścianę dziedzińca. Nadal miał na sobie mundurek, ale zarzucił na niego skórzaną kurtkę, a na głowę wsunął czapkę. Ja również ubrałam kurtkę i czapkę, bo pogoda nas nie rozpieszczała. Na mój widok uśmiechnął się i schował dłonie do kieszeni spodni. Cmoknęłam go w policzek, po czym rozmawiając ruszyliśmy w stronę błoń i jeziora. Słuchałam tego co mówi, ale moje myśli wędrowały w stronę Blacka. Mam nadzieję, że nie wyrzuci tego prezentu. Nie rozmawiamy ze sobą, ale w końcu cały czas się przyjaźnimy. Chyba ... 
- O co chodzi Maxi? - spytał, kiedy dotarliśmy już do jeziora. Kałamarnica schowana w jego toni uniosła mackę i uderzyła nią o powierzchnię wody. 
- O nic ...
- Daj spokój. Już trochę się znamy i wiem, kiedy czymś się przejmujesz. Chodzi o Pottera i Blacka? 
- Trochę - burknęłam zdziwiona, że tak dobrze wiedział o co mi chodzi. 
- Nie przejmuj się. Jesteś dla nich jak siostra. W końcu zmądrzeją i cię przeproszą. Zobaczysz. Mogę oddać wątrobę jeśli się mylę - powiedział i wykonał gest jak prawdziwy harcerz. Uśmiechnęłam się wesoło, po czym chwyciłam się jego ramienia. Tak się zagadaliśmy, że nawet nie zauważyliśmy tego iż dotarliśmy do polany odgradzającej Zakazany Las od drogi prowadzącej do Hogsmeade. 
- Może już wracajmy co? - spojrzałam na blondyna. Zrobiło się zimniej i ciemniej. Aż dostałam gęsiej skórki. Już mieliśmy ruszyć w drogę powrotną, kiedy do naszych uszu dotarł szelest krzaków. 
- No proszę proszę. Kogo my tu mamy? Uczniowie nie powinni o tej porze pałętać się tak blisko Zakazanego Lasu - kobieta zaśmiała się. Odwróciłam się. Bellatrix. I nie była sama. Z dwoma blondynami, których nie kojarzyłam. Serce zaczęło mi walić ze strachu. Jace jedną ręką złapał mnie za nadgarstek, a drugą za różdżkę którą miał wetkniętą w kieszeń kurtki. 
- Was też tu nie powinno być - warknęłam. Panowie zaczęli się śmiać, a kuzynka Syriusza zacmokała i podeszła do nas. Jasper napiął się i zasłonił mnie sobą. Wzrok kobiety zatrzymał się na blondynie. 
- Może byś się przedstawił? Pannę Winslow znam. W końcu zadaje się z moim parszywym i zdradzieckim kuzynem - zasyczała i przejechała palcem wskazującym po moim policzku. Przeszedł mnie dreszcz. Uśmiechnęła się parszywie.
- Jasper Murton - warknął, a oni zastygli. Panna Black spojrzała na niego jak na robaka. 
- Murton ... to ty jesteś tym Ślizgonem, który zadaje się z plebsem. Nie wstyd ci szargać swoją czystą krew gówniarzu?! - krzyknęła i wymierzyła mu policzek. Pisnęłam natomiast Jace nawet nie drgnął. Na moment jedynie zagryzł dolną wargę. 
- Wolę zadawać się ze zdrajcami krwi niż z mordercami i tchórzami, którzy są poplecznikami Voldemorta tylko ze strachu - powiedział twardym głosem. Zastygłam. Śmierciożercy również. Byłam pod wrażeniem jego odwagi ... albo głupoty? Jak kto woli. Bellatrix dostała tiku nerwowego oka, a żyła na jej szyi zaczęła pulsować. 
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?!?!?!? Czarny Pan jest przyszłością naszego świata! Oczyści go ze zdrajców krwi i szlam! Zostaną tylko ci którzy go wesprą! - wpadła w lekki szał. Po chwili ja byłam trzymana w uścisku jednego z blondynów, a drugi trzymał Jaspera. Próbowałam się wyrwać, ale koleś miał mocny chwyt. I śmierdział kapustą, ale pomińmy to. Mamy ważniejsze sprawy. 
- Nie rób mu krzywdy! - jęknęłam przestraszona. Bella nucąc pod nosem uśmiechnęła się do mnie. 
- Oj ... czyżby ... oh, przeszkodziliśmy wam w randce? O Merlinie, tak was przepraszam ... Nie, jednak nie. A teraz się pobawimy. Za każdym razem jeśli nie powtórzysz po mnie tego co powiem źle to się dla ciebie skończy. A żeby podkręcić atmosferę zrobimy to bez różdżki - powiedziała i patrząc w oczy chłopakowi odrzuciła swój magiczny patyk na bok. Przestałam się szarpać. To i tak nic nie zmieni. Miałam mniej siły niż ten facet. 
- Black ... proszę ... - szepnęłam. Nawet na mnie nie spojrzała. Zamiast tego spojrzała na Jace'a.
- No dobrze ... to pierwsza kwestia ... Jestem bezwstydnym zdrajcą krwi i brzydzę się sobą. No proszę powtórz - zatarła ręce. Ślizgon zacisnął usta w wąską linię, ale się nie odezwał. Kobieta zachichotała, po czym zamachnęła się i przywaliła mu otwartą dłonią w twarz. Odwróciłam wzrok. Zachichotała jak mała dziewczynka. Mała nienormalna dziewczynka - Ale zabawa ... no dobrze ... Każdy kto nie jest Ślizgonem, to śmieć nadający się tylko do zabicia ... - powiedziała i czekała. Ale Jace się nie odezwał. Tym razem dostał z pięści w nos. Usłyszałam chrupot kości. Spojrzałam na niego. Z jego nosa chlusnęła krew, ale chłopak nadal nie okazywał strachu. Po kolejnym dziesięciu minutach Murton wyglądał strasznie. Nawet już nie odwracałam wzroku. Bałam się odwrócić wzrok. Chłopak nie mając siły leżał na ziemi, a Bella pochylała się nad nim. 
- Bellatrix ... zostaw go ... - jęknęłam przerażona. Już wystarczająco mu się dostało. 
- Czemu miałabym? Świetnie się bawię. Po za tym powinnaś być mi wdzięczna, że nie użyłam różdżki. Wtedy zapewne już by nie żył ... - podeszła do mnie szturchając po drodze stopą jego dłoń - Maxine. Maxine. Puszczę was. Ale masz wszystko opowiedzieć dyrektorowi ... każdy szczegół, jasne? A i jeszcze jedno. Daj to mojemu ukochanego kuzynowi - powiedziała i wcisnęła mi do ręki kopertę. Musnęła ręką mój policzek, po machnęła ręką na swoich znajomych. Chwilę później zniknęli. Przerażona przez chwilę po prostu stałam. Dopiero jęk Jaspera mnie ocucił. Schowałam kopertę do kieszeni kurtki i kucnęłam koło niego. Miałam ściśnięte gardło. 
- Jace ...
- Boli - jęknął kładąc głowę na moim udzie. Jego twarz wyglądała okropnie. Złamany nos. Masa siniaków. Rozcięta warga. Krew. Delikatnie pogłaskałam go po głowie z trudem panując nad wybuchem płaczu. 
- Spokojnie. Już cię stąd zabieram ... Pani Shey się tobą zajmie. Zobaczysz - wstałam i wypowiedziałam zaklęcie trzymając różdżkę przed sobą. Po chwili szłam w stronę szkoły, a blondyn unosił się w powietrzu na niewidzialnych noszach. Drugą ręką ocierałam łzy, które zaburzały mi pole widzenia. Po dziesięciu minutach - co strasznie długo trwało - doszłam do szkoły. Nie przejmując się niczym od razu udałam się do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka na widok stanu chłopaka głośno pisnęła. Kazała mi go ułożyć na jednym z łóżek i poleciała szybko do swojego kantorka. Wróciła z różnymi słoiczkami i tubkami. Kiedy ona się nim zajmowała ja siedziałam na taborecie i trzymałam jego dłoń. Chwilę później pojawił się dyrektor oraz pani Mcgonagall i pan Slughorn. Opowiedziałam im to co się wydarzyło. Wszystko po kolei. Pani Minerwa wyglądała jakby miała się zaraz popłakać. Dyrektor położył mi rękę na ramieniu i nic nie mówiąc opuścił Skrzydło. Pozostała dwójka została by wesprzeć nas na duchu. 
                                           *** 
Impreza urodzinowa Syriusza trwała w najlepsze. Sam solenizant siedział na kanapie pod ścianą i popijając piwo kremowe wpatrywał się w tańczących ludzi. Obok niego leżało dość małe pudełko w ładnym szarym kolorze obwiązane zieloną wstążką. Dwie godziny temu dał mu je Remus mówiąc, że to prezent od Maxine. I jeszcze go nie otworzył. Miał w głowie gonitwę myśli. 
Wziął je w ręce i zaczął obracać. Nie sądził, że po ich kłótni i prawie trzech tygodniach nie odzywania się do siebie dziewczyna będzie chciała dać mu prezent. Przez to czuł do siebie jeszcze większy wstręt. W końcu ona nie zrobiła niczego złego, a oni zachowywali się jak jacyś idioci. Miał je otworzyć, kiedy przez tłum w jego stronę przedarł się Remus. Wyglądał na przerażonego. 
- Co jest? - zaniepokoił się. 
- Maxine z Jasperem byli na spacerze. Natknęli się na Śmierciożerców. Są teraz w Skrzydle Szpitalnym. Z Murtonem jest podobno kiepsko - wyrzucił z siebie. Brunet zastygł. 
- A Maxine? - spytał przestraszony. 
- Nie wiem ... 
- Idziemy - warknął, po czym zgarnęli pozostałą dwójkę Huncwotów i ruszyli w stronę Skrzydła Szpitalnego. Pudełko z prezentem od dziewczyny sturlało się z kanapy i wpadło pod nią. 



Hej hej :)
Znowu po tygodniu ... wow :) szaleje 

Znowu trochę się dzieje, więc mam nadzieję że się nie zanudzicie. Jest też ponad trzy tysiące słów więc jestem z siebie dumna.
Ktoś z was lubi Jaxa? ( Jasper i Max ) :)

Pozdrawiam 




4 komentarze:

  1. Hej ho, let's go! (tak zaczyna się najstraszniejsza książka, jaką w życiu przeczytałam)
    Podobał mi się fragment z perspektywy Lily. Można było się sporo dowiedzieć o wypadku Maxine i jego konsekwencjach.
    Złoty Remus! Gdyby nie on, te dwa tępaki nigdy nie doszłyby do tego, że może jednak nie są idealni i nieomylni. Nic dziwnego, że biednemu Lupinowi, który spędza z nimi tyle czasu, też kiedyś musiały puścić nerwy.
    Czy radość Maxine i Troy'a oznacza, że nasza bohaterka jednak będzie mogła grać? To dopiero wiadomość!
    Ja też zupełnie zapomniałam o tym pierścionku. Wciąż jestem ciekawa jego działania, co on właściwie robi i dlaczego?
    YASSS, tema Jasper! No nareszcie się chłopak odważył, kibicowałam mu.
    Merlinie, Syriusz i James to takie DURNIE. Z tym niezapraszaniem na imprezę urodzinową przeszli samych siebie, bo to szczyt dziecinady. Wstyd, nie zasłużyli na to, żeby ktokolwiek się z nimi godził.
    Śmierciożercy w Hogwarcie? A jak oni się tam dostali, do stu piorunów? W każdym razie narozrabiali mocno w swoim stylu. Udało Ci się oddać szaleństwo Bellatriks, nie ma co. Biedny Jasper! Ale przynajmniej miał okazję zaimponować Maxine :(
    Ja wiem, że w obliczu tych strasznych wydarzeń to nieco płytkie, ale TAK STRASZNIE jestem ciekawa, co Maxine dała Syriuszowi w prezencie! To musiało być coś super, a ten dupek zwlekał, zwlekał i na koniec to zgubił. Ech, ten Black!
    Pozdrawiam serdecznie,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadome jest, że Remus jest z tej czwórki narozsądniejszy ;) ja na jego miejscu cały czas bym się na nich darła. I różdżka również poszła by w ruch. Hehe.
      Na razie nic nie mogę zdradzić. Dowiecie się w następnych rozdziałach ;)
      Starałam się zrobić z Bell taką wariatkę jaką była w książkach i mam nadzieję że mi się udało
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Hej!
    Jak obiecałam, już komentuję na bieżąco, żeby znów nie utopić się w morzu zaległości :)
    Bardzo miło ze strony Lily, że towarzyszyła Maxine w Mungu. To na pewno nie była przyjemna wizyta dla dziewczyny, więc potrzebowała wsparcia :)
    Ojej, groźnie się zrobiło. W sumie to cieszę się, że Remus powiedział Huncwotom to, co myślał. Przesadzają i to bardzo. Gniewają się, jak dzieci. Może 18-stka to dobry pretekst, by dorosnąć, co?
    Coś mi się wydaje, że Maxine będzie mogła grać! Jeśli tak, to fajnie by było poczytać o meczu Ravenclaw-Gryffindor :D
    A ja jestem team Syriusz. Lubię Jaspera, ale ciągle mam co do niego jakieś dziwne przeczucie :D
    Nie wiem dlaczego, ale ten wątek ze Śmierciożercami mi jakoś nie podpasował. Gdyby pojawili się w Hogwarcie, to napewno ktoś by się zorientował, a oni pojmali dwóch uczniów, jednego torturowali i nawet najbliżej mieszkający Hagrid nic nie usłyszał...
    No ale to nic. Ważne, że Jasper jest już w Skrzydle i pielęgniarka się nim zajmie. Bo co jak co, ale szkoda mi się go zrobiło.
    Syriusz dostał dwa, tajemnicze prezenty. Ten od Maxine i ten od Belli. Nie mogę sie doczekać, aż je wyjaśnisz ;)
    Pozdrowienia
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety panowie Huncwoci, a zwłaszcza połowa z nich , są wiecznymi dziećmi i często mają problemy z tym co mówią i robią.
      Oni nie pojawili się na terenie Hogwartu tylko już blisko Hogsmeade. Za Zakazanym Lasem ;)
      O prezentach dowiecie się na przestrzeni kilku rozdzialów
      Pozdrawiam

      Usuń