niedziela, 9 lipca 2017

Rozdział 35.

- O mało się wtedy nie zabiłam! - puknęłam go w ramię oburzona. Byliśmy już po spacerze i powoli wracaliśmy do szkoły. Lekcja kończyła się za jakieś pięć minut. Zrobił śmieszną minę. 
- Nie moja wina, że w wieku piętnastu lat nie miałaś koordynacji ruchowej - wytknął mi. 
- To twoja wina, bo zachciało ci się udawać bohatera Black, a to nie rola dla ciebie - parskam. Weszliśmy do szkoły i ruszyliśmy w stronę klasy do Historii Magii. Chłopak miał mnie jedynie odprowadzić, bo on i reszta Gryfonów mieli Transmutację z Puchonami. 
- Jak ci idą korki z moim najukochańszym braciszkiem? Jest grzeczny? - spytał, wyciągając z torby miętowe cukierki. Podczas naszego spaceru wypalił dwie fajki. Wywracam oczyma.
- Wiem, że się o mnie troszczysz, ale jestem dużą dziewczynką. A Regulus nie jest taki zły. Nie lubię go i nigdy nie polubię, ale jestem dobrym człowiekiem i chce mu pomóc - uspokoiłam go. Niemrawo się uśmiechnął, ale nic nie powiedział. Było mi go tak szkoda. To dobry chłopak, a urodził się w takiej patologicznej rodzinie. Na szczęście napotkał na swojej drodze resztę Huncwotów i nie zamienił się w takiego gbura i zwolennika czystej krwi jak jego rodzice i braciszek. 
- Tu są nasze zguby! - w naszą stronę szła Emma z Georgie - Masz szczęście Black. Już myślałam, że coś jej zrobiłeś - blondynka dźgnęła go palcem wskazującym w klatkę piersiową. 
- To zniewaga! Jak mógłbym skrzywdzić taką uroczą twarzyczkę? - prychnął, rozciągając dłońmi moje policzki. Zmrużyłam oczy, na co posłał mi niewinne spojrzenie. Dziewczyny się zaśmiały. 
- Jest ci odpuszczone. Znaj łaskę pana - machnęła dłonią, a chłopak złapał się za serce. 
- Jesteś zbyt szczodra o pani - wyznał. Nastała cisza, którą przerwał śmiech całej naszej czwórki. Gryfon pożegnał się z nami całusami w policzek i pognał w stronę klasy do Transmutacji. 
Z każdą minutą przybywało ludzi, ale nigdzie nie widziałam Jaspera. Nie denerwowałam się, wiedząc jak ludzie traktują Historię Magii. Albo się spóźniają, albo w ogóle nie przychodzą. 
Weszliśmy do klasy, siadając w ławkach i czekając, aż profesor zacznie wykład. Jestem ciekawa, czy ktoś zdecyduje się zdawać ten przedmiot na egzaminach. Oczywiście prócz Lily. Ja się wciąż waham. Niby do pracy w Ministerstwie powinno się co nieco wiedzieć o naszej historii, ale trudno. 
Minęło dwadzieścia minut i z trudem zapisywałam notatki o goblińskich porachunkach z krasnoludami, kiedy drzwi klasy się otworzyły i do środka wszedł Ślizgon. Wślizgnął się na miejsce po mojej prawej stronie i wyjął z plecaka notatnik.
- Gdzie byłeś? - spytałam. 
- Też się stęskniłem - parsknął i musnął moje usta. Zamrugałam, ale po chwili zmarszczyłam nos. 
- Nie dam się przekupić pocałunkiem ...
- A, to szkoda kochanie, bo mam ich sporo w zanadrzu - wymruczał i znów się pochylił w moją stronę. Jego usta miały się spotkać z moimi, ale przeszkodziło nam chrząknięcie. To dziewczyny patrzyły się na nas z ogromnymi uśmiechami. 
- Przepraszamy, że przeszkadzamy w tak romantycznej chwili, ale chciałyśmy zaproponować grę w karty. Wieje nudą - Em wzruszyła ramionami. Zgodziliśmy się. Na Transmutacji niestety nie było takiego luzu. Mcgonagall denerwowała się nadchodzącymi małymi krokami Owutemami i robiła nam kilkukrotne powtórki. Chyba na pamięć znałam Kodeks Transmutacji. Zadała nam też dwa eseje na wybrane tematy, które mamy oddać za tydzień. Cudownie. Za tydzień są święta kobieto! Daj nam trochę spokoju. 
Na szczęście Verdon podchodziła do nas z większym spokojem i nie robiła nam po raz milionowy powtórek z poprzednich klas. Zajmowaliśmy się jedynie Nieśmiałkami i tworzyliśmy ich rysunki. 
                                            ***
- Padam na ryj - Gideon przejechał ręką po twarzy. Jego brat leżał na kanapie bez oznak życia. Byli na nogach odkąd weszli do kasyna w Swansea. Kręcili się tam przez dobrą godzinę, a przez resztę tego czasu obserwowali i śledzili dwóch podejrzanych kolesi. Nic, to nie dało. 
- Macie chłopaki - Molly postawiła na stole tackę z dwoma kubkami pełnymi gorącej czekolady oraz talerz pełen kanapek. Ich starsza siostra miała na sobie dwuczęściową kremową piżamę i kolorowy szlafrok. Jej oczy były podkrążone, a rude włosy zebrała w niechlujnego koka na czubku głowy. 
- Siostra idź spać. Poradzimy sobie - powiedział starszy z bliźniaków widząc, jak zmęczona jest.  
- Jestem dużą dziewczynką Gidi. Poradzę sobie. Poza tym dawno nie spędzaliśmy czasu we trójkę. Trochę brakuje mi tych czasów - wyznała i nakryła, śpiącego Fabiana cienkim kocem. 
- Jak to całe gówno się skończy musimy iść do Fortescue. Pamiętasz jak dzień przed twoją pierwszą podróżą do Hogwartu zjedliśmy po osiem kulek? - wyszczerzył zęby, a ona jęknęła. 
- Nawet mi nie przypominaj. Przez miesiąc nie mogłam nawet myśleć o lodach - wzdrygnęła się. Oboje z lekkimi uśmiechami, spojrzeli na kominek. Ogień leniwie przeskakiwał po kawałkach drewna. 


Przeniosła wzrok na drugiego brata i poczuła smutek. Przeżył tyle złego. Najpierw śmierć ojca, który był dla niego wzorem. Potem ten wypadek. Na dokładkę odejście drugiego rodzica, czyli ich mamy. A teraz Nina. Ta dwójka pasowała do siebie idealnie. Jak masło orzechowe i dżem, czy taniec i śpiew. Nie mogli bez siebie żyć. 
Zakochali się w sobie bezgranicznie, mieli nawet zaplanowane zaręczyny. Aż tu pewnego dnia dziewczyna zaginęła. Nikt nic nie wiedział ani nie widział. Minęło już pięć miesięcy i niemal wszyscy stracili nadzieje, że się odnajdzie. Wszyscy prócz niego. Wciąż zachowywał się, jakby po prostu wyjechała na długie wakacje, gdzie nie może się z nikim kontaktować. Molly się o niego bała. Mimo wszystko to wrażliwy chłopak. 
- Nie martw się siostra. Fab, to twarda sztuka. Poradzi sobie ze wszystkim - pocieszył ją Gideon. W ręku trzymał kanapkę z wołowiną i majonezem. 
- Przestanę się martwić, kiedy Nina się odnajdzie. Jedz, a ja pójdę zobaczyć co z chłopcami - wstała, cmoknęła go w policzek i ruszyła w stronę schodów. Rudowłosy odprowadził ją wzrokiem, po czym westchnął i zabrał się do jedzenia. 
                                              ***
- Potrzebuje czegoś panienka? - skrzat podszedł do mnie i lekko się uśmiechnęła. 
- Na razie dziękuję - skinęłam głową. 
- Tofik zawsze pomoże - ukłonił się i wrócił do swoich towarzyszy, więc mogłam wrócić do roboty. Była środa i niedawno skończył się obiad, a ja siedziałam w szkolnej klasie i próbowałam zrobić postępy w poszukiwaniach owego Boo. Miałam listę wszystkich chłopaków w szkole. Nie należało to do prostych zadań, bo na każdym roku jest około siedmiu chłopaków. Pomnożyć to razy siedem roczników i razy cztery domy? Wychodzi ładna i dość duża liczba. Do tego ksywa Boo mogła znaczyć cokolwiek. Pochodzić od pierwszego imienia, od drugiego imienia, od nazwiska, a nawet od ulubionego artysty. To zadanie niemal do niewykonania, ale nie mogę się poddać. Może powinnam powiedzieć o tym dyrektorowi. On na pewno od razu znalazłby tę dwójkę. 
- Proszę - Tofik podszedł do mnie ponownie i postawił przede mną szklankę z sokiem. 
- Dziękuję - uśmiechnęłam się. 
- Odrabia panienka pracę domową? - pyta cicho, miętoląc w dłoniach materiał swojej koszulki. 
- Coś w tym rodzaju - biorę łyk napoju. 
- Tofik może pomóc - wzrusza ramionami. Już mam odmówić i wrócić do pracy, kiedy nagle lampka zapaliła się w mojej głowie. To jest to. Skrzaty znają ten zamek jak własną kieszeń. Wiedzą wszystko o nauczycielach i uczniach. Na pewno poradziłyby sobie z odnalezieniem tego chłopaka. 
- A wiesz, że mógłbyś? Tylko musiałbyś być dyskretny i zrobić to tak, żeby nikt się nie dowiedział - powiedziałam, a jego ogromne oczy się rozszerzyły - To nic nielegalnego. To ma pomóc w rozwiązaniu tych wszystkich problemów - wyjaśniam. Po chwili kiwa głową. 
- Co mam zrobić? - spytał twardym głosem. 
- Szukam pewnego chłopaka. Nie wiem, jak się nazywa ani, ile ma lat ani w jakim domu jest. Wiem jedynie, że jego przyjaciółka powiedziała do niego Boo - wytłumaczyłam. Zamrugał. 
- Pomogę panience. Niech się panienka nie martwi. Nam skrzatom też nie podoba się to, co się tutaj dzieje. To są złe czasy - westchnął. 
- Dziękuję - uściskałam go. Zarumienił się aż po same uszy, po czym wrócił do pracy. Pełna nadziei i energii opuściłam szkolną kuchnię.  
                                         ***
- Czemu się tak na mnie gapicie? - uniosłam brew, widząc natarczywy wzrok Huncwotów. Siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym Gryfonów i graliśmy w Szachy Czarodziejów. Kilka miejsc dalej Lils i Mary odrabiały zadania domowe z Transmutacji - Jeśli znowu macie jakiś problem, to ...
- Spokojnie Max - Remus od razu zareagował - Po prostu coś nas zastanawia - wyjaśnił, a chłopaki skinęli głowami. Od razu zeszła ze mnie złość. 
- Co takiego? - westchnęłam. Panowie spojrzeli na siebie, nic nie mówiąc, ale wiedziałam, że ich umysły działają na podobnych obrotach. 
- Wczoraj ty i Jasper byliście na randce. I jak wracaliście, nie byliście sami ... - zaczął Pete. 
- Na Mapie widniała jeszcze jedna kropka - dodał James, targając sobie włosy. Zmarszczyłam czoło. 
- Wasza Mapa wie wszystko. Po co się mnie pytacie skoro ... moment ... nie była podpisana? - byłam w lekkim szoku. Mapa Huncwotów to niesamowity wynalazek i jestem dumna, że jej wykonawcy to moi przyjaciele. Wiedziała wszystko. Widziała, każdą osobę na terenie szkoły i Hogsmeade. Gdyby nauczyciele ( mogę się założyć o wszystko, że dyrektor o niej wie ) wiedzieli, co ta czwórka rozrabiaków stworzyła byliby pod wrażeniem. 
- Nie była - zaprzeczył Łapa. Zamrugałam zdezorientowana. Na ich twarzach malowała się ciekawość i lekkie poddenerwowanie. 
- Powiem wam, ale to tajemnica. Nikt o tym nie wie prócz nauczycieli, mnie i Jaspera oraz dziewczyn. Macie nikomu nie mówić - szepnęłam. Zamrugali, ale po chwili przyrzekli, że będą milczeć jak grób. Potargałam sobie włosy - Ta dziewczyna wybiegła z lasu, kiedy byliśmy z Jasperem na spacerze. W cienkim ubraniu, z siniakami i zadrapaniami. Była wycieńczona i ledwo co nas znalazła, zemdlała. Przynieśliśmy ją do Skrzydła, a dyrektor od razu wezwał Aurorów. Ci przeszukali okolicę, a dziewczyna została przeniesiona do Munga. Wciąż jest nieprzytomna - wyjaśniłam im, jak najciszej umiałam. Nastała cisza przerywana głosami uczniów siedzących w Pokoju Wspólnym. Huncwoci nie patrzyli na mnie tylko na siebie i zapewne mieli natłok myśli w swoich głowach. Widać, to było po skupionych twarzach.
- Ale, dlaczego Mapa jej nie oznaczyła? Przecież ona rozpoznaje, każdego ... - mruknął Pete. 
- Albo tak się nam zdawało. Może w naszym projekcie była jakaś luka, czy coś - miodowooki podrapał się po bladym policzku. Prefekt wyglądał coraz gorzej i coraz bardziej bolało mnie serce, że nie mogę mu pomóc. Dlaczego do cholery ten przeklęty wilkołak ugryzł akurat jego? 
- Mimo wszystko to niepokojące. A wiesz coś więcej o tej dziewczynie? - spytał James. Oh. 
- Dyrektor mówił, że nazywa się Nina Lawrence i chodziła do Hogwartu jakieś siedem lat temu. Podobno zaginęła pół roku temu i nikt nie sądził, że się odnajdzie - powiedziałam powoli nie chcąc wypaplać niczego o Zakonie. 
- Nina Lawrence ... coś mi to mówi. Charlus przypadkiem o niej nie wspominał? - Syriusz spojrzał na okularnika zaciekawionym wzrokiem. 
- Chyba tak ... ale przez ostatni rok tyle osób zaginęło, że trudno pamiętać wszystkie nazwiska. A Aurorzy coś znaleźli? - spytał się zaciekawiony. 
- Niewiele. Jedynie jej bransoletkę. Ciekawi mnie tylko przed kim uciekała - westchnęłam. Obecnie prócz Voldemorta naszym problemem był ktoś eksperymentujący na Wampirach. Cudownie. 
                                          ***
Następnego dnia odbywało się kolejne spotkanie Zakonu. Denerwowałam się bo, jak do tej pory mało się dowiedziałam. Raz Regulus o mało czegoś nie wygadał, ale niestety szybko się zreflektował i przerwał korepetycje, mówiąc, że źle się czuje. Ta. Na pewno Panie Śmierciożerco. 
Podczas tego spotkania Fabian oraz cała reszta mieli się też dowiedzieć o odnalezieniu blondynki. Dyrektor chciał poczekać, aż dziewczyna się obudzi, ale do tej pory się to nie wydarzyło, więc postanowił, że tak powiem puścić farbę. Weasley na pewno będzie wniebowzięty.
Obecnie trwała piąta lekcja, czyli OPCM z Gryfonami. Pan Marshall miał dziwnie zadowoloną minę i było to dla mnie lekko podejrzane. To fajny facet, ale często ma pomysły, które mijają się z prostotą i normalnością. 
- Jak zapewne wszyscy wiedzą nadeszły złowrogie czasy, podczas których każdy z nas powinien czuć się zagrożony. Nie wiadomo, kto jest wrogiem, a kto nie. Dlatego od dzisiaj aż przez następny miesiąc będziemy uczyć się jak wyczarować Patronusa. Ktoś wie co to za zaklęcie? - spytał, a kilka rąk poderwało się w górę - Panna McDonald - wskazał na małą blondynkę siedzącą z Peterem. 
- To najtrudniejsze zaklęcie obronne pozwalające na ochronę przeciwko Dementorom. Przybiera formę srebrzysto-białego obłoku, który przypomina jakieś zwierze. Jakie, to będzie zwierze zależy od czarodzieja - powiedziała. 
- Bardzo dobrze. Pięć punktów dla Gryffindoru. Nad tym zaklęciem umieją zapanować jedynie bardzo potężni czarodzieje. Niestety nie każdemu to się udało i jest duża liczba osób, która tego nie potrafi mimo podeszłego wieku. Nie będę dawał ocen za umiejętność wyczarowania Patronusa. To zbyt poważny temat i wiem, że presja działa niezbyt korzystanie na jego wyczarowanie. No dobrze proszę byście wstali - uśmiechnął się. Uczyniliśmy, to a on machnął różdżką, ustawiając ławki i krzesła pod ścianami - Czy ktoś tu obecny umie tę trudną sztukę? - uniósł brew, a mnie wcale nie zdziwiło to iż Huncwoci podnieśli ręce - Ooo. Jestem pod wrażeniem. Może chcieliby panowie zaprezentować klasie swoje umiejętności? - spytał, a chłopcy wyciągnęli różdżki. Skinęli na siebie głowami i w tym samym momencie wypowiedzieli zaklęcie. Po chwili po pomieszczeniu poruszały się cztery srebrzyste stworzenia. Jeleń, pies, szczur i wilk. Osoby obecne na sali były pod wrażeniem. Tak samo, jak nauczyciel. Zabrzmiały oklaski - Dobrze. Po pięć punktów, za każdego z panów dla Gryffindoru. Jeśli chodzi o sam proces wyczarowania Patronusa. Ma trzy elementy. Po pierwsze trzeba przypomnieć sobie swoje najszczęśliwsze wspomnienia. Takie, które sprawia, że robi nam się ciepło na sercu. Po drugie wykonujemy wysoki obrót różdżki i gwałtownie celujemy wypowiadając słowa Expecto Patronum!. Tak jak ja - mężczyzna zrobił, to o czym powiedział, a po chwili z jego różdżki zaczął wydobywać się obłok, który po chwili przybrał formę niedźwiedzia. Zwierzę okrążyło swojego właściciela i zawarczało. Mężczyzna uśmiechnął się - Teraz wasza kolej. Ustawcie się w lekkiej odległości i próbujcie. I bez presji - mrugnął do nas. Zabraliśmy się do pracy. 









Dzień dobry :)
Ponownie niezbyt dużo się dzieje jednak nie miałam pomysłu jak pokierować różnymi wydarzeniami, więc pojawią się one w następnym rozdziale. Przysięgam na swoją miłość do żelków.

Piszcie swoje pomysły na Patronusy naszym bohaterów. Jestem ciekawa czy ktoś myśli tak samo jak ja i jakiś odgadnie ;)
Pozdrawiam i do usłyszenia 






2 komentarze:

  1. Cześć!
    Rozdział nie zawsze musi być pełen akcji, takie opisy codzienności też są czasami potrzebne, zwłaszcza że przypominają, że nasi bohaterowie wciąż są w szkole i to ona wypełnia sporą część ich czasu.
    Zrobiło mi się smutno, kiedy Gideon rozmarzył się o tych lodach :( Chyba jednak nie będą mieli okazji, żeby się na nie wybrać...
    Ciekawa jestem, co takiego sprawia, że Mapa Huncwotów nie poznaje Niny. Nie wątpię, że sam ten fakt wjechał chłopakom na ambicję i wkrótce odkryją, co się za tym kryje :)
    A, zapomniałabym, pomysł z wykorzystywaniem pomocy skrzatów był ciekawy. Teraz powinno być już z górki.
    Patronusy Huncwotów to żadna niespodzianka, zastanawiam się jednak, jaką formę będzie miał Patronus Max (bo pewnie uda się jej go wyczarować) i czy będzie bardziej pasował do Patronusa Syriusza czy Jaspera? :D Oto jest pytanie.
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Mi pisanie o Fabianie i Gideonie sprawia przykrosc i czesto mam ochotę zmienić kanon. Ale do tego czasu jeszcze sporo czasu i nie wiem czy dojedziemy do tych wydarzeń.
      Sprawa Niny za jakiś czas się rozwiąże. Tak samo jak ta o Boo i jego koleżance.
      Patronusy naszych bohaterow będziemy poznawac przez kolejne rozdzialy.
      A nastepny pojawi sie nie wiem kiedy bo mam zepsuty komputer a nie wiem kiedy bedzie zdatny do uzycia.
      Pozdrawiam i do uslyszenia :)

      Usuń